reklama
reklama

Ogród pokoleń w Jarocinie, czyli rodzinne królestwo Tomasza Bartkowiaka

Opublikowano:
Autor:

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości Ogród Tomasza Bartkowiaka z Jarocina, kolekcjonera, fotografa i pasjonata, to dzieło wielu pokoleń jego rodziny. - Kocham tutaj wszystkie rośliny, ale największym sentymentem darzę te najstarsze, przy których biegałem jako mały chłopiec, które rosły razem ze mną - wspomina.
reklama

Dom wraz z nietuzinkowym ogrodem przy ul. Polnej w Jarocinie tworzy już czwarte pokolenie rodziny Tomasza Bartkowiaka. Obecny właściciel jest człowiekiem o wielu zainteresowaniach. Najbardziej znany jest z fotografii. Kolekcjonuje też stare widokówki, monety, interesuje się historią oraz artefaktami cesarstwa Chin i starymi samochodami. Jednak jedną z jego największych pasji jest ogród. To miejsce towarzyszyło mu od czasów dzieciństwa. Tu się wychował, dorastał i do dnia dzisiejszego go pielęgnuje. Można powiedzieć ogrodnictwo wyssał z mlekiem matki. Zajrzeliśmy do jego królestwa i za przyzwoleniem - odkrywamy tajemnice. 

Zaczęło się od prababki w Jarocinie

Wszystko zaczęło się 31 stycznia 1935 roku kiedy ziemię pod budowę domu zakupiła Marianna Borowiak, prababcia Tomasza. Nabyła ją od Heleny z Bujakiewiczów Olszewskiej żony jarocińskiego kupca. Już  rok później na parceli stanął dom, a wokół niego stopniowo zaczęto urządzać ogród. Najstarszym elementem działki jest studnia o głębokości siedmiu kręgów. Powstała ona zaraz po kupnie nieruchomości. Była priorytetem, gdyż woda z niej czerpana służyła między innymi do budowy domu. Do dnia dzisiejszego jest użytkowana i  - co warto podkreślić - pozostała w niezmienionej formie. Przy studni przez wiele lat - bo do roku 1985 - znajdowała się ławka, która była miejscem rodzinnych spotkań. Powróciła w 2022 roku i stała się elementem architektury nowego ogrodu pod wodzą obecnego właściciela. Teren przy ul. Polnej przechodził wiele przeobrażeń, ale zawsze był miejscem szczególnym, o które się dbało, pielęgnowało. Tętnił życiem zarówno za sprawą roślin, zwierząt w nim mieszkających ale i rodzinnych spotkań. Dzieło rozpoczęła Marianna Borowiak, która od momentu wbicia pierwszej łopaty w ziemię, doglądała tego ogrodu nadzorując kolejne pokolenia ogrodników - swego zięcia Antoniego, wnuczkę Wiesławę i wreszcie prawnuka Tomasza. Ogród przez te wszystkie lata przechodził wiele zmian. Można śmiało powiedzieć, że ten proces trwa.

- Każdy  mieszkaniec domu brał czynny udział w jego powstawaniu. Jeszcze przed wojną, zaraz po zakupie, była to działka rolnicza. Prababcia przekształciła ją w rolno-ogrodniczą i można powiedzieć od tego momentu wszystko się zaczęło. Następnie pałeczkę przejął mój dziadek Antoni wraz z babcią Heleną. To oni w okresie powojennym nadali główny kształt ogrodu i jego formę. Rozpoczęli okres wprowadzania krzewów ozdobnych  głównie azalii i róż, które dominowały na rabatach. Ogród nadal nosił charakter ogrodu rolno-warzywnego, lecz samo otoczenie domu w latach 1950-70 miał już charakter ozdobny. Mój dziadek był pasjonatem pszczół. Pamiętam, że w naszym ogrodzie miał własne ule z małą pasieką. W latach siedemdziesiątych nagła śmierć dziadka spowodowała, że główną rolę opiekuna ogrodu przejęła jego córka, czyli moja mama Wiesława. Wraz z ojcem Albinem dbała o ogród, który zawsze wśród znajomych i sąsiadów słynął z pięknych kwiatów i smacznych owoców – opowiada Tomasz.  - Z biegiem lat ogród coraz bardziej zmieniał swój charakter. Zniknęła część rolna, a warzywniak z każdym rokiem był ograniczany do najpotrzebniejszych warzyw. Wiesława wraz ze swoim mężem wprowadzała zmiany w nasadzeniach i roślinności.

Ogród pod wodzą Tomasza  

W 2011 roku nagła śmierć matki sprawiła, że ogród przejął w całości prawnuk pierwszych właścicieli. Nauczony przez mamę miłości do roślin i miejsca zaczął się sam zajmować ogrodem. Dziś, ze względu na ilość obowiązków, pasji dba o niego starając się zachować rodzinną historię tego miejsca, ale i wprowadzać swoje nietuzinkowe pomysły. - Staram się ratować jak najwięcej starych nasadzeń dziadków i rodziców, a zarazem tworzyć coś nowego, naturalnego w świeżej formie sprawiającej, że ogród będzie jak najmniej obsługowy - tłumaczy. Właściciel stara się by jego raj jedyny i niepowtarzalny. Od siedmiu lat przeprojektowuje ogród własnymi pomysłami zachowując i ratując roślinność oraz historię tego miejsca. Nie wprowadza radykalnych zmian. Dba o to co jest, szczególnie o stare, leciwych już drzewa i ulubione rododendrony. Tomasz jest człowiekiem sentymentalnym. Dużą rolę odgrywa w jego życiu rodzina. Interesuje się historią swoich przodków i to właśnie dla nich postanowił kontynuować ich dzieło. Ogród w jego życiu spełnia wyjątkową rolę. Pracując w nim czuję, że w pewnym stopniu oddaje hołd dziadkom i swojej mamie.   

Kamienne ścieżki wijące się przez ogród  

Przekraczając furtkę ogrodu od razu można się nim zachwycić oraz zobaczyć ile pracy, serca włożył i wkłada jego w utrzymanie obecny właściciel. Pierwsze poważne prace zaczął realizować siedem lat temu. Wówczas w jego głowie zaczęły rodzić się najróżniejsze pomysły na aranżację przestrzeni. Pierwszym z nich były ścieżki, które miały się wić wokół roślin i rabat kwiatowych. Ich zadaniem było uatrakcyjnienie miejsca i zachęcenie przychodzących gości do spacerów po ogrodzie. Biorąc pod uwagę, że ogrodnik nie lubi prostych rzeczy musiały być wykonane z oryginalnych, ale zarazem naturalnych materiałów. W głowie narodził się pomysł, który jak się okazało szybko zaczął być realizowany. Tomaszowi zależało, by ścieżki nawiązywały również do historii domu i ogrodu. Najprościej byłoby ułożyć je z granitu czy kostki brukowej. Ale nie tworzyłyby spójnej całości z otoczeniem. Po kilku dniach refleksji wpadł na pomysł, aby ułożyć je z kamienia polnego. Nie czekając na nic chwycił za szpadel, zaczął usuwać poszczególne elementy trawnika tak, aby powstał ich zarys. Nie mogły być one proste, ponieważ plan zakładał, że będą prowadziły wokół posadzonych już leciwych krzewów i nowych nasadzeń. Od tego momentu regularnie wiosną i jesienią przez sześć, siedem lat jeździł z wiadrami po pobliskich polach i zbierał kamienie wyrzucane na miedzę przez rolników. Często zdarzało się, że jadąc gdzieś na wieś widział stos usypanych otoczaków, zabierał ze sobą do auta, by mieć materiał na ogrodowe ścieżki. Niestety nie wszystkie kamienie nadawały się do wykorzystania. Zbierane były tylko te, które jedną stronę miały płaską, drugą wypukłą. Ważna była także ich wielkość. Zdarzało się, że dopiero co dziesiąty lub dwudziesty kamień wędrował do wiaderka. Po zebraniu kilku ton właściciel ogrodu rozpoczął budowę. Każdy z otoczaków układał dopasowując do reszty pracując na kolanach. Wkopane zostały bez podmurówki, cementu czy jakiejkolwiek zaprawy. Wszystkie równiutko dopasowane ażeby nikt chodząc przez przypadek się nie potknął.  

Oryginalne kwiaty, które nie pachną, a zdobią ogród przez cały rok  

Spacerując po ogrodzie Tomasza nie sposób przejść obojętnie obok dwóch rabat, na których znajdują się gigantyczne, ułożone z kamieni kwiaty. Zdobią one przestrzeń przez cały rok. Jak mówi właściciel są pamiątką po pandemii.

- Niestety covid spowodował, że niemal wszyscy zostaliśmy zmuszeni do pozostania przez jakiś okres w domach. Był to trudny, ciężki czas, który dotknął też mnie. Zawiesiłem swoją działalność gospodarczą, nie miałem możliwości pracy w swoim zawodzie fotografa. Aby nie siedzieć bezczynnie w domu zacząłem wymyślać sobie prace w ogrodzie. Miałem wystarczająco dużo czasu, by realizować nowe pomysły. Można powiedzieć, że właśnie wtedy zacząłem doceniać swój ogród jeszcze bardziej. Pewnego dnia pomyślałem, że skoro mam sentyment do natury to do zrealizowania nowego pomysłu również wykorzystam kamienie. Lubię je po prostu. Z drugiej strony miałem ich trochę. Od pewnego czasu marzyła mi się kamienna rabata. Przygotowałem miejsce i właśnie na nim ułożyłem z różnych kolorów mniejszych kamyków kwiaty. Kamienie miałem wysypane pod domem. Wybrałem trzy kolory, posegregowałem i zabrałem się na układanie. Pamiętam jak dziś kiedy po kolanach segregowałem oddzielając ciemne od kremowych i brązowych następnie po kolei układałem bez wyrysowanego projektu kwiaty. Projekt miałem w głowie. Tło zasypałem białym kamieniem, aby fajnie wyglądały. Układałem stopniowo biegając na domowy taras i przyglądając się czy cały obraz jest symetryczny, równy, nie ma nierówności. Wszystko musiało się zgrywać i tworzyć spójną całość. Wykonanie pierwszej rabaty z jednym kwiatostanem zajął mi cały weekend - wspomina z uśmiechem na ustach i entuzjazmem w głosie ogrodnik.  

Co rusz nowe pomysly w ogrodzie na Polnej 

Właściciel ma duszę artysty i romantyka, ale jak sam o sobie mówi jest również pedantyczny, poukładany i symetryczny. W domu i w ogrodzie musi mieć porządek. Niemal wszystkie rośliny zimozielone są równo przycięte, wyczyszczone z suchych czy uszkodzonych gałęzi. Od wczesnej wiosny rabaty bylinowe czyszczone są z ubiegłorocznych roślin. W całym ogrodzie wszystko współgra z sobą, panuje ład i porządek. Trawnik jest równiutki, regularnie koszony. Ogród cały czas się zmienia. Właściciel co rusz realizuje nowe pomysły. Trawnika stopniowo ubywa, a w głowie pojawiają się co rusz jakieś plany. Tak jest co roku. - Jakiś czas temu narodził się pomysł, aby postawić mur z okiennicami ze starej cegły rozbiórkowej, którą udało mi się pozyskać w trakcie rozbiórki komina i szczytu naszego rodzinnego domu, w którym mieszkam do dziś. Cegły te pochodzą z około 1934-35 roku, czyli jeszcze sprzed czasów wojny. Chciałbym wykorzystać jeszcze stary granit, który odkryłem pod betonem kiedy zakładałem przy domu kostkę. Udało się go wyciągnąć bez większych uszkodzeń. Prawdopodobnie i on pochodzi z tamtego okresu przedwojennego. Z tych materiałów powstanie załamany mur z okiennicami, w które będą wkomponowane rośliny. W rogu chciałbym wybudować kominek albo grill. Jeszcze nie wiem. Obok postawiony będzie stylowy stół. Będzie to miejsce typowe do odpoczynku.  

Łany krokusów niczym z tatrzańskiej doliny  

Wiosna jest ulubioną porą roku większości ogrodników. Tomek w swoim ogrodzie dba, aby był on atrakcyjny przez wszystkie miesiące w roku. Jednak to na wiosenne kwiaty czeka z utęsknieniem, choć jak sam mówi - jego ogród najpiękniej prezentuje się w maju i czerwcu. Sezon zaczyna się od krokusów. Rośliny te posadzone zostały w ogrodzie w 1980 roku. Dziesięć lat temu właściciel postanowił je odmłodzić, bo przestały kwitnąć. Wykopał koło pięćdziesięciu cebul, podzielił i przesadził w inne miejsce. Już w pierwszym roku po rozsadzeniu i odpowiedniej pielęgnacji zaczęły kwitnąć i się rozmnażać. Po 2-3 latach ogrodnik rozpoczął dzielić je na kolory. Dzisiaj ma już ich około 1500 sztuk. Rosną na rabatach w specjalnych koszyczkach, posadzone kolorami. Stanowią pożytek dla pszczół i przylatujących do ogrodu innych owadów.

- Lubię podglądać przyrodę. Z racji mojego zawodu, pasji, często fotografuje przylatujące owady i uwieczniam je na zdjęciach. Obserwuje ptaki, które przylatują i wyjadają o owoce. Dzielę się z nimi swoim ogrodem. On służy nie tylko mnie, ale także zwierzętom. Można powiedzieć, że sadząc rośliny, gdzieś z tyłu głowy mam nadzieję, że te pożyteczne zwierzęta zamieszkają u mnie na stałe. To między innymi dla owadów, których z roku na rok jest coraz mniej, mam w planach założenie krokusowej łąki podobnych do tych na tatrzańskich halach. Chciałbym ułożyć z fragmentu szafranów obraz lub napis - dzieli się swoimi planami właściciel ogrodu.  

Rodzinne pamiątki dodają siły i motywują do pracy  

Czasami przychodzą momenty, kiedy właściciel chciałby przysiąść i odpocząć. Każdy kto posiada choć kilka metrów swojego ogrodu wie o czym mowa. Taka przestrzeń wymaga ciągłej, systematycznej pracy, czasami ciężkiej. Tomasz w takich chwilach zadaje sobie pytanie. Po co to wszystko? Przecież mógłby spożytkować ten czas pracując zarobkowo. I wtedy sięga po rodzinne pamiątki, ogląda stare fotografie, na których znajdują się jego pradziadkowie, dziadkowie i rodzice pracujący w ogrodzie. To daje mu siły. Daje motywację do dalszej, jeszcze bardziej wytężonej pracy. Wtedy jak podkreśla właśnie do głowy przychodzą nowe pomysły, aby wykonać architekturę czy stworzyć nowe rabaty tak jak te z kamiennymi kwiatostanami. W ciągu sezonu zapracowany ogrodnik nie ma za dużo czasu, by przysiąść w ogrodzie. Ponoć ogrodnicy tak mają.

Kiedy przygotowuje sobie kawę, wyjdę na taras czy do ogrodu od razu widzę, co jeszcze muszę zrobić. Jak grzyby po deszczu wyrastają chwasty i to głównie z nimi i szkodnikami walczę w ogrodzie. Najbardziej żal mi kiedy widzę podziurawione liście rododendronów przez najprawdopodobniej opuchlaki. Walczę z nimi od jakiegoś czasu, nawet nocą. W ubiegłym roku starałem się je wyłapać. Późnym wieczorem kiedy robiło się już ciemno, chodziłem po ogrodzie i wokół krzewów szukałem gniazd tych szkodników. Chronię rododendrony, bo są symbolem mojego ogrodu. Tworzą jego historię. Krzewy te rosły tutaj jeszcze za czasów moich dziadków. Podobnie jak drzewa owocowe. Część z nich niestety nie przetrwała, chorowała. Inne wyłamały główne konary. Próbowałem je ratować. Nie udało się. W chwili obecnej dbam o te, które pozostały. Liczę, że jeszcze jakiś czas będą rosły i rodziły owoce. Są najcenniejszą rodzinną pamiątką - opowiada Tomasz. - Jako dziecko jadłem z tych drzew owoce. To smaki mojego dzieciństwa. Kocham wszystkie rośliny w moim ogrodzie, ale największym sentymentem darzę te najstarsze, przy których biegałem jako mały chłopiec, które rosły razem ze mną - dodaje ze wzruszeniem w głosie.    

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama