Wieczorem, niecałe dwie godziny przed zamknięciem lokalu wyborczego, członkowie jednego ze sztabów otrzymali informacje, o rzekomej próbie kupowania głosów pod jednym ze sklepów [ZOBACZ TUTAJ].
Pełnomocnik komitetu Katarzyny Szymkowiak powiadomił o takim podejrzeniu jarocińską policję.
- Przed godziną 20.00 u dyżurnego pojawił się pan, który się nie przedstawił i prosił o skierowanie patrolu do Wilkowyi, bo jak uzasadniał podejrzewa, że dochodzi do sprzedawania głosów, gdzieś za sklepami, za alkohol - tłumaczy mł. asp. Agnieszka Zaworska, rzecznik Komendy Powiatowej Policji w Jarocinie. - To było jego podejrzenie, a nie, że on ma pewność. Policjanci opatrolowali wskazane punkty, ale nikogo tam nie zastali. I na takiej interwencji nasi funkcjonariusze poprzestali.
Rzeczniczka dodaje, że do dzisiaj nie wpłynęło żadne oficjalne zawiadomienie o tym, że trakcie wyborów mogło dość do naruszenia przepisów. Taką możliwość wykluczała już w niedzielę przewodnicząca komisji wyborczej.
- Jak zwykle to była podła akcja opozycji, która musi zawsze coś podłego i poniżej pasa zrobić - nie kryje oburzenia burmistrz Adam Pawlicki. W rozmowie z portalem domaga się wyjaśnienia okoliczności. - Chodzi mi o to, żeby napisać, jaka jest prawda - że to była prowokacja, że nic takiego nie miało miejsca.
Policję powiadomił Jerzy Walczak, pełnomocnik KWW Katarzyny Szymkowiak.
- Przedstawiłem się jako pełnomocnik, co więcej, chciałem okazać dowód osobisty, ale funkcjonariusz uznał to za niepotrzebne - tłumaczy Jerzy Walczak, były radny i prezes JRS. - Informację o tym, że głosy mogą być kupowane otrzymaliśmy telefoniczne od jednego z mieszkańców. Kiedy my byliśmy jeszcze na policji, pod wskazane sklepy udali się członkowie naszego komitetu. Nie mogłem zbagatelizować tego sygnału i zgłoszenie było moim obowiązkiem. Natomiast nie może być mowy o jakiekolwiek prowokacji, bo obu stronom zależało, żeby wybory odbyły się zgodnie z prawem.