Mieszkańcy dolin między Wartą Prosną i Lutynią niejako przyzwyczajeni byli do występowania z brzegów swoich najbliższych rzek. Od niepamiętnych czasów niemal co roku zalewały łąki, a niekiedy i najbliższe pola uprawne. Bardzo często zdarzały się powodzie Woda zalewała uprawy, podchodziła pod zabudowania niżej położone. Co jakiś czas miały miejsce powodzie o rozmiarach katastrof. Częściej były to powodzie wiosenne, w marcu i kwietniu, a niekiedy letnie po wyjątkowo obfitych opadach. Te letnie niszczące dojrzałe zboża były gorsze. Konsekwencją tego w dawnych czasach był zawsze głód. Praktycznie każde pokolenie przeżyło co najmniej jedną wielką powódź, którą wspominano latami.
Antoni Poniński właściciel Brzóstkowa i Przybysławia w swych pamiętnikach w roku 1780 napisał pod datą 8 marca: wody przybrały tak mocno, że od czterdziestu lat ludzie nie przypominają sobie podobnej powodzi. Most na granicy ze Śmiełowem jest zerwany. Ludzie pamiętali zapewne powódź letnią z 1736 roku. Jedną z największych katastrof, w Poznaniu uznawaną za największą dziejach miasta, która zalała Stare Miasto. Kolejne wielkie powodzie miały miejsce w XIX wieku. Wiosną 1855 roku i kolejna jeszcze groźniejsza w roku 1888. Wówczas po długiej, śnieżnej i mroźnej zimie nastąpiły na przedwiośniu dodatkowo opady, które spotęgowały wezbrania rzek. Stan wody w Pogorzelicy na zapełnionej wodą i krami Warcie 26 marca przekroczył 5,15 cm. Następnego dnia wały przeciwpowodziowe w okolicy Szczonowa nie wytrzymały i woda szeroko rozlała się na okolicę. W Pogorzelicy podeszła pod nowo pobudowaną plebanię. W roku następnym sytuacja omal się nie powtórzyła.
Na początku XX stulecia tuż latem przed zbiorami w 1903 roku woda zalała nad Wartą, Prosną i Lutynią 10 tysięcy mórg ziemi. Potem jeszcze w 1917 roku woda mocno dała się we znaki, ale do prawdziwego dramatu doszło siedem lat później. Zima przełomu 1923 i 1924 roku była mroźna z dużą ilością opadów. Praktycznie przez całą zimę mróz nie odpuszczał. Nawet około 20 marca, choć słońce świeciło już wysoko i w dzień temperatura była dodatnia, to w nocy spadała w dalszym ciągu poniżej zera. Jeszcze w niedzielę 23 marca bez przeszkód po grubym lodzie odbywał się ruch pieszy i powozów konnych po Warcie i Prośnie. W kolejnych dniach sytuacja zmieniła się diametralnie. Od poniedziałku nocne przymrozki minęły a w dzień termometry wskazywały kilkanaście stopni powyżej zera. Już 25 marca zanotowano na wodowskazie w Nowej Wsi Podgórnej szybki wzrost poziomu Warty. Jednak najpierw wylała Lutynia, mała rzeczka, ale o dużym spadku wody i zwykle szybko przybierająca. Nie była jeszcze wówczas zabezpieczona wałami, rozlewała się szeroko bez przeszkód, ale do tego mieszkańcy byli przyzwyczajeni. Od czwartku zaczęła przybierać Prosna. Lodowy zator między wsiami Żerniki i Chwałów spowodował spiętrzenie Prosny. Woda przerwała wał pod Miniszewem i zalała Miniszew i Prusinów. Mieszkańcy Żernik, Kretkowa i Chwałowa Walczyli o utrzymanie grobli. Woda jednak przelała się przez wał i pokonując nasyp kolejki powiatowej między Kretkowem a Przybysławiem, a wody Lutyni i Prosny połączyły się. Prosna na tym odcinku chwilowo opadła.
W sobotę 30 marca gwałtownie zaczęła przybierać Warta. Zalała Komorze, Paruchów i Pogorzelicę. Przed dalszym rozlaniem chronił nasyp drogi prowadzącej ze Śmiełowa do Pogorzelicy.
Dramatycznie relacjonował dalsze wydarzenia korespondent „Dziennika Poznańskiego”:
"Trzystu ludzi ze Śmiełowa, Gąsiorowa, Szczonowa i okolicy broniło tej drogi, a z drugiej strony stał wrogi tłum Paruchowiaków w których interesie leżało przejście Warty przez tę drogę. Rozeszła się nawet pogłoska o strzałach w chwili walki bezwzględnej."
W nocy z 30 na 31 marca woda przerwała groblę pod Szczonowem. Przeraźliwie głośny szum przelewającej się wody z lodem wybudził ze snu mieszkańców, którzy zaczęli ratować swój dobytek. W niedzielę ukazała się mieszkańcom skala powodzi. W dolnym biegu Prosny i Lutyni wpadających do Warty zalane zostało w większym lub mniejszym stopniu wszystkie miejscowości. Najbardziej ucierpiały zalane pola, łąki, kopce ziemniaków, wiele domów i stodół. Utonęło wiele zwierząt, których nie zdążono wyprowadzić na wyższe miejsca. Z Komorza pozostały tylko wyspy. Przez niżej położone domy w Paruchowie woda przelała się wręcz oknami. Owczarz z folwarku Stary Paruchów ewakuował się przez dach, wybijając kilka dachówek. W Pogorzelicy woda sięgała schodów kościoła. Do proboszcza podpływała łódka pod okno plebanii. W miejscu przerwania grobli pod Szczonowem powstała ogromna wyrwa w ziemi wyżłobiona przez wodę i lód. W tym miejscu istnieje dziś jeziorko o powierzchni około pół hektara i głębokości nawet 8 metrów.
Jak podawał „Dziennik Poznański”, na terenie powiatu jarocińskiego - obejmującego swoim zasięgiem wówczas także nadwarciańskie tereny dzisiejszej Gminy Nowe Miasto nad Wartą - zalanych zostało 12 tysięcy hektarów. W kolejnych dniach woda zaczęła opadać. Jednak w zalanych bezodpływowych terenach utrzymywała się jeszcze przez długie miesiące.
Już 4 kwietnia na tereny objęte powodzią w powiecie śremski mi jarocińskim przybył wojewoda wraz z posłem Kazimierzem Brownsfordem. Po przedstawieniu sytuacji premierowi rząd zgodził się udzielić poszkodowanym długoterminowych kredytów i umorzyć podatki. Szybko w powiecie organizowano doraźną pomoc powodzianom. Starosta jarociński Jan Modelski upoważnił policję oraz sołtysów do zbierania datków na rzecz rodzin poszkodowanych w powodzi. W Jarocinie powstał społeczny Komitet Niesienia Pomocy dla Powodzian, którego apele o pomoc drukowano w ówczesnej "Gazecie Jarocińskiej".
Powódź z 1924 roku przez starszych mieszkańców porównywana była z powodzią w roku 1888. Przyczyną powodzi była wyjątkowa śnieżna i mroźna zima w dorzeczu Warty i Prosny. Lód na Warcie miał grubość nawet 80 cm. Rozbicie zatoru lodowego przez saperów pod Pyzdrami i połączenie fali Warty i Prosny wzmocniło kulminację powodzi. Klęska powodzi wiosną 1924 roku objęła także dorzecze Wisły. Jeszcze w marcu opad śniegu był tam tak intensywny, że zatrzymał ruch pociągów. Długa zima i przyjście wiosny spowodowało klęskę na skalę krajową.
Opracowano w oparciu o „Dziennik Poznański” i „Gazetę Jarocińską” oraz wspomnienia mieszkańców zalanych terenów.
*
Roman Gałązka, który przygotował ten tekst, jest również autorem książki "Przybysław - dziedzice i chłopi. Historia wsi do 1945 roku". Na co dzień pełni funkcję sołtysa w Antoninie.
Prezentowane w GALERII zdjęcia pochodzą z CYRYLA, czyli Cyfrowego Repozytorium Lokalnego i przedstawiają powódź z 1924 roku udokumentowaną w Poznaniu przez Romana Stefana Ulatowskiego.
Być może ktoś z naszych Czytelników posiada w rodzinnych zbiorach fotografie z tamtych wydarzeń sprzed 100 lat. Jeśli tak, to prosimy o kontakt mailowy na adres: l.sokowicz@jarocinska.pl.
ZOBACZ RÓWNIEŻ:
Szanowni Internauci. Komentujcie, dyskutujcie, przedstawiajcie swoje argumenty, wymieniajcie poglądy - po to jest nasze forum i możliwość dodawania komentarzy. Prosimy jednak o merytoryczną dyskusję, o rezygnację z wzajemnego obrażania, pomawiania itp. Szanujmy się.