reklama

W Jarocinie nie ma tolerancji wobec homoseksualistów i osób z nadwagą

Opublikowano:
Autor:

W Jarocinie nie ma tolerancji wobec homoseksualistów i osób z nadwagą - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Kultura

O ile potrafimy pomóc osobom chorym, poruszającym się na wózku inwalidzkim czy posiadającym jakąkolwiek niepełnosprawność ruchową, o tyle na próżno szukać w małym społeczeństwie zrozumienia dla homoseksualistów i osób z nadwagą.

 

 

W 2017 roku swoją premierę na wielkim ekranie miał film „Wonder” - w Polsce pod tytułem „Cudowny chłopak”. Obraz przedstawia historię 10-letniego Auggie’go, który urodził się ze zdeformowaną twarzą, przez co chowa ją w hełmie kosmonauty, bo wtedy czuje się swobodnie i normalnie. Kiedy go poznajemy zaczyna 5 klasę, marzy o „zwyczajnym dniu w szkole” i ma nadzieję, że koledzy potraktują go jak normalnego chłopca. Tymczasem jego wygląd sprawia, że staje się szkolną sensacją, a dla wielu wręcz "dziwadłem". Jedni się z niego śmieją, inni wytykają palcami, ale nikt tak naprawdę niczego o nim nie wie. 

Historia chłopca, choć przeplatana śmiechem i łzami pokazuje, z jak wieloma przeszkodami musi się zmierzyć człowiek, który wygląda nieco inaczej niż reszta społeczeństwa. Chociaż perypetie i rok szklony Auggie’go kończą się wielkim „happy endem”, a koledzy poznają w końcu jego wartość, to zdajemy sobie sprawę, że w życiu nie zawsze tak bywa.  

Mieszkańcy Jarocina podczas sondy ulicznej przeprowadzonej niedwano na ulicach miasta zgodnie przyznają, że polskiemu społeczeństwu daleko do tolerancji. Chociaż znalazły się takie osoby, które twierdzą, że nie mają nic przeciwko jakiejkolwiek odmienności.

 

Na ulicy krzyczano za mną „pedał”

Jedną z osób, które spotkały się z brakiem tolerancji w naszym środowisku jest Karol Górski, gej. Mężczyzna jakiś czas temu wyprowadził się do dużego miasta, gdzie czuje się anonimowo i bezpiecznie.

- Społeczeństwo polskie w większych miastach jest coraz bardziej otwarte. W Jarocinie się wychowywałem i mieszkałem przez wiele lat. Ale to właśnie tam krzyczano za mną na ulicy „pedał”. Nie zawsze były to osoby, które znały mnie osobiście, czy które ja znałem. Czasami byli to ludzie, których w ogóle nie rozpoznawałem. Takich sytuacji było dużo - opowiada Karol, któremu nie odpuszczali nawet koledzy ze szkolnej ławy. - Na każdym etapie edukacji wyglądało to bardzo różnie. Począwszy od chamskich żartów aż do komentarzy, że nikt nie będzie chciał spać ze mną w jednym pokoju podczas szkolnych wycieczek. Ale zdarzały się też popychania, niby niechcący na korytarzach szkoły. Na co nauczyciele w ogóle nie reagowali, wychodząc z założenia, że to normalne, kiedy chłopcy dają sobie szturchańca - wyjaśnia.

I przyznaje, że największą kumulację prześladowań przeżył w gimnazjum i szkole średniej. To wszystko odbiło się na zdrowiu mężczyzny, który w młodym wieku zachorował na depresję.

- Było ciężko. Zwłaszcza, że ataki ze strony „kolegów” nie były jednorazowe, tylko w mniejszym bądź większym stopniu wciąż się pojawiały i narastały. Szedłem rano do szkoły i wiedziałem co mnie tam znowu spotka. Trudny czas - wspomina Karol Górski. - W wielu miejscach, nawet jeśli mówi się o tym, że ktoś jest osobą homoseksualną czy niewierzącą, to nie robi to na nikim wrażenia. Podchodzi się do tego zupełnie naturalnie i bez emocji. Na zasadzie twoje życie, twoja sprawa - zaznacza. 

 

„Gruba świnia”, „tucznik”, „słoń na rowerze”

Traumatyczne wspomnienia z dzieciństwa i nie tylko ma również Gosia (imię zmienione na prośbę rozmówcy) z Jarocina, która odkąd pamięta boryka się z nadwagą. A złośliwości typu: „gruba świnia”, „tucznik”, czy „świnka pigi” nie są jej obce. I jak sama przyznaje, najgorzej było za czasów szkolnych, kiedy nawet nauczyciele jej nie odpuszczali.

- Pamiętam szkolną wycieczkę rowerową, na którą od początku nie chciałam jechać. Ale w końcu jednak dałam się namówić. Po wszystkim usłyszałam komentarz mojej wychowawczyni, która powiedziała o mnie „głupi słoń na rowerze”. To ostudziło mój wszelki zapał do udziału w jakichkolwiek przedsięwzięciach - wspomina jarocinianka. Także kąśliwe docinki ze strony rodziny trudno wymazać z pamięci. - Jedna z moich ciotek w dzieciństwie mówiła o mnie „nieszczęśliwe dziecko” - bo byłam niska, z nadwagą i w okularach. Na szczęście mogłam liczyć na babcię, która zawsze stawała w mojej obronie - dodaje.

I zaznacza że, takich sytuacji było o wiele więcej.

- Dziś też zdarzają się złośliwe komentarze, ale już nie dotykają tak bardzo. Bywa, że wchodząc do sklepu odzieżowego, jeszcze nie zdążę zapytać, a sprzedawczyni mówi mi, że tak dużych rozmiarów nie posiada. Albo w drugą stronę - wpychając na siłę ciuchy, w których źle się czuję, bo przecież i tak nic lepszego nie znajdę - tłumaczy kobieta. 

To wszystko złożyło się też na myślenie, że musi schudnąć, żeby mieć znajomych, przyjaciół, być lubianą w środowisku i akceptowaną w społeczeństwie.

- Kiedyś myślałam, że swoją wagą daję ludziom przyzwolenie, żeby mnie nie lubili, więc w związku z tym muszę schudnąć. Teraz wiem, że żeby cokolwiek zmienić, muszę to zrobić dla samej siebie. A jeżeli ktoś nie jest w stanie zaakceptować moich kilogramów, to nie ma sensu zabiegać o jego sympatię - mówi Gosia. 

 

Nigdy nie czułam, że odstaję od grupy

Wiarę w ludzi przywraca nieco Ada Napieralska, która porusza się na wózku inwalidzkim i od roku studiuje na jednej z poznańskich uczelni. Jak sama przyznaje nigdy nie spotkała się z jakimkolwiek przejawem braku tolerancji w stosunku do swojej osoby.

- Zanim zaczęłam studia chodziłam do liceum, w którym byłam pierwszą osobą z niepełnosprawnością ruchową. Moje doświadczenia zarówno z rówieśnikami, nauczycielami czy jakimikolwiek osobami z zewnątrz zawsze były i są bardzo pozytywne -  opowiada studentka. - Nigdy nie czułam, że odstaję od grupy innych ludzi. Wręcz przeciwnie - zawsze mogłam liczyć na pomoc znajomych czy przyjaciół. Zauważyłam też, że oni nie robią tego z poczucia obowiązku czy dlatego, że wypada. Ale dlatego, że to sprawia im dużą frajdę i radość. Również dlatego, że jestem dla nich ważna i bardziej zwracają uwagę na to jaka jestem, na osobowość, charakter czy usposobienie - wyjaśnia Ada.

I dodaje, że według niej duże znaczenie ma również to, iż ona sama siebie akceptuje i nie ma kompleksów z tytułu swojej niepełnosprawności. 

Zespół Szkół nr 5 w Jarocinie poprzez tworzenie klas zintegrowanych edukuje dzieci również pod względem akceptacji odmienności.

- Kształcenie uczniów chorych ze zdrowymi w jednej klasie, które funkcjonuje u nas od ponad 20 lat spowodowało, że dzieciaki zupełnie inaczej patrzą na tych, którzy mają orzeczenie o kształceniu specjalnym - mówi Marek Durczak, dyrektor szkoły. - Dzieci z orzeczeniem o niepełnosprawności bardzo dobrze współpracują z dziećmi zdrowymi i myślę, że to spełnia bardzo ważną rolę, ponieważ w dorosłym życiu wszyscy będą musieli funkcjonować w różnym środowisku. I to wśród ludzi, którzy są chorzy czy słabi. Nasi uczniowie już od przedszkola mają do czynienia z osobami niepełnosprawnymi, przez co uczą się tolerancji już od najmłodszych lat - wyjaśnia dyrektor. I dodaje: - Mamy wśród uczniów dzieci z Ukrainy, które funkcjonują wręcz doskonale. W dzieciach w ogóle piękne jest to, że zachowują się o wiele lepiej niż dorośli. My mamy jakieś uprzedzenia, a dzieciom wystarczy wspólna zabawa czy gra w piłkę, co powoduje, że wszelkie różnice zacierają się bardzo szybko. 

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE