Kanał wybudowany został dziesiątki lat temu z cegły, to miał prawo się rozpaść. Problem w tym, że gorzelnia nie funkcjonuje już od ponad 20 lat i kanał powinien być suchy, a tak nie było.
- Zawsze się dziwiłem, że mamy w studni tyle wody. Wszyscy narzekali, że sucho, a u nas nigdy wody nie brakowało. Teraz wiem, dlaczego - mówi Mirosław Rośniak. Mężczyzna zaczął dochodzić, skąd wzięła się ciecz, która zalała mu posesję. - Otóż w 2011 roku powiat prowadził z dofinansowaniem unijnym wielką przebudowę ulic Osieckiej i Dworcowej. Miało wtedy być wykonane odprowadzenie wód deszczowych z tych ulic. Ale okazuje się, że tego nie zrobiono, a deszczówka została puszczona do tego starego kanału gorzelni, którego notabene nie ma na żadnej mapie - wyjaśnia mieszkaniec Mieszkowa.
Ziemia na ich podwórzu się zapadła. Co wspólnego z tym ma pobliska gorzelnia i starostwo powiatowe?
Przez 9 lat państwo Rośniakowie nie byli świadomi, że na działce - 2 metry od domu i 5 metrów od studni, z której czerpią wodę pitną, mają prawdziwą rzekę - przy intensywnych opadach nawet rwącą. Tak było do tego roku.
- Na początku roku nasza działka zaczęła się zapadać i zalała ją woda. Nie wiedziałem, co jest grane. Zaczęliśmy dochodzić i wyszło szydło z worka - stwierdza Mirosław Rośniak.
Gorzelniany kanał się zarwał, bo cały czas była nim odprowadzana deszczówka z drogi powiatowej, a na to wykonany z cegły ściek nie był przygotowany. Właściciel posesji uważa, że powiat podpiął się do tego kanału nielegalnie. O całej sytuacji zostało powiadomione Starostwo Powiatowe w Jarocinie.
Ziemia na ich podwórzu się zapadła. Co wspólnego z tym ma pobliska gorzelnia i starostwo powiatowe?
- Oczekiwaliśmy, że skoro ewidentnie to jest ich wina, naprawią szkody i dostaniemy jakieś zadośćuczynienie. Nie dość, że mieliśmy całą działkę zniszczoną, bo powstały na niej dwa zapadliska i było niebezpiecznie choćby dla dzieci, to woda, która spływała do studni, a którą używamy do picia, była zanieczyszczona tym wszystkim, co spływa z drogi - zaznacza Mirosław Rośniak.
Twierdzi, że zainteresowanie całą sytuacją ze strony władz powiatu było nikłe.
- Przyjechali, popatrzyli na studzienki, które są przy drodze. Kiedy do nich wyszedłem, stwierdzili „to ale się panu narobiło”. A kiedy uprzedziłem, że będę nagrywał rozmowę, powiedzieli, że w takim razie nie mają ze mną o czym rozmawiać, odwrócili się i poszli - relacjonuje mężczyzna.
W tej sytuacji sam naprawił szkody na swojej posesji i zablokował kanał. Twierdzi, że jedyne, co zostało zrobione ze strony powiatu, to puszczenie wody deszczowej z drogi do pobliskich stawów.
Ziemia na ich podwórzu się zapadła. Co wspólnego z tym ma pobliska gorzelnia i starostwo powiatowe?
Inne stanowisko w tej sprawie ma wicestarosta Katarzyna Szymkowiak, która od 2 lat odpowiada za inwestycje w powiecie.
- Kiedy dowiedziałam się o całej tej sytuacji, zorganizowałam spotkanie, na które zaprosiłam właścicieli działki, panią sołtys i pana z gorzelni. Ale ci państwo nie przyszli - twierdzi wicestarosta.
Jej zdaniem rozmowy z państwem Rośniakami są trudne.
- Oni oczekiwali, że my im od razu zapłacimy za te szkody, które powstały na ich posesji. Powiat nie może tego zrobić. Problem jest o wiele szerszy i przede wszystkim należy go rozwiązać - uważa Katarzyna Szymkowiak. I dodaje: - Trzeba pamiętać, że ktoś z tej rodziny, może ojciec tego pana, musiał się zgodzić na to, żeby na jego działce pobudowany został ten kanał.
Ziemia na ich podwórzu się zapadła. Co wspólnego z tym ma pobliska gorzelnia i starostwo powiatowe?
Wicestarosta twierdzi też, że w żadnej dokumentacji nie ma potwierdzenia, że deszczówka z drogi została podłączona do starego cieku przy okazji przebudowy ulic w 2011 roku.
- My nie mamy pojęcia, kiedy to mogło nastąpić, bo nie ma tego w żadnych papierach. Może tak jest nie od 10, ale od 30 lat, nie wiadomo. Ale powtarzam, nie ma co się nad tym zastanawiać, trzeba tę sytuację naprawić i tyle - podkreśla wicestarosta.
Służby powiatowe ustaliły, że do gorzelnianego kanału odprowadzana jest woda z części ulicy Dworcowej i z całego rynku w Mieszkowie.
- W tej sytuacji my ten kanał przy gorzelni musimy zamknąć, zrobić przecisk przez drogą i całą tę wodę deszczową z odprowadzić do ulicy Osieckiej - wyjaśnia zastępca starosty. - Wystosowaliśmy zapytanie ofertowe do firm na wykonanie tego zadania. Jest co prawda końcówka roku i wszyscy są zajęci, ale mamy nadzieję, że ktoś się tego podejmie - dodaje.
I zapewnia, że pieniądze w budżecie są na ten cel - ponad 100 tys. zł. są zarezerwowane.
Ziemia na ich podwórzu się zapadła. Co wspólnego z tym ma pobliska gorzelnia i starostwo powiatowe?
Państwo Rośniakowie nie chcą jednak czekać na rozstrzygnięcie sprawy ze strony powiatu. Jak sami mówią, spodziewali się większego zainteresowania ich sytuacją, dlatego zatrudnili prawnika i zapowiadają zgłoszenie sprawy do prokuratury oraz wystąpienie o zadośćuczynienie za wyrządzone szkody.
Katarzyna Szymkowiak twierdzi, że powiat odszkodowania nie może wypłacić.
- Oczywiście, jeśli sąd zasądzi jakieś zadośćuczynienie, to je zapłacimy, ale bez takiego postanowienia nie możemy tego zrobić - wyjaśnia wicestarosta.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.