reklama

Agnieszka Wiśniewska. Kobieta ratownik medyczny i kierowca karetki pogotowia [ZDJĘCIA]

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

Agnieszka Wiśniewska. Kobieta ratownik medyczny i kierowca karetki pogotowia [ZDJĘCIA]  - Zdjęcie główne
reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościRozmowa z AGNIESZKĄ WIŚNIEWSKĄ ratownikiem medycznym - Szpitalnego Oddziału Ratunkowego w Jarocinie i kierowcą karetki pogotowia ratunkowego w Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Poznaniu
reklama

Dziewczynki marzą, by zostać piosenkarką, modelką, aktorką, kosmetyczką, a pani chciała zostać kierowcą i to właśnie ambulansu?
 Nie. W podstawówce chciałabym być chirurgiem. Ale stwierdziłam, że nie dam rady. Ostatecznie, jak większość koleżanek, wybrałam technikum odzieżowe, bo fajnie było sobie coś samemu uszyć. Przez kilka lat pracowałam jako szwaczka. Wiedziałam, że to nie jest zajęcie dla mnie. Kiedy po urodzeniu dzieci pomyślałam sobie, że mam wrócić do szycia i do emerytury siedzieć przy maszynie, to myślałam, że oszaleję. Wtedy stwierdziłam, że to jest ten czas, aby spróbować zmienić coś w swoim życiu i już wtedy chciałam pracować w Zespołach Ratownictwa Medycznego. Moje dzieci były małe, a mąż pracował jako zawodowy kierowca. Nie mogłam sobie pozwolić na trzyletnie studia,  aby wyjechać z domu od piątku do niedzieli. Zdecydowałam się na szkołę policealną w Krotoszynie w zawodzie opiekun medyczny. W 2014 roku rozpoczęłam pracę na tym stanowisku w jarocińskim szpitalu. Po dwóch latach stwierdziłam, że ta profesja sprowadza się tylko do pielęgnacji pacjenta.
I wtedy zdecydowała się pani studiować ratownictwo medyczne.
 Tak. Stwierdziłam, że dopnę swego. Miałam 37 lat i pomyślałam sobie: albo teraz, albo wcale, bo potem będzie coraz trudniej. Oczywiście byłam najstarsza na roku. Nie było łatwo. Ciężko było mi pogodzić studia z   obowiązkami matki, żony, prowadzenia domu i pracy zawodowej. Trzy dni w tygodniu jeździłam na uczelnię. Ale dzięki wsparciu i pomocy najbliższych, a szczególnie męża, udało się. W lipcu 2019 roku uzyskałam dyplom  ratownika medycznego a we wrześniu dostałam zatrudnienie na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym.  
A jak  to się stało, że została pani kierowcą karetki i to w Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Poznaniu.
W międzyczasie jeszcze opłaciłam sobie i ukończyłam kurs dla kierowców pojazdów uprzywilejowanych. W styczniu 2020 roku złożyłam podanie o pracę do WSPR w Poznaniu i po trzech tygodniach zostałam zatrudniona.
Jaka jest różnica pomiędzy pracą ratownika medycznego na SOR-ze a w Zespole Ratownictwa Medycznego?Ogromna. W szpitalu pracujemy na zlecenie lekarza.  W pogotowiu jest zupełnie inna specyfika pracy. Przyjeżdżając do pacjenta, to sami musimy go zdiagnozować, rozpoznać stan zagrożenia życia i ustabilizować. Na SOR-ze działamy w pomieszczeniu i tak naprawdę wiemy, że tych zagrożeń jest niewiele. Raz na jakiś czas zdarza się agresywny pacjent. Z kolei w terenie, to nigdy nie wiemy, na kogo i gdzie trafimy. Przez 10 miesięcy jeździłam w centrum Poznania. Pacjenci niby wszędzie są tacy sami, ale w centrum więcej agresji po alkoholu, urazów, środków odurzających. W wielu przypadkach konieczna była interwencja policji.0 Najdziwniejsze dla mnie było wezwanie do pacjenta z drobnymi ranami po zaatakowaniu przez pytona. Teraz pracuję na obrzeżach Poznania. Tutaj jest większy spokój.
Pierwszy wyjazd w ZRM?                                                                                                                  
To było wezwanie do młodej dziewczyny z chorobą alkoholową.  Udało nam się ją uratować, zawieźć do szpitala, ale po jakimś czasie dowiedziałam się, że zmarła. Pamiętam również, że na tym pierwszym wyjeździe w nieznanym mi rejonie pomyliłam drogi. Stres, ciężki stan pacjentki. Pomógł mi wtedy  kolega z zespołu.
 Które zdarzenie utkwiło pani najbardziej w pamięci?
Jest ich sporo. Najgorzej jest, jak  pacjenta nie udaje się uratować. Lubię tę pracę dlatego, że jak pacjentowi w ciężkim stanie przywróci się czynności życiowe i dowiezie się go do szpitala, to jest ogromna satysfakcja. Kiedy odzyskuje świadomość to mu mówię, że już pukał do bramy Św. Piotra, ale jej nie otworzył. Zawsze śmieję się, że siłuję się pod tą bramą ze św. Piotrem i udaje mi się pacjenta  przeciągnąć na swoją stronę.
A  wypadek komunikacyjny?
Najgorsze są te, kiedy zajeżdżamy i nie mamy co ratować, bo liczysz tylko zgony. Wtedy jest poczucie bezsilności i niesprawiedliwości.
Jest pani jedyną kobietą karetki pogotowia w WSPR w Poznaniu?
 Jest nas kilka. Tam nikogo to nie dziwi.
A jak reagują pacjenci na kobietę za kierownicą ambulansu?
    Sympatycznie. Nie spotkałam się, żeby ktoś  był oburzony. W zależności od tego, w jakim stanie jest pacjent, to zdarza się, że mówię: „Proszę zapiąć pasy, dzisiaj  baba prowadzi”. Miałam taką sytuację, że z jednym z pacjentów jechałam na sygnale, a po dojeździe do szpitala mi powiedział: „Cały czas kontrolowałem tę jazdę, ale dobrze pani prowadzi”.
A koledzy?
 Teraz już się przyzwyczaili, ale  na początku nie było łatwo. Po pierwsze - to jest męska profesja. Po drugie - my się dzielimy „rolami”. Jeden  jest kierowcą, a drugi kierownikiem ZRM. W większości zespołów kierowca jest od lat kierowcą, a drugi kierownikiem. Rzadko zdarza się, że zamieniają się funkcjami. Jest sporo takich ratowników medycznych, którzy od lat trzymają się wyłącznie „kółka”. A nagle przyszła baba i wszystko, co było poukładane, trzeba zmienić. Należy oddać kierownicę i zajmować się dokumentacją medyczną, a to też nie jest łatwe. Zgodnie z przepisami kierownikiem mogła być osoba z co najmniej 5-letnim stażem pracy. Chociaż pandemia to zweryfikowała, brakowało ludzi do pracy i teraz szefem zespołu może być każdy ratownik medyczny. To jest trochę nierozsądne, bo ja po trzech latach pracy mam nie raz wątpliwości w podejmowaniu decyzji. Cały czas się uczę, bo można mieć wiedzę, ale i tak doświadczenie jest najważniejsze. Jestem również  kierownikiem zespołu. Ogólnie nie jest źle. 95 procent mężczyzn dobrze mnie przyjęło w tym zawodzie. Wypracowaliśmy sobie zasady współpracy. Zaakceptowali mnie i bardzo dobrze mi się pracuje.
Praca w nocy, w święta, niedzielę w trudnych warunkach atmosferycznych. Dodatkowo jest to ciężka praca fizyczna. Jak sobie pani z tym radzi?
Nauczyłam się sobie z tym radzić, ale to sobie trzeba wypracować, żeby cierpienia ludzi nie zanosić do domu. Początkowo bardzo przeżywałam sytuację pacjentów i to, co się z nimi stało. Ale nie można całe dnie myśleć nad nieszczęściem ludzi, bo zwariowałabym.               
Udaje się  
Najbardziej przeżywam dzieci i do dzisiaj uważam, że nie potrafię sobie z tym poradzić. Przez pandemię jest dużo zaburzeń psychicznych u dzieci, prób samobójstw. Do tych sytuacji podchodzę emocjonalnie.
Oswoiła się pani ze śmiercią?
Przez lata nauczyłam się ją rozumieć. Wiadomo, że jest to przykre i bolesne dla bliskich osoby, która odeszła. Osobiście nie boję się śmierci, bo ona czeka każdego z nas, ona i tak przyjdzie, chociaż nie wiem, jakbyśmy przed nią uciekali.  
Jak się jest w dużym mieście, to ma się wrażenie, że karetki jeżdżą nieustanie?
Zdarzało się, że w czasie 12-godzinnego dyżuru nie mieliśmy czasu zjeść posiłku, bo nie zjeżdżaliśmy do stacji. Potrzeby fizjologiczne załatwialiśmy na stacji paliw. Z jego wezwania jechaliśmy na kolejne.                 
Co jest najtrudniejsze dla kobiety w tym zawodzie?
 Zdobyć zaufanie mężczyzn, którzy wykonują tę profesję. Jesteśmy postrzegane, że nie poradzimy sobie. Spotkałam się też z takim określeniem, że nie powinnyśmy pracować w zespołach wyjazdowych, bo się dużo dźwiga. Niektórzy twierdzą nawet, że dziękują za dyżur z kobietą, bo jak będzie ciężki pacjent, to on go sam nie wyniesie. Nie zgadzam się z tym. Ja też dźwigam. Mamy krzesła kardiologiczne, maty, a jeżeli ten pacjent jest ciężki, to o pomoc prosimy rodzinę czy straż pożarną. Nie migam się od pracy. Czasami koledzy mówią: „Daj ja to wyniosę”, odpowiadam: „Ja też mogę” Nie chcę, aby sobie pomyśleli, że jestem tylko od tego, aby siedzieć i pachnieć. Nie oczekuję od nich żadnej taryfy ulgowej, ale lubię, jak są dżentelmenami, to znaczy łapią cięższy sprzęt.
Czy z pracy ratownika medycznego można wyżyć?  
Teraz już tak. Wiele osób myśli, że my zarabiamy „kokosy” . Nie wiem, czy każdy w środku nocy, w deszczu chciałby jechać do wypadku, biegać po rowach w błocie.  My tylko chcemy godnej płacy, bo cały czas jesteśmy w  gotowości. Nigdy nie wiadomo, kiedy dostaniemy wezwanie. Możesz je otrzymać o północy lub o czwartej nad ranem. Reanimujemy ludzi na mrozie, w kałuży, zbieramy szczątki… Na nas ciąży ogromna odpowiedzialność. Musimy rozpoznać stan zagrożenia życia i zdrowia, podać leki i dowieźć do szpitala. Teraz jest dużo ludzi roszczeniowych, często nas nagrywają.  Biegamy z ciężkim sprzętem po klatkach  schodowych. Nie możemy zarabiać najniższej średniej krajowej.
Praca w karetce ogranicza panią, jeżeli chodzi o ubiór. Nie może pani założyć sukienki, szpilek?
Poradziłam sobie z tym. Mam chyba jedyną spódniczkę ratunkową. To jest mój autorski projekt, ale koleżanka mi uszyła, bo ja wyszłam z wprawy. Do karetki to za bardzo się nie nadaje, ale na SOR-ze w niej dyżuruję.  
Co pani powiedziałaby dziewczynom, które marzą o zawodzie ratownika medycznego?
Nigdy nie jest za późno na realizowanie swoich marzeń. To wszystko wymaga ciężkiej pracy, ale jak się chce, to wszystko można. Jak się ukończy studia, ma się usystematyzowaną wiedzę medyczną, to potem pozostaje przebicie się przez ten męski świat i stereotyp, że baba się do tego nie nadaje. Cieszę się, że jestem w tym miejscu, w którym jestem. Wszystkim kobietom z okazji Dnia Kobiet chciałabym powiedzieć, że mimo przeciwności warto dążyć do celu, bo najważniejsze w życiu jest aby robić, to co się lubi. Z chęcią wstaję o 4.15 i jadę do pracy. Uwielbiam pomagać ludziom.       

reklama

                                                                                                                                                                         Rozmawiała
                                                                                                                                                                           Elżbieta Rzepczyk   

reklama

 

Szanowni Internauci. Komentujcie, dyskutujcie, przedstawiajcie swoje argumenty, wymieniajcie poglądy - po to jest nasze forum i możliwość dodawania komentarzy. Prosimy jednak o merytoryczną dyskusję, o rezygnację z wzajemnego obrażania, pomawiania itp. Szanujmy się.

reklama



                  
                                      
                 
                                                                                                                                                                         

reklama

 

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama