W związku z tym w piątek odbyło się ich pożegnanie. Bazę polskich strażaków odwiedzili: Michalis Chrisochoidis - grecki minister ds. ochrony obywateli, Vasilios Papageorgiou - główny sekretarz ds. ochrony ludności, gen. Stefanos Kolokouris - komendant główny straży pożarnej, płk. Jan Kurdziałek - attache ds. obronnych ambasady Republiki Polski w Grecji.
Pożary Grecja 2021. Walczyli z gigantycznymi pożarami, a musieli oszczędzać każdy litr wody
Podziękowali oni strażakom za ich zaangażowanie, profesjonalizm i pomoc przy gaszeniu pożarów. Kilka dni temu do Polski wróciła pierwsza grupa strażaków. Wśród nich był mł. ogniomistrz Przemysław Wólczyński, ochotnik z OSP Golina i strażak zawodowy z Państwowej Straży Pożarnej w Krotoszynie, który uczestniczył w misji. W pierwszej kolejności gasił pożary na wyspie Evia. Potem ratownicy z Polski zostali skierowani w okolice Aten. To właśnie tam nas strażacy uratowali miasteczko Vilia. Jak wyglądała akcja gaśnicza? W jakich warunkach pracowali ratownicy? Czytaj rozmowę z Przemysławem Wólczyńskim.
Pożary Grecja 2021. Walczyli z gigantycznymi pożarami, a musieli oszczędzać każdy litr wody
Rozmowa z mł. ogniomistrzem PRZEMYSŁAWEM WÓLCZYŃSKIM - strażakiem OSP Golina i Państwowej Straży Pożarnej w Krotoszynie, który przybywał dwa tygodnie w Grecji.
Premier Grecji podziękował Mateuszowi Morawieckiemu za operację w okolicach Aten. Działania prowadzono w obronie Agios Gergios i Vilia. Jak to wszystko wyglądało z pana perspektywy?
To było straszne piekło. Ogień obejmował wszystko na horyzoncie, unosiła się czerwona łuna. Front pożaru z każdą chwilą zbliżał się do nas. Już trochę służę w straży, ale jeszcze nigdy nie widziałem, aby tak szybko rozwijał się pożar. I tak w błyskawicznym tempie zajmował wierzchołki drzew. Na odcinku 3 kilometrów zbudowaliśmy linie obrony. Chwila moment i płomienie były przed nami. Robiliśmy wszystko, aby ocalić miasteczko. Gdyby ten pożar nam „uciekł”, to cała miejscowość by poszła z dymem. W ostatniej chwili udało się to wyhamować, odległość pomiędzy nami, a frontem pożaru wynosiła zaledwie… dwa metry. Część mieszkańców się ewakuowała, inni pozostali. Ludzie stali za nami z gałęziami i gdyby ogień „przeskoczył” to dogaszaliby.
Nie zawiedliście, ale to nie jest jeszcze koniec misji.
Właśnie się dowiedzieliśmy się, że na kolejne dni zostanie dokonana podmiana strażaków. Zostało sporo pracy. Na pewno tak jak powiedział dowódca bryg. Michał Langer naszym zadaniem będzie utrzymanie pożaru w wytyczonych granicach, kontrolowanie odcinków, zarzewi ognia, żeby nie rozprzestrzeniły się dalej. Tutaj jest bardzo sucho. Drzewa i krzewy palą się jak kartka papieru albo i szybciej. Akcję gaśniczą utrudnia silny i zmienny wiatr. Front pożaru przenosił się z jednego punktu do drugiego. Musieliśmy szybko zwijać sprzęt i przenosić się w inne miejsce.
W jakich warunkach pracowaliście?
Największym wyzwaniem jest brak wody lub jej niewielka ilość. Kluczowym elementem działań jest zaopatrzenie w wodę. Czerpaliśmy ją skąd tylko jest możliwe, z basenów ogrodowych, przydomowych. Koledzy z Gniezna spotkali surwiwalowca, który miał zgromadzone 100 tysięcy litrów wody. Wszystko im oddał. Rzeki są tylko na mapie google. Tutaj liczy się każdy litr wody. Na marne nikt jej nie używał. Dowódca bryg. Tomasz Grelak zarządził, że czekamy, aby front doszedł, skumulował się i wtedy go „łapaliśmy”. Nasze działania wspierają jeszcze samoloty i śmigłowce. Latają od świtu do nocy. Do tego występują rekordowe upały. Temperatura powietrza sięga 40 stopni. Z nieba leje się potworny żar. Ziemia jest tak rozgrzana, że można się oparzyć.
Jak wyglądała doba strażaka na takiej misji?
Nocujemy na terenie remontowanej akademii strażackiej. Początkowo do lasu, który się palił, mieliśmy 50 metrów. Rozstawiliśmy zbiorniki, pompy, żeby w razie czego odciąć pożar, aby nie zajął naszej bazy. Tutaj nie został żaden samochód. Wszystkie siły rzucono do obrony miasteczka. Były takie dni, że spaliśmy po dwie, trzy godziny na dobę. Jak tylko jest wolna chwila, to w pierwszej kolejności idziemy się kąpać, bo pot i bród szczypie w oczy. Jesteśmy tak zmęczeni, że nie wiemy, kiedy zasypiamy. Nawet jak odpoczywamy, to mamy świadomość, że za chwilę możemy być poderwani do działań.
Jak reagowali miejscowi ludzie?
Na każdym kroku otrzymujemy wyrazy wdzięczności. Przyjeżdżają prywatnymi samochodami, przywożą kanapki, wodę, owoce. Choć posiłki mamy zapewnione w ramach naszego sztabu, to mieszkańcy nas wpierają. „Przybijają piątki”, biją brawo, rzucają się nam się na szyję i przytulają się.
Czuje się pan bohaterem?
Nie. Każdy się cieszy, że udało się „odciąć” ogień i uratować miasteczko.
Szanowni Internauci. Komentujcie, dyskutujcie, przedstawiajcie swoje argumenty, wymieniajcie poglądy - po to jest nasze forum i możliwość dodawania komentarzy. Prosimy jednak o merytoryczną dyskusję, o rezygnację z wzajemnego obrażania, pomawiania itp. Szanujmy się.