Jarocin. Gmina Jarocin. Urząd w Jarocinie. Urząd Miejski w Jarocinie. Urzędnicy jarocińscy. Sąd Pracy
Los Aldony Łyskawińskiej, która przez lata była związana z jarocińskim magistratem, wydawał się przesądzony, kiedy po wyborach w 2014 roku na fotel burmistrza wrócił Adam Pawlicki. Wiosną ubiegłego roku urzędniczka przebywała na kilkumiesięcznym urlopie chorobowym. To wtedy zapadła decyzja o jej zwolnieniu.
Wyrzucona z pracy sekretarz od początku utrzymywała, że sprawa ma „charakter polityczny, a nie merytoryczny”.
Zwolniona urzędniczka, podobnie jak wielu innych pracowników, którzy na przestrzeni miesięcy po wyborach musieli pożegnać się z magistratem, złożyła pozew w Sądzie Pracy w Kaliszu. Domagała się między innymi przywrócenia do pracy. Po przeciągającym się procesie - na sprawy nie stawiali się świadkowie powoływani przez stronę pozwaną - zapadł wyrok.
- Jestem zadowolona z tego, iż sąd uznał, że pan burmistrz zwalniając mnie zastosował nieprawidłowy tryb, nie było podstaw do zwolnienia dyscyplinarnego - mówi niechętnie była sekretarz i dodaje, że rozumie argumentację sądu, który uznał prawo nowej władzy do „dobierania sobie współpracowników na najwyższym szczeblu”. - Satysfakcjonuje mnie to, że sąd uznał moją rację, przy okazji przyznając mi najwyższe z możliwych odszkodowań.
W orzeczeniu nakazano też sprostowanie wpisu do świadectwa pracy, a to oznacza wykreślenie z dokumentów „zwolnienia dyscyplinarnego”. Urzędniczki nie przywrócono jednak do pracy. - Wyrok nie jest prawomocny, będziemy się odwoływać - zapowiada sekretarz Michał Fijałkowski.
Jeśli sąd drugiej instancji podtrzyma orzeczenie - proces i odszkodowanie może kosztować jarociński samorząd nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych.