Zgłoszenie, które w ostatnim czasie otrzymał jarociński oddział Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, było bardzo zagadkowe i niepokojące. Pochodziło od opiekuna kota, który wrócił do domu z widocznymi śladami na ciele. To musiał zrobić człowiek.
Kotu z Jarocina zdjęto obrożę Foresto i zniszczono urządzenie AirTag
Jak podaje Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, sytuacja dotyczy wychodzącego kota seniora, którego opiekun mieszka w Jarocinie i który jest pod stałą opieką weterynarza. Zwierzę po ostatnim, trzydniowym pobycie poza domem, wróciło z widocznymi nakłuciami na wygolonej skórze. A opiekun twierdzi, że „jest kotem nieufnym, który nie daje się złapać”.
„Ślady wskazują na wkłucia - pobranie krwi albo podanie kroplówki, czego osoba bez odpowiednich kwalifikacji nie jest w stanie zrobić. Nie mamy również informacji od weterynarzy, aby taki kot pojawił w jarocińskich gabinetach” - czytamy w komunikacie TOZ-u.
Kot, kiedy ostatnio wyszedł z domu, był zabezpieczony w obrożę Foresto (chroni przed pchłami i kleszczami - przyp. red.), której po powrocie już nie miał oraz w AirTag (urządzenie przesyła informację o położeniu zwierzęcia - przyp. red.), który został zniszczony, co uniemożliwiło odtworzenie jego ostatniego miejsca pobytu.
Jarociński TOZ apeluje i przestrzega opiekunów kotów
Okazuje się, że koty, tak jak ludzie i inne zwierzęta, w razie poważnych problemów ze zdrowiem, też potrzebują najcenniejszego leku, którym jest krew.
- Jakiś czas temu pojawiło się ogłoszenie, że poszukiwana jest krew dla kota. Tego ogłoszenia już nie ma - mówi Lidia Hetmańczyk, szefowa jarocińskiego oddziału Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. - Nie łączę tych zdarzeń tylko podaję fakty. Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś zdecydował się na odłowienie przypadkowego kota i pobranie od niego krwi, a musiał to być specjalista. Tym bardziej, że taki kot przed pobraniem musiałby wcześniej przejść szereg badań. Z drugiej strony, faktem jest, że kot po trzech dniach wrócił do domu z wygolonym miejscem na skórze i nakłuciami, które wskazywałyby na takie właśnie działanie - dodaje.
Lidia Hetmańczyk przyznaje, że trudno jej wytłumaczyć tę sytuację.
- Mamy zupełnie świeże doświadczenie z naszym kotem, który potrzebował przetoczenia krwi. Weterynarz od razy wskazał, że trzeba się zwrócić do kliniki w Poznaniu, która bankuje krew. Nie było innej opcji, a już na pewno nie szukanie kota po Jarocinie, któremu można by taką krew pobrać. Dlatego naprawdę trudno mi powiedzieć, co się z tym kotem ze zgłoszenia działo. Rozmawiałam ze znajomymi i z weterynarzami, oni też nie mają wytłumaczenia tej sytuacji - przyznaje.
Lekarz weterynarii: Pierwszy raz słyszę o takiej sytuacji.
Powiatowy Lekarz Weterynarii w Jarocinie przyznaje, że pobranie i przetoczenie krwi u zwierzęcia może odbyć się w określonych warunkach.
- Nie może to być w przysłowiowej kuchni na stole. Nie chciałbym niczego spekulować, bo nie znam tej sytuacji, ale jeśli coś takiego rzeczywiście miało miejsce, to jest to bardzo niepokojące. Ja pierwszy raz w swojej karierze słyszę o takiej sytuacji - stwierdza Paweł Marcinkowski.
A prezes jarocińskiego TOZ-u na profilu organizacji w mediach społecznościowych, apeluje i przestrzega:
„Jeśli ktokolwiek ma wiedzę co działo się z kotem, który wrócił ze sladami po nakłuciach, prosimy o kontakt. Przestrzegamy też, aby ze szczególną uwagą pilnować bezpieczeństwa swoich podopiecznych.”
Co myślicie o sytuacji, które spotkała kota z Jarocina - piszcie w komentarzach, czekamy na merytoryczne opinie.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.