Przygoda Wiesława Garbarka z bieganiem zaczęła się już w Technikum Przemysłu Drzewnego, ale profesjonalne treningi rozpoczął w 1975 roku w trakcie służby wojskowej. Jego talent po tym, jak wygrał bieg na trzy kilometry, zauważył trener Wiesław Kiryk. Jarocinak zaczął szlifować go w klubie "Oleśniczanka". Był to nowoczesny ośrodek z gabinetem odnowy biologicznej, co na czasy komuny, było jeszcze luksusem a nie normą. W jednostce trenował i biegał przez 1,5 roku. Mimo że miał taką możliwość, nie chciał pozostać tam jako zawodowy wojskowy.
Wiesław Garbarek, początki biegowej pasji
Wrócił więc do cywila i do Jarocina. Rozpoczął pracę zawodową i założył rodzinę. Miał wtedy przerwę w bieganiu, ale ponieważ zgodnie z powiedzeniem, że "stara miłość nie rdzewieje" po kilku latach przerwy wrócił do swojej pasji. Zaczął ponownie w 1979 roku, a już w następnym roku pojechał na II Maraton Warszawski. Od tamtego momentu - na przestrzeni 44 lat - ukończył ponad 120 maratonów, w tym trzy razy "setkę" w Kaliszu, czyli bieg na 100 km. W Jarocinie działa w Ognisku Towarzystwa Krzewienia Kultury Fizycznej „Trucht - Wspólny Dom”.
- Sport lubiłem zawsze. Pierwszy raz biegłem "setkę", żeby ją ukończyć po prostu. To było dla mnie coś nowego. Mój drugi start był bardziej udany, bo wykręciłem 8 godzin 43 minuty i parę sekund. To jest bardzo dużo, jak się nawet jedzie rowerem. Towarzyszył mi na rowerze momentami mój kolega, śp. Heniu Radoła, którymi tam też podawał napoje, chociaż co 10 km były punkty regeneracyjne i tam były jakieś banany, picie i takie inne rzeczy. Najważniejsza rzecz w bieganie to jest woda. Nie można dopuścić do tego, żeby organizm się odwodnił - podkreśla Wiesław Garbarek.
Dla mieszkańca Jarocina bieg "zaczyna" się dopiero od 10 km, ponieważ nie czuje się dobrze w krótszych dystansach. Jak podkreśla nigdy nie był typem sprintera. Kiedy zaczynał, ta dziedzina sportu nie była aż tak popularna. Przyznaje, że dzisiaj widok kogoś, kto biegnie chodnikiem czy szosą nie jest już niczym dziwnym, ale kilkadziesiąt lat temu nie zdarzało się to aż tak często. Teraz wiele osób w mediach społecznościowych chwali się swoim osiągnięciami i udziałem w imprezach masowych. Wiesław Garbarek jest zwolennikiem aktywnego wypoczynku i zachęca do tego innych.
- Ja mam ogromną frajdę z tego biegania. No i mimo że pracowałem fizycznie, bo nigdzie za biurkiem nie siedziałem, ale po pracy zawsze na trening od razu wychodziłem. Może nie codziennie, ale cztery, pięć razy w tygodniu to już musiałem iść, żeby utrzymać kondycję i na zawodach jako tako wypaść. Chociaż nie byłem ani pierwszy ani ostatni, to w swojej kategorii wiekowej zwykle meldowałem się w pierwszej trójce. Jak się coś kocha, a ja to kochałem, to się zawsze znajdzie na to czas. To była kwestia rozplanowania zajęć. Na treningach, mimo że był to wysiłek fizyczny, odpoczywałem psychicznie. Schodziło ze mnie to napięcie, stres. Najlepsze to było takie 10 lat, gdy byłem między 55. a 65. rokiem życia. To były takie tłuste lata. Na Mistrzostwach Polski Weteranów w Murowanej Goślinie wygrałem dwa razy. W Lęborku Mistrzostwa Polski Weteranów w maratonie też wygrałem. No, ale niestety zegara biologicznego się nie oszuka. Wydolność organizmu spada, ale tak jest u wszystkich. - mówi jarociniak.
Z okazji 70. urodzin w piątek 7 czerwca 70 razy pokonał dystans 400 m na stadionie w Jarocinie. Pokonał w sumie 28 km. Zajęło mu to 2 godziny 42 minuty 6 sekund [ZOBACZ TUTAJ]. Dzień później świętował razem z innymi biegaczami [ZOBACZ GALERIĘ]
Gdyby nie problemy finansowe rodziców, może nie zostałby biegaczem a kolarzem
W wolnych chwilach oprócz treningów zajmuje się uprawą ogródka działkowego. Lubi też jazdę na rowerze. Gdyby nie problemy z finansami, być może wcale nie zacząłby biegać, a zająłby się kolarstwem. Ponieważ rodziców nie stać było na rower, musiał zrezygnować z trenowania w szkółce. Do tego rowerowego zamiłowania wrócił jednak po latach i to w zupełnie innej formie.
- Stworzyliśmy taką grupę, która co roku - od pięciu lat - wyjeżdża na pięć dni na przełomie maja i czerwca. Właściwie objechaliśmy już całą Polskę prawie wokoło - od źródeł Odry do Świnoujścia, później ze Świnoujścia do Malborka, a następnie całą ścianę wschodnią według granicy, bo to było jeszcze za dobrych czasów, bezbezproblemowych z Ukrainą. To jest dość duże wyzwanie dla zwykłego śmiertelnika i trzeba przyznać, że trochę nam te Bieszczady dały w kość. Najtrudniejsze były podjazdy. Jeden taki przez 3 km miał 19% wzniesienie. Na to już potrzeba troszkę sił, żeby do góry podjechać, ale jaka była wielka frajda wieczorem, że się to pokonało. Zmęczenie minęło i rano można było dalej jechać. Dziennie robiliśmy po 100 a jak na płaskich odcinkach to i po 150-180 km - opowiada pan Wiesław.
Dzięki udziałowi w biegach ulicznych nawiązał wiele znajomości. Utrzymuje kontakt również z osobami, z którymi trenował w czasie służby wojskowej. Brał udział w uroczystość nadania patrona stadionowi w Szklarskiej Porębie. Ze wspomnianym wcześniej Henrykiem Radołą pokonali wspólnie wiele dystansów m.in. w sztafecie biegowej na Westerplatte i pielgrzymce biegowej do Częstochowy czy do Lichenia. W 1999 roku brał udział w jednym z największych biegów, bo w Berlinie startowało wówczas 22 tys. ludzi. Pokonał trasę w niecałe 3 godziny. Po kilku tygodniach otrzymał od organizatora książkę, w której ujęte były imiona, nazwiska i uzyskany czas przez każdego z uczestników.
Wiesław Garbarek podkreśla, że jest obecnie najstarszym w gronie jarocińskich biegaczy. Z perspektywy swoich 70 lat z sentymentem wspomina pierwsze wyjazdy na maratony, nocowanie w halach sportowych czy adademikach. Myśli o tym, aby zakończyć przygodę w biegach ulicznych na 25. edycji maratonu poznańskiego. W tym roku w październiku odbędzie się on po raz 23. Z uprawiania sportu nie chce jednak całkowicie rezygnować, ponieważ wie, że niekorzystnie odbija się to na jego stanie zdrowia. Kiedy miał półroczną przerwę w bieganiu, zaczął mieć problemy z nadciśnieniem. Wrócił więc do treningów.
- Był to dla mnie taki mały sygnał ostrzegawczy. Kontuzje? Też oczywiście mi się przytrafiły. Miałem operację na kolano z powodu problemów z rzepką. Trzy miesiące chodziłem o kulach, ale potem wróciłem najpierw do truchtania, a później do biegania - wspomina jarociniak.
Bieganie i rower to nie jedyne dyscypliny sportowe, którymi się zajmował. Przez wiele lat był też sędzią piłkarskim. Według swoich wyliczeń pokonywał na nogach średnio około 300 km miesięcznie. W skali 44 lat daje to blisko 160 tys. km. Jak sam podkreśla, w bieganiu ważniejsza od mięśni i kondycji jest głowa. Kondycja psychiczna pomaga w pokonaniu kryzysu, który na maratonach pojawia się zwykle około 35. kilometra.
Jubilat marzy o pobiegnięcie w sztafecie z Jarocina na Monte Cassino. Na przeszkodzie stoi tylko jedna przeszkoda...
Wiesław Garbarek ubolewa, że w Jarocinie zaprzestano organizacji biegu zimowego. W 2001 i 2009 roku sam zorganizował sztafetę biegową z Jarocina na Westerplatte dla uczenia pamięci bohaterskiej obrony Westerplatte. Jego marzeniem od 23 lat jest jednak i przebiegnięcie go z Jarocina na Monte Cassino. Trasa biegu ze wszystkimi szczegółami została opracowana już w zeszłym roku. Kosztorys opiewał jednak na 60 tys. zł. I to okazało się przeszkodą trudną do pokonania. W wyprawie miałoby wziąć udział ośmiu biegaczy oraz dwie osoby jako kierowcy. Wyprawa miałaby trwać dwa tygodnie. Całą trasę podzielono na jedenaście odcinków: po dwa w Polsce i Czechach oraz siedem we Włoszech. Wiesław Garbarek próbował zainteresować tematem byłe już władze Jarocina, niestety to się nie udało. Nie było też możliwości znalezienia sponsorów. Z pomysłu nie zamierza jednak rezygnować.
- Marzyłem o tym, żeby przebiec 100 km i się udało to zrobić, nawet trzykrotnie - podkreśla.
Kalendarz imprez biegowych obfituje w wiele wydarzeń. Oznacza to konieczność wyboru. Pan Wiesław lubi brać udział w mniejszych imprezach regionalnych. Co roku jeździ też na Bieg Sylwestrowy w Trzebnicy. Bardzo lubi startować w biegu w Sobótce i w Maratonie Poznańskim. Ważna dla niego jest przede wszystkim atmosfera i możliwość spotkania ze znajomymi. Duże wrażenie ostatnio zrobił na nim udział w Biegu Pokoju Pamięci Dzieci Zamojszczyzny.
Pasja do biegania na krótko udzieliła się jego córkom. Wnuki wolą jednak piłkę nożną.
- Ja ich jakoś specjalnie nie namawiam do biegania, bo muszę powiedzieć, że to nie jest łatwy kawałek chleba. Żeby biegać na jakimś poziomie, to trzeba bez reszty oddać się treningom, a do tego dochodzą też wyrzeczenia, dieta. Ja nie stosuję żadnego specjalnego sposobu żywienia ani odżywek - tłumaczy.
Trenuje pięć, a nawet sześć razy w tygodniu po 1,5-2 godziny. Miesiąc albo półtora przed maratonem chodzi codziennie. Nie inwestuje specjalnie w odzież sportową. Od lat jest wierny butom firmy Asics.
- Inne są buty treningowe, a inne startowe. Dłużej wytrzymają treningowe, bo są cięższe i mają trochę grubsze poszycie, a te startowe to już tylko siateczka jest i spód dość miękki. Wystarczają tak na około pół roku i potem niestety są do wymiany. Do chodzenia jeszcze się nadają, ale nie spełniają już zadania amortyzacyjnego, bo są "sklepane". Może mój błąd polega na tym, że dużo treningów odbywam na asfalcie, a powinno się biegać więcej w lesie, na bardziej miękkim podłożu. (...) Na tych starszych zdjęciach widać, jak wiele się zmieniło. Teraz koszulki są termiczne, a wtedy jeszcze były zwykłe bawełniane, ale jak myśmy się wtedy cieszyli, że jedziemy na zawody. No ogromna to frajda była. Pierwsze maratony biegało się w trampkach, potem pojawiły się tzw. "wałbrzychy" - wspomina pan Wiesław.
Czego można życzyć jubilatowi?
- Tylko zdrowia i wytrwałości w dalszy bieganiu. Bo najważniejsze to jest tylko zdrowie, bo tego niestety nie kupimy ani za pieniądze, ani w żaden inny sposób - mówi Wiesław Garbarek.
ZOBACZ RÓWNIEŻ
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.