Jest 1901 rok. Szesnastoletnia Józefa siedzi w cieniu jednego z pięćdziesięciu wiatraków, którego ogromne skrzydła furkoczą jej nad głową. Od niedawna jest żoną Olejnika. Chce jeszcze trochę napatrzeć się na Śmigiel (11 km od Kościana), piękną krainę wiatraków.
Nim stanie się Młyn w Wilkowyi nad Lutynią
Za kilka godzin wyjeżdża. Mąż dostał świetną ofertę pracy w niemieckiej hucie na terenie Westfalii. 1905 r. okazuje się dla Olejników wyjątkowy, na świat przychodzi Pelasia. Kiedy dziewczynka kończy trzy miesiące, płacze prawie całe dnie i noce. Pewnego wieczora młoda mama widzi nad łóżeczkiem dziecka białą postać, która po chwili znika. Rankiem zwierza się Niemce, od której wynajmuje mieszkanie. Obawia się, że to śmierć, która chce zabrać jej dziecko. Niemka pyta, czy zjawa była duża, czy mała. Józia odpowiada, że duża. - Niebawem śmierć zabierze któreś z was, nie dziecko - mówi sąsiadka. Trzy dni później, gdy Józefa szykuje obiad dla męża, nagle do mieszkania wpada jego kolega i woła: - Wybuch! Szybko! Józek umiera! Kobieta biegnie do szpitala. Kiedy wchodzi do sali, na której leży mąż, prawie mdleje. Znajomy męża pomaga jej usiąść na krześle i zaczyna opowiadać:
- Odliczaliśmy czas do fajrantu. W pewnej chwili pojawiły się dziwne dźwięki, potem eksplozja. Chcieliśmy uciekać, ale Józka trafił w nogę element wybuchającego pieca. Przewrócił się w nadpływającą rozpaloną stal. Jakoś udało mi się go wyciągnąć z tego piekła... Wypowiedź przerywa zniekształcony głos: - Kochanie, oddaj sąsiadowi markę, którą jestem winny za piwo. Żona prosi Józefa, by nic nie mówił. Ma spaloną przez stal całą przednią część ciała, wypalone oczy. Nagle przychodzi śmierć, wyrywa rannego ze strasznych cierpień. W tym samym czasie znika bezpowrotnie niewytłumaczalny płacz jego córki.
Dalsza część artykułu pod WIDEO
Nowe życie. Józefa poznaje Józefa Szmytkowskiego
Józefa wraca do rodzinnego Śmigla. Znów siada w cieniu wiatraka, wsłuchując się w skrzeczenie śmigieł. Obserwuje Pelasię goniącą wróble. W pewnej chwili spostrzega młodego mężczyznę, który przygląda się im z zainteresowaniem. Przesyła jej promienny uśmiech, który spowoduje, że dwa lata później padną z jej ust słowa: „Tak, Józefie Szmytkowski, chcę być twoją żoną, dopóki śmierć nas nie rozłączy". Znów jest szczęśliwa, dawny ból zacierają emocje związane z rodzeniem dzieci. Pociechy rosną w cieniu drewnianych kolosów. Cała gromada codziennie gości w wiatraku, na którym pracuje Szmytkowski. Cieszy go widok dzieci i żony przynoszących posiłek. Nagle do wiatraka dochodzi krzyk, jedna z dziewczynek zahacza sukienką o skrzydło, które unosi ją wysoko w powietrze. Materiał nie wytrzymuje i ku przerażeniu rodziców Jadwisia spada na trawę. Półprzytomni pędzą do niej. Z ulgą stwierdzają, że ma tylko kilka siniaków. Mimo szczęścia, jakie panuje w rodzinie, śmierć jeszcze trzy razy zabiera niemowlę z rąk matki.
Przeprowadzka do Wilkowyi
Każdy na wiatrakach wie, że Szmytkowski to najlepszy młynarz. Swoją pracę traktuje poważnie, kończy różne kursy i szkolenia, co robi z niego świetnego fachowca. W 1920 r. otrzymuje propozycję przeprowadzenia się do Wilkowyi. Właściciele majątku w Hilarowie planują postawić tam jeden z najnowocześniejszych młynów w Europie. Do tego skomplikowanego zadania potrzebują wybitnego fachowca - Józefa Szmytkowskiego - który, widząc szanse na lepsze życie, mówi: „Tak".Józefa z uwagą słucha nowin, w głowie układa już plan pakowania dobytku oraz przeprowadzki sześcioosobowej rodziny. Jakiś czas później zajeżdżają nad Lutynię. Młynarzowa od pierwszej chwili zakochuje się w tym miejscu położonym na uboczu wsi. Spogląda na niewielki, przytulny domek oraz rozpadające się pozostałości po młynie wodnym i olejarni, napędzanych młyńskim kołem. Oboje wiedzą, że spędzą tu resztę swych dni.
Rozwiąż QUIZ o Młynie - [pod artykułem]
Drugi taki młyn w Europie
Szmytkowski jest człowiekiem silnym, który dąży do wyznaczonego celu. Wymaga wiele zarówno od siebie, jak i od innych. To właśnie te cechy decydują o wybraniu go przez hrabiego Gunthera von Schweinichena do nadzorowania budowy młyna. Rybiccy, poprzedni właściciele terenu, nie podołali prowadzeniu młyna i popadli w długi, za które hrabia Gunther odebrał im ziemię. Józef wstaje skoro świt, pilnie studiując w trakcie budowy plany sporządzone w Berlinie. Aby raźniej się pracowało, często śpiewa swą ulubioną pieśń "Fale Dunaju". Jego czysty głos niesie się wraz z wartko płynącą Lutynią.
Najtrudniejszym zadaniem jest budowa zapory, mającej spiętrzyć wodę na wysokość czterech metrów. Wylewane są jej fundamenty, w które mężczyźni wtłaczają potężne kamienie. Wszyscy są przemoczeni, zziębnięci, praca jest naprawdę ciężka.
Józef przypłaca ten wysiłek zapaleniem płuc. Kładzie się na dość długo do łóżka. Mimo choroby, nadzoruje wszystkie prace, które należy wykonać, by ten cud techniki ruszył. Pewnego dnia do domu wbiega Edmund.
- Tato! Przyjechała! - krzyczy z przejęciem.
Młynarz wstaje i idzie zobaczyć turbinę wodną oraz kilka innych urządzeń, które przywieziono aż z Elbląga. Wyprodukowano je w nowoczesnych zakładach Ferdynanda Gotloba Schichaua (obecnie Zamech). W całej Europie jest tylko jeden młyn, znajdujący się w Prusach Wschodnich, który może dorównać temu, wznoszącemu się nad Lutynią. Montaż turbiny w piwnicach młyna, które niebawem zaleje woda, Szmytkowski nadzoruje osobiście. Serce mechanizmu musi być zamontowane perfekcyjnie. Woda spiętrzona na zaporze napędza wszystkie urządzenia znajdujące się na trzech kondygnacjach obiektu.
Koniec części pierwszej.
ZOBACZ ZDJĘCIA
Rozwiąż QUIZ o Młynie - [na dole]
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.