reklama

Jak bibliotekarka z Jarocina została dyrektorem i prezesem, czyli Agnieszka Borkiewicz „od kuchni” [ZDJĘCIA]

Opublikowano:
Autor:

Jak bibliotekarka z Jarocina została dyrektorem i prezesem, czyli Agnieszka Borkiewicz „od kuchni” [ZDJĘCIA] - Zdjęcie główne
Zobacz
galerię
82
zdjęć

reklama
Udostępnij na:
Facebook
WiadomościAgnieszka Borkiewcz jest dyrektorem jarocińskiej biblioteki i JOK-u. Jest też podwójnym prezesem. Mało kto jednak wie o niej coś więcej. Nam opowiedziała o sobie, o rodzinie, przyjaźniach, o tym, dlaczego „sodówka” nie może uderzyć jej do głowy i co ją łączy z Norwegią.
reklama

Wszędzie jest jej pełno. Dobrze ją znają ci, którzy przychodzą do JOK-u i do biblioteki albo biorą udział w koncertach czy imprezach kulturalnych. Agnieszka Borkiewicz jest jedną z bardziej rozpoznawalnych postaci jarocińskiego życia publicznego. Ale kim jest tak naprawdę, prywatnie - „od kuchni”?

Zanim wybrała bibliotekarstwo Agnieszka Borkiewicz pracowała w cukrowni i chciała być psychologiem

Mówi, że nie od razu wybrała bibliotekarstwo na swoją drogę życiową. Chciała być psychologiem. 

- Myślę, że wpływ na to po części miały czasy, w których wtedy żyliśmy, to były lata osiemdziesiąte, działalność Marka Kotańskiego, Monaru, a przy tym moja chęć pomagania. Wszystko to w jakiś sposób kształtowało spojrzenie na przyszłość. No, ale życie poprowadziło mnie w innym kierunku. Dzisiaj tak sobie myślę, że może dobrze, że tak się stało, jestem bardzo emocjonalna i nie wiem, czy bym udźwignęła - mówi Agnieszka Borkiewicz. 

reklama

Mało, kto wie, że zanim „zamieszkała wśród książek”, krótko pracowała w cukrowni w Witaszycach w czasie kampanii cukrowniczej. Ten epizod w jej życiu miał związek z jej tatą, który też był tam zatrudniony. Bo Agnieszka pochodzi z Witaszyc. Jej rodzicami są Aniela i Tadeusz Kuberkowie, ludzie dobrze znani w tej miejscowości, nie tylko ze swojej działalności społecznej, ale i z dobrego serca okazywanego przy każdej okazji. Niestety, Tadeusza nie ma już wśród nas, zmarł we wrześniu tego roku.   

Agnieszka Borkiewicz - dyrektor i prezes z odznaką honorową

Agnieszka Borkiewicz ma 53 lata, obecnie mieszka w Jarocinie, ma męża i dorosłego syna. Dyrektorem Biblioteki Publicznej Miasta i Gminy Jarocin została dokładnie 15 lat temu. W 2015 r. biblioteka zastała połączona z JOK-iem, tym samym została szefem tych dwóch instytucji. Poza tym w styczniu 2023 r. powołano ją na prezesa Stowarzyszenia Dyrektorek i Dyrektorów Bibliotek „Inicjatywy”. Jest we władzach Ogólnopolskiego Forum Bibliotek Mobilnych oraz Stowarzyszenia „Szerokim Torem”, szefuje też Fundacji 750-lecia Jarocina. W maju tego roku przyznano jej odznakę honorową „Za zasługi dla Województwa Wielkopolskiego”.

reklama

O tym, kim jest prywatnie, o rodzinie, przyjaźniach, o tym, co jest dla niej ważne i komu zawdzięcza to, kim jest - Agnieszka Borkiewicz mówi w wywiadzie dla Gazety Jarocińskiej i portalu jarocinska.pl    

Rozmowa z Agnieszką Borkiewicz, dyrektorem Biblioteki Publicznej Miasta i Gminy Jarocin

Skąd się w twoim życiu wzięła miłość do książek?
Od samego początku związana byłam z biblioteką. W szkole podstawowej była pani Teresa Skworz i to od niej wszystko się zaczęło. Ona była bardzo dociekliwa i pytała, co tam było w tej książce, którą wypożyczyłam, a że ja czytałam - nie tylko wypożyczałam, więc mnie się to bardzo podobało. W liceum z kolei trafiłam w bibliotece na Grażynę Cychnerską, z którą zaprzyjaźniłam się dzięki książkom. Potem był Państwowy Ośrodek Kształcenia Bibliotekarzy i jakoś tak wyszło, że zostałam w bibliotece - od mycia podłogi, malowania półek, przenoszenia książek i noszenia ich chorym do łóżka, po bycie dyrektorem.  

reklama

Czy praca na tym stanowisku nie oddala cię od istoty bibliotekarstwa, od kontaktu z książką i czytelnikiem?
Zdecydowanie tak, bo jest się bardziej menadżerem niż bibliotekarką. Nie mówię, że to nie daje satysfakcji, ale kiedy obejmowałam stanowisko, nie zdawałam sobie sprawy, że jest tyle pracy papierkowej i że zarządzanie ludźmi jest takie trudne. Najbardziej mi brakuje takiego bezpośredniego kontaktu z czytelnikiem, który mieliśmy w „Czytelni pod Ratuszem”. Tam przychodziło bardzo dużo ludzi, którzy chcieli po prostu pogadać. Mieliśmy dla nich nawet specjalne krzesełko przy biurku. Brakuje mi też bezpośredniego kontaktu z nowymi książkami. One przychodziły do biblioteki, my je rozpakowywałyśmy z kartonów, opracowywałyśmy i teraz tego mi brakuje.     

reklama

Co lubi czytać szefowa jarocińskiej biblioteki i czy ma na to czas?
Pasjami lubię kryminały. I to im bardziej zawiłe i drastyczne, tym lepiej, tym bardziej mnie wciągają. Ale rzeczywiście nie mam czasu, żeby czytać tyle, ile bym chciała. Staram się jednak każdego dnia przeczytać choć kilka stron. Chyba nie było w moim życiu takiego dnia, żebym tego nie zrobiła.  

Czy trudno być bibliotekarzem w dzisiejszych czasach?
Tak, bo ten zawód bardzo się zmienił. Żeby przyciągnąć ludzi i zainteresować ich książkami, trzeba umieć stosować różne nietypowe formy, na przykład organizować rajdy rowerowe czy imprezy dla dzieci. Bibliotekarz musi teraz wychodzić na zewnątrz, do czytelnika. To są działania bardziej z zakresu kultury niż bibliotekarstwa. Dzisiaj być może tylko w bibliotekach uczelnianych jest jeszcze takie stricte bibliotekarstwo, jak kiedyś. Choć i ono też się zmieniło. Czytelnik ma teraz kartę, jak do bankomatu i książki wypożycza w systemie o każdej porze dnia. Można zapisać się do biblioteki i w ogóle jej nie odwiedzać, bo książki odbiera dla niego ktoś inny. Nie mamy jeszcze książkomatów, ale kto wie. Póki co mamy książkę na telefon. To usługa skierowana do osób, które z różnych powodów nie mogą wyjść z domu i którym dostarczamy książki.  

Czy połączenie biblioteki z JOK-iem było dobrym pomysłem i czy się sprawdziło?
Jest tyle samo plusów, co minusów. Na początku mieliśmy być tylko administratorem JOK-u, a działalność miały w nim prowadzić organizacje pozarządowe. Stało się jednak inaczej. W tej chwili kierujemy pracą JOK-u i Dziennego Domu Senior+, gdzie jest 200 uczestników, poza tym mamy bibliotekę i 10 filii na terenie całej gminy. To obsługuje 38 naszych pracowników. Sama nie wiem, jak my to ogarniamy, ale jeszcze ogarniamy. Jesteśmy teraz na etapie tworzenia strategii działalności i pracownicy zgłaszają wiele wniosków. Wynika z nich, że JOK i biblioteka to jednak dwie instytucje, które powinny ze sobą współpracować, ale raczej działać oddzielnie. Tym bardziej że praca w kulturze jest bardzo absorbująca, to są soboty, niedziele i godziny, których się nie liczy. Nie można zamknąć drzwi i iść do domu, bo wiele wydarzeń dzieje się popołudniami czy wieczorami. 

W jaki sposób zatem łączysz ten tryb pracy z życiem rodzinnym? 
Powiem tak, trzeba mieć bardzo wyrozumiałego męża i dorosłe dziecko. A tak poważnie, to gdyby mój mąż nie był taki, jaki jest i mnie nie wspierał, nie byłabym w miejscu, w którym jestem. Zawsze mi kibicował, był za tym, żebym się rozwijała zawodowo i szła naprzód. Poza tym mogę na niego liczyć w takich prozaicznych rzeczach, bo umie ugotować, wyprać i ogarnąć wszystko, co trzeba w domu. Mam też swoją babską paczkę, jest nas sześć, czasem siedem i spotykamy się regularnie. To trzyma mnie w pionie, nie może mi „sodówka” uderzyć do głowy, bo zaraz mi to powiedzą. Nie mogę też nie wspomnieć o pomocy i wsparciu ze strony moich rodziców. To, że jestem tak zaangażowana w działalność społeczną, zawdzięczam tacie i mamie. To oni mnie ukształtowali. Po mamie mam zdolności manualne, robiłam różne rzeczy na drutach, uwielbiam wyszywać haftem krzyżykowym. Lubię ten moment, kiedy obraz wyłania się na materiale. To mi sprawia frajdę i uspokaja. Zdarzyło mi się zrobić nawet duże rzeczy. Teraz nie mam na to czasu, ale brakuje mi tego. Poza tym kocham góry, uwielbiamy z mężem górskie wycieczki. Lubię też chodzić z kijkami.      

Jeśli już mówimy o rodzinie, to masz bardzo zdolnego syna Jędrzeja, co u niego słychać?
Skończył Uniwersytet Artystyczny na kierunku malarstwo, ale bardzo go wciągnęły sztuki wizualne i tym się głównie zajmuje. Od kilku miesięcy mieszka w Norwegii. Zawsze kochał kraje skandynawskie, a że do tego zdarzyła się miłość do kobiety, to wszystko się dobrze złożyło.    

Masz za sobą epizod działalności w samorządzie - w minionej kadencji byłaś radną powiatową. Jakie to było doświadczenie? 
Wiele o tym myślałam. To było ciekawe doświadczenie, ale zupełnie nie moje, to nie mój świat i nie nadaję się do tego. Jestem człowiekiem, który jednoczy ludzi, który lubi bezpośredni kontakt i działanie. Dlatego wiem, że raczej nigdy już nie wejdę do polityki. To, co mnie teraz kręci i daje mi takiego zawodowego powera, to jest Stowarzyszenia Dyrektorek i Dyrektorów Bibliotek „Inicjatywy”. To są bardzo twórcze spotkania, wymiana myśli, pomysłów i doświadczeń. To mi pomaga iść dalej i otwiera na nowe rozwiązania. Poza tym uważam, że nasza biblioteka jest jedną z najlepszych w Polsce, cieszę się, że jesteśmy rozpoznawalni i że ludzie chcą z nami współpracować. To daje dużą satysfakcję, bo jest efektem naszej ciężkiej pracy.   


PRZECZYTAJ TAKŻE

 

 

reklama
WRÓĆ DO ARTYKUŁU
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama