W sierpniu brała pani udział w Jarocinie w pikniku charytatywnym dla Blanki Przybył i można było usłyszeć panią śpiewającą. Często przyjmuje pani takie propozycje?
Oczywiście, że tak. Jeżeli jest możliwość takiego wsparcia, to jak najbardziej. Jestem absolutnie otwarta na pomoc i to wszelkiego rodzaju.
Na co dzień mieszka pani w Warszawie, ale miejscem pani urodzenia jest Jarocin.
Moja mama pochodzi z Jarocina i to prawda, że urodziłam się tutaj, ale jak miałam roczek, to rodzice - wraz z moją siostrą - przeprowadzili się do stolicy. Jestem urodzoną jarocinianką, z krwi i kości, ale pamiętam w zasadzie tylko Warszawę. Bo jak się wyjechało mając roczek, to nie pamięta się za bardzo nic konkretnego. To jest w ogóle ciekawa historia, bo ja jestem jarocinianką, która mieszka w Warszawie, natomiast moja babcia jest warszawianką, która mieszka w Jarocinie. Podczas II wojny światowej musiała uciekać i znalazła, się tutaj. Historia zatoczyła krąg.
Odwiedza pani miejsce swojego urodzenia?
Tak, odwiedzam swoją rodzinę. Staram się w miarę możliwości robić to często, ale wiadomo, że życie - zarówno prywatne, jak i zawodowe - czasami nie pozwala na tak częste odwiedziny, na jakie chciałabym sobie pozwolić. Utrzymuję stale kontakt z moją rodziną i przy tej okazji oczywiście też ich pozdrawiam.
Czy to, że urodziła się pani w rockowym mieście, ma dla pani jakieś znaczenie?
Ja się śmieje troszkę, ale myślę że tak. Moja mama podobno chodziła na koncerty festiwalowe. No i chodzą słuchy, że robiła to również wtedy, gdy była ze mną w ciąży, więc może jakaś ta muzyczna nuta we mnie swoje ziarenko zasiała właśnie dzięki Jarocinowi.
Najlepszą realizacją muzycznych pasji był chyba udział w zeszłym roku w programie „Twoja Twarz Brzmi Znajomo”, w którym aktorzy wcielają się w różnych wokalistów i wykonują ich piosenki...
Do tej pory tak. W tym programie miałam okazję pokazać się z wielu stron, zarówno aktorskiej, jak i muzycznej. Myślę, że to było dla mnie ogromne wyzwanie, ale i ogromne poczucie spełnienia, gdy zajęłam drugie miejsce w tym programie.
Która z postaci, w które pani się wcielała, była dla pani największym wyzwaniem?
Ciężko jest to w ogóle pozycjonować. Wydaje mi się, że każda z nich gdzieś była dla mnie wyzwaniem. Wybór postaci dokonywał się przecież poprzez losowanie i ten moment przydziału był ogromnym zaskoczeniem i jednocześnie zastanowieniem się, czy ja podołam. Każdy z bohaterów i każda z bohaterek charakteryzowała się czymś innym. Z tygodnia na tydzień skupiłam się wobec tego na czymś kompletnie nowym, więc ciężko jest pozycjonować - czy trudniejsze jest tańczenie, czy może znalezienie odpowiedniej wymowy danej piosenki.
Mogę natomiast powiedzieć o tym, z czego jestem najbardziej dumna i, które wykony najbardziej zapadły mi w pamięć. Myślę, że w moim takim top 3 jest Urszula Dudziak i „Papaya”, Lady Gaga i „Hold My Hand” oraz Jennifer Hudson z „And I am telling you” - ze słynnego musicalu "Dream Girls".
Dzięki tym dwóm ostatnim wcieleniom wygrała pani odcinki i mogła przekazać swoją wygraną na wybrany przez panią cel charytatywny.
To była dla mnie czysta przyjemnoścć i zaszczyt zmierzyć się z takimi postaciami. Urszulą Dudziak nie wygrałam odcinka, ale też te wygrane nie miały dla mnie osobiście kompletnie żadnego znaczenia. Bawiliśmy się w to charytatywnie i chodziło po prostu o taką możliwość zmierzenia się z ikoną. Ale faktycznie - jest to najpiękniejsze spełnienie, jeśli dzięki swojej pracy można komuś pomóc. To jest bardzo miłe uczucie.
Jak to się stało, że w ogóle pani wybrała aktorstwo?
W zasadzie to wybór był chyba oczywisty, choć moja historia jest nieco zawiła. Już we wczesnym wieku moi rodzice zobaczyli, że złapałam aktorskiego bakcyla, bo bardzo lubiłam recytować wiersze, śpiewać. Ze skrawków moich jarocińskich wspomnień, pamiętam jak przyjeżdżałam tutaj do babci do i śpiewałam jej stojąc na studni piosenki Maryli Rodowicz. Do dzisiaj rodzinnie wspominamy takie historie. W każdym razie, zawsze byłam chętna do mikrofonu, do wierszyków i tańców. Rodzice zauważywszy we mnie potencjał, wysyłali mnie na różnego rodzaju zajęcia artystyczne i rozwojowe. Później, w wieku 16 lat, zaczęłam już grać w zawodowym teatrze, bo dostałam się z ogólnopolskiego castingu do projektu „High School Musical On Stage”, czyli musicalu opartego na kultowej już serii filmów Disney Channel.
Te chęci bycia aktorką tak się we mnie rozwijały, rozwijały aż w końcu dostałam się do szkoły teatralnej, zdając do niej za piątym razem. Dlatego mówię, że ta droga była dość oczywista, ale też zawiła. Bardzo się jednak cieszę, że ukończyłam Szkołę Teatralną w Krakowie, bo taki był mój cel i bardzo chciałam ukończyć właśnie tę krakowską uczelnię. Cieszę się, że udało mi się zrealizować to marzenie i jestem absolwentką tej szkoły.
Wiele osób by się już zniechęciło przy pięciu próbach...
No tak, ale myślę że jeśli ktoś wie, co chce robić, to będzie dążył do tego, żeby spełniać te swoje marzenia. A wiadomo też, że oczywiście umiejętności umiejętnościami, one są bardzo ważne, ale też uważam, że szczęście w tym zawodzie ma naprawdę ogromne znaczenie. Cieszę się, że mi się pofarciło.
A co by pani radziła właśnie takim młodym ludziom, którzy - powiedzmy - wahają się, zastanawiają nad drogą artystyczną?
Ten zawód jest przede wszystkim pełnym niespodzianek, to znaczy, że jest absolutnie niestabilnym. W jednym miesiącu można mieć bardzo dużo propozycji i możliwości, a przez kolejne pół roku nic się może nie pojawiać. Trzeba więc rzeczywiście mieć umiejętność takiego coachingu, pracy nad sobą w zasadzie, bo też rzeczywiście mentalne podejście ma ogromne znaczenie, żeby po prostu się nie poddać. Wygrany casting często też nie zależy od tego, czy nam dobrze pójdzie, tylko od wielu innych czynników i ostatecznie od tego, czy reżyser zdecyduje się na takiego bohatera, jakiego w nas zobaczył czy nie. To, że nie wygraliśmy castingu, wcale nas nie deprecjonuje ani nie czyni gorszymi aktorami. Trzeba rzeczywiście mentalnie być na to gotowym.
Jest takie powiedzenie a propos miłości, że jeżeli się kocha to się wie („when you know, you know”). Ja uważam, że podobnie jest z aktorstwem, to znaczy, że jeżeli wie się, że chce się to robić, to się to po prostu będzie robiło. Uważam, że absolutnie jest to zawód dla pasjonatów. A jeżeli ktoś odnajdzie w tym przyjemność, to wtedy każde wyjście na scenę nie jest pracą tylko formą absolutnego spełnienia i pięknego spotkania z widzem. Dlatego, jeżeli chodzi o zachęcenie, to jeśli naprawdę czujecie, że chcecie to robić, to trzymam kciuki i nie poddawajcie się, bo każda porażka też potrafi naprawdę bardzo wzmocnić.
Gra pan mi w teatrze, ale też w serialach i filmach. I stąd pytanie, która z tych dziedzin jest pani bliższa? Którą pani woli?
Myślę, że nie da się powiedzieć, co jest mi bliższe. Uważam, że te dwie formy bardzo się uzupełniają. W teatrze liczy się tu i teraz, prawda osiągana w danym momencie, w danej sekundzie i spotkanie na żywo z widzem. Tego nie da się zastąpić niczym innym. Z kolei praca przed kamerą, to jest po prostu inna forma uprawiania tego zawodu, równie piękna i szalenie fascynująca. Chyba nigdy nie będę w stanie wybrać, co podoba mi się bardziej. Moim marzeniem jest, żeby łączyć te dwie dziedziny, a mianowicie, żeby nigdy nie porzucić którejś z nich i pracować jednocześnie i w teatrze, jak i przed kamerą.
No właśnie chciałam zapytać o to, o czym pani marzy zawodowo i prywatnie?
Sądze, że to są raczej takie prozaiczne marzenia. Marzę o tym, żeby w moim życiu zawsze było bardzo dużo miłości, dlatego że, jeżeli jest w nas miłość, to jesteśmy w stanie naprawdę pokonać góry. I mówię tutaj o rzeczach zarówno prywatnych, jak i zawodowych: miłość do zawodu, do swojej pasji, do siebie, do partnera, do ludzi. Życzę więc sobie, aby ta miłość w moim życiu była zawsze. Ona jest dla mnie takim olejem napędowym do działania. A wszystko inne po prostu przyjdzie.
Czytałam w jednym z tekstów, a to był nawet taki trochę zarzut, że jest pani aktorką, która chroni bardzo swoją prywatność i trudno cokolwiek się dowiedzieć - np. na temat pani partnera. Myślę, że to też nie jest łatwe w czasach, gdy wszystko jest właściwie na sprzedaż, na pokaz, zachować swoją prywatność.
Ja bardzo sobie cenię moją prywatność. Chciałabym być zauważana, doceniana ze względu na swoją pracę zawodową, za to, że ją dobrze wykonałam. Moje prywatne życie i jego celebracja należy do mojego domowego zacisza. Zawodowo, w miarę możliwości staram się na Instagramie (@polewany) dawać znać, gdzie można mnie zobaczyć w różnych spektaklach, a jeżeli chodzi o prywatne rzeczy, to chciałabym, żeby one jak najdłużej pozostawały moją tajemnicą.
No właśnie, jakie ma pani plany zawodowe na najbliższy czas? W czym będzie można panią obejrzeć?
Proszę być czujnym, bo szykują się nowe projekty, zarówno teatralne, jak i serialowe. Na razie jeszcze niestety nic nie mogę zdradzić, ale w styczniu rozpoczynają się naprawdę nowe etapy w moim życiu zawodowym, na co bardzo, bardzo się cieszę.
Czyli rozpoczyna pani nowy rozdział w życiu krótko po swoich 30. urodzinach.
Uważam, że każde zakończenie jest początkiem czegoś absolutnie nowego. Ja wkrótce rozpocznę pracę nad swoim indywidualnym materiałem muzycznym. A przy okazji tej 30. miałam naprawdę bardzo dużo przemyśleń, z których konkluzja jest taka, że po prostu trzeba przestać się bać i tylko działać.
Niektórych, szczególnie kobiety, urodziny potrafią załamywać, bo przejmują się upływającym czasem...
Ja do takich osób nie należę. Uwielbiam je świętować, wkraczać w nowy etap, podejmować nowe wyzwania. I naprawdę bardzo się cieszyłam na tę trzydziestkę. W moich 30. urodzinach nie było ani krztyny smutku, tylko raczej właśnie chęć do działania, do tworzenia nowego etapu. No i mam nadzieję, że państwo już niedługo będziecie mieli okazję ocenić, czy efekty tych nowych wyzwań podobają się, czy też nie.
A propos celebrowania. Jak wyglądają pani święta Bożego Narodzenia? Czy są tradycyjne z rodzicami, czy jest pani zwolenniczką jakieś takiego bardziej nowoczesnego spędzania tego czasu?
Zdecydowanie jestem rodzinną bestią. Święta muszą być z barszczem z uszkami, z choinką i z Mikołajem. Cieszę się, że na szczęście dość wcześnie udało się kupić wszystkie prezenty. Jestem bardzo dumna z siebie, że uniknę tego wariactwa sklepowego. Mam już pozamykane wszystkie tematy. Pozostało mi tylko zapakowanie prezentów w piękny, świąteczny papier, co bardzo lubię i co absolutnie mnie relaksuje. Jest to jedna z moich najbardziej ulubionych czynności w życiu!
A lubi pani bardziej dawać prezenty czy je otrzymywać?
Zdecydowanie dawać. Sprawia mi to ogromną przyjemność, jeżeli uda mi się wstrzelić w czyjś gust, bo zawsze to jest dla mnie taką zagadką. Czuję dreszczyk emocji, czy na pewno się spodoba, czy będzie to strzał w dziesiątkę. Cieszę się i nie mogę się doczekać tego momentu. Dla mnie jest on taki absolutnie magiczny, jak otwiera się prezenty i widzę, czy ktoś jest szczęśliwy, czy udało mi się przyczynić w jakiś sposób do szczęścia obdarowanego. Trzeba jednak pamiętać, że w świętach nie chodzi o rzeczy stricte materialne! Nie wyznaję zasady, że im prezent droższy, tym lepszy.
Dostała już pani taki wymarzony prezent pod choinkę?
Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek była rozczarowana prezentem. Jestem taką osobą, która cieszy się z małych rzeczy. Koledzy, kiedy ostatnio rozmawialiśmy sobie przed spektaklem, powiedzieli mi: „Kasia, Ty masz w sobie cały czas takie dziecko”. I totalnie się z nimi zgadzam, bo ja mam w sobie tego dzieciaka, którego staram się pielęgnować, ale dzięki niemu naprawdę potrafię cieszyć się z bardzo małych rzeczy i doceniać też siebie. Przypomniało mi się właśnie, że dostałam kiedyś lalkę Barbie, która latała. To był przepiękny prezent. Może dlatego, że sama chciałabym umieć latać. Spędziłam chyba cały tydzień z nią latając po paręnaście godzin. Rodzice w każdym razie mieli mnie na jakiś czas z głowy.
Jaka jest pani ulubiona potrawa świąteczna?
Pierogi z kapustą i grzybami.
Jeżeli ma pani w ogóle wolny czas, to w jaki sposób lubi go pani spędzać?
Staram się rozwijać i próbować też nowych rzeczy, bo uważam że to nas stymuluje i poszerza naszą ciekawość do życia. Od paru miesięcy chodzę na kurs salsy, której nigdy w życiu nie tańczyłam. Regularnie staram się trenować. Chodzę na siłownię, uprawiam różne sporty, od fitnessu po jogę w zasadzie. Uważam, że porozumienie z naszym ciałem ma ogromne znaczenie w stabilności naszego życia, więc staram się to robić. Staram się czytać jak najwięcej się da, oczywiście nie tylko scenariusze, ale również literaturę, głównie przygodową, bo to po prostu powoduje, że gdzieś na chwilę zapominam, gdzie jestem. Oprócz tego jestem też prawdziwą kinomaniaczką, więc staram się być absolutnie na bieżąco ze wszystkimi nowinkami serialowymi czy filmowymi i regularnie chodzę również do kina.
Rozumiem, że te zajęcia sportowe, o których pani mówi, to jest tajemnica pani idealnej sylwetki?
Nie ma ideałów. Samo sformułowanie „idealna sylwetka” jest nietrafne. Trzeba pamiętać, że idealna sylwetka jest wtedy, kiedy my się sobie po prostu podobamy, kiedy jesteśmy w zgodzie i porozumieniu z własnym ciałem. Myślę, że od tego trzeba absolutnie wyjść. Dążenie do tego, co się widzi na zdjęciach np. na Instagramie, nie ma sensu, dlatego że trzeba pamiętać, iż 3/4 informacji i rzeczy w internecie jest nieprawdziwych. Nie warto poddawać się temu wirowi kłamstw i, po prostu, być w zgodzie ze swoim ciałem, bo to jest moim zdaniem clou do naszego szczęścia. Polecam followować, obserwować wszystkie te profile, na których zdjęcia są pozbawione filtrów. Sama wrzucam też zdjęcia, których nie obrabiam i uważam, że to jest fair i prawdziwe. Warto mieć to na względzie, że świat nie jest idealny, a życie nie wygląda tak kolorowo jak w internecie. Budząc się o 6 rano po nieprzespanej nocy, bo np. dziecko płakało, nie wygląda się nigdy idealnie jak w serialu.
Jeżeli chodzi o wakacje, to ma pani takie jakieś ukochane miejsce, w którym pani lubi spędzać czas?
Staram się co roku jechać gdzieś indziej, więc nie mam takiego miejsca, do którego wracam. Pokochałam polskie morze, bo za dzieciaka często jeździłam tam z rodzicami. Teraz będąc osobą dorosłą staram się odkrywać jakieś nowe miejsca, w którym jeszcze nie byłam, bo też jestem ciekawa różnych kultur, różnych smaków, wrażeń, no i oczywiście wszelkiego rodzaju muzyki. Często jest tak, że moje podróże są dla mnie inspiracją. Mój najbliższy wyjazd, którego nie mogę się już doczekać, to będzie wyprawa na snowboard do Austrii, bo uprawiam też sporty zimowe i już niedługo będę mogła zjeżdżać.
Gdyby nie była pani aktorką, to kim ewentualnie mogłaby być?
Myślę, że pracowałabym w schronisku. Uwielbiam psy. Sama prywatnie nie mam psa, bo nie mogę sobie pozwolić na niego z powodu obowiązków zawodowych. Zawsze jednak staram się naładować „psie baterie”, gdy jestem u rodziców, bo oni mają dwa, które bardzo kocham.
Co pani daje siłę do życia? Jakby mogłaby pani podsumować swoją filozofię życiową?
Przede wszystkim dobre jedzenie... Co by tu jeszcze odpowiedzieć, bo wyjdzie na to, że jestem łakomczuchem... (śmiech). Dobre jedzenie, dobra muzyka, ale również spełnianie swoich marzeń i realizowanie pasji. Myślę, że to jest moja filozofia życiowa.
ZOBACZ RÓWNIEŻ
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.