reklama

Cenzura nie przejdzie! Zakazane teksty Tygodnika Zamojskiego. Pozostałe publikacje

Opublikowano:
Autor:

Cenzura nie przejdzie! Zakazane teksty Tygodnika Zamojskiego. Pozostałe publikacje - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości

29 lokalnych wydawców z całej Polski publikuje na swoich portalach teksty Tygodnika Zamojskiego, na który sąd nałożył prewencyjny zakaz publikacji

 

Media lokalne to najważniejszy bezpiecznik Polski samorządowej. Opisują, relacjonują, ale przede wszystkim pełnią funkcje kontrolne wobec władzy i patrzą jej na ręce.

W listopadzie w Zamościu doszło do wstrząsajacej sytuacji: Sąd Okręgowy uznał, że ważniejsze jest dobre samopoczucie osob publicznych i miejskiej spółki, niż prawo mieszkańców do informacji. Nałożył na Tygodnik Zamojski 11-miesięczny zakaz publikacji na temat działalności Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej w tym mieście. Nakazał także usunięcie dotychczas opublikowanych tekstów ze stony internetowej.

To nic innego jak zakazana w konstytucji cenzura prewencyjna. Jeśli będziemy się godzić na taka metodę, jeśli nie zaprotestujemy, obudzimy się w rzeczywistości, w której takie zakazy są normą. Nie wchodząc w meritum sporu między spółką a gazetą, protestujemy przeciw ograniczaniu prawa mieszkańców do informacji PRZED rozstrzygnięciem sądowym.

Takie sądowe zabezpieczenia to śmierć mediów. A bez mediów nie ma demokracji.

Sądowy zakaz dotyczy tylko Tygodnika Zamojskiego. Dlatego 29 lokalnych wydawców, w geście solidarności, publikuje na kilkudziesięciu portalach zakazane teksty. Ukazują się tego samego dnia.

Cenzura nie przejdzie!

 

PUBLIKACJA III

Dlaczego Wnuk boi się odwołać prezesa PGK? 
Mówiąc językiem klasyka, prezydent i rada nadzorcza zamojskiej spółki „rżną głupa” 

Wreszcie! Dopiero po seraii naszych publikacji, kiedy obnażyliśmy przebieg przetargu, w którym Przedsiębiorstwo Gospodarki Komunalnej Sp. z o.o. w Zamościu mogło stracić 2 mln zł (!), rada nadzorcza spółki złożyła zawiadomienie do prokuratury. Jednak ani dla niej, ani dla reprezentującego właściciela (jest nim miasto) prezydenta Andrzeja Wnuka nie był to wystarczający powód, by odwołać prezesa PGK. Dlaczego go chronią?   

O tym, że rada nadzorcza złożyła zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa podczas (ustawionego?) przetargu, który wygrała firma z ofertą o 2 mln droższą, jej przewodniczący Roman Cioch poinformował 8 października, podczas specjalnie zwołanej konferencji prasowej. Tłumaczył się też, dlaczego rada, choć to wydawało się oczywiste, nie odwołała prezesa zarządu zamojskiego PGK Jarosława Maluhy. Właśnie to wzbudza największe zdziwienie. Rodzi także pytania: Czy narażenie na tak dużą stratę miejskiej spółki to za mało, żeby podjąć wobec jej szefa radykalne decyzje? Co się jeszcze musi wydarzyć, by był to wystarczający powód do odwołania prezesa, pod rządami którego miejską spółkę niektórzy traktowali jak prywatny folwark? Dlaczego prezydent Wnuk nie reaguje jak należy i nie chce posprzątać w PGK?   

Koniec kolesiostwa
Gdy przewodniczący rady nadzorczej odczytywał na konferencji oświadczenie, w którym „pudrował” sytuację w PGK, przed siedzibą spółki oburzeni mieszkańcy Zamościa stanęli z transparentami: „Koniec kolesiostwa”, „Obiecanki cacanki prezydenta PiS”, „Kolega z klasy – 20 000 zł miesięcznie” czy „Tańszy zarząd. Tańsza woda. Tańsze śmieci”. Banery oddawały nastroje panujące w mieście i wśród załogi PGK po publikacji tekstów, w których ujawniliśmy – jak napisał w doniesieniu złożonym do prokuratury jeszcze we wrześniu Franciszek Josik, były wieloletni prezes spółki – „przekręty podczas przetargów, jakich dopuścił się zarząd”.
W naszych artykułach obnażyliśmy także bezczelność bliskich współpracowników prezesa, którzy traktowali spółkę jak źródło, z którego można czerpać korzyści służbowe i prywatne. Pierwszy z brzegu przykład: pani dyrektor pod pretekstem prezentacji maszyn służbowym samochodem z kierowcą wiozła do stolicy meble siostry. Innym razem ta sama szefowa angażowała pracowników PGK, by wnosili kanapę do jej mieszkania.  
Pokazaliśmy także, jak wysokie są koszty utrzymania kierownictwa spółki. Przypomnijmy je, bo kwoty robią wrażenie. Prezes Jarosław Maluha – desygnowany zresztą przez Wnuka (to koledzy z jednej klasy z „Elektryka”) – miesięcznie zarabia 18,7 tys. zł brutto. A ostatnio na wniosek rady nadzorczej kolega prezydent przyznał mu nagrodę w wysokości... 63 414 zł (brutto). Za 2017 r., kiedy organizowany był budzący podejrzenia przetarg, mimo że właśnie w ub. roku prezes powiększył stratę na działalności podstawowej PGK o 1 mln zł. Ponadto Klaudia Malec, prokurent i dyrektor do spraw organizacji i usług komunalnych (przy obecnym prezydencie zrobiła zawrotną karierę), bierze 11,7 tys. zł i sowite nagrody. Teraz, gdy prezes nagle zachorował, a rada nadzorcza przyjęła, że zwolnienie będzie długoterminowe (!), nowo powołany członek zarządu Sylwester Budzyński będzie zarabiał ponad 9 tys. zł. Wszyscy są opłacani z pieniędzy mieszkańców. 

Przetarg ustawiony? 
Wszystko zaczęło się od przetargu, który wyłonił wykonawcę inwestycji na terenie Regionalnego Zakładu Zagospodarowania Odpadów w Dębowcu. Chodziło o budowę drogi dojazdowej oraz rekultywację terenu i wykonanie farmy fotowoltaicznej (w jednym zadaniu). Dotarliśmy do dokumentów i informacji, które dziwnym trafem mogą układać się w pewną całość. I pozwalają na przypuszczenie, że przetarg mógł być ustawiony pod „swojego”. Dlaczego PGK wybrało ofertę zamojskiej firmy za 8,5 mln zł, o około 2 mln droższą oferty proponowanej przez przedsiębiorcę z Gdańska? Czy to przypadek, że spółka zleciła wykonanie dokumentacji inwestycji siostrze właściciela firmy, która potem wygrała przetarg. I kolejny zbieg okoliczności: zwycięzca „niemal dokładnie podał cenę inwestorską”. A korespondencja w sprawie szczegółów umowy, w tym wszelkie kosztorysy, prowadzona była z... adresu mejlowego firmy brata. To tylko niektóre co najmniej dziwne szczegóły przetargu. Właśnie nim zainteresowało się Centralne Biuro Antykorupcyjne i Prokuratura Okręgowa w Zamościu. Zamojscy śledczy badają również kolejne trzy przetargi, na łączną kwotę 450 tys. zł, w których znów wygrywał ten, kto miał wygrać (mąż pani prokurator, znajomy prezesa – zwracali się do siebie po imieniu). Wiele wskazuje na to, że przetargi mogły być ręcznie sterowane przez samego Maluhę. 

Odwołać? Spokojnie... 
Wobec takich podejrzeń i okoliczności wydawało się, że prezes powinien zostać natychmiast odwołany (z pewnością tak zareagowałby właściciel prywatnej spółki). Jednak nic takiego się nie stało. Przeciwnie, można odnieść wrażenie, że potraktowano go nad wyraz łagodnie. Rada nadzorcza oszczędziła prezesa, mimo że umowę z wykonawcą, który wygrał podejrzany przetarg, nakazała zerwać z dniem 11 września w najważniejszym i najdroższym punkcie. A 21 września – jak poinformował na konferencji prasowej jej przewodniczący Roman Cioch – złożyła zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa z art. 305 kk. Mówi on o tym, że „kto w celu osiągnięcia korzyści majątkowej udaremnia lub utrudnia przetarg publiczny albo wchodzi w porozumienie z inną osobą, działając na szkodę właściciela mienia albo osoby lub instytucji, na rzecz której przetarg jest dokonywany, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3”.
Rada nadzorcza tłumaczyła również, dlaczego nie zdecydowała o odwołaniu prezesa. „Żadnemu pracownikowi spółki ani żadnej innej osobie nie zostały przedstawione zarzuty” – czytamy w oświadczeniu. Ponadto – jak podkreślono – Jarosław Maluha jest radnym gminy Stary Zamość, więc zgodnie z prawem rozwiązanie z nim stosunku pracy wymaga zgody tej Rady Gminy.    

Rada udaje? 
Tymczasem prawnicy, którzy analizowali dla nas treść tego oświadczenia, twierdzą, że rada nadzorcza nie musiała mieć takiej zgody. Jest ona wymagana tylko przy rozwiązaniu umowy o pracę (na którą jest zatrudniony prezes PGK). W przypadku Maluhy mamy do czynienia z odwołaniem z funkcji, a to nie to samo, co rozwiązanie stosunku pracy. Tu zastosowanie ma nie prawo pracy, tylko kodeks spółek handlowych. Jego art. 203 mówi wyraźnie, że „członek zarządu może być w każdym czasie odwołany uchwałą wspólników. Nie pozbawia go to roszczeń ze stosunku pracy lub innego stosunku prawnego dotyczącego pełnienia funkcji członka zarządu”. Zatem osoba odwołana z zarządu ma nadal status pracownika. Dlaczego więc rada nadzorcza udaje, że tego nie wie? A może członkowie rady – by utrzymać swoje stanowiska – zachowali się tak, jest im nakazał prezydent? Wiadomo przecież, że powołał ich Wnuk, a żyć jakoś trzeba... Gdyby walczący o reelekcję prezydent przed wyborami odwołał kolegę prezesa, niejako przyznałby się do tego, że obsadzanie spółek znajomymi to błędne decyzje personalne. 

Prezydent w układzie? 
Ponadto rada nadzorcza usprawiedliwia się tym, że „prezes przebywa na zwolnieniu lekarskim, nie podejmuje żadnych czynności zarządczych w spółce, nie ma dostępu do żadncyh dokumentów”. 
Choroba i zwolnienie lekarskie nie są przeszkodą w odwołaniu prezesa z funkcji. A tym bardziej kiedy istnieje podejrzenie, że zarząd mógł narazić spółkę na 2 mln zł straty i tym samym dopuścić się niegospodarności. Czego trzeba jeszcze, żeby rada znalazła powód odwołania? 
Co istotne, uczynić to mógł (i wciąż może) prezydent, który reprezentuje Zgromadzenie Wspólników, czyli miasto. Złożył tylko wniosek do rady, by sprawdziła procedury przetargowe, poza tym nie reaguje. Co zatem robi w tym układzie Wnuk? Na razie udaje, że to nie jego sprawa. Ale to jest jak najbardziej jego sprawa. Takie działania, a raczej ich brak, tylko go kompromitują. Co tam strata 2 mln zł. Najważniejsze, by za wszelką cenę chronić kolegę. Tylko dlaczego boi się go odwołać? Skąd przesadna lojalność między nimi? Może prezydent tak wysoko cenił dotychczasową pracę i zasługi prezesa Maluhy? Jak bardzo? Aż strach o tym myśleć. 
Mówiąc językiem Janusza Korwina-Mikkego, prezydent „rżnie głupa”. A razem z nim rada nadzorcza, której ruchy zdają się tylko usprawiedliwiać takie podejście Wnuka.   

„Misio” i podsłuchy 
Tymczasem docierają do nas kolejne rewelacje – sugestie istnienia kolejnych układów w PGK. I znów chodzi o przetargi, które łączy osoba kolejnego zamojskiego przedsiębiorcy – w PGK mówiono o nim „Misio”. Co ciekawe, cztery lata temu wspierał kampanię Andrzeja Wnuka. A jego żona startowała wówczas do RM z listy założonego przez kandydata na prezydenta „Wspólnego Zamościa”. Po wygranych przez Wnuka wyborach przedsiębiorca z żoną zajął się organizacją sylwestra w mieście (na podstawie umowy o dzieło). Właśnie wtedy „nieustalony pracownik UM zwrócił się” do niego, by dla magistratu kupił... No właśnie, do miasta firma przysłała wykrywacz podsłuchów, który potem w przedziwny sposób zmienił swoje przeznaczenie i stał się... zupełnie czymś innym – urządzeniem do pomiaru dźwięku (hałasu). 
Pisaliśmy o tym wiele razy, śledztwo w sprawie poświadczenia nieprawdy w dokumentach i przywłaszczenie tego urządzenia prowadziła Prokuratura Rejonowa w Janowie Lub. Podejrzany o to był Andrzej Wnuk. W śledztwie pojawia się ów przedsiębiorca. Wiele wskazuje na to, że m.in. dzięki jego zeznaniom i „wybiórczej pamięci” śledztwo umorzono, choć to nie koniec – 15 października sąd rozpatrzy zażalenie. Zeznawał m.in., że kompletnie nie pamięta, kto i kiedy wykonywał wszelkie czynności związane z zakupem (prawdopodobnie on kupił dla miasta urządzenie, ale „nie pamiętał, w jakim sklepie internetowym”), jednak kategorycznie stwierdził, że nie był to wykrywacz podsłuchów. 
Trudno w to uwierzyć , ale nie od rzeczy będzie tu wspomnieć, że firma jego żony wygrywała przetargi w PGK (zajmuje się m.in. instalacjami elektrycznymi i telekomunikacyjnymi oraz automatyką). Choć pracownicy spółki potwierdzają, że faktycznie roboty wykonywał on sam. We wrześniu firma ta wygrała przetarg na modernizację sieci okablowania w budynku spółki (wartość 176,6 tys. zł brutto). W marcu tego roku kolejna robota – likwidacja kabla zasilającego budynek administracyjny na cmentarzu komunalnym (wartość 29,3 tys. zł brutto). Także wiosną „Misio” dostał następną inwestycję od PGK – za 78,7 tys. zł brutto. I tu kuriozum. Spółka miejska proponuje firmie nadzwyczajne warunki – przedziwne, niespotykane w przetargach. PGK zapewnia wykonawcy niemal wszystko (czego nie miał): sprzęt budowalny, w tym zwyżkę i niezbędne maszyny, z operatorami (pracownikami spółki). Co więcej, gdyby PGK nie było w stanie udostępnić tych zasobów, a „Misio” zatrudnił podwykonawcę, wówczas kosztami wynajęcia obciążony byłby PGK. 
– To kuriozum, z jakim nigdy się nie spotkałem. Wygląda na to, że umowę sporządzono tak, by komuś, komu brakuje odpowiedniego sprzętu, dać zarobić – nie ma wątpliwości specjalista, który od wielu lat zajmuje się przetargami. W sumie „Misio” zarobił 284,6 tys. zł brutto (na rękę 231 tys. zł). Czy to kolejne ustawione przetargi? 
Jadwiga Hereta

(Tekst opublikowany w Tygodniku Zamojskim 10 października 2018)

 

PUBLIKACJA IV

Były prezes zamojskiego PGK Franciszek Josik uważa, że w spółce miejskiej i wokół niej działa...

Grupa przestępcza

„W naszej firmie od dwóch lat, jeżeli chodzi o przetargi, w większości były to przekręty; kilkanaście. Charakter tych spraw i ich rozpiętość każą myśleć, że działa grupa przestępcza. Żeruje na majątku PGK, ale swoje działania rozszerza także na Zamość: na developerkę, zoo, a ostatnio zagnieździła się również w TBS (Towarzystwo Budownictwa Społecznego Sp. z o.o., także spółka miejska - przyp. red.) - Franciszek Josik, wieloletni prezes zamojskiego PGK, ogłosił to podczas specjalnie zwołanej (15 października) konferencji prasowej. Te słowa wstrząsnęły Zamościem.

– Mieszkańcom Zamościa należy się informacja i prawda – tłumaczył powody swojego – trzeba przyznać, odważnego wystąpienia.

Pierwsze było CBA

podkreślał Josik, impulsem, by obnażyć kulisy działania układu zamojskiego, było... Centralne Biuro Antykorupcyjne, które zainteresowało się przetargiem na fotowoltaikę w Regionalnym Zakładzie Zagospodarowania Odpadów w Dębowcu. To właśnie o tym ustawionym (?) przetargu pisaliśmy w serii naszych publikacji. Ujawniliśmy, że PGK, wybierając ofertę zamojskiej firmy za 8,5 mln zł, mogło przepłacić za inwestycję 2 mln zł (!). Dziwnym trafem spółka zleciła wykonanie dokumentacji inwestycji siostrze właściciela firmy, który potem wygrał ów przetarg. Ponadto zwycięzca przetargu przedstawił sfałszowane referencje (których notabene PGK nie sprawdzał) i niemal dokładnie podał cenę inwestorską (niektóre sformułowania były kalką z kosztorysów). Do tego właśnie przetargu m.in. odniósł się prezes Josik.

- Przepracowałem 21 lat na stanowisku prezesa, a PGK ma już 65 lat i takiej sytuacji nigdy nie mieliśmy. Jest mi przykro, że mówię o swojej firmie, ale pora to wreszcie przeciąć. Złodziejstwo trzeba czerwonym żelazem wypalić – mówił prezes, tłumacząc dlaczego o przekrętach podczas tego i innych przetargów zawiadomił prokuraturę. – Może niedługo odejdę na emeryturę, ale nie mogłem z tym zostawić mieszkańców Zamościa. Także naszej załogi, która dziś jest w bardzo trudnej sytuacji – ma przełamany kręgosłup i sumienie. Zgłoszenie spraw do organów ścigania, to mój obowiązek.

Podkreśla również, że o odkrytych przez siebie rewelacjach szczegółowo opowiedział radzie nadzorczej spółki (spotkał się z nią dwukrotnie), używając również określenia „grupa przestępcza”.

Niczym ośmiornica

Według Franciszka Josika zamojską grupą przestępczą kieruje Jarosław Maluha, prezes zarządu PGK Sp. z o.o. (spółką kieruje od 19 sierpnia 2016 r., po ujawnieniu afery nagle zachorował i jest na długotrwałym zwolnieniu lekarskim). – To nie ulega wątpliwości, bo cała wielka operacja zaczęła się na naszym majątku – mówi z pełnym przekonaniem. I wylicza pozostałe osoby z układu: – To na pewno Rafał B. (syn prominentnego polityka – przyp. red.) i Robert K. (przedsiębiorca, mąż pani prokurator). – Rozszyfrowałem tę grupę i kilkanaście przetargów. Wiem, kto wokół czego się kręci – zapewnia. Z jego doniesień wynika również, że w otoczeniu tego układu ważną rolę odgrywa Klaudia Malec, dziś prokurent, dyrektor do spraw organizacji i usług komunalnych w spółce. – Powiedzmy sobie jasno: to przedłużenie złodziejskiej ręki prezesa Maluhy – dodaje. I po kolei wylicza „przekręty” w przetargach, grupując je w pakiety. O części z nich pisaliśmy na łamach TZ.

Jednym, największym, dotyczącym wspomnianej fotowoltaiki, zajmuje się zamojska Prokuratura Okręgowa. Oprócz opisanych przez nas szczegółowo dziwnych zbiegach okoliczności, które w ostateczności miały służyć temu, żeby wygrał ten, kto miał wygrać, prezes Josik ujawnia kolejne.

– Trzeba sobie jasno powiedzieć: prezes Maluha wiedział kto będzie wykonawcą tych instalacji i robót. A przedstawiony przez tego wykonawcę kosztorys był naciągnięty na te 2 mln zł w kilku pozycjach. Na przykład stację trafo zamiast 200 tys. wyceniono na 800 tys. zł, a panele fotowoltaiczne zamiast 750 zł – na 1000 zł – wylicza.

Pakiety koleżeńskie

Trzema kolejnymi przetargami (na łączną kwotę ok. 450 tys. zł), które łączy mąż pani prokurator (pisaliśmy o nich w tekście „Kto w końcu pozamiata w PGK?”) z uwagi na powiązania rodzinne zajmuje się Prokuratura Okręgowa w Radomiu. Wiele wskazuje na to, że mogły być „ręcznie” sterowane przez samego prezesa Maluhę.

Kolejny pakiet przetargów łączy Konrad T. (w PGK mówiono o nim „Misio”; pisaliśmy o nim przed tygodniem). – Tak się złożyło, że wygrał już trzy przetargi (wartość 176,6 tys. zł brutto – przyp. red.). Dziwnym trafem Konrad T. jest też podwykonawcą wymiany lamp na ledowe na terenie Zamościa.

I następny pakiet, Josik nazywa go „meblowym”, dotyczy firmy z Sitańca (jej właściciel jest kolegą prezydenta Wnuka), która „wygrywała i meblowała gabinet prezesa, PGK na Kruczej, budynek oczyszczalni ścieków”. Teraz jeszcze zajmuje się konserwacją bram na terenie RZZO w Dębowcu.

Nie będę mówił o drobnych sprawach: o piasku czy przetargu na ochronę mienia dodaje Josik. I zapewnia, że złoży doniesienia o kolejnych przetargach.

Prezes odniósł się także do „lojalek”, jakie za rządów Maluhy dostawali do podpisania pracownicy. Jednym z 12 punktów oświadczenia jest zobowiązanie, że przez 15 lat (po zaprzestaniu wykonywania czynności na rzecz PGK) nie ujawnią tajemnicy przedsiębiorstwa. Czyli do śmierci (!). Jest też punkt mówiący o uczciwości. – Prezes powinien to pytanie zadać sobie, a nie pracownikom – zauważa były prezes PGK.

I stanowczo oświadcza, że nie zamierza nigdy wracać na stanowisko prezesa, bo ma inne plany życiowe.

Franciszek Josik zastrzega przy tym, że zwołana przez niego konferencja i ujawnienie kulisów działania grupy przestępczej, nie ma związku z wyborami. To wyższa konieczność. Dodajmy, że prezes kandyduje do zamojskiej Rady Miasta z listy PiS. Jako radny zapewne szczegółowo prześwietli wszystkie spółki miejskie. Pytany zaś, czy po konferencji nie obawia się kolejnej próby zwolnienia go z pracy, odpowiedział: – Wszystko jest możliwe”.

Jadwiga Hereta

(Tekst opublikowany w Tygodniku Zamojskim 17 października 2018)

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE