reklama
reklama

Niebo nad Jarocinem należy do niego

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości Mariusz Chrobot - prawdopodobnie jedyny motoparalotniarz w Jarocinie, członek Dzikich Morsów i właściciel firmy oferującej usługi koparkami.
reklama

Samochód chciał wymienić na motolotnię. Motoparolotniarz z Jarocina

Zaczęło się niewinnie - Mariusz zawsze zastanawiał się, co czują ptaki, gdy wzbijają się w powietrze.

- Gdy byłem chłopcem oglądałem kilkanaście razy film Top gun, uwielbiałem go. Idąc do wojska, myślałem, że zostanę pilotem, ale niestety się nie udało - wspomina.

Gdy zarobił pierwsze pieniądze w Niemczech, kupił auto, które potem chciał wymienić na motolotnię. Od tego pomysłu odwiedli go jednak jego rodzicie, w obawie, że podczas lotu Mariuszowi mogłoby się coś stać. I tak myśli o lataniu zeszły na drugi plan aż do ubiegłego roku.

- Pojechałem z 10-letnią córką do Kiełczynka na lądowisko przelecieć się motolotnią i to był ten moment… zakochałem się w tym. Latałem wcześniej helikopterem, ale to nie było to. Teraz czułem tę delikatną mgiełkę na twarzy, gdy lecieliśmy przez chmury - opowiada jarociniak.

 

Inni faceci kupują motory, a on chce latać

Mariusz długo rozmawiał ze znajomymi pilotami o kosztach, sprzęcie i przeglądach. W końcu podjął decyzję, że kupuje motoparalotnię zamiast motolotni, bo jest mniejsza, można spakować ją do auta i nie potrzebuje specjalnego hangaru do przechowywania.

- Jak poinformowałem narzeczoną, na co zamierzam wydać pieniądze, myślałem, że dostanie zawału. Powiedziała, że przechodzę kryzys wieku średniego - śmieje się Mariusz.

Mariusz poznał innego pilota, który pomógł mu dobrać odpowiedni sprzęt. Gdy wrócił do domu ze skrzydłem, jego narzeczona nie była zadowolona. A gdy jarociniak rozłożył nowo nabyty sprzęt w salonie, by się pochwalić, wyskoczyły z niego pasikoniki, co jeszcze bardziej zdenerwowało jego partnerkę. (Gdy ląduje się na łące latem, czasem można zabrać ze sobą pasażerów na gapę).

 

Pomoc przy egzaminie

Mariusz musiał uzyskać Świadectwo Kwalifikacji Personelu Lotniczego, więc zaczął przygotowania do egzaminu.

- Egzaminu praktycznego się nie obawiałem. Wiedziałem, że jak wystartuję, tak polecę. Gorzej z teorią, bo nie miałem czasu się uczyć. Prowadzę swoją firmę SPEC-KOP oferującą usługi koparkami i cały dzień nie ma mnie w domu.

Wtedy z pomocą przyszła Iza, narzeczona Mariusza. Przygotowali pytania i odpowiedzi do egzaminu, po czym Iza nagrała, jak wszystko odczytuje. Potem Mariusz nagrania słuchał w pracy w każdej wolnej chwili, aż wszystkiego się nauczył.

- Później, jak wracałem do domu, modliłem się żeby Iza już nic nie mówiła, bo w głowie dźwięczał mi jeszcze jej głos ze słuchawki - śmieje się.

Potem do domu Mariusza przyszła koperta z Urzędu Lotnictwa Cywilnego ze Świadectwem w środku.

Mimo że narzeczona Mariusza na początku nie była zadowolona jego nową pasją, potem zmieniła zdanie i bardzo się zaangażowała.

- Iza widziała, ile to mi daje radości. Później dzwoniła i pytała, gdzie jestem i czemu nie latam, przecież nie ma wiatru. Kupiła dla mnie dużo gadżetów związanych z lataniem: wiatrowskaz, wiatromierz, kamerkę. Stwierdziła, że lepiej jak latam tam do góry niż jakbym miał uganiać się po mieście na dole.

 

Wysokie loty nad Jarocinem

Na jakiej wysokości Mariusz lata, zależy od okolicy. Nad terenami wiejskimi, polami i łąkami może sobie pozwolić na lot nisko nad ziemią. Musi jedynie uważać na linie energetyczne.

- Wcześniej pracowałem 15 lat w energetyce, więc potrafię je bez problemu wypatrzeć i wiem, która może mnie przysmażyć - mówi.

Z kolei gdy lata nad zabudowaniami, musi unieść się wyżej, w okolice tysiąca merów, by na wszelki wypadek mieć czas na wypatrzenie pustej przestrzeni na lądowanie awaryjne.

- Najfajniej lata się z innymi pilotami, z Robertem z Boguszynka, Radkiem z Książa i Jackiem z Kiełczynka, których pozdrawiam i dziękuje za loty oraz, że doradzali i odpowiadali na wszystkie moje pytania związane z lataniem i sprzętem.

 

Dzikie Morsy i lodowate kąpiele

Zimą Mariusz częściej zostaje na ziemi, ale to wcale nie znaczy, że ucieka przed zimnem, wręcz przeciwnie. Razem z grupą Dzikich Morsów w okresie zimowym regularnie jeździ do Jarosławek. Początek jego przygody z morsowaniem wcale nie był przyjemny.

- Pierwszy raz, wszedłem do wody na pewniaka, szybko. I też tak szybko wyszedłem. Byłem zszokowany, jak ludzie wytrzymują w tej lodowatej wodzie. Przy następnej kąpieli jednak znajomi wytłumaczyli mi, że trzeba opanować oddech oraz emocje. Tak wytrzymałem 7 minut. Z upływem czasu w wodzie mogłem siedzieć nawet 20 minut - wspomina.

Przygotowując się do kąpieli, Mariusz brał zimne prysznice. Teraz, jak mówi, wcale nie choruje. Morsowanie dodaje mu energii i wzmacnia jego organizm.

- Dziś już nie potrafiłbym zrezygnować z morsowania, a z latania nad moim miastem tym bardziej nie - wyznaje Mariusz.

 

ZOBACZ RÓWNIEŻ

Szanowni Internauci. Komentujcie, dyskutujcie, przedstawiajcie swoje argumenty, wymieniajcie poglądy - po to jest nasze forum i możliwość dodawania komentarzy. Prosimy jednak o merytoryczną dyskusję, o rezygnację z wzajemnego obrażania, pomawiania itp. Szanujmy się

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama