reklama
reklama

"Warto spełniać marzenia, a jeszcze lepiej, jeżeli to się robi dla kogoś" - mówi Szymon Zaradny

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości Szymon Zaradny w 23 dni objechał rowerem dookoła całą Polskę, by pomóc podopiecznym Fundacji Ogród Marzeń. W rozmowie z naszym portalem zapowiada, że to nie ostatnia taka akcja.
reklama

Szymon Zaradny zdecydował się pomóc podopiecznym Fundacji Ogród Marzeń i podjął się niesamowitego wyzwania. Objechał rowerem dookoła całą Polskę. Szymon wystartował 29 lipca z Helu, finiszował 20 sierpnia - również na Helu.

O trudach wyprawy, motywacjach i planach na przyszłość Szymon Zaradny opowiada w rozmowie, którą przeprowadziliśmy dzień po jego powrocie z Helu - 21 sierpnia.

Wypocząłeś?

Tak, wystarczył jeden dzień. Wczoraj było ciężko, bo jednak po tym całym 23-dniowym pedałowaniu organizm, mięśnie odmawiały posłuszeństwa, ale już jest okay.

Skąd w ogóle pomysł na taką akcję - by objechać dookoła Polskę w charytatywnym celu?

Na moją motywację składały się dwie rzeczy. Pierwsza: w tamtym roku latem chłopacy z Body Basement Studio robili akcję „Go to Hell”, gdy jechali w 24 godziny 401 km dla podopiecznych Fundacji Ogród Marzeń. No i to było coś takiego fajnego, że ludzie robią takie rzeczy dla dzieci.

Oprócz tego, że amatorsko jeżdżę rowerem, biegam też w biegach przeszkodowych, w runmagedonie od 2015 roku. Ambasadorką biegu jest Kasia Zawistowska i ona też w tamtym roku jakoś na jesień jechała rowerem wzdłuż i wszerz Polski. 

Chęć podróży rowerem i zrobienia czegoś dobrego dla fundacji po prostu sprawiły, że w głowie zaczął mi się rodzić pomysł tego wyzwania. Nie, żeby zrobić coś w 24 godziny czy w tydzień, tylko żeby objechać Polskę dookoła.

Jak wyglądały przygotowania? 

Przed wyjazdem robiłem sobie takie trasy po 30, 60, 90 km. No i ogólnie rzecz biorąc, nie jestem typem kanapowca, ale człowiekiem aktywnym. Jakoś specjalnie się więc nie przygotowywałem. Dużo zależy od głowy. Jeżeli postawisz sobie jakiś cel i stwierdzisz, że musisz to zrobić, to po prostu to zrobisz. Jeżeli głowa chce, nogi muszą to zrobić.

Jakie masz rady dla ludzi, którzy chcieliby sobie taką wycieczkę zafundować?

No troszkę trzeba przygotować rower. Jeżeli fizycznie ktoś wie, że da radę, to w porządku. Jednak rower trzeba przygotować ze względu na to, by było jak najmniej awarii. Ja parę rzeczy seryjnych wymieniłem w rowerze, np. dodałem wkładki antyprzebiciowe. Niby mała rzecz, ale nie miałem żadnej większej awarii, a jeździłem różnymi szlakami - po ostrych kamieniach, a nawet zdarzyło się, że po szkle. Na całej trasie miałem tylko jedną awarię w piątym dniu wyprawy - nie wytrzymała śrubka od bagażnika.

Wiem, że wszędzie, gdzie się pojawiłeś byłeś ciepło przyjmowany i ludzie chętnie oferowali pomoc. Spodziewałeś się tego?

Nie, w ogóle nie wiedziałem, co mnie czeka. Po pierwsze - robiłem to pierwszy raz, po drugie - różne rzeczy mogły się zdarzyć. Nigdy nie wiesz, na jakie osoby trafisz. 

Jednak nawet, gdy nie mówiłem, że jadę dookoła Polski dla Fundacji, to mimo wszystko ludzie pomagali. Jeśli było np. już późno i sklepy były zamknięte - to od nieznajomych ludzi dostawałem posiłek i coś do picia, czy jakieś porady, gdzie jechać. Ludzie chcą i potrafią pomagać - to jest fajne. A gdy już mówiłem, że robię taką akcję dla dzieciaków, to wtedy jeszcze bardziej od ludzi czułem takie ciepło i, że są jeszcze bardziej skłonni do pomocy.

Najgorszy dzień na trasie?

Były takie dwa albo trzy dni. Wjeżdżałem akurat do Karpacza, pogoda wtedy była straszna. Padał deszcz, było zimno, no i jeszcze góry. Wtedy miałem swoje pierwsze gorsze chwile i po raz pierwszy pomyślałem: „Ile jeszcze?”. Również następnego dnia, gdy byłem w Szczyrku, miałem ciężką trasę. Chciałem skrócić drogę o 8 km i nawigacja pokierowała mnie szlakiem turystycznym. Momentami musiałem prowadzić rower, trasa była wyboista, kamienista, nie byłem w stanie nią jechać. Wtedy pamiętam, że do wynajętego pokoju zajechałem naprawdę późno, było już bardzo ciemno, a ja byłem wykończony i zmarznięty, ale szczęśliwy, że to już koniec.

Raz miałem też przygodę gdzieś na Lubelszczyźnie. Jechałem drogą wojewódzką, przez chyba 20 km były same lasy, ładne malownicze tereny (bo to był rejon Natura 2000). Z daleka widziałem, że środkiem drogi idzie jakieś zwierzę, nie wiedziałem czy to duży pies, czy wilk. Auta musiały go omijać, a on nie reagował i dalej szedł środkiem szosy. Ja nie miałem jak go wyminąć, nie było innej drogi, musiałem obok niego przejechać. Uszykowałem, więc gaz pieprzowy. Gdy się zbliżyłem, okazało się, że to pies. Ruszył w moją stronę i zaczął warczeć. Potraktowałem go gazem i na szczęście obyło się bez większych nieprzyjemności.

Skąd brałeś motywację, żeby codziennie wstawać z łóżka i jechać dalej?

To było ciężkie, bo były takie dni, że naprawdę budziłem się rano, przeważnie 6.00-6.30 i czułem ból wszystkich mięśni. Motywacja była jednak silna - bo przecież miałem dwa cele: obejchać Polskę i pomóc dzieciom z Fundacji. Myślałem: „Dobra Szymon, poboli cię jeden dzień, czy trzy tygodnie, ale w końcu przestanie. Dzieciaki mają różne choroby i inne dolegliwości, z którymi razem z rodzicami walczą na co dzień. Nie bądź słabeuszem, wstawaj i jedź”.

No więc, rano wstawałem - raz szybciej, raz wolniej, trochę rozciągania musiało być, zawsze jakaś kawa czy herbata i śniadanie. Zanim wyruszałem, trzy razy sprawdzałem czy wszystko spakowałem, czy niczego nie zostawiłem, bo nie mogłem sobie pozwolić, by marnować kilometry na wracanie się. 

Jak bliscy, rodzina, znajomi zareagowali, gdy się dowiedzieli, że chcesz się podjąć takiego wyzwania? 

Pierwszą osobą, która się o tym dowiedziała była prezes Fundacji - Beata Frąckowiak-Piotrowicz. Później dowiadywały się kolejne osoby, ale jeśli chodzi o najbliższą rodzinę to dowiedzieli dopiero niedługo przed wyjazdem. Nie chciałem, żeby się martwili, nie wiedziałem też jak zareagują. Oczywiście wiedzieli, że coś szykuję, bo widzieli, że przygotowuję rower. 

Ogólnie bardzo mało osób wiedziało, że podjąłem się czegoś takiego. Dopiero, gdy w "Gazecie Jarocińskiej" pojawił się artykuł i jakieś informacje na profilu Fundacji Ogród Marzeń, zacząłem otrzymywać wiele miłych wiadomości, komentarzy czy nawet telefonów. Bardzo miło się tego słuchało i czytało. Było to dla mnie budujące.

Nie bałeś się jechać w pojedynkę?

Nie bałem się, choć momentami na trasie był strach - chociażby jeśli chodzi o zwierzynę. Dużo przyjeżdżałem przez lasy, przez parki narodowe - tak więc, łosie, jelenie i inne tam zwierzaki potrafiły nieraz wystraszyć. 

Mimo, że jechałem solo, nie czułem się samotny. Dwie osoby cały czas na bieżąco widziały moją lokalizację i mnie pilnowały, co jakiś czas dzwoniły do mnie, sprawdzały czy wszystko okay. 

Wiele osób wyrusza na takie samotne wyprawy i dają radę. Równie dobrze może coś ci się stać nawet obok domu. Mnie nic się nie stało przez te 23 dni, a naprawdę mijały mnie tysiące aut i jechałem różnymi drogami.

Jakie to było uczucie, gdy widziałeś już metę? 

Coś fajnego. Przypomniało mi się jak 23 dni wcześniej wyjeżdżałem właśnie spod pomnika Neptuna na Helu i - po prostu - nie wiedziałem, co mnie czeka. Zrobiłem to pierwszy raz, jestem amatorem, na co dzień nie jeżdżę zawodowo rowerem. Uważam jednak, że ograniczenia są w głowie, że jeśli się chce to można wszystko zrobić. (...)

Myślę, że warto spełniać swoje marzenia, a jeszcze lepiej jeżeli to się robi dla kogoś. Wtedy, nawet gdy ma się chwile słabości, motywacja jest większa. 

Jakie masz teraz plany?

Jeszcze mnie czeka trochę kilometrów, bo przed wyjazdem dookoła Polski zapisałem się do Projektu Polska 3.511 km. To akcja, gdzie przez 12 miesięcy - na rowerze stacjonarnym czy zwykłym z aplikacją - trzeba przejechać ten dystans 3.511 km, a na koniec dostaje się medal. Ja do tej pory zrobiłem 3.106 km, więc jeszcze trochę mi brakuje. Chwila odpoczynku i wrócę na rower, by to domknąć.

A planujesz jeszcze takie akcje, jak wyprawa dookoła Polski, w przyszłości?

Planuję coś na przyszły rok. Już nie rowerowo, tym razem będzie to coś innego. Mam już jakiś pomysł. Jeżeli zdrowie mi pozwoli, to jak najbardziej w przyszłym roku zrobię inną akcję dla Fundacji.

Relację z wyprawy Szymona Zaradnego dla podopiecznych Fundacji Ogród Marzeń znajdziesz TUTAJ - KLIKNIJ.

Sponsorzy akcji:

  • MOTO GIRLS Poland,
  • Ask FM,
  • Studio Kreacji Ruchu Arlety Piotrowskiej,
  • Agencja Ochrony EGIDA SECURITY,
  • Agencja Ubezpieczeniowa Szwałek,
  • Auto Naprawa U Mańka,
  • Ewa Zaradna Studio Trychologii i Kosmetologii,
  • Fotografia KEDAR,
  • jarocinska.pl,
  • Fundacja Ogród Marzeń Jarocin. 
 

ZOBACZ TEŻ

Szanowni Internauci. Komentujcie, dyskutujcie, przedstawiajcie swoje argumenty, wymieniajcie poglądy - po to jest nasze forum i możliwość dodawania komentarzy. Prosimy jednak o merytoryczną dyskusję, o rezygnację z wzajemnego obrażania, pomawiania itp. Szanujmy się.

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama