Na pogrzebie Sławka spotkałam Jarka, który nie tylko przynależał do naszej bandy ale był też bezpośrednim sąsiadem Sławka. Wracaliśmy powolnym krokiem a styczniowe słońce towarzyszyło nam we wspomnieniach:
- Ej Hanka… a pamiętasz, jak huśtaliśmy się na deskach u Józefa Jezierskiego? - spytał Jarek mrużąc oczy w słońcu.
Huśtaliśmy się na deskach? Co on gada? - pomyślałam i w tym samym momencie doznałam olśnienia. Oczywiście! Deski pana Józefa! To była jedna z najlepszych zabaw pod słońcem! Nagle poczułam rytmiczne bujanie: w górę i w dół, na siedząco i na stojąco, na jednej nodze i na obu. Matkości, to była dopiero frajda! Byłam wdzięczna Jarkowi za przywołanie tych wspomnień, które dopiero co miały zacząć się na dobre…
Dołączyła do nas siostra Sławka - Mariola. Czarne oczy i włosy odziedziczyli po mamie oboje jako rodzeństwo. Pani Jezierska miała aparycję i fascynującą, elegancką fryzurę zaczesaną w skomplikowany kok. Już jako dziecko zastanawiałam się, jak ona ją robi ale zagadki nie rozwiązałam nigdy, choć fryzura ta towarzyszyła pani Krystyna do końca jej długiego życia. Tatę Marioli i Sławka kojarzę z jasnymi lokami i pokaźnym brzuszkiem. Pan Józef był ciągle uśmiechnięty i w dobrym humorze. Dzisiaj myślę sobie, że musiał mieć baaaardzo pogodne usposobienie, skoro nie przeganiał nas z tych swoich desek, które mu wyginaliśmy w każdą stronę i łamaliśmy z hukiem.
Dziadek Sławka i Marioli miał na imię Stefan. To on zapoczątkował ponadpokoleniową karierę stolarską ze specjalizacją budowy trumien. Tradycję zawodową przekazał swojej czwórce dzieci: Czesławowi, Tadeuszowi, Jadwidze i Józefowi. Nagle Mariola zdradziła nam tajemnicę rodzinną: - A wiecie, że dziadek Stefan, choć stolarz z zawodu, jak przyszło co do czego to kazał pochować się w cynkowej trumnie?… - opowiadała nam o rodzinnych spotkaniach, których było bez liku, bo Jezierscy lubili się bawić. - Jako dzieciaki stawiani byliśmy na taborecie, aby było nas lepiej widać i parodiowaliśmy naszych krewnych. Sławek już wtedy nie tylko parodiował ale i śpiewał – wspominała nasza była sąsiadka. To, że Sławek grał na gitarze i lubił włoskie piosenki, dowiedziałam się dopiero na jego pogrzebie.
Przesiąknięta wspomnieniami dotarłam do domu. Nagle przypomniał mi się zapach stolarni pana Józefa, która znajdowała się na ul. Śródmiejskiej w podwórzu jednej z kamienic. Ciężkie, drewniane drzwi prowadziły przez mroczny korytarz, na którego końcu było małe podwórze. Po prawej stronie wchodziło się do stolarni. Zakurzone okna, odgłos piły a przede wszystkim słodki, ciepły, miły dla nozdrzy zapach drewna powróciły jak magia. Pod potężnymi stołami piętrzyły się góry wiórek. To właśnie po nie przyjeżdżałam razem z mamą rowerem.Ładowałyśmy dwa pełne worki, mama układała je na rowerze a na jednym z nich sadzała mnie. Nie wiem, jak udawało jej się po drodze nic nie zgubić ale pamiętam szorstkość juty, która odciskała się na moich dziecięcych nogach. Nic tak dobrze nie pomagało rozpalić ogień w kuchennym piecu, jak wiórki ze stolarni pana Józefa...
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.