U chłopca polscy lekarze zdiagnozowali już wcześniej padaczkę lekooporną. Każdy kolejny silny atak uszkadzał mózg dziecka i wyczerpywał jego siły. Choroba odcinała go od rówieśników, uniemożliwiała chodzenie do przedszkola. Michałek powoli zaczynał tracić to wszystko, czego się zdążył nauczyć.
Kiedy wreszcie udało się znaleźć specjalistów przekonanych o tym, że maluchowi uda się pomóc, na przeszkodzie stanęły pieniądze, a konkretnie prawie pół miliona złotych potrzebne na konsultacje i operację. Dla rodziny była to kwota przekraczająca ich możliwości finansowe. Okazało się jednak, że jest bardzo dużo osób, którym los Michałka nie był obojętny. Najpierw zaangażowali się sąsiedzi m.in. członkowie Stowarzyszenia na Rzecz Witaszyc i strażacy z OSP. Później akcja zaczęła zataczać coraz szersze kręgi. Każdy robił to, co było możliwe. Sprawę komplikowały jeszcze ograniczenia wynikające z koronawirusa. Ale nikt się nie poddawał. Nadzieja na zdrowie i normalne życie dla chłopca napędzała wszystkich do działania. Trwał wyścig z czasem. Im dłuższe i mocniejsze napady, tym spustoszenie w organizmie było coraz większe. Organizowano festyny, loterie fantowe, internetowe licytacje i kiermasze ciast. Zbierano również nakrętki. Ta ostatnia akcja trwa nadal, tyle tylko, że już dla kolejnego dziecka. Wiele osób postanowiło, że na 4. urodziny „dadzą” mu wymarzoną operację. Mimo że wciąż brakowało całkiem sporo, to dokładnie 27 września pasek zbiórki zazielenił się do końca.
[ZOBACZ TEŻ] CAŁY CZAS TRWA ZBIÓRKA NA LECZNIE JOANNY MARCINKOWSKIEJ. DO TEJ PORY NA TERAPIĘ PROTONOWĄ W CZECHACH UDAŁO SIĘ ZEBRAĆ PONAD 60 TYSIĘCY. POTRZEBA JEDNAK 200 TYS. ZŁ
To jeszcze nie koniec trudnej drogi. Waleczny Michałek, jak pisano o nim w internecie, nadal będzie potrzebował wsparcia finansowego, ale już na o wiele mniejszą skalę. Przed nim jeszcze dalsze leczenie i rehabilitacja. Pomóc można będzie przekazując 1%. Wystarczy wpisać w formularzu PIT numer: KRS 0000387207, a w rubryce Informacje uzupełniające - cel szczegółowy 1% dodać: 717 MICHAŁ JĘDRASIAK.
Pieniądze można też wpłacić na zbiórkę internetową prowadzoną za pośrednictwem platformy siepomaga.pl. Na wizytę kontrolną w klinice brakuje już tylko niecałe 7 tysięcy złotych.
Na facebooku działa grupa "Licytacje dla Michałka z Witaszyc". Każdy może do niej dołączyć. Wylicytować jakiś przedmiot czy usługę albo samemu wystawić aukcję charytatywną, która wspomoże rehabilitację 4-latka.
Strach był ogromny
Rozmowa z Anetą Jędrasiak, mamą Michałka
Jaki jest aktualnie stan syna? Czy operacja udała się i pozwoliła na osiągnięcie zamierzonego celu?
Michałek na obecną chwilę jest w świetnym stanie, mam nadzieję, że to się nie zmieni. Co prawda występują małe ataki, jednak lekarze kazali nam patrzeć optymistycznie, ponieważ do pół roku ma prawo coś się dziać, mózg musi się zregenerować. Prawie 1/4 prawej półkuli, jest wycięta a pozostała część ma odcięte większość połączeń z lewą półkulą. Operacja poszła książkowo, chociaż zamiast sześciu godzin trwała ponad osiem. Nerwy, które nam towarzyszyły w jej trakcie, są nie do opisania. Każda dodatkowa minuta trwała jak wieczność. W końcu przed godziną 18.00 mogliśmy synka na chwilę zobaczyć. Około 20.00 został wybudzony. Wyjęli mu rurkę intubacyjną. Karmiony był nadal przez sondę. Noc spędził w sali na Intensywnej Terapii podłączony do aparatury kontrolującej parametry życiowe, mi natomiast pozwolono przy nim zostać. Rano już samodzielnie jadł i pił, lekarze byli bardzo zadowoleni z tego, jak szybko dochodzi do siebie. Mamy nadzieję, że efekty operacji będą jak najlepsze i ataki znikną na dobre, jednak żeby się o tym przekonać potrzebny jest czas. Lekarze do ostatniego momentu przed operacją, jak i cały czas po niej powtarzali, że są bardzo optymistycznie nastawieni i przekonani, że będzie dobrze.
Jakie będzie dalsze leczenie, rehabilitacja?
Podczas rozmowy z lekarzami dowiedzieliśmy się, że za pół roku wskazana jest kontrola. Aby przekonać się o efektach operacji, chcą wykonać EEG we śnie i w czuwaniu, a także powtórzyć trzygodzinny rezonans, aby jak najwięcej sekwencji było widocznych. Przez najbliższe 4-6 tygodni Michałek ma nosić kask ochronny, jednak ciężko go do tego namówić. Nie wolno mu skakać, huśtać się, przewracać. Jest to nie lada wyzwanie, żeby go upilnować. Od lutego zacznie uczęszczać za zajęcia fizjoterapii, logopedii, SI, wczesnego wspomagania, a od września, mam nadzieję, będzie mógł chodzić do przedszkola. Przed nami bardzo ciężka droga, aby naprawić to, co padaczka zepsuła.
Czy potrzebna będzie dalsza pomoc?
Kolejny pobyt to koszt około 20-30 tysięcy złotych. Gdy tylko dostanę kosztorys z kliniki, uruchomimy zbiórkę na siepomaga.pl. Jeśli uda się uzbierać chociaż jakąś część, będzie dużo łatwiej. Teraz rozwój Michałka jest najważniejszy, więc zapewnienie mu najlepszych zajęć jest priorytetem, bez względu na koszty.
Czy wierzyła pani w to, że operacja będzie możliwa?
Tak, od samego początku, kiedy dowiedziałam się, że będzie potrzebne leczenie operacyjne, głęboko wierzyłam, że to się uda. Każdy rodzic poruszyłby dla swojego dziecka niebo i ziemię i mimo że czasami było ciężko, z takim wsparciem, które otrzymaliśmy, nie było innej opcji. Każdego dnia rodziły się nowe pomysły, odzywały się różne osoby, które proponowały swoją pomoc. Czasem przez kilka dni prawie nie spałam, żeby tylko zapiąć wszystko na ostatni guzik. Jednak wiadomo, człowiek sam świata nie zwojuje, dlatego tym wszystkim, którzy wierzyli w powodzenie zbiórki równie mocno jak ja, dziękuję z całego serca. Za słowa otuchy, za wsparcie, a czasami za przysłowiowego „kopniaka”, kiedy pojawiały się wątpliwości i wszystko wydawało się niemożliwe. To dzięki Wam jesteśmy w tym, a nie innym punkcie, to dzięki Wam Michałek ma szansę na normalne życie.
Sama operacja, mimo że dawała nadzieję na zdrowie, była też na pewno niełatwą decyzją?
Operacja do ostatniej chwili budziła wątpliwości, było mnóstwo pytań bez odpowiedzi, strach o Michałka i zastanawianie się nad tym, czy to dobra droga. Już po wszystkim zapytałam lekarza, czy to na pewno była dobra decyzja. Odpowiedział, że gdyby teraz Misiu trafił na diagnostykę, podjąłby taką samą. Strach był ogromny. Kiedy zobaczyłam synka podpiętego pod te wszystkie urządzenia, z tyloma rurkami wystającymi wydawało się z każdej części ciała, nie potrafiłam powstrzymać łez. Nawet teraz, kiedy sobie ten obraz przypomnę, to płaczę. Nikomu nie życzę, żeby musiał oglądać własne dziecko w takim stanie. To ból nie do opisania. Jednak teraz żyję nadzieją, że wszystko zacznie się układać i w końcu to dzieciństwo synka będzie takie, jakie powinno być. W czasie operacji bardzo pomagały słowa wsparcia, które płynęły od rodziny i zupełnie nieznajomych osób. Lekarze też przychodzili i mnie uspokajali. Kiedy tylko monitor zapiszczał, w ciągu sekundy zjawiała się cała obstawa. Opieka w klinice jest na najwyższym poziomie, dziecko i rodzice są najważniejsi. Nie wyobrażam sobie, żeby Michałek mógł trafić pod inne skrzydła. To był najlepszy z możliwych wyborów.
POMÓŻMY SPEŁNIĆ MARZENIE FILIPA KOTERBY Z CIELCZY. DO ZAKUPU LAPTOPA BRAKUJE JESZCZE NIECO PONAD TYSIĄC ZŁOTYCH. HISTORIĘ NASTOLATKA PRZECZYTASZ [TUTAJ]
Nasza Gazeta dostępna również on-line - ZOBACZ TUTAJ - E-wydanie Gazety Jarocińskiej.
Szanowni Internauci. Komentujcie, dyskutujcie, przedstawiajcie swoje argumenty, wymieniajcie poglądy - po to jest nasze forum i możliwość dodawania komentarzy. Prosimy jednak o merytoryczną dyskusję, o rezygnację z wzajemnego obrażania, pomawiania itp. Szanujmy się, również w sieci.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.