reklama
reklama

Nocą pilnowała klatki, żeby uratować Bazyla. A to nie jedyna rzecz, jaką robi rzeczniczka policji st.asp. Agnieszka Zaworska

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie: Archiwum Agnieszki Zaworskiej

Nocą pilnowała klatki, żeby uratować Bazyla. A to nie jedyna rzecz, jaką robi rzeczniczka policji st.asp. Agnieszka Zaworska  - Zdjęcie główne

Nocą pilnowała klatki, żeby uratować Bazyla. A to nie jedyna rzecz, jaką robi rzeczniczka policji st.asp. Agnieszka Zaworska | foto Archiwum Agnieszki Zaworskiej

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości St. asp. Agnieszka Zaworska na co dzień pracuje jako policjantka.Jjest rzeczniczką prasową Komendy Powiatowej Policji w Jarocinie. W wolnych chwilach zajmuje się m.in. pomocą zwierzętom w „Zakątku Weteranów”. Pisze również książkę o trudnych losach przedwojennych funkcjonariuszy.
reklama

Wiele osób kojarzy panią jako policjantkę. Ci z kolei, którzy mają panią wśród znajomych na facebooku widzą, że często angażuje się pani w konkretną pomoc na rzecz zwierząt. Skąd to zamiłowanie?  

Wychowałam się na wsi i w domu zawsze były zwierzęta. Psy, koty.  

Pani pierwszy pupil?

Moim pierwszym zwierzakiem był owczarek niemiecki Roki.  Najbardziej lubił wodę oraz długie spacery. Potem doszedł kot. Przynosił do domu upolowane przez siebie ptaki, myszy. Niestety ktoś, kto nie lubił zwierząt, zabił go.

Ma pani ulubione gatunki zwierząt? 

Lubię wszystkie zwierzęta - może poza niektórymi owadami, ale z wiadomych przyczyn tylko określone gatunki mogą żyć bezpośrednio obok człowieka. Najbardziej bliskie są mi wszystkie psowate i kotowate. I konie. Piękne zwierzęta, do których mam jednak ogromny respekt. Zajmuję się nimi w „zakątku”, karmię i wyprowadzam na padoki, ale nadal się uczę ich zachowań. 

Niedawno spędzała pani długie godziny próbując oswoić i złapać psa, który błąkał się pod Pleszewem. Jak do tego doszło?

Na fanpage „Wolontariusze z Azylu dla Zwierząt w Pleszewie” zobaczyłam ogłoszenie o psiaku błąkającym się po polach w Sowinie. Zdjęcie leżącego w polu, obok plastikowego wiaderka, bardzo mnie ujęło. Wysłałam wiadomość do wolontariuszek i umówiłyśmy się, że pojedziemy na miejsce i zobaczymy, czy pies da się złapać. Okoliczni mieszkańcy uświadomili nas, że psiak błąka się tak już od kilku tygodni. Czasem ktoś podrzucał mu na pole jedzenie. Niestety bał się ludzi. Na ich widok uciekał. Leżał za to zawsze w takim miejscu, by mieć podgląd na drogę, nawet, gdy uciekł przed ciekawskimi, zawsze wracał w to samo miejsce. Dlatego miałyśmy niemal 100% pewność, że został wyrzucony z auta. Postanowiłyśmy więc ustawić specjalną klatkę-żywołapkę, którą wypożyczyłyśmy. Musiałyśmy jej pilnować, bo ustawiona była w otwartym terenie budziła zbyt duże zainteresowanie. Zmieniałyśmy się w trójkę co kilkanaście godzin. Ja, ze względu na pracę, klatki pilnowałam wraz z koleżanką w nocy. Niestety pies mimo iż podchodził, gdy poczuł kratki pod przednimi łapkami, wycofywał się. Konieczne było więc wypożyczenie innej, dużo większej klatki. Kilka godzin później piesio był w środku. Rano pojechał prosto do weterynarza, stamtąd do azylu w Pleszewie. Przez te 10 dni oczekiwania na to aż się uda go zabezpieczyć, przyzwyczaiłam się do niego. Miał być u mnie na domu tymczasowym, a został na stałe. 

Wzięcie do domu psa po przejściach to duże wyzwanie...

To prawda. Bazyl jest psem trudnym. Panicznie boi się dzieci, obcych psów. Szczeka na wszystko, czego nie zna. Potrzebuje sporo czasu, by nabrać zaufania. Ale jak już zaufa, oczekuje głaskania i przytulania. Najprawdopodobniej był w domu, w którym traktowano go jak żywą zabawkę. Walczymy z jego lękami, ale na to potrzeba naprawdę bardzo dużo czasu i cierpliwości. Bazylowi zawdzięczam też nawiązanie przyjaźni z osobami, które przez te kilka dni razem ze mną robiły wszystko, poświęcały prywatny czas, swoje pieniądze, żeby go zabezpieczyć.  

Dopiero co dała pani dom psu, a już starała się uratować kolejnego nieszczęśnika...  

W tym przypadku okazało się, że pies boi się klatki, a do tego złapanie go na specjalny sprzęt też będzie trudne, bo to pies pilnował każdego naszego ruchu. Ogłaszany był zresztą jako dziki, agresywny, nie do wyłapania. I tak po raz kolejny, w trójkę, podjęłyśmy się zabezpieczenia tego pieska. Mimo obszczekiwania, pokazywania zębów, psina po dwóch dniach dokarmiania zaczęła podchodzić do nas coraz bliżej. Zwabiona przysmakami po około 2 godzinach jadła z ręki. Zaczęła się bawić z nami i w pewnym momencie przytuliła się. To była jedyna okazja. Została przytulona trochę mocniej niż oczekiwała. Szybko została założona obroża i szelki, a pół godziny później była już wizyta u weterynarza. Mia ma nieco ponad rok. Jest wulkanem energii i szukamy dla niej domu, w którym nauczy się, że nie każdy człowiek jest zły. Też jest niestety psem bardzo wystraszonym i chyba ostro karconym przez człowieka. Umie podstawowe komendy, ale wykonuje je jak automat - ze strachu.

Wiele czasu spędza pani w Zakątku Weteranów. Często angażuje się też w akcje charytatywne na rzecz tego miejsca. Czym jest to miejsce? 

Zakątek Weteranów, który swoja siedzibę ma w Gierałtowie (gmina Nekla), jest takim „domem starości” dla zwierząt, które pracowały w służbach mundurowych. Zwierząt, które po „wybrakowaniu”, bo tak określają to przepisy, odeszły na przysłowiową emeryturę. Nie zawsze przewodnik ma możliwość zostawić u siebie takiego „funkcjonariusza” na czterech łapach czy kopytach. Zwierzę kończy swoją pracę, a przewodnik czy opiekun dostaje kolejnego partnera. Są też inne powody: inne zwierzę w domu, agresja psa służbowego, środki finansowe. Dla ich opiekunów służbowych te rozstania też nie są łatwe. Po przekazaniu zwierzęcia do „zakątka” wie, że w każdej chwili może przyjechać na spotkanie ze swoim byłym podopiecznym, że jeśli będzie chciał wyślemy mu zdjęcia, poinformujemy o stanie zdrowia itp. 

Ile zwierząt przebywa w „zakątku”?

W tej chwili pod opieką Stowarzyszenia jest 7 koni i 12 psów. Dwa konie przebywają w innych stajniach z uwagi na brak boksów. Zakątek obecnie utrzymuje się tylko z darowizn od ludzi o wielkich sercach dla zwierząt, instytucji sponsorujących karmę czy suplementy. A wydatków jest bardzo dużo. Średni koszt utrzymania zwierząt m.in. karma, siano, słoma, pasze plus opłaty za wszystkie media, opieka weterynaryjna to około 10 tys. miesięcznie. Należy pamiętać, że są to zwierzęta starsze, często schorowane czy z urazami. Wymagają nie tylko specjalistycznego żywienia, ale też wspomagania farmakologicznego, by zapewnić im komfortową starość. 

Czy każdy może odwiedzić "zakątek"? Czy można jakoś pomóc?

Tak, w zakątku bardzo mile widziani są wolontariusze. Może być nim każdy. Osoby poniżej 18. roku życia muszą mieć zgody na wolontariat podpisane przez rodziców. Pomagają nam w pracach porządkowych, wyprowadzają psy na spacery. Te osoby, które miały już styczność z końmi, zajmują się także pielęgnacją. To dla nas bardzo duże wsparcie. Jeśli chodzi o wsparcie finansowe, to można pomagać na wiele sposobów. Wpłatami na konto stowarzyszenia czy na zrzutkach, które organizujemy w zależności od potrzeb, a nawet poprzez wirtualne adopcje naszych podopiecznych. Każda wpłata, nawet najmniejsza, jest dla nas cenna i za każdą bardzo dziękujemy. To dzięki tym wszystkim, którzy nas wspierają, nasze zwierzęta mają zapewnioną godziwą starość, na którą sobie w pełni zasłużyły m.in. pomagając w poszukiwaniu narkotyków, a co za tym idzie, zatrzymaniem dilerów, w poszukiwaniu zaginionych, tropieniu przestępców, jak również pilnując porządku na imprezach masowych czy ratując tonących. W tym roku planujemy remont stajni, w której musimy jak najszybciej ze względu na końskie kopyta, zrobić nową posadzkę. Trzeba też przeprowadzić rekultywację padoków i zasiać nową trawę, by latem konie mogły się na niej wypasać. Takich bieżących i nagłych potrzeb jest naprawdę sporo.

Pani ma też wiele pasji. Oprócz zamiłowania do zwierząt biega pani maratony. Wiem, że poszukuje również informacji historycznych na temat przedwojennych funkcjonariuszy.  Jak znajduje pani na to wszystko czas? 

Przydałoby się, żeby doba była nieco dłuższa, ale póki co jakoś udaje się pogodzić obowiązki z pasjami. Myślę, że każdy z nas ma wiele pasji. Niestety, z różnych względów, nie wszystkie możemy realizować. Ja skupiam się na dwóch. Pomaganie zwierzętom i historii. Obie pasje są ogromnie czasochłonne, zbieranie materiałów historycznych szczególnie. W moim zainteresowaniu jest historia jarocińskiej policji w okresie międzywojennym. Niestety podczas wojny większość dokumentacji została zniszczona bądź zaginęła. To, co pozostało, znajduje się w różnych archiwach.  Niewielka ilość dokumentów została zdigitalizowana więc trzeba osobiście jechać, zrobić skany, zdjęcia. Do tego dochodzą poszukiwania rodzin funkcjonariuszy policji państwowej. 

Czyli to trochę taka detektywistyczna działalność?

Nie jest to łatwe, gdyż po wojnie wielu z nich zmieniło miejsce zamieszkania, nazwiska. A kontakt z rodzinami jest dla mnie chyba najważniejszy. W bezpośrednich rozmowach można uzyskać bardzo ciekawe informacje, anegdoty, coś co przybliża mi postać, o której chcę napisać. W rodzinnych albumach udaje się czasami odnaleźć jakieś zdjęcia, które mają ogromną wartość. I jest chyba jeszcze jedna najważniejsza rzecz. Po wojnie rodziny przedwojennych policjantów musiały zatajać fakt, że ich ojcowie byli funkcjonariuszami PP. Sami policjanci tracili emerytury, mieli problem z otrzymaniem godziwej pracy. Ci, których bliscy został zamordowani przez NKWD, przez lata nie wiedzieli o ich losie. Moja praca ma być dla nich. Dla tych, co służyli i dla ich rodzin. Dzięki pracy nad historią poznawałam wspaniałych, ciepłych ludzi. Dzieci, wnuków. Ich wspomnienia to najlepsza lekcja historii.

Co uważa pani za swój największy sukces? 

To, że robię to, co lubię, że otaczają mnie wspaniali ludzie, na których mogę liczyć, z którymi mam wspólne tematy, pasje. W czasie, gdy wraz synem zostaliśmy „uziemieni” w domu z powodu kwarantanny, nie miałam problemu z opieką nad swoimi psami. Wystarczyło hasło i psiaki miały zapewnione trzy spacery dziennie, przez niemal 2 tygodnie. 

Czy rodzina podziela pani pasje?

Syn także interesuje się historią. Czasami pomaga mi szukać różnych informacji, dokumentów. Jeśli chodzi o zwierzęta to mamy identyczne podejście. On także często przyprowadza do domu jakąś znajdkę. Gdy widzi błąkającego się zwierzaka, nie pozostawi go na pastwę losu. Kociakom szukamy domów, psy przekazujemy pod opiekę schronisku. Także dzięki synowi w naszym mieszkaniu stan zwierząt z jednego psa zwiększył się do dwóch psiaków i jednego kota. Oba psy są adoptowane, kot przygarnięty. 

O czym pani marzy?

Z marzeniami nie wybiegam nigdy daleko. Z pewnością chciałabym w tym roku zakończyć pracę nad książką o historii jarocińskiej policji i w przyszłym roku ją wydać. Jest to niestety kosztowne a chciałabym, żeby każda z rodzin, z którą mam kontakt, taką publikację ode mnie otrzymała. Ta książka jest właśnie dla nich. Moim drugim marzeniem jest to, by ludzie zaczęli traktować zwierzęta jako towarzysza. Nie alarm, nie zabawkę dla dziecka. Zwierzęta też czują. Przywiązują się do ludzi i są im wierne. Nie ma złych psów, to ludzie powodują, że stają się agresywne. Nie każdy musi kochać zwierzęta, ale nikt nie ma prawa znęcać się nad nimi. Jeśli decydujemy się na kota, psa czy innego pupila, pamiętajmy, że trzeba go wychować, poświęcać mu czas, odpowiednio karmić i zapewnić opiekę weterynaryjną. A zwierzęta chorują. Na raka, tarczycę, choroby zwyrodnieniowe, doznają różnych urazów. Pomoc i leczenie jest naszym obowiązkiem. Jest nim też sprzątanie po swoim pupilu. 

Ma pani ulubioną rasę psów?

Rasa tak naprawdę nie ma większego znaczenia, bo każdy zwierzak ma w sobie coś wyjątkowego. Moją ulubioną są jednak labradory. To kochane, cudowne, inteligentne psy, ale wbrew pozorom nie są puchatym spokojnymi kuleczkami. Labrador całe życie jest szczeniakiem, tylko w innym rozmiarze. Nawet jako dorosłe osobniki potrafią zachowywać się, jak przysłowiowy słoń w składzie porcelany. Potrzebują dużo ruchu, ale nie biegania samopas po ogrodzie. Labrador to pies, który chce się bawić z człowiekiem, uczyć się, a do tego uwielbia wodę. Jeśli nie poświęcimy mu odpowiedniej ilości czasu, z nudów może zjeść kawałek ściany, poobgryzać meble, buty. I jak każdy inny pies, będzie ładnie chodził na smyczy, wracał na zawołanie, ale tylko wtedy, gdy od szczeniaka będziemy go tego uczyć. I nagradzać za każdą dobrze wykonaną komendę. 

Rozmawiała LIDIA SOKOWICZ

Szanowni Internauci. Komentujcie, dyskutujcie, przedstawiajcie swoje argumenty, wymieniajcie poglądy - po to jest nasze forum i możliwość dodawania komentarzy. Prosimy jednak o merytoryczną dyskusję, o rezygnację z wzajemnego obrażania, pomawiania itp. Szanujmy się, również w sieci.

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
reklama
reklama