Dla mnie takim kluczem okazało się spotkanie z dwuletnim chłopcem. Podlewałam właśnie kwiaty, gdy znienacka dobiegło mnie od strony ulicy dziecięce gadanie. Odwróciłam się i….. zamarłam. To był Jarek! Jarek - mój przyszywany, młodszy o rok brat, z którym spędziłam całe dzieciństwo. No tak, ale to było przecież dobrych kilkadziesiąt lat temu... Patrzyłam na dwuletniego Jarka, a w pamięci z zawrotną szybkością przesuwały mi się kadry z przeszłości: pierwsza wiosenna kąpiel w beczce, do której Jarek wpadł głową w dół i wyciągałam go za nogi, polewanie wodą z Jarkowego nocnika spacerujących ulicą wielkanocnych gości, malowanie kuchennej zasłony zieloną farbą, która w zamyśle mojego taty przeznaczona była na pomalowanie przydomowej piaskownicy, czy eksperymentalnemu wciąganiu w odkurzacz firany, z której mama Jarka była taka dumna.
Byliśmy podobni do siebie bardziej niż niejedno rodzeństwo. Burza cherubinkowych loków spadała na nasze czoła i pozorowała anielskie charaktery. Nasze pomysły były jednak z piekła rodem, a problemy, których przysparzaliśmy naszym rodzicom, okazywały się często niekończącym pasmem zmartwień. Jacy my byliśmy szczęśliwi…
Na ziemię ściągnął mnie dochodzący zza płotu radosny pisk Jarka. Patrzył na mnie, wskazywał małym paluszkiem na Fidy - moją labradorkę.
Po kilku Jarkowych okrzykach podeszła do nas Renia - żona Jarka. Podeszła i sprowadziła mnie na ziemię wyjaśnieniem, że to nie jest Jarek, lecz Artur - wnuk Jarka. Jeszcze nigdy w moim długim życiu nie widziałam takiego międzypokoleniowego podobieństwa. Każde spojrzenie i każdy uśmiech przekazane zostały Arturowi genetycznie za pośrednictwem Natalii - córki Jarka, a mamy Artura.
Gdy opowiedziałam tę historię sąsiadce, ta dodała:
- Czyli, gdybyś znalazła go na ulicy, nie miałabyś wątpliwości, gdzie go odprowadzić... - powiedziała z charakterystycznym dla niej humorem.
Na pewno nie miałabym wątpliwości, gdzie i komu go oddać, ale nie jestem pewna czy zrobiłabym to natychmiast. Myślę, że chętnie sprawdziłabym najpierw, jak podobają się Arturowi zabawy z dziadkowego dzieciństwa. Chociaż może jednak - ze względu na bezpieczeństwo - lepiej byłoby mu ich nie pokazywać...
Dziś Dzień Dziecka - życzę nam wszystkim pozostania jak najdłużej dziećmi... Niekoniecznie ze zbędnymi zabawkami, ale za to niekończącymi się objawieniami z dzieciństwa, jak chociażby to Jarkowe.
PRZECZYTAJ TAKŻE: "Na betonie kwiaty nie rosną". Jarocin w trzy godziny
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.