reklama

Kasia Krzyżaniak z Senders: „Algorytmy narzucają trendy. Presja, żeby się dopasować, jest ogromna”

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

Kasia Krzyżaniak z Senders: „Algorytmy narzucają trendy. Presja, żeby się dopasować, jest ogromna” - Zdjęcie główne
Zobacz
galerię
15
zdjęć

reklama
Udostępnij na:
Facebook
WiadomościKoźmińsko-jarociński zespół Senders wydał niedawno swój debiutancki album „Do Światła”. 20 lipca zagra podczas Jarocin Festiwal. Gdy pięć lat temu wzięli udział w Rytmach Młodych - po burzliwych naradach jury przyznało im nagrodę specjalną. Tym razem wystąpią na scenie przy Maratońskiej, reprezentując młode pokolenie. - Nie wystarczy dobrze grać. Trzeba być zgranym. A tego nie można nam odebrać - mówi Kasia Krzyżaniak, założycielka Senders.
reklama

Rozmowa z Kasią Krzyżaniak - liderką zespołu Senders

Ile miałaś lat, gdy zaczęłaś tworzyć?

Zaczęłam pisać, gdy byłam w gimnazjum. Mając 13 lat, powstała „Plama”, która symbolicznie otwiera naszą płytę „Do Światła”. Wtedy zaczęłam kolorować rzeczywistość dźwiękiem. Zauważyłam też, że mam lekkie pióro i nie mam problemu z uzewnętrznianiem swoich emocji i odczuć.

Kiedy narodziło się Senders? 

Jako dzieciak grałam w zespole NoName. Graliśmy covery, uczyliśmy się swoich instrumentów, to była niezła zabawa dla początkujących muzyków. Ale z czasem, gdy chodziłam jeszcze do gimnazjum, zespół się rozpadł, każdy miał inne priorytety i powoli zaczynały się kształtować nasze ścieżki życiowe. Co prawda w wieku 12 lat nikt jeszcze nie wie na sto procent, że pójdzie na medycynę albo zostanie prawnikiem, ale mniej więcej czuje, czy granie w zespole jest dla niego.

reklama

Pamiętam, jak się załamałam, bo już wtedy czułam, że muzyka to cały mój świat. Bałam się, że sama nie dam rady, że potrzebuję osoby, która nas poprowadzi, bo przecież byliśmy tylko dziećmi. Stwierdziłam, że muszę coś z tym zrobić i założyłam własny zespół, Senders. 

Zebrałam znajomych i zaczęliśmy grać. Kosztowało mnie to dużo stresu i dyscypliny, bo sama w wieku 13 lat założyłam buty lidera zespołu. Teraz już nie są niewygodne. Ale w tamtej chwili, były o kilka rozmiarów za duże. Mówi się, że „czas pokaże” – to doskonały przykład tego powiedzenia, bo z biegiem lat czas pokazał mi, że jeśli bardzo mi na czymś zależy, to zrobię wszystko, by pójść po swoje, nawet gdy nie do końca zna drogę. 

Często zmieniali się członkowie zespołu?

reklama

Na początku tak, poniekąd naturalnie, bo każdy szukał swojej drogi. Początkowy skład Senders (śmiejemy się z zespołem, że to był etap „Baby Senders”), to była w dużej mierze ta sama ekipa co w NoName, ale z czasem to się pozmieniało. Z Jackiem – perkusistą i Anią – pianistką gramy razem od 2018 roku. Mateusz, nasz basista, dołączył w 2019, a Żaneta, która gra na gitarze elektrycznej, w 2022. Od tamtej pory skład się nie zmienił. Odkąd gramy w obecnym składzie, czujemy się naprawdę zespołem w pełnym znaczeniu tego słowa. Każdy wnosi coś swojego i to słychać. Nie jesteśmy tylko pięcioma muzykami grającymi wspólnie. Po tylu wspólnych latach, myślę, że śmiało mogę nazwać nas rodziną.

Przed jakimi wyzwaniami staje dzisiaj młody człowiek, który chce tworzyć i wychodzić z tą twórczością do ludzi?

reklama

Największe wyzwanie to, moim zdaniem, zachowanie autentyczności. Dziś wszystko jest szybkie, algorytmy narzucają trendy, a presja, żeby się dopasować, jest ogromna. Twórca musi umieć powiedzieć sobie: „To, co czuję i chcę przekazać, ma wartość”. A to jest niesamowicie trudne w świecie, który codziennie dostarcza masę bodźców. Ludzie słuchają tego, co się „klika”, co leży na „karcie na czasie”. Niestety strasznie ciężko przebić tę barierę i dotrzeć do kogoś z czymś prawdziwym, co może nie pasuje do algorytmów, ale ma w sobie emocje i sens.

Co postrzegasz zaś jako niezbędne do tego, by stawać na scenach i występować przed publicznością?

Odwaga i szczerość. Nie wystarczy tylko zagrać czy zaśpiewać. Trzeba być gotowym pokazać część siebie. Bo ludzie wyczują, czy grasz sercem, czy tylko odtwarzasz dźwięki. Myślę, że charyzma również jest pomocna. To trochę ciemniejsza strona tego całego anturażu, ale trzeba być też przygotowanym na pęknięcia. Miałam kilka razy tak, że głos mi zadrżał z emocji czy wzruszenia. Wyznaję zasadę, że nigdy nie zaśpiewam na scenie czegoś, czego nie czuję, z czym nie rezonuję.

reklama

Po wydaniu płyty „Do Światła” zaczął się nowy etap dla Senders?

Tak, zdecydowanie. „Do Światła” to dla nas nie tylko kilka utworów na umieszczonych krążku, to nasza wspólna, osobista opowieść. Wydanie albumu pozwoliło nam na nowo przemyśleć, kim jesteśmy jako zespół i co chcemy dalej „nadawać”. Poczuliśmy, że dojrzeliśmy, jako ludzie i jako twórcy.

To był taki booster do przodu, kopniak, który nas popchnął. Dzięki temu znaleźliśmy się w takim, a nie innym miejscu i zagramy m.in. na Jarocin Festiwal. Jednak w nas samych nic się nie zmieniło. Nie zmieniło się także nasze podejście do muzyki. Cały czas zależy nam przede wszystkim na przekazywaniu autentycznej treści. Na dzieleniu się tym co w duszy i sercu.

W 2020 roku wzięliście udział w Rytmach Młodych. Po burzliwych obradach jury postanowiono przyznać wam nagrodę specjalną, zwycięzcą została zaś formacja WaluśKraksaKryzys. Jak wspominasz tamto doświadczenie?

To było dla nas bardzo ważne, nie tylko dlatego, że dotarliśmy do finału spośród ponad 200 zespołów, ale też dlatego, że poczuliśmy realne wsparcie i zainteresowanie naszą muzyką. Obrady jury były burzliwe, a to utwierdziło nas w przekonaniu, że wcale nie jesteśmy gorsi. Że przestaliśmy być raczkującym zespołem z garażu, a sięgamy trochę dalej, po więcej. Pamiętam, że wtedy bardzo się stresowałam, bo to był nasz pierwszy tak poważny konkurs. Daliśmy z siebie wszystko na tamten moment. WaluśKraksaKryzys w pełni zasługiwał na wygraną. Niczego nie żałujemy, bo przecież każde wydarzenie nas czegoś uczy.

Zapominając na chwilę o jarocińskim konkursie. Rytmy młodych – jakie skojarzenia budzi w tobie to hasło? 

Przede wszystkim świeżość, energia, młodość. „Rytmy młodych” to przestrzeń, w której każdy może opowiedzieć swoją historię po swojemu, bez kompromisów.

Jak zareagowaliście na zaproszenie na tegoroczną edycję Jarocin Festiwal?

Ogromna radość i wdzięczność! Jarocin to dla nas miejsce szczególne, wręcz legendarne. Możliwość zagrania na festiwalu to duży krok do przodu. Każdy z nas obowiązkowo zaopatrzy się w koszulkę z napisem „Senders” obok wielkich artystów jak Coma, Kult, Edyta Bartosiewicz czy Mrozu. Niesamowita sprawa.

Jestem bardzo dumna z każdego członka zespołu. Mam nadzieję, że to przeczytają i zdadzą sobie sprawę z tego, jak bardzo ich szanuję, nie tylko jako muzyków, ale i jako ludzi. Bez nich by się to wszystko nie udało. Nie wystarczy dobrze grać. Trzeba być zgranym. A tego nie można nam odebrać.

Co przygotowujecie na zbliżający się koncert?

Na pewno nie zabraknie utworów z „Do Światła”, ale chcemy też zaskoczyć publiczność nowymi aranżacjami i czymś premierowym. Będzie przesterowo, mocno, z kopyta – tak, jak na Jarocin Festiwal przystało.

Jak oceniasz ostatnie edycje festiwalu? Bywałaś na nich jako słuchaczka?

Bywałam i uważam, że festiwal wciąż ma swój wyjątkowy klimat. Łączy to, co nowe, z szacunkiem dla historii. To miejsce, gdzie spotykają się różne pokolenia i muzyczne światy. Każdy mógł znaleźć coś dla siebie, bo pojawiali się wykonawcy zarówno starszego, jak i młodszego pokolenia.

Myślisz, że gdyby nie Jarocin Festiwal i jego legenda – Senders brzmiałby inaczej albo nie byłoby go wcale?

Myślę, że Jarocin Festiwal miał na nas wpływ, choćby przez to, że pokazał, że można i warto szukać własnego głosu. To legenda, która motywuje, by nie bać się mówić swoim językiem. Może więc faktycznie bez tego ducha festiwalu, Senders brzmiałoby inaczej.

Myślę jednak, że nie tyle sam festiwal, co całe miasto miało na nas duży wpływ. Czujemy się jarocińskim zespołem, chociaż tylko perkusista jest rodowitym jarociniakiem. Ja razem z Anią chodziłyśmy do liceum im. Tadeusza Kościuszki. Jarocin nas trochę „adoptował”, więc zawsze czujemy się tu jak w domu. I na pewno bez waszego wsparcia nie bylibyśmy w tym miejscu, w którym jesteśmy teraz.

Kilka dni temu wystąpiliście na Wieży Rocka w Żerkowie, przed wami koncert w Jarocinie. Poza próbami znajdujecie czas na pracę nad czymś nowym?

Tak! Na jesień szykujemy dla was coś mocnego, EP-ka jest w drodze. W sierpniu wchodzimy do studia i nagrywamy. Nie zatrzymujemy się – my dopiero bierzemy rozbieg!

SONDA

Czy Jarocin potrzebuje promocji?

Zagłosowało 197 osób
Zagłosuj
Głosy można oddawać od 11.07.2025 od godz 12:50
reklama
WRÓĆ DO ARTYKUŁU
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama
logo