Rozmowa z ANDRZEJEM STRABLEM - emerytowanym podinspektorem policji, rzeźbiarzem
Andrzej Strabel urodził się 27 listopada 1957 roku w Jarocinie. Ukończył Technikum Technologii Drewna w Poznaniu. W latach 1988-1991 studiował na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. W latach 1979-2009 służył najpierw w milicji, a potem w policji. Jest biegłym sądowym z dziedziny kryminalistycznych badań daktyloskopijnych Sądu Okręgowego w Poznaniu.
Która pasja była pierwsza - do munduru czy rzeźby?
Zdecydowanie ta pierwsza. W milicji, a potem policji służyłem 30 lat.
Co o tym przesądziło, że wstąpił pan w szeregi ówczesnej milicji?
Tradycja rodzinna. Pałeczkę przejąłem po ojcu. Jestem jednym z czterech jego synów i wszyscy służyliśmy w policji. Ojciec za wzorowe wykonywanie swoich obowiązków służbowych awansował na zastępcę komendanta powiatowego do Poznania. Dwa lata dojeżdżał do pracy, a w 1970 roku przeprowadziliśmy się do Poznania. Od tego czasu mieszkam w stolicy Wielkopolski. Zawsze z wielką estymą odnoszę się do mojego ukochanego Jarocina.
Przepracował pan w formacji mundurowej 30 lat. Rozpoczynał od prewencji poprzez funkcjonariusza operacyjno-dochodzeniowego. Był też pan kierownikiem pracowni daktyloskopii. Które z tych zajęć było najbardziej satysfakcjonujące?
To ostatnie. Mogę się pochwalić, że w Wielkopolsce byłem lokalnym ojcem chrzestnym wdrażania Automatycznego Systemu Identyfikacji Daktyloskopijnej (AFIS). Takie systemy posiadają najbardziej rozwinięte państwa świata. (…) Holenderscy koledzy, policjanci z miasta Venlo zaproponowali mi szkolenie ogólnokryminalistyczne. W centrum informatycznym w Hadze pokazali nam wszystko, co się wiąże z bazami kryminalistycznymi, łącznie z AFIS-em. Wszelkie rozwiązania z Holandii przenieśliśmy do Poznania. Nie potrzebowałem wyważać otwartych drzwi. Dzięki profesjonalnemu przygotowaniu pracowni Komenda Wojewódzka Policji w Poznaniu otrzymała z Komendy Głównej Policji jako jedna z nielicznych jednostek w kraju najwięcej stanowisk do identyfikacji. Zawsze pragnąłem, aby taki system był w polskiej policji. Nie dość, że dane mi było pracować w takim laboratorium, to jeszcze wdrażałem najnowsze technologie identyfikacji. Co ciekawe, pierwsza sprawa, którą udało się rozwiązać dzięki AFIS, była z Jarocina.
Co to było za przestępstwo?
Dotyczyło umorzonego dochodzenia kradzieży z włamaniem na ogródkach działkowych.
Jaka sprawa, nad którą pan pracował, szczególnie utkwiła panu w pamięci?
Wszelkiego rodzaju zabójstwa. W połowie lat 90. ubiegłego wieku na Jeżycach zamordowano bardzo aktywnego homoseksualistę. W tym samym dniu dokonano również zabójstwa homoseksualisty na Starym Mieście. To pierwsze miejsce zdarzenia ujawniono natychmiast, a to drugie dopiero po ponad tygodniu. Na dworcu głównym PKP w Poznaniu zatrzymano dwie podejrzane osoby, które pochodziły z okolic Nowej Soli. W czasie pobierania materiału porównawczego odbitek linii papilarnych na karty daktyloskopijne poszedłem do swojego stanowiska pracy, zerknąłem przez lupę na ślady daktyloskopijne z jednego i z drugiego zdarzenia. Wtedy przy pobieraniu materiału porównawczego powiązałem te dwa zabójstwa. Ta sprawa była bardzo żywiołowo komentowana w komendzie wojewódzkiej w Poznaniu. Na pewno u takiej osoby jak ja niektóre efekty pracy pozostają na długo w pamięci. Można o nich ciekawie opowiadać studentom na zajęciach.
Pracował pan nad słynną sprawą kradzieży obrazu Claude'a Moneta „ Plaża w Pourville” i to dzięki pana dokładności udało się go odzyskać.
Jedyny w Polsce obraz francuskiego impresjonisty „Plaża w Pourville” skradziono 17 września 2000 roku z Muzeum Narodowego w Poznaniu. Kradzież zauważono dwa dni później. Jedna z pracownic stwierdziła, że „Monet się obsunął”. Okazało się, że z ramy wysunął się nie oryginał lecz kopia z tektury. Włożył ją tam 31-letni Robert Z. z Olkusza, udający artystę. Na fałszywe nazwisko uzyskał zgodę dyrektora muzeum na szkicowanie innego obrazu znajdującego się w sali. W tym czasie wyciął z ramy płótno i w biały dzień w teczce do rysunków wyniósł z muzeum. Osobiście kierowałem oględzinami na miejscu zdarzenia. Kilka lat później Rafał Z. został zatrzymany przez policję w związku z niepłaceniem alimentów. Jego odciski trafiły do bazy systemu AFIS. Pod koniec 2009 roku powiązano je ze śladami ujawnionymi i zabezpieczonymi na miejscu kradzieży obrazu Moneta. Wówczas byłem już na emeryturze. Ekipa dochodzeniowców jechała do Olkusza zatrzymać sprawcę. Nie zdążyłem osobiście tej sprawy doprowadzić do finału. Kończył ją mój wychowanek. Sprawa trafiła do sądu. Jestem trochę rozczarowany wyrokiem, bo ten człowiek jest już dawno na wolności. To była w ogóle kuriozalna sprawa. Na początku nikt nie potrafił wycenić wartości tego obrazu. Najpierw straty szacowano na około 4 miliony dolarów, a teraz jest wart ponad 7 mln zł dolarów.
Czy pracował pan nad zabójstwem, gwałtem, którego sprawcy nie udało się wykryć?
(Śmiech) Nie ma takich. Pasjonaci policyjnej pracy lubili bardzo ze mną jeździć. Co więcej, nawet się domagali, abym to ja obsługiwał najpoważniejsze zdarzenia. Było też mnóstwo przeciwników mojej dokładności i profesjonalizmu. Przy ul. Limanowskiego w Poznaniu zamordowano nadwołżańską Niemkę. Na nogach byłem non stop przez 34 godziny. Było to latem, widok okropny. Mam komfort porównawczy tego, co się działo za czasów niechcianej Milicji Obywatelskiej z tym, jak teraz funkcjonuje nasza formacja. Wszystkie zadania, czy to było MO, czy policja są identycznie wykonywane, tylko z różnym przyzwoleniem. Uważam, że mieliśmy super fachowców, których nie rozumiem dlaczego sukcesywnie się pozbywano. Ten marazm, który dotyczy niepowodzeń obecnej policji - niedoszkolonej i niedokształconej - jest wynikiem tego, że zrezygnowano z profesjonalistów. Tego zawodu z żadnego podręcznika nikt się nie nauczy.
Jakie są najczęstsze motywy zabójstw?
To jest temat bardzo szeroki, wymagający prawie wykładu akademickiego. Motywów zabójstw należy poszukiwać we wszystkich aspektach naszego życia, np. bardzo często dochodzi do popełnienia zabójstw z tzw. przemocy domowej (statystycznie w Polsce jest ich ponad połowa wszystkich ujawnionych i osądzonych zabójstw), inne motywy to: zemsta, zdrada (najczęściej ta w afekcie), zazdrość, zawiść (ta ekonomiczna również) itp…. Ogólnie kryminologia najczęściej zamyka ten temat w uwarunkowaniach endogennych i egzogennych.
A poza tym?
Od 1994 roku mówiąc kolokwialnie mieliśmy „wysyp” zabójstw dzieci. Dzieci mordowały dzieci, dzieci dorosłych i dorośli dzieci. To są straszne obrazy i nie każdy policjant to wytrzymuje. Pamiętam zabójstwo 12-letniego chłopca w dawnym województwie konińskim. To była bardzo spektakularna sprawa, bo sprawcą okazał się były sędzia Sądu Rejonowego w Koninie. Przez ponad 2 miesiące nie wykryto tej sprawy. Komenda Wojewódzka w Poznaniu przejęła ją na podstawie decyzji ówczesnego prokuratora krajowego. Razem z moją ekipą pojechałem do Konina powtarzać wszystkie czynności procesowe i przeprowadzić te, których nie wykonano. Sprawca został wykryty. Po tygodniu pojechaliśmy do Tuliszkowa do opuszczonego sadu, gdzie z wyschniętej studni wyciągaliśmy zwłoki chłopca. Policjanci z Konina utknęli w martwym punkcie. Uważam, że świeże spojrzenie na tamto śledztwo okazało się bardzo przydatne. Sprawca nie był już czynnym sędzią, ale przenikał do różnych środowisk.
Jak pan ocenia dzisiejszą policję?
Będąc jeszcze milicjantem zawsze zazdrościłem krajom Europy Zachodniej sprzętu. Mieliśmy wybitnych i wyśmienitych fachowców, a nie mieliśmy na czym pracować. Obecnie czasami mamy go nadmiar, a wręcz jest niegospodarny przydział sprzętu, ale za to profesjonalistów, ekspertów jest niewielu. Nie chcę uogólniać, bo takie opinie są zawsze krzywdzące. Nam wtedy też „przyszywano łatki”. Zawsze będzie nadbudowa polityczna i zapotrzebowanie polityczne na tę formację.
Cały ten czas pan rzeźbił to pomagało się odstresować od tej pracy?
Oczywiście, że tak. Wiele osób było zaskoczonych, że rzeźbię. A kiedy już zobaczyli moje prace lub uczestniczyli w wystawach, które odbywały się w różnych częściach Poznania, czy województwa lub kraju, to zawsze pytali się: „Kiedy masz czas, bo wszędzie jest ciebie pełno, obsługujesz tyle zdarzeń”? Każdorazowo odpowiadałem z lekkim przymrużeniem oka, że rzeźbię między jednym a drugim zabójstwem. Dobrze jest, jak funkcjonariusz, który jest narażony na stresotwórczą pracę ma zajęcia, pasję związane nie z obowiązkami zawodowymi.
Co pan najczęściej rzeźbi?
Wszystko. Rzeźbię w każdym gatunku drewna, od małych form przestrzennych poprzez figury, płaskorzeźby, kończąc na reliefach. Wykonane prace znajdują się w zbiorach prywatnych w Polsce, Finlandii, Holandii, Niemczech, Ukrainie, Belgii. W 1986 roku wykonałem wielkoformatowy medalion w płaskorzeźbie z podobizną Marii Konopnickiej patronki Szkoły Podstawowej w Szczytnie. Kiedy odchodziłem na emeryturę, kapelan poprosił mnie, abym wyrzeźbił mu św. Michała patrona policjantów. Figura jest do dzisiaj stałą ekspozycją w kościele garnizonowym wielkopolskiej policji w Poznaniu.
Kiedy pojawiła się u pana ta pasja?
Mój ojciec i brat są absolwentami Technikum Technologii Drewna w Jarocinie. Ja ukończyłem Technikum Technologii Drewna w Poznaniu. Kiedyś edukacja niesamowicie rozbudowywała zainteresowania u młodych ludzi. Byłem instruktorem harcerskim, organizowałem obozy, tańczyłem przez 9 lat w Zespole Pieśni i Tańca „Cepelia”. Gdyby nie wojsko, to byłbym tancerzem zespołu „Mazowsze”. Ale wróćmy do harcerstwa. W czasie obozów byłem w komisji oceniającej totemy. Potem sam je przygotowywałem. Koledzy oraz przełożeni uważali, że są one bardzo ładne. W pewnym momencie, po zakończeniu akcji letniej zakupili mi komplet sześciu dłut rzeźbiarskich, które mam do dzisiaj. Dostałem je w listopadzie na imieniny, a był to rok 1972 lub 1973. Od tego momentu zacząłem datować moją przygodę z rzeźbą.
Rzeźba, taniec, śpiew. Jak na to wszystko pan znajdował czas?
Zawsze wszystko robiłem w biegu. Śmiałem się, że dlatego miałem tylko 72 kilogramy. Ale poważnie. Jestem osobą, która nie lubi bezczynności ale też nie jestem pracoholikiem. Ważne dla mnie jest aby wszystkie dodatkowe pasje przynosiły mi i innym radość oraz satysfakcję, a wtedy czas na ich realizację zawsze znajduję.
Jest też pan czynnym biegłym Sądu Okręgowego w Poznaniu. Jaką pan opinię przygotowuje?
Aktualnie nie mam zlecenia. Chociaż czasami trafiają się bardzo ciekawe. Spotkałem się z sytuacją, kiedy sąd obnażył indolencję policjanta dochodzeniowca i dopiero sędzina w trakcie prowadzenia rozprawy zorientowała się, że osoba występująca w charakterze świadka, może osobą współsprawcą czynu. Wezwała mnie do sądu w trybie pilnym. Zabrałem podstawowy sprzęt do pobierania materiału porównawczego odbitek linii papilarnych. Na ławie sędziowskiej zdaktyloskopowałem tego mężczyznę. Przygotowałem ekspertyzę i okazało się, że pobrane odbitki linii papilarnych pochodzą od ujawnionych i zabezpieczonych na miejscu zdarzenia śladów. Następnego dnia było wznowienie terminu i ze świadka stał się oskarżonym. Z sali rozpraw wyprowadziła go policja. (…) Sędzina była zdeterminowana, wykazała maksimum zaangażowania i powiększyła ławę oskarżonych o jeszcze jedną osobę.
Rozmawiała Elżbieta Rzepczyk
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.