Niesamowita historia. Pamiętacie przykre zdarzenie z Wigilii? Podróżujący pociągiem wysiadł w Środzie Wlkp. W wagonie zostawił bagaż. Wszyscy staraliśmy się mu pomóc. Póki co nie wiadomo, czy rzeczy się odnalazły.
Niemniej zdarzenie zainspirowało jednego z naszych internatów. Do wspominek. - Miałem ciekawszą sytuację w "zamierzchłych" już czasach. Rok 1973. Czekałem w Jarocinie, siedząc na ławce na autobus do Poznania. Wsiadłem do autobusu i gdzieś w okolicach Cielczy zorientowałem się, że nie mam ze sobą torebki-listonoszki, w której miałem wszystkie dokumenty - pisze na portalu internauta przedstawiający się jako kris52. Zważając na ówczesne okoliczności i szczegóły, trudno zbagatelizować opowieść. Co było dalej? - Poprosiłem kierowcę o zatrzymanie się, a następnie autostopem i troszkę biegiem dotarłem do tej ławki. Zguby już nie było. Wtedy dopiero przeszła mi przez myśl powaga sytuacji. Za dwa dni miałem mieć ślub. Wiadomo, że bez dowodu osobistego imprezka raczej by się nie odbyła. A świnka już zabita, goście zaproszeni i wódka dorobiona...
Mężczyzna wykazał dużą determinację. - Szybki wywiad z zastanymi osobami. Dowiedziałem się, że dosłownie kilka chwil temu jakiś "gruby kolejarz" z podobna torbą poszedł w kierunku dworca PKP. Dorwałem go na przejściu przez tory (takim dla kolejarzy-nie na moście). Szybko wyjaśniliśmy sobie sprawy i udowodniłem mu, że to moja zguba. Do dziś nie wiem jakie były jego intencje. Może całkiem uczciwe:) - kończy.
A was spotkało coś podobnego? Czekamy na Wasze historie.