Wiceburmistrz Jaraczewa Stanisław Andrzejczak po 34 latach pracy w urzędzie przeszedł na emeryturę. Jak wspomina ponad 3 dekady pracy w urzędzie? Czym się zajmował zanim trafił do urzędu? Czytaj rozmowę ze Stanisławem Andrzejczakiem
Pamięta pan swój pierwszy dzień w pracy?
Oczywiście, że tak. To była sobota 10 grudnia 1988 roku. Było to jeszcze czas, że do pracy chodziło się w soboty. Połowa urzędników pracowała w jedną sobotę, a kolejna w następną. Tego dnia św. pamięci naczelnik Maciej Pielarz miał wolne. Rozpoczynałem od stanowiska sekretarza. Mój poprzednik odszedł z urzędu i był wakat. To były inne czasy. Wtedy obowiązywał taki układ, że naczelnik był z PZPR-u, a sekretarz ze Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego. I właśnie mnie zaproponowano to stanowisko. Przyjąłem ofertę. Pamiętam, że początkowo ówczesny naczelnik nie ufał mi. Ale z biegiem czasu współpraca nam się ułożyła.
Ale praca w urzędzie nie była pana pierwszą.
Najpierw pracowałem w Gminnej Spółdzielni Samopomoc Chłopska w Jaraczewie w dziale kontraktacji. Tam byłem zatrudniony niespełna rok, bo otrzymałem powołanie do wojska. Po powrocie z wojska na dwa tygodnie wróciłem do spółdzielni, a potem otrzymałem propozycję pracy w Wojewódzkim Komitecie Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego. Byłem instruktorem terenowym w gminach Jaraczewo i Żerków. Tam przepracowałem 10 lat.
Wróćmy jeszcze na chwilę do pierwszego dnia. Coś zapadło panu w pamięć?
Doskonale pamiętam ten dzień. Do urzędu wpadł nieżyjący już sołtys Parzęczewa. Był zbulwersowany, że ktoś w parku wyciął kilkanaście dębów. Razem z pracownikiem z wydziału rolnictwa wsiedliśmy w moją syrenkę i pojechaliśmy do Parzęczewa. Wykonaliśmy oględziny. Policzyliśmy wykarczowane drzewa. Sporządziliśmy notatkę i sprawę zgłosiłem do organów ścigania. Szczerze mówiąc nie pamiętam, jak się ona zakończyła.
Wiceburmistrz Jaraczewa: Czasami oczekiwania mieszkańców gminy były kompletnie nierealne
Czy kiedy pierwszy raz przekroczył pan mury urzędu jako pracownik, przeszło panu przez myśl, że zostanie tutaj 34 lata?Nie. Nie nosiłem się z tym zamiarem, że do emerytury zostanę tutaj. Z każdym rokiem praca mi się bardziej podobała. Uczyłem się nowych rzeczy, zdobywałem doświadczenie. Bardzo lubiłem i lubię kontakt z ludźmi. Satysfakcjonujące jest, jak można pomóc drugiemu człowiekowi. Choć nie zawsze to było możliwe, bo nie pozwalało na to prawo. Czasami oczekiwania mieszkańców gminy były kompletnie nierealne. Pamiętam, że miałem petycję, aby uruchomić linię autobusową z Jaraczewa do Warszawy i Zielonej Góry. Jedna z mieszkanek do Warszawy jeździła do lekarza. Druga w Zielonej Górze miała rodzinę. Wiedziałem, że na ma szans na uruchomienie linii, bo będą nierentowane. Za każdym razem wysłuchałem petentek. Z interesantem zawsze trzeba tak rozmawiać, aby czuł się, że ktoś zainteresował się jego problemem.
Co panu w tym czasie utkwiło najbardziej w pamięci?
Miła atmosfera w pracy, szczerość i uczciwość pracowników. A najbardziej cieszy mnie lojalność, którą urzędnicy obdarzyli moją osobę. Oczywiście zdarzyło się też trochę - jak w każdej pracy - przykrych spraw, o których szybko starałem się zapomnieć. W pamięci zawsze pozostaną awanturujący się, niezadowoleni i roszczeniowi petenci. Była też jedna zabawna historia. Jak zaczynałem pracę, to nie było takiej technologii jak teraz. Część wytycznych odnośnie realizacji zadań przychodziło telefaksem. Jeden z urzędników napisał drugiemu, że „ma w parku policzyć drzewa i spisać gatunki”. Ten urzędnik to polecenie potraktował poważnie. Dwa dni siedział w parku i liczył drzewa. Trzeciego dnia kolega powiedział mu, że to jest żart. Już dokładnie nie pamiętam, skąd ten telefaks został nadany, ale tą historią długo żyli pracownicy.
Wiceburmistrz Stanisław Andrzejczak: Krzyczał „Zabije cię”. „Mam nóż i zaraz go wyciągnę”
W Jaraczewie krąży historię, że do pańskiego gabinetu miał wpaść „mieszkaniec z siekierą w ręce” i panu grozić. Ile w tym legendy a ile prawdy?
Wiem, że taka opowieść krąży po gminie. Rzeczywiście wtargnął do mojego gabinetu zdenerwowany i zbulwersowany mężczyzna. Miał pretensję, że jeden z jaraczewskich przedsiębiorców zwolnił go z pracy. Uważał, że to urząd wymusił taką decyzję na byłym już jego pracodawcy. Był silnie wzburzony. Stał przy biurku i odgrażał się i krzyczał „Zabije cię”. „Mam nóż i zaraz go wyciągnę”. Powtórzył to kilka lub kilkanaście razy. Już nie pamiętam. Początkowo kompletnie nic do niego nie docierało. Ostatecznie po pewnym czasie udało mi się go wyprosić z gabinetu. Ponad rok temu ten sam mężczyzna ponownie przyszedł się awanturować. Nie było mnie w tym czasie w urzędzie. Pracownicy bardzo się wystraszyli. Wezwali nawet policję.
A skoro już mowa o policji, to miał pan propozycję, aby wstąpić do tej formacji.
Tak rzeczywiście było. Proponowano mi służbę wtedy jeszcze w milicji. Jeden z funkcjonariuszy odchodził na emeryturę i komendant zaproponował mi pracę. W tym czasie mieszkałem jeszcze w domu rodzinnym, który sąsiadował z posterunkiem. Mama bardzo nie chciała, abym poszedł do milicji. W całej gminie może było 5 telefonów w domach. My też mieliśmy z tego powodu, że tata był dyrektorem banku. Mama obawiała się, że będę ciągle wzywany na interwencje. Na dodatek w tym okresie na ul. Golskiej w Jaraczewie tzw. „nafciarze” poszukiwali złóż ropy. Po godzinach pracy biesiadowali w miejscowej restauracji. Dość często dochodziło tam do bójek pod wpływem alkoholu. Pracownicy lokalu wzywali milicję i z tego powodu też nie poszedłem do tej formacji. Widocznie tak musiało być. Osobiście uważam, że można pracować w każdym zawodzie, ale na pierwszym miejscu trzeba być zawsze człowiekiem.
Pana synowie nie wybrali kariery samorządowej.
Oni już jako mali chłopcy mówili, że będą policjantami. Nie ingerowałem w ich wybory.
Czy jest coś, czego pan żałuje?
Nie. Cieszę się, że mogłem tyle lat przepracować w samorządzie, który przeszedł w tym czasie różne zmiany. Nie byłem żądny władzy. Po śmierci śp. wójta Macieja Pielarza miałem propozycję, aby zostać wójtem, ale uważałem, że Dariusz Strugała bardziej nadaje się na to stanowisko.
Jak panu współpracowało się z burmistrzem Strugałą. Jak udało się połączyć pana stoicki spokój z impulsywnością burmistrza?
Rzeczywiście mamy zgoła odmienne charaktery i temperamenty. Współpraca układała się bardzo dobrze. Każdy z nas miał swoje dziedziny, za które odpowiadał i nie wchodziliśmy sobie w kompetencje.
Czy Stanisław Andrzejczak wystartuje na radnego powiatowego?
Czy w najbliższych wyborach wystartuje pan na radnego powiatowego?Startowałem już w 2002. Uzyskałem bardzo dużo głosów. Nawet miałem propozycję objęcia stanowiska wicestarosty, ale burmistrz Strugała przekonał mnie, abym pozostał w Jaraczewie. Teraz myślę, że dobrze się stało. Póki co nie rozważam startu w najbliższych wyborach.
Nie będzie panu brakowało wyjścia do pracy?
Śmiech. Na to pytanie będę mógł odpowiedzieć trochę później. Prawie już oswoiłem się z myślą, że kończę pewien etap mojego życia. Na pewno będzie mi brakowało kontaktu z koleżankami i kolegami z pracy, ale także z mieszkańcami. Ale cieszę się, że nie będę miał już telefonów i nie będę podejmował już wielu decyzji, które czasami były trudne.
Co pan będzie robił na emeryturze?
Nie mam żadnych konkretnych pomysłów, ani jakiegoś nietypowego hobby, któremu mógłbym się poświęcić. Należę do ludzi, którzy nie snują dalekich planów. Na pewno więcej czasu poświęcę rodzinie. Jak zdrowie pozwoli, to będę się starał gdzieś wyjeżdżać, bo nasz kraj jest piękny i ciekawy, a w wielu miejscach jeszcze nie byłem.
Szanowni Internauci. Komentujcie, dyskutujcie, przedstawiajcie swoje argumenty, wymieniajcie poglądy - po to jest nasze forum i możliwość dodawania komentarzy. Prosimy jednak o merytoryczną dyskusję, o rezygnację z wzajemnego obrażania, pomawiania itp. Szanujmy się.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.