Większość radnych miejskich zgodziła się na wniesienie do spółki JAR atrakcyjnej działki i… budynku Urzędu Miejskiego w Jarocinie. - To, że pozbywamy się urzędu, to w ogóle mi się w głowie nie mieści - mówiła radna Lidia Czechak (PiS). - Pozwoli to na dynamiczny rozwój spółki i możliwość dalszego kontynuowania działalności poręczeniowej - przekonuje wiceburmistrz Witosław Gibasiewicz.
Niedawno spółka miejska działająca do tej pory pod szyldem Jarociński Fundusz Poręczeń Kredytowych - zmieniła nazwę na Jarocińska Agencja Rozwoju. Decyzję w tej sprawie podjęto na walnym zgromadzeniu właścicieli. JAR należy w 100 procentach do gminy, a tę reprezentuje burmistrz Adam Pawlicki. - Dotychczasowa nazwa u niektórych naszych kontrahentów czy klientów, zwłaszcza w kontaktach telefonicznych, powodowała przyśpieszone bicie serca - tłumaczył prezes Robert Cieślak pytany o powody rebrandingu [ZOBACZ TUTAJ].
Zmiana nazwy zbiegła się z dużym zastrzykiem kapitałowym dla JAR-u. Na ostatniej sesji radni większością głosów zdecydowali o wniesieniu do majątku podmiotu atrakcyjnej działki znajdującej się w okolicy obwodnicy Jarocina (ok 6 ha między ulicą Św. Ducha i komendą policji). Wartość gruntu wyceniono na ponad 3,4 mln zł. Do spółki przekazano także ponad hektarową działkę przy ul. Powstańców Wlkp., którą oszacowano na blisko pół miliona zł.
Przy okazji - decyzja bez precedensu w historii jarocińskiego samorządu - do majątku JAR-u włączono również budynek… Urzędu Miejskiego w Jarocinie. A dokładnie część, którą do tej pory posiadała gmina (obiekt dzielą między siebie magistrat - piętro i starostwo powiatowe - parter). Zabytkowy biurowiec u zbiegu ul. Kościuszki i al. Niepodległości wyceniono na 1,8 mln zł. Co ciekawe - w uchwale przedłożonej radnym i późniejszych tłumaczeniach urzędników - skrzętnie unika się nomenklatury urząd miejski, nazywając obiekt „budynkiem administracyjnym”.
Pomysł władz miasta wywołał kontrowersję jedynie u radnej PiS-u. - To, że pozbywamy się urzędu miejskiego, to w ogóle mi się w głowie nie mieści. Myślę, że każda gmina chce być chyba właścicielem budynku, w którym władze tak naprawdę zasiadają - mówiła Lidia Czechak.
Wiceburmistrz Witosław Gibasiewcz komentował w odpowiedzi, że jemu też jest „trudno zrozumieć” wypowiedź radnej, bowiem „przekazanie aportem do spółki w której gmina jest stuprocentowym udziałowcem, nie jest żadnym wyzbyciem się, ale jak tłumaczył - jest zamianą gruntu na udziały”.
- Czyli tak na dobrą sprawę gmina niczego się nie pozbywa, ale daje możliwość skrócenia procesu pozyskania inwestorów, bo na dzień dzisiejszy inwestor, który nie jest rolnikiem, nie może kupić gruntów rolnych - uzasadniał zastępca burmistrza Adama Pawlickiego.
Faktem jest, że żadne z okolicznych samorządów nie oddało siedziby władz miasta w ręce zewnętrznego podmiotu. Z kolei Gibasiewicz kilka razy podkreślił, że gmina jako 100 procentowy właściciel ma pełną kontrolę nad gruntem przekazywanym JAR, a jednocześnie zabezpiecza sobie możliwość oferowania go potencjalnie zainteresowanym podmiotom.
- Chcąc dalej kontynuować funkcję poręczeniową, bo powolutku mnożnik, który można było stosować podlega wyczerpaniu, myślimy o dalszym rozwoju, dalszym dokapitalizowaniu spółki o kolejne nieruchomości, które zwiększą możliwości dalszego rozwoju tej działalności poręczeniowej. Szczególnie, że mamy kolejne wnioski unijne, gdzie wkład własny też musi być zabezpieczony - tłumaczył wiceburmistrz i dodawał w kontekście urzędu: - Widzimy konieczność takiego profesjonalnego zajęcia się tą nieruchomością przez wyspecjalizowany podmiot, który zacznie inwestować, zacznie dbać o tę nieruchomość. (...) będziemy mieli pełną ciągłość tych nieruchomości we władaniu jednego podmiotu. Pozwoli to na dalszy, duży i dynamiczny rozwój spółki, co się przełoży na możliwość dalszego kontynuowania działalności poręczeniowej - przekonywał zastępca burmistrza.
Krytycy takiego rozwiązania podnoszą, że JAR posiadając magistrat może wykorzystać majątek np. celem poręczenia kredytu. Prezes Cieślak przyznaje, że jest to teoretycznie możliwe, ale wyklucza taką ewentualność. Z kolei Witosław Gibasiewicz przypomina, że przed samorządem kolejne wnioski o dofinansowanie unijne, które muszą być zabezpieczone. W jego ocenie dużo bardziej efektywne jest poręczenie ze strony dobrze wyposażonej spółki (czytaj JAR) niż przez gminę, która musi na tę okoliczność zabezpieczyć pieniądze w budżecie.
Więcej o sprawie - w aktualnym wydaniu Gazety Jarocińskiej.
ZOBACZ WIDEO z dyskusji na sesji