reklama
reklama

Kabareciarz i stand-uper Michał Pałubicki o Bubie, raku i świętach

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie: Materiały Michała Pałubskiego

Kabareciarz i stand-uper Michał Pałubicki o Bubie, raku i świętach - Zdjęcie główne

Kabareciarz i stand-uper Michał Pałubicki o Bubie, raku i świętach | foto Materiały Michała Pałubskiego

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Kultura Michał Pałubski urodził się 3 marca 1979 w Piotrkowie Trybunalskim. Jest aktorem kabaretowym i stand-uperem, a także byłym członkiem krakowskiej Formacji Chatelet. Szlify aktorskie zdobywał na scenie teatru w Częstochowie, którego dyrektorem był wówczas Marek Perepeczko.
reklama

To pytanie zadaje sobie wielu fanów pana talentu i Formacji Chatelet... Dlaczego Euzebiusz Lucyferowicz, czyli Buba musiał umrzeć? 

Odpowiedzią na to pytanie jest mój program stand-upowy. Po pierwsze musiał, bo ja się już trochę postarzałem. Już nie jestem taki gibki, taki lekki. To jedna sprawa. A po drugie przez to wszystko, co się dzieje. Przez brak tolerancji i nie mówię tutaj o jakichś wielkich sprawach, ale o tolerancji dla małych rzeczy. Nie podoba mi się to i dlatego Buba nie będzie już mógł być. Spotykałem się już z agresją w przypadku tej postaci. Kiedy powstał pierwszy skecz, na stronie narodowców, na której wpisywani byli przeciwnicy ich założeń, byłem tam wymieniony jako jeden ze znanych, krakowskich gejów. Niektórzy nie potrafią oddzielić sceny od rzeczywistości. 

Fanom trudno się pogodzić z tą sytuacją. Nie zdarza się panu, że oczekują powrotu tej jakże charakterystycznej postaci? 

Oczywiście, że się domagają. Ale ja odszedłem już definitywnie z kabaretu. Na scenie stand-upowej nie ma miejsca na Bubę. Pierwszego października zrealizowaliśmy z Formacją Chatelet ostatnie, pożegnalne nagranie. I to było pożegnanie z Bubą. Taki występ na otarcie łez dla tych, którzy tęsknią za tą postacią.  

Ludzie kojarzą pana z kabaretem, ze stand-upem. A niewielu wie, że jest pan aktorem z dużym doświadczeniem. Pracował pan z Adamem Hanuszkiewiczem i Markiem Perepeczko. 

To prawda, tak rozpoczęła się moja droga. Zaczynałem w teatrze zawodowym. Później założyłem kabaret. A teraz kabaret tak bardzo oddalił się od publiczności, dlatego postanowiłem wrócić do tego, co było na początku. Dlatego występuję w takich małych pubach, żeby mieć bliski kontakt z ludźmi. I jest fajnie, gdy na widowni jest 50-60 osób, tak jak w Jarocinie. Jestem z tego zadowolony. Bardzo lubię człowieka jako człowieka. Ciekawi mnie jednostka ludzka. Fajnie jest, gdy po występie mogę z widzami posiedzieć i pogadać. Chcę, żeby zrozumieli, że pomimo swojej rozpoznawalności, jestem normalnym człowiekiem tak jak oni. 

Wielu artystów traktuje niestety występy na prowincji jako typową chałturę, sposób na zarobienie pieniędzy...

Ja tego nie mam. Jest mi dobrze, kiedy jestem blisko człowieka. Szanuję bardzo każdego widza, a szczególnie takiego z małych miejscowości. Im należy się szacunek, po prostu. Uważam, że ludzie z większych miast są rozpuszczeni. Ja sam też pochodzę z małej miejscowości, z Piotrkowa Trybunalskiego.  A w miasteczkach ludzie są żądni zabawy, mają na nią chęć. 

Ze spostrzeżeń, które pojawiły się w pana programie stand-upowym wnioskuję, że jest pan pierwszy raz w naszym mieście? 

Zawsze marzyłem, żeby się pojawić w Jarocinie. Żeby tu przyjechać. Wielokrotnie przejeżdżałem tędy z kabaretem, ale nigdy nie było czasu, żeby się tutaj zatrzymać. Stand-up daje mi większą swobodę, bo sam jestem sobie królem i przewodnikiem, więc mogę wszystko uzależniać od siebie. Specjalnie przyjechałem o godz. 13.00, żeby zobaczyć wasze miasto, połazić sobie po Jarocinie. Jeden z mieszkańców - Paweł, który jest zawodnikiem jiu-jitsu z czarnym pasem - obwiózł mnie i pokazał co fajniejsze miejscówki. Uwielbiam takie rzeczy. To jest najfajniejsze.

A co zrobiło na panu największe wrażenie? 

Najpiękniejsza rzecz, jaką widziałem, to jest ten mural, który widać, gdy wyjdzie się ze Spichlerza Polskiego Rocka. On mi się strasznie podoba... bardzo, bardzo, bardzo... Podoba mi się też rockowy styl tego miasta. I to, że na muralu obok jest tekst, który mówi o tolerancji. To miasto ma wielkie tradycje, jeśli chodzi o walkę z władzą. 

Nie kusiło pana, żeby przyjechać na festiwal rockowy? 

Jak byłem nastolatkiem, wtedy bardziej interesował mnie teatr. Teraz z chęcią bym przyjechał. 

Kiedy patrzy się na pana i widzi się tą ogromną radość, pogodę ducha aż trudno uwierzyć, że miał pan tak trudne dzieciństwo. Pana mama, Ewa Juszko-Pałubska, siedziała w więzieniu, a tatę wyrzucano z kolejnych miejsc pracy.  

Moja mama walczyła z systemem. I jako adwokatkę, która za darmo broniła działaczy „Solidarności”, wsadzono ją do więzienia. Nie miałem mamy przez dwa lata. Ale z drugiej strony miałem najfajniejszą mamę, bo mamę grypsującą, która uczyła mnie jak ważna jest wolność i jak bardzo ważna jest w naszym życiu. Dlatego zdarza się, że ze sceny mówię też bardzo poważne rzeczy. To prawda, że tata też był z tego powodu szykanowany. Mama uczyła mnie alfabetu pisząc do mnie listy. Były w nich również rysunki np. królik na hulajnodze. Mam kilka takich rzeczy w swoim archiwum. Wyjazd do mamy była to jednodniowa, trudna wyprawa z dzieciakami. Nie mogliśmy za często jej odwiedzać. A mama starała się wytrzymać i być blisko nas. Zawsze w domu uczyła nas, że najważniejsza jest rodzina. Teraz troszkę przez to, co uprawiam, przez swój zawód jestem rzadziej w domu i rzadziej mam kontakt ze swoją siostrą. Ale jak tylko jesteśmy razem, to staramy się nadrabiać wszystko. 

Najlepsze wspomnienie z dzieciństwa? 

Chyba powrót mamy i jeżdżenie z karetką z tatą, gdy został kierowcą karetki. 

Jako dziecko chyba nie bardzo zdawał pan sobie sprawę z powagi sytuacji? 

Wiedziałem tylko, że ktoś odebrał mi mamę, ale nie wiedziałem, co za władza, dlaczego i po co. Mama opowiadała mi, że gdy wezwali ją do SB na przesłuchania, to ja stałem pod ubikacją, do której ona weszła, to waliłem w drzwi i pytałem, czy ona nadal tam jest, bo bałem się, że ktoś mi znów ją zabierze. Ale to wszystko nas to ukształtowało. Jeszcze przed mamy aresztowaniem, jako trzylatek czy czterolatek, stałem w oknie i śpiewałem „Żeby Polska była Polską”. Milicjanci chodzili pod naszymi oknami, ale niewiele mogli wtedy zrobić. 

Jak wyglądają święta Bożego Narodzenia w domu artysty?

Jestem bardzo spokojnym człowiekiem, ale nie znaczy to, że nie szaleję. Moja córka ma najlepszego towarzysza do zabawy. Ale nasze święta są normalnymi świętami, pełnymi radości, uśmiechu, ciepła rodzinnego. Zawsze mamy wtedy dla siebie czas. Ja bardzo lubię święta. To są naprawdę fajne momenty. Teraz rodzina nam się wykruszyła. W tym roku odeszła moja mama i moja teściowa. Ale zarazem one są cały czas z nami. Do tej pory spędzaliśmy w domu. Myślę o tym, żeby zabrać moją rodzinę zagranicę, do ciepłych krajów. Chcielibyśmy zobaczyć, jak to jest, ale nie wiem, czy uda mi się to zrealizować. 

Najlepszy prezent, jaki pan otrzymał? 

Rok 2019 był dla mnie bardzo trudny. Pod koniec 2018 roku, dokładnie przed świętami, 23 grudnia dowiedziałem się o tym, że mam raka. I najlepszy prezent to było to, że moja córka pocałowała mnie i powiedziała: „Tato, nie ważne, co będzie, jesteśmy razem i Cię kocham bardzo”. Później okazało się, że nie ma już problemu, ale to, że byłem blisko z rodziną to był najlepszy prezent. Ja sam się nie badałem. Wyłapałem tego guza jądra późno, w ostatniej chwili. Tak nie może być. 

Pisał pan i mówił otwarcie o swojej chorobie. Stał się pan również ambasadorem akcji promującej właśnie badania wśród mężczyzn. 

W jednym ze swoich postów na fb zapytałem: „Co jest bardziej męskie: facet bez jaja, czy martwy facet leżący w trumnie?”. To, że miałem taką operację, nie zmienia mojej seksualności. Nadal jestem facetem, który jest w pełni sprawny i uprawia seks. I jest super extra. Jestem zdrowy i mogę być cały czas ze swoją rodziną. I to jest dla mnie najważniejsze. Niebadanie jest głupotą i małostkowością. Dlatego nie ukrywam swojej choroby i mówię o tym głośno, że bardzo ważne jest, żeby mężczyźni się badali. Żeby zdali sobie z tego sprawę. Może ich kiedyś zabraknąć. A kiedy ich zabraknie, to nie będą bzykali. 

Jakie ma pan marzenia? 

Moim marzeniem jest, żebym mógł do ludzi mówić, a żeby ludzie nadal mnie słuchali. Nie będę mówił o pokoju na ziemi i innych tego typu rzeczach, bo nie jestem Miss Polonia. Chciałbym, żeby ludzie patrzyli na siebie troszkę życzliwiej, bo wtedy świat stanie się dużo ładniejszy. Jesteśmy wspaniałym narodem, ale łączymy się tylko w najtrudniejszych momentach. Nie potrafimy niestety tego zrobić w czasach wolności. 

 

Szanowni Internauci. Komentujcie, dyskutujcie, przedstawiajcie swoje argumenty, wymieniajcie poglądy - po to jest nasze forum i możliwość dodawania komentarzy. Prosimy jednak o merytoryczną dyskusję, o rezygnację z wzajemnego obrażania, pomawiania itp. Szanujmy się.

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama