reklama
reklama

Aptekarka wydała dziesięciokrotnie mocniejszą morfinę. Przed jarocińskim sądem kończy się proces kobiety

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie: Elżbieta Rzepczyk

Aptekarka wydała dziesięciokrotnie mocniejszą morfinę. Przed jarocińskim sądem kończy się proces kobiety - Zdjęcie główne

Przed jarocińskim sądem kończy się proces kobiety oskarżonej o błędne wydanie morfiny | foto Elżbieta Rzepczyk

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości W jarocińskim sądzie dobiega końca bezprecedensowy proces technik farmacji. Prokuratura zarzuca jej, że nie mając uprawnień wydała w aptece lek w dawce dziesięciokrotnie wyższej niż zalecił lekarz. W trakcie ostatniej rozprawy wygłoszono mowy końcowe. Oskarżenie domaga się kary pozbawienia wolności w zawieszeniu.
reklama

Ponad dwa lata trwał bezprecedensowy proces w jarocińskim sądzie. Na ławie oskarżonych zasiadła technik farmacji - była pracownica jednej z aptek w Jarocinie. Prokuratura zarzuca jej, że nie mając uprawnień wydała lek MST Contines (morfina, leki narkotyczne, które powinny być wydawane przez magistrów farmacji - przyp. red.) w dawce dziesięciokrotnie wyższej niż zalecił lekarz.

Farmaceutka oskarżona o błędne wydanie leku

Zdaniem śledczych technik w ten sposób „nieumyślnie naraziła pacjentkę na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu”. Pacjentka z Cielczy, zmagająca się z chorobą nowotworową płuc, zażyła tylko dwie tabletki z partii leku. Chora kobieta zmarła po dwóch dniach.

Sprawa wyszła na jaw na początku 2019 roku. Okazało się, że bliskim schorowanej mieszkanki Cielczy omyłkowo sprzedano morfinę w 10-krotnie większej dawce. W listopadzie 2018 roku w jednym z poznańskich szpitali chorej przepisano lek MST Contines. Córka 61-latki udała się do jednej z aptek w Jarocinie, aby zrealizować receptę. Medykamentu nie było. Rodzina pacjentki odebrała go dopiero następnego dnia. Po podaniu stan kobiety nagle się pogorszył. 

W aptece o pomyłkę zauważono już po śmierci mieszkanki Cielczy. Dopiero kilka dni później spółka, która ją prowadzi, poinformowała o sprawie Wojewódzkiego Inspektora Farmaceutycznego w Poznaniu. Ten o błędnym wydaniu leku zawiadomił organy ścigania.

Szefosto sieci nie chciało rozmawiać o sprawie z mediami, nie wydało też wówczas żadnego stanowiska. 

Technicy farmacji w jarocińskiej aptece pracowali bez odpowiedniego nadzoru?           

Początkowo rodzina 61-latki nie wiedziała o pomyłce. Córka nieżyjącej kobiety dowiedziała się o tym w styczniu 2019 roku, po tym, jak zjawił się u niej dziennikarz radia TOK FM, ktory prowadził dziennikarskie śledztwo w tej sprawie. Oskarżona była zatrudniona w aptece jednej z dużych sieci, która miała swój punkt w Jarocinie. Pracowała tam od 2017 roku jako technik stażysta. W czasie rozpraw przed jarocińskim sądem wyszło na jaw, jakoby technicy farmacji wykonywali obowiązki bez nadzoru magistra. Mieli sprzedawać pacjentom - bez wymaganej prawem kontroli - leki narkotyczne i psychotropowe.

Prokurator w Jarocinie: Wina oskarżonej nie budzi wątpliwości   

Po ponad dwóch latach rozpraw, przesłuchaniu kilkudziesięciu świadków i opinii biegłych z Instytutu Ekspertyz Sądowych z Krakowa proces kobiety dobiega końca. W poniedziałek zostały wygłoszone mowy końcowe. Prokurator Przemysław Wyrwiński stwierdził, że wina oskarżonej nie budzi wątpliwości. 

-  Przedmiotem postępowania nie była kwestia skutku śmierci pokrzywdzonej. Tego skutku nie można zarzucić oskarżonej, bo nie było sekcji zwłok. Oskarżona musi odpowiedzieć za ten czyn, którego się dopuściła w takim zakresie, jaki można jej zarzucić - narażenie na niebezpieczeństwo ciężkiej choroby lub śmierci - mówił oskarżyciel publiczny. 

Zaznaczył, że oskarżona nie była uprawniona do sprzedaży tego leku, a w czasie jego wydawania popełniła błąd. Wskazał, że nie była karana. Oskarżyciel wnioskował o wymierzenie kary 4 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na 2 lata.

Pełnomocnik córki zmarłej kobiety: Można było sprzedawać, co się chciało i jak się chciało

Mecenas Janusz Pawelczyk, pełnomocnik córki zmarłej kobiety wskazał, że brak sekcji zwłok uniemożliwił wykazanie związku przyczynowego między działaniem oskarżonej a śmiercią pokrzywdzonej.

- Wydaje się, że ten związek miał miejsce (…) Ujawnione na rozprawie warunki pracy oskarżonej, presja zwierzchnictwa nakierowana na maksymalną sprzedaż i to nawet wtedy, kiedy nie było magistra farmacji doprowadziły do tragicznego skutku. Wydaje się, że ten tragiczny skutek  mógł być uniknięty w sytuacji, kiedy nadzór byłby sprawowany w sposób prawidłowy - dowodził pełnomocnik córki zmarłej kobiety.

Podkreślił, że postępowanie prowadzone przed sądem wykazało, iż nadzór nie był sprawowany w sposób prawidłowy.

- Zaniedbanie było nie tylko po stronie oskarżonej, ale ze strony kierownictwa, które wiedziało, że na dyżurach techników farmacji nie było magistra farmacji. Był tylko w określonych godzinach, a poza tym była wolna amerykanka. Można było sprzedawać, co się chciało i jak się chciało - dowodził Janusz Pawelczyk.

W jego ocenie błędu można byłoby uniknąć gdyby była właściwa kontrola recept.

- Ta sprawa powinna być przestrogą dla wszystkich właścicieli aptek oraz osób sprawujących nadzór, że niedopuszczalnym jest, aby osoba nieuprawniona - technik farmacji nakłaniany, jak pani wspominała, przymuszany groźbą utraty pracy do tego, aby realizować wydawanie leków w sytuacji, kiedy nie ma magistra farmacji. Ta praktyka powinna być raz na zawsze ucięta - mówił adwokat.

Jednocześnie wnioskował dla oskarżonej o karę 6 miesięcy w zawieszeniu na 2 lata. Orzeczenie 15 tys. zł tytułem nawiązki dla córki zmarłej oraz dwuletni zakaz prawa wykonywania zawodu.

Oskarżona została zwolniona dyscyplinarnie      

Obrońca 30-latki Marlena Kaźmierczak - Muślewska wskazała, że oskarżona od samego początku przyznawała się do popełnionego czynu, postępowanie dowodowe wykazało, że brak magistra w tej aptece był stałym procederem.

- Oskarżona próbowała naprawić swój błąd. Pojechała do domu pokrzywdzonej. Pech chciał, że pośród dwóch wydanych opakowań leków jeden był 10-krotnie mocniejszy, a drugi był w tej dawce przepisanej przez lekarza i pech chciał, że córka pokrzywdzonej jako pierwszy otwarła kartonik z dawką 10-krotnie wyższą, co nie usprawiedliwia oskarżonej, że wydała lek, nie mając uprawnień - dowodziła adwokat.

 Czego domaga się adwokat oskarżonej?  

Zaznaczyła, że jej klientka wykonywała polecenia przełożonych, aby utrzymać pracę.

- Oskarżona poniosła konsekwencje swoich działań. W pierwszej kolejności została dyscyplinarnie zwolniona z pracy. Pozostawała przez długi okres bez jakiegokolwiek źródła utrzymania. Dopiero niedawno podjęła pracę w sklepie odzieżowym. Do dnia dzisiejszego ma taki uraz, że nie wróciła do pracy jako technik farmacji i nie wiadomo, czy kiedykolwiek wróci mimo posiadanych uprawnień - mówiła mecenas Marlena Kaźmierczak - Muślewska.

Adwokat wniosła o warunkowe umorzenie postępowania na okres próby dwóch lat. Zwróciła się do sądu, aby nie orzekał zakazu wykonywania zawodu. Ze względu na dochody oskarżonej wnioskowała o nawiązkę w wysokości 5 tys. zł.

Mec. Janusz Pawelczyk wniósł o nieuwzględnienie wniosku obrony. W jego ocenie jest znaczna szkodliwość i przeciwko takiemu rozstrzygnięciu - jak uzasadniał - przemawiają względy prewencji ogólnej.

Sąd zapowiedział wydanie wyroku w tym tygodniu.

Szanowni Internauci. Komentujcie, dyskutujcie, przedstawiajcie swoje argumenty, wymieniajcie poglądy - po to jest nasze forum i możliwość dodawania komentarzy. Prosimy jednak o merytoryczną dyskusję, o rezygnację z wzajemnego obrażania, pomawiania itp. Szanujmy się.

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
reklama
reklama