reklama
reklama

Tragedia 39-latka. Czy gdyby ktoś w porę zainterweniował, mężczyzna by żył? Śledztwo trwa

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie: Elżbieta Rzepczyk, internauta jarocinska.pl

Tragedia 39-latka. Czy gdyby ktoś w porę zainterweniował, mężczyzna by żył? Śledztwo trwa  - Zdjęcie główne

Miejsce w którym znaleziono 39-letniego Waldka. Wcześniej mężczyzna był wielokrotnie ofiarą przemocy | foto Elżbieta Rzepczyk, internauta jarocinska.pl

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości - Ona wzięła go za włosy i trzaskała nim o ścianę - relacjonuje z ręką na sercu mieszkaniec Witaszyc. W taki sposób opisuje, jak partnerka miała się znęcać nad nieżyjącym już 39-letnim Waldemarem B. Mieszkańcy wioski zarzucają policji, że nie reagowała właściwie na przemoc wobec mężczyzny. W odpowiedzi policja pokazuje, że interweniowała ponad 20 razy…
reklama

Zdjęcie: młody mężczyzna z niemal granatowym okiem, podbitym do połowy spuchniętego policzka. Wyraźnie nie może unieść powieki. Na twarzy i czole mnóstwo zadrapań. Poranione, obrzęknięte ucho. Biała wełniana czapka na głowie kryje rany i wyrwane włosy? To Waldek.

Niemal  dwa miesiące  temu znaleziono go nieżywego na polu kukurydzy w Wilczyńcu

Wciąż nie milkną echa związane z tragedią. Kilka godzin po tym zdarzeniu policja podawała, że do zgonu mężczyzny nie przyczyniły się osoby trzecie. Po publikacji takiej wersji na portalu jarocinska.pl, zawrzało w sieci.

Pojawiło się sporo wpisów, że Waldek mógł nie umrzeć naturalnie. Internauci sugerowali, że może stać za tym konkubina mężczyzny i jej bracia. Ostatecznie prokuratura wstrzymała pogrzeb i zarządziła sekcję zwłok, po której śledczy stwierdzili, że do śmierci trzydziestodziewięciolatka nie przyczyniły się osoby trzecie.

Tragedia 39-latka. Czy gdyby ktoś w porę zainterweniował, mężczyzna by żył? Śledztwo trwa


Sprawą ciągle żyją mieszkańcy Witaszyc, szczególnie ul. Roszarniczej, gdzie para - 39-letni mężczyzna i 44-letnia kobieta - zajmowali mieszkanie w jednym z bloków. Ludzie twierdzą, że kobieta, a także jej bracia, którzy często ją odwiedzali,  mieli się znęcać nad Waldemarem B. Przemoc wobec mężczyzn jest tematem tabu - również dlatego, że wstydzą się oni zgłaszać takie przypadki. Czy tak było i tym razem?

- Nawet jak było ciepło, to on chodził w zimowej czapce, bo było mu wstyd. Miał nawet włosy powyrywane i nie chciał, aby ktokolwiek to widział. Oni zrobili sobie z niego worek treningowy - wyrokuje stanowczo jeden z naszych rozmówców proszących o niepodawanie danych.

Na dowód wyciąga telefon i pokazuje zdjęcie. Jest na nim Waldek z wyraźnymi śladami pobicia. Ludzie opisują i przywołują konkretne sytuacje i zdarzenia. Chcą, aby sprawa ujrzała światło dzienne, a osoby, które miały się pastwić nad nieżyjącym mężczyzną, zostały ukarane. Kiedy  dziennikarka „Gazety” pojawiła się w Witaszycach zebrali się w grupie. Ich relacje są wstrząsające.

Tragedia 39-latka. Czy gdyby ktoś w porę zainterweniował, mężczyzna by żył?  Co widzieli sąsiedzi?

- Była sytuacja, że go obcinałam, to miał na głowie ranę na ranie. Miał oczy podbite, był cały podrapany. Wielokrotnie pytaliśmy go, co się stało? On nigdy nie chciał się przyznać, że został pobity. Zawsze odpowiadał: „Spadłem z drabiny”.  A tak naprawdę, to on nie pracował, bo większość czasu siedział  w domu. Innym razem, jak miał całą podrapaną twarz, to mi powiedział, że go komary pogryzły. Kiedy miał rozwaloną głowę, to tłumaczył, że potknął się o laczek i uderzył w futrynę. Czy chciałabym słyszeć, czy nie, ja i tak, to słyszałam - relacjonuje młoda kobieta, prosząc o zachowanie anonimowości.

Jeszcze nie skończyła mówić, a jej znajomy przywołuje kolejną sytuację.

 - Został zepchnięty ze z schodów, a potem jeszcze go tłukli - dodaje młody mężczyzna. - Wyszedłem i powiedziałam, aby się uspokoili, ale oni dalej go bili. Nawet nie  zadzwoniłem na policję, bo to nie miało sensu. Policja była tutaj nieraz. Zabierali Andrzeja (brat partnerki nieżyjącego mężczyzny, który mieszka w Wilczyńcu - przyp. red.), bo on ma zakaz zbliżania się. Waldka kiedyś dźgnął nożem. Policja odwoziła go do domu, a on za godzinę przychodził z powrotem - opowiada. - Osobiście widziałam, jak go kopała. Pokopała go, a on tutaj siedział - relacjonuje, pokazując na schody prowadzące do drzwi  wejściowych do budynku.

- Ile razy on zimą nie był do domu wpuszczany - kontynuuje. Jej słowa potwierdza inna mieszkanka Witaszyc. - Jeszcze proponowałam mu ciepłą herbatę, bo było tak zimno, ale nie chciał... - przypomina sobie.

Kolejne relacje porażają jeszcze bardziej.

Tragedia 39-latka. Czy gdyby ktoś w porę zainterweniował, mężczyzna by żył? Relacje ludzi porażają

- Na własne oczy widziałam, jak go biła. Biła go wszystkim, co miała w ręce. Deską, nie deską. Rąbał drewno, to wzięła kawałek i mu przywaliła. Trzaskała nim o mur -  opowiada. - Robili grilla. Mieli cztery kiełbasy. Ona zjadła jedną, drugą i trzecią. A on tylko jedną, przyniósł dwa piwa. Ona piła piwo i on pił, wtedy ona nagle go uderzyła. Zwróciłem jej uwagę. Dlaczego go bijesz? Odpowiedziała: „Bo pije”. Odpowiedziałem jej: „A ty co robisz?. A ona wzięła go za włosy i trzaskała nim o ścianę. Tak było - relacjonuje z ręką na sercu starszy mężczyzna.

Utrzymuje, że mimo prowadzonego śledztwa, nie został przesłuchany przez policję.

- Zaraz po zdarzeniu przyjechało dwóch tajniaków. Spisali moje i sąsiada nazwisko i na tym się skończyło - zaznacza.

Ludzie mówią, że są gotowi zeznawać w sprawie.

- A dlaczego mam nie zeznawać. Wiem, co widziałam - dodaje jedna z kobiet. - Niech przyjadą i sobie posłuchają  - przekonuje inna.


      Co więcej twierdzą, że policja miała wiedzę, co się działo w mieszkaniu zajmowanym przez parę, w którym często przebywali również bracia kobiety.

- Policja nie zrobiła nic. Była sytuacja, jak funkcjonariusze wyprowadzali Andrzeja, a on krzyczał: „K… ona Waldka pobiła patelnią. Dlaczego wy z tym nic nie robicie? Tylko ciągle mnie zabieracie. Policjanci śmiali się - opowiada jeden z lokatorów.

Inna kobieta twierdzi, że sprawę osobiście zgłaszała dzielnicowemu.

Tragedia 39-latka. Czy gdyby ktoś w porę zainterweniował, mężczyzna by żył? Ludzie oskarżają policje

- W Boże Ciało kopała go na ulicy. Na koniec zostawiła go w polu i poszła do domu. Mój kuzyn go podniósł, i odprowadził. Przyjechał dzielnicowy, bo było mu to zgłoszone, ale on się z tego śmiał - zarzeka się. 

39-latek był wielokrotnie ofiarą przemocy. Czy było też tak w ostatni dzień jego życia?   

Z policyjnych statystyk wynika, że tylko na przestrzeni ostatnich dwóch lat funkcjonariusze interweniowali w mieszkaniu zajmowanym przez parę aż 20 razy.

„Interwencje te zgłaszane były w stosunku do kilku różnych osób. W dwóch przypadkach zakończyły się zatrzymaniem powoda (mężczyzny) interwencji w pomieszczeniach dla osób zatrzymanych KPP w Jarocinie oraz założeniem Niebieskiej karty w stosunku do tej osoby” - pisze w odpowiedzi na nasze pytania asp. Agnieszka Zaworska, oficer prasowy KPP w Jarocinie. 

Czy rzeczywiście, tak jak twierdzą mieszkańcy bloku, zgłaszali dzielnicowemu znęcanie się nad nieżyjącym mężczyzną? Czy dzielnicowy przeprowadził wywiad środowiskowy? Czy sporządził notatki służbowe odnośnie wspomnianych incydentów? Czy funckjonariusz zrobił w tej sprawie wszystko, co mógł w zakresie swoich uprawnień? Komenda Powiatowa Policji w nie opowiedziała na te pytania. Na pewno nie jest prowadzone postępowanie wyjaśniające w stosunku do dzielnicowego. Dzielnicowy asp. Paweł Pawlaczyk nie chciał rozmawiać z Gazetą, po odpowiedzi na pytania wysłał nas do rzecznika prasowego jarocińskiej komendy.

Tragedia 39-latka. Czy gdyby ktoś w porę zainterweniował, mężczyzna by żył? Śledztwo trwa

Organy ścigania nie zamknęły jeszcze sprawy. Prokuratura prowadzi śledztwo pod kątem nieumyślnego spowodowania śmieci.

- To jest standardowa kwalifikacja w przypadku znalezienia zwłok - zaznacza prokurator Maciej Meler, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Ostrowie Wielkopolskim.

Podkreśla, że śledczy nie mają jeszcze ostatecznych wyników sekcji zwłok. W organizmie nieżyjącego mężczyzny stwierdzono blisko 2 promile alkoholu.

- Te czynności, które były dotychczas przeprowadzone nie potwierdzają i nie uprawdopodobniają na obecnym etapie udziału osób trzecich w tym zdarzeniu - informuje prokurator. Czy śledczy badają sprawę pod kątem znęcania się? - Kwalifikacja finalna czynu jest możliwa na koniec postępowania - mówi prokurator Meler.  

Tragedia 39-latka. Czy gdyby ktoś w porę zainterweniował, mężczyzna by żył? Matka ma wątpliwości 

 Matka 39-latka twierdzi, że syn nigdy się nie skarżył, że jest ofiarą przemocy. Jej pytania o obrażenia na twarzy zawsze kwitował wymijającymi odpowiedziami. Czy liczy, że ktoś poniesie konsekwencje w tej sytuacji?

- Mam co do tego wątpliwości - wyznaje Halina Bochorz. - Najbardziej irytuje mnie to, że ona go zostawiła i sobie poszła do matki. Po dwóch godzinach dopiero zainteresowali się tym jej bracia, to on już nie żył. To dlaczego mu nie udzieliła pomocy? Jeżeli spotkałabym kogoś na ulicy lub widzę, że ktoś leży w rowie, to reaguję na to - denerwuje się matka.

Czy 44-latka pastwiła się nad swoim partnerem życiowym? Z kobietą nie udało nam się skontaktować. W wypowiedzi dla „ Gazety” pod koniec czerwca zaprzeczała, aby stosowała przemoc.

- Jak mi machnął ręką, to ja mu oddałam. A teraz słyszę, że biłam go garnkami i patelniami. To jest nieprawda - zarzekała się.

Tymczasem przeciwko kobiecie świadczył nawet jej przyrodni bracia.

- Ona go tłukła. Waldek nigdzie nie robił. Podbierał jej pieniądze - mówił Andrzej Wierciński. - Nie śpię po nocach. Jakbym był winny, to pojechałbym na policję i się przyznał. Nie zabiłem go -  zaklinał się. Przyznał, że dźgnął Waldka nożem. - Mocno nie dostał. Raz go dźgnąłem. Przeżył.
 

44-latka pracuje w Domu Pomocy Społecznej w Kotlinie.

- Ciekawe, czy tam nie  jest agresywna? - zastanawia się mieszkaniec Witaszyc.

Jest zatrudniona od kilku lat na stanowisku pokojowej, do jej obowiązków należy utrzymanie czystości na ciągach komunikacyjnych. Dyrektor DPS-u ani bezpośrednia przełożona kobiety nie mają zastrzeżeń do jej pracy.

- Jeżeli miałbym wydać jej opinię jako pracodawca, to jest to ocena dobra. Nie mamy żadnych uwag, a tym bardziej takich, które uzasadniłaby te informacje, które krążą w przestrzeni publicznej - mówi Janusz Krawiec, dyrektor DPS-u w Kotlinie.


Mieszkańcy ulicy Roszarniczej liczą, że śledczym uda się dojść do prawdy. Szkoda chłopaka. On nie był szkodliwy - ocenia nasz rozmówca.

- To wszystko jest chore. Pies z głodu zdechł i facet poszedł siedzieć na 8 miesięcy. A tutaj nie żyje człowiek, co miał 39 lat i osoby, które go biły, chodzą sobie po wolności i się śmieją. To pani, gdzie my jesteśmy?- bulwersuje się mieszkaniec Witaszyc.

Szanowni Internauci. Komentujcie, dyskutujcie, przedstawiajcie swoje argumenty, wymieniajcie poglądy - po to jest nasze forum i możliwość dodawania komentarzy. Prosimy jednak o merytoryczną dyskusję, o rezygnację z wzajemnego obrażania, pomawiania itp. Szanujmy się.

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama