Kiedy zacząłeś się zajmować graffiti?
Moja przygoda z graffiti zaczęła się w 1998 roku. Wtedy to kupowałem gazetę „Ślizg”, w której parę stron poświęcone było polskiej scenie graffiti. Miałem zamówioną prenumeratę w kiosku i przez wiele dni maglowałem każdy wydany numer. Graffiti to moje korzenie i to właśnie nim lubię się zajmować. Już w szkole podstawowej w trakcie lekcji z tyłu każdego zeszytu wykonywałem wiele rysunków. Jestem samoukiem. Nie mam wykształcenia plastycznego. Wiem, że ktoś kto je posiada w moich pracach zobaczy niedoskonałości czy złą kompozycję. Z drugiej strony jest to też moją przewagą, bo nie mam z góry utartych schematów. Maluję intuicyjnie, aczkolwiek staram się edukować i rozwijać.
Graffiti nie powstaje dla kasy. Opiera się na pisaniu swoich imion czy pseudonimów we własnym niepowtarzalnym stylu, który jednak z czasem staje się rozpoznawalny dla innych w tym środowisku. Tym samym jako „writer” (z ang. pisarz imienia/ksywki - przyp. red.) zdobywasz w tym świecie szacunek. To rodzaj kontrowersyjnej sztuki ulicznej, która często uważana jest za wandalizm. Oczywiście z czasem weszła do galerii i stała się modna. Jednak naturalnyą sceną graffiti jest ulica, przestrzeń publiczna. Na odbiór pracy ma wpływ miejsce, w którym powstaje oraz jego dostępność. Oczywiście dla grafficiarzy ważna jest też liczba wykonanych prac - im częściej cię widzą, tym częściej o tobie mówią.
Ty masz swój pseudonim artystyczny - BRS. Skąd ta nazwa?
Szkołę średnią kończyłem w jarocińskiej jedynce. Słuchałem wówczas sporo muzyki punkowej i hardcora, niektórzy koledzy w klasie ironicznie zaczęli na mnie mówić „brudas”. Z początku mnie to wkurzało, z czasem się jednak do tej ksywy przyzwyczaiłem. Dlatego mój pseudonim artystyczny jest właśnie BRS (BRudaS). Tak zacząłem podpisywać się ponad 20 lat temu i tak zostało. Moja pasja malowania stała się życiową drogą. Patrząc na ścianę, automatycznie zastanawiam się, jaki motyw by na niej dobrze wyglądał.
To gdzie wykonujesz swoje prace?
Na ogół jestem w plenerze, gdzie wykonuję zlecenia pod konkretne zamówienia. Sporo też maluję w domach czy firmach klientów, którzy chcą mieć w unikatowy sposób ozdobione ściany w swoim otoczeniu. W przerwach pomiędzy zleceniami, których mam bardzo mało, staram się realizować swoje autorskie projekty. Wybieram wtedy sobie jakiś szkic, inspirację, szykuję projekt, pakuję farby do torby i jadę…. Mam również swoje małe studio w warsztacie po dziadku, który po jego śmierci został pusty. W nim malowane są obrazy na płótnie i inne niestandardowe rzeczy.
Wiele twoich prac wystawia na aukcję z okazji WOŚP Fundacja „Zerknij Tu”. One są wykonywane w inny sposób niż te spotykane na murach. Co to za technika?
Jest to technika tak zwanego szablonu, która została spopularyzowana głównie w latach 80., a nawet końcówce 70. Jest bardzo czasochłonna. Wymaga ona przygotowania od kilku do kilkunastu kopii tego samego obrazu podzielonego na warstwy. W każdej z nich wycina się skalpelem wiele otworów, przez które przechodzi farba, tworząc finalny obraz. Jeden szablon, czyli jedna warstwa przyporządkowana jest określonemu kolorowi lub odcieniowi. Im więcej ich jest, tym lepszy efekt. Jeden z moich obrazów wymagał aż jedenastu warstw. Wykonanie jednej warstwy, zwłaszcza powycinanie małych otworów, zajmuje niekiedy do kilkunastu godzin.
Graffiti nadal często uznawane jest za sztukę nielegalną. Wykonujesz takie prace?
Graffiti często postrzegane jest jako wandalizm. Wrzuca się je do jednego worka z wulgaryzmami i koślawymi bazgrołami napisanymi na murach. Kultura graffiti opiera się na budowaniu wzajemnego szacunku wśród malujących oraz wielu niepisanych zasadach. Jedna z nich, której hołduję, mówi, że nie maluje się po zabytkach, kościołach etc. Graffiti to litery/podpis wręcz wizytówka writera/grafficiarza. Przykładami w Jarocinie jest ściana przy skateparku oraz mur między JOK-iem i Kauflandem. Każdy z malujących miał swój kawałek ściany, gdzie na luzie mógł wyrazić siebie. To jest wolność powiązana z kulturą. Malowanie graffiti to prawdziwy artyzm wymagający bogatej wiedzy z zakresu koloru, kompozycji, jak i warsztatu panowania nad puszką sprayu.
Jakich technik używasz w swoich pracach?
W zależności od tego, co chcę namalować, korzystam z wielu technik, często mieszając je ze sobą. Są to głównie spraye, pędzle, wałki, szablony, a do bardzo szczegółowych prac używam niekiedy aerografu. Pośród prac tworzonych w przestrzeni publicznej funkcjonują przenikające się pojęcia takie jak graffiti, mural, street art. Wykorzystuję technikę szablonu, o której już wcześniej mówiłem. Ludzie często mylą te pojęcia. Jednak to, że wszystkie prace są wykonywane sprayem nie oznacza, że są takie same. Istnieje naprawdę wiele odmiennych rodzajów i technik, których rozgraniczenie i zaszufladkowanie jest bardzo trudne. Ciężko jest jednoznacznie odróżnić graffiti od street artu - te pojęcia często się przenikają.
To czym jest street art?
Najprościej można powiedzieć, że jest to rodzaj manifestu artysty, niekoniecznie grafficiarza, który dotyczy określonego problemu, jaki pojawił się w społeczeństwie. Bardzo często artysta wykorzystuje przy jego wykonaniu technikę szablonu lub wlepek, ale nie tylko. Street artem może być również tradycyjne graffiti. Używa się go po to, by odróżnić na ulicy aktywność artystyczną od wandalizmu.
Szczerze, to zaczyna mi się wszystko mylić…
No bo trudno tutaj wskazać odpowiednie granice. To wszystko jest po prostu sztuką uliczną (ang. street art - przyp. red.), w której wszystko się przenika.
Gdzie można zobaczyć twoje prace?
W Polsce i za granicą. Zawsze staram się zostawić coś po sobie w każdym miejscu, w którym przebywałem. W Luton namalowałem ścianę Amy Winehouse. Podczas moich częstych wizyt w Anglii wykonałem sporo obrazów, które tam pozostały. „Moje” trzy ściany można też spotkać we francuskim Cannes. Parę zleceń zrobiłem w Niemczech. Kiedy podróżowałem po Skandynawii, też miałem torbę z farbami. Staram się po prostu pozostawić po sobie na murach jakiś ślad. Natomiast w Polsce wiele prac można spotkać w rodzinnym Żerkowie. Malowałem również w Poznaniu, Wrocławiu, Kołobrzegu i innych miastach. No i przede wszystkim Jarocin. Tutaj wykonałem kilka zleceń: na quaparku, moja praca jest również przy wejściu na halę sportową, dalej dwie ściany Motorhead i Elvisa przy ulicy Sportowej, „Oko” na ul. Świętego Ducha. Dwa murale zrobione wspólnie z Kajtkiem Jagiełką to Brylewski oraz mural z Johnnym Rottenem wykonany na budynku JOK-u. Wykonałem również mural z okazji 100-lecia Powstania Wielkopolskiego przy os. Rzeczypospolitej. Moja praca jest też na budynku naprzeciwko starej fabryki mebli - malutka podobizna filmowego Ojca Chrzestnego.
Z Rottenem wiąże się pewna historia. Opowiesz ją?
Od wielu lat słucham muzyki punkowej. Wykonanie więc na zamówienie postaci Rottena, który był wokalistą i liderem Sex Pistols oraz PIL było czymś niezwykłym. A przecież miałem jeszcze możliwość spotkania się z nim osobiście i zrobienia fotki pod naszą pracą. Wręczyłem mu wtedy puszkę z czerwoną farbą i poprosiłem, aby na tej ścianie złożył swój autograf. Następnego dnia wielu ludzi podpis Rottena uznało za akt wandalizmu, „jeszcze nie skończyliście, a już wam ktoś pobazgrał” - mówiono. Nie wiedzieli, że to autograf artysty, który znalazł się na tym muralu.
A Żerków i słynna praca przedstawiająca Tomasza Lipnickiego z Lipali i Illusion?
Tego się nie spodziewałem. Namalowałem ją na zamówienie znajomego, który dał mi wolną rękę w projekcie i namalowaniu jego ulubionych kapel. Szybko zrobiło się o niej dość głośno. Zresztą zespół Lipali udostępnił zdjęcie muralu na swoim profilu facebookowym. Pod nim posypało się przeszło tysiąc lajków i wiele udostępnień. Byłem w szoku, a ta sytuacja dała mi wiele do myślenia. Przez internet wszystko idzie w świat. Wiem, że muszę się rozwijać i jeszcze bardziej przykładać do każdej z prac. Szum w mediach społecznościowych zrobił się też po tym, jak namalowałem portret lidera legendarnej grupy rockowej na innej lokalnej ściance. Pojawiły się na ten temat artykuły, choć dziennikarze nie wiedzieli, kim jest autor tej pracy.
Graffiti wciąż wywołuje dyskusje. Spotykasz się z krytyką ludzi?
To prawda, wciąż dyskutuje się, czy graffiti i sztuka uliczna jest legalna, czy też nie, upiększa czy szpeci? Rozumiem, że to może się komuś nie podobać. Ludziom jednak nie przeszkadzają ogromne plandeki reklamowe porozwieszane wszędzie, gdzie popadnie, zasłaniające często stare, zabytkowe budynki, a graffiti w przestrzeni miejskiej już tak. Właściwie to dobrze, że powstają dyskusje na ten temat. Przynajmniej prace grafficiarzy i twórców streetartowych są dostrzegane, wywołują dyskusje - funkcjonują w przestrzeni publicznej.
Gdybym chciała zamówić sobie twoją pracę, to ile musiałabym za nią zapłacić?
Ceny są różne. Wszystko rozpatrywane jest indywidualnie i zależy od wielkości i stopnia trudności. Przy mniejszym formacie, np. ściana garażu, ze względu na większą liczbę szczegółów, metr pracy będzie droższy aniżeli metr kwadratowy muralu na szczycie bloku. Im praca większa, tym cena za metr kwadratowy jest niższa. Po wliczeniu farb, materiałów, wynajmu rusztowania czy podnośnika, wielki mural może jednak kosztować od kilkunastu, do nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych. W swojej pracy staram się rozgraniczyć to, co jest wykonywane na zlecenie, zarobkowo, od własnych autorskich projektów. Jednak w obu przypadkach daję z siebie maksimum i oba dostarczają mi jednakową przyjemność.
Organizowałeś również specjalne plenery tzw. „jamy” dla grafficiarzy. Opowiesz nam coś na ten temat?
Zorganizowałem już dwie edycje Żerqv Graffiti Jam. Mam w planach trzecią. Zjechali się zaprzyjaźnieni grafficiarze z różnych miast, między innymi z Wrocławia, Poznania, Gdańska, Inowrocławia i Konina. Na ścianie, którą udostępniła nam mieszkanka Żerkowa malowało łącznie kilkunastu artystów. Jako gospodarz, chciałem zapewnić im chociażby spraye, aby zrefundować koszty przyjazdu. Pomogło mi w tym kilku lokalnych sponsorów. Sporo też włożyłem w to własnych pieniędzy. Mimo to, nadal marzy mi się trzecia edycja.
Kto ciebie ukształtował jako człowieka i ukierunkował w tym co robisz, bo często mówisz o rodzinie, dziewczynie, przyjaciołach?
Oczywiście najpierw byli rodzice, którzy nigdy nie zabraniali robić mi tego, czym się interesowałem. Podporą dla mnie jest moja dziewczyna. Podbudowuje, kiedy wydaje mi się, że czegoś najnormalniej nie jestem w stanie zrobić. Sporo zawdzięczam Michałowi Kowalczykowi. Pomógł mi po powrocie z Anglii, dzięki niemu zacząłem robić to, co lubię. Przyjaciele i znajomi, bo oni wierzą we mnie i wspierają w tym, co robię.
Czy z grafficiarstwa można żyć?
Z samego graffiti tworzonego z pasji w Polsce ciężko jest wyżyć. Rzadko bowiem trafia się osoba, która da ścianę i powie „namaluj tu, co chcesz” i jeszcze za to sowicie zapłaci. Moi klienci to ludzie, firmy, instytucje, którzy od drukowanych w moment plastikowych banerów czy fototapet, bardziej cenią namalowane ręcznie grafiki czy obrazy. Takie zlecenia jak murale w domach, malowanie pokoików dziecięcych, murale okolicznościowe itp. wykonywane pod indywidualne zlecenie potrafią zapewnić utrzymanie, jeśli jest ciągłość zleceń. W moim przypadku nie jest to jednak jedyne źródło utrzymania.
Zajrzyj do jego studia - [kliknij TUTAJ]
Szanowni Internauci. Komentujcie, dyskutujcie, przedstawiajcie swoje argumenty, wymieniajcie poglądy - po to jest nasze forum i możliwość dodawania komentarzy. Prosimy jednak o merytoryczną dyskusję, o rezygnację z wzajemnego obrażania, pomawiania itp. Szanujmy się.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.