reklama
reklama

W "Szansie na Sukces" była najlepsza. Przeczytaj rozmowę z jarocinianką Karoliną Styszyńską

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie: Archiwum prywatne Karoliny Styszyńskiej

W "Szansie na Sukces" była najlepsza. Przeczytaj rozmowę z jarocinianką Karoliną Styszyńską - Zdjęcie główne

W "Szansie na Sukces" była najlepsza. Przeczytaj rozmowę z jarocinianką Karoliną Styszyńską, która wygrała odcinek poświęcony "Trubadurom" | foto Archiwum prywatne Karoliny Styszyńskiej

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Kultura Karolina Styszyńska z Jarocina wygrała odcinek „Szansy na sukces” z udziałem „Trubadurów”. Na co dzień występuje w zespole muzycznym „Atut”, z którym gra głównie na weselach. Ma szansę na występ w koncercie "Debiuty" na festiwalu w Opolu. będzie tylko musiała pokonać w finale zwycięzców z innych wydań tegorocznych programów. Na to musimy jeszcze poczekać, a na razie zapraszamy do lektury wywiadu.
reklama

 

Dlaczego zdecydowała się pani wziąć udział w talent show? Czy był to pani pierwszy raz?

Wiele razy słyszałam od przyjaciół, że powinnam wystąpić w jakimś muzycznym show. Sama również często się nad tym zastanawiałam. Próbowałam swoich sił w „Idolu”, jednak po przejściu pre-castingów nie otrzymałam informacji zwrotnej z zaproszeniem do programu. Byłam także na castingu do „The Voice of Poland”, ale i tam sytuacja się powtórzyła. Po tych porażkach jakoś tak straciłam trochę wiarę w siebie. Oglądałam te edycje, do których szłam na casting i wiedziałam, że nie śpiewam gorzej. Po prostu czegoś mi zabrakło. Może osobowości, może historii, która urzekłaby widzów? Nie wiem sama. 

Ale to pani nie zniechęciło, skoro wzięła pani udział w kolejnych przesłuchaniach? 

Po kilku latach zdecydowałam się wziąć udział w innym formacie, jakim była właśnie „Szansa na Sukces”. W 2019 pojechałam na casting stacjonarny do Wrocławia. Tam, po kilku godzinach czekania, zaśpiewałam przed produkcją i znów kazano mi czekać na odpowiedź. Znów jej brak. W tym roku dałam sobie ostatnią szansę i wysłałam zgłoszenie online, no i się udało. 

Jakie wrażenia wyniosła pani z nagrania i ze studia telewizyjnego? 

Powiem szczerze, że byłam i nadal jestem bardzo pozytywnie zaskoczona atmosferą, jaka panuje zarówno podczas rozmów online, jak i już na miejscu, w siedzibie TVP. Moja grupa miała kilku opiekunów i każdy był dla nas bardzo, ale to bardzo miły. Dostaliśmy nawet obiad. Wszyscy się starali, abyśmy nie odczuwali nerwów, nie przejmowali się błędami w papierologii, jeśli takowe się zdarzyły, bo to wszystko da się naprawić. Atmosfera panująca zarówno przed nagraniem, w trakcie i już po, była ciągle taka sama. Wszyscy dawali nam wskazówki, kazali się nie stresować, bo w razie czego wiadomo - "to się wytnie". Polecam każdemu takie doświadczenie. Między nami, uczestnikami, ale też poniekąd konkurentami, również panowała świetna atmosfera. Złapaliśmy wspólny język, każdy powymieniał się swoimi muzycznymi, ale i nie tylko doświadczeniami. No i licytowaliśmy, kto jaki utwór wylosuje. 

A jak w ogóle zaczęła się pani przygoda ze śpiewaniem? 

Zabrzmi to pewnie banalnie, ale oczywiście od dziecka. Już od najmłodszych lat przejawiałam zainteresowanie muzyką. Chętnie śpiewałam przed rodziną, brałam udział w szkolnych przedstawieniach i lokalnych konkursach. Śpiewanie i występy publiczne zawsze przychodziły mi z łatwością i nigdy nie odczuwałam tremy, stąd też pomysł moich rodziców, aby wysłać mnie na lekcje śpiewu do Jarocińskiego Ośrodka Kultury. Dodatkowo uczęszczałam także do szkoły muzycznej. Gram na fortepianie. 

U kogo kształciła się pani wokalnie?

Jako pierwsza kształceniem mojego wokalu zajęła się pani Małgorzata Drzewiecka, z którą pracę fantastycznie wspominam po dziś dzień. Jako że lata dziecięce szybko minęły, tak też zmieniła się moja „pani od śpiewu”. W liceum uczyła mnie Mirosława Kochanowska, następnie zasięgnęłam lekcji wokalu u Marzeny Osiewicz, która pod swoimi skrzydłami miała Meza, Sashę Strunin czy Audiofeels'ów. Próbowałam także swoich sił w śpiewie klasycznym pod okiem Adama Michalaka w Kaliszu, co teraz wykorzystuję podczas opraw muzycznych ślubów. Dodatkowo, kiedy czas pozwala uczęszczam na Warsztaty Muzyczne. Jednymi z moich ulubionych były te organizowane co roku w Koluszkach blisko Łodzi, jednak z powodu pandemii niestety wszystko jest wstrzymane. Tam miałam przyjemność pracować z Olą Królik, Elżbietą Zapendowską, a także poznać wspaniałe osobowości takie jak Robert Luty, Jacek Królik, Marek Raduli, Leszek Cichoński czy Kornel Kondrak. 

Jednak na co dzień śpiewa pani w zespole muzycznym „Atut”, który przygrywa na imprezach okolicznościowych? 

Zanim dostałam się do zespołu, grał w nim na perkusji mój mąż Kamil. Był to rok 2015, a my byliśmy wtedy narzeczeństwem. Mieli wówczas inną wokalistkę. Jednak sprawy potoczyły się tak, iż potrzebowali zmiany i wtedy Kamil zaproponował, iż to ja mogłabym wejść na jej miejsce i tak już szósty rok razem z chłopakami gramy dla naszych wspaniałych par młodych. Z początku obawiałam się, jak połączę wesela ze studiami zaocznymi, ale zgodziłam się i nie żałuję, ponieważ to jedno z moich ulubionych zajęć i zaczynam już za tym bardzo tęsknić. 

A jak najczęściej spędza pani wolny czas?

Najchętniej z rodziną i psem np. na wspólnych spacerach. Lubię też nagrywać covery na YouTube.

Wygrała pani odcinek. W finale będzie pani walczyć o miejsce w koncercie „Debiuty” na festiwalu w Opolu. Spodziewała się pani, że zostanie najwyżej oceniona?

Nie. Po wysłuchaniu wszystkich nie miałam pojęcia, kto wygra. Poziom był tak wysoki, że ja sama miałabym problem z wyborem. Moją faworytką była Weronika Sabatowska, która zaśpiewała „Cóż wiemy o miłości” oraz Daniel Lizoń z piosenką „Uśmiechajcie się dziewczęta”. Cieszę się, że chociaż ona zdobyła wyróżnienie. Wszystkim gratuluję, bo uważam, że nasze występy były bardzo udane. 

Jakie ma pani plany na przyszłość? Marzenia? 

Moje plany na przyszłość na tę chwilę kręcą się wokół mojego synka Huberta, któremu poświęcam teraz najwięcej czasu. Wiadomo, swoją przyszłość cały czas wiążę z muzyką i nie rezygnuję z marzeń, bo ciągle wierzę gdzieś w głębi serca, że kiedyś i ja będę gwiazdą i to ja zasiądę na sofie w programie „Szansa na Sukces”.  Ale tak serio, to chciałabym, aby pandemia już minęła i abym mogła wrócić na scenę razem z chłopakami. Gdzieś z tyłu głowy siedzi mi także pomysł na otwarcie przedszkola o profilu typowo muzycznym. A marzenia? Zaśpiewać w duecie z Lady Gagą! 

Czy była pani zadowolona z tego, że trafiła do odcinka z „Trubadurami”? 

Kiedy dostałam informację, że zostałam przydzielona do odcinka z „Trubadurami” początkowo nie wiedziałam, co zrobić. Znałam tylko 4 ich piosenki, a dwie z nich pojawiły się w piosenkach wysłanych nam do przygotowania. Czasu na odpowiedź nie miałam też zbyt dużo, ale podjęłam ryzyko, bo nie boję się wyzwań, a szczególnie tych muzycznych. Repertuar „Trubadurów” jest dla nas, kobiet, dość trudny, ponieważ piosenki są w oryginale śpiewane dość nisko i damskie głosy często nie radzą sobie z osiągnięciem tych najniższych dźwięków. 

Ale pani poradziła sobie świetnie. Utwór chyba pani przypasował?

Włożyłam dużo pracy w przygotowanie każdej z piosenek tak, abym przy wylosowaniu którejkolwiek z nich mogła zaprezentować się z każdej strony. Pokazać, że potrafię śpiewać dołem, jak i wspiąć się na wyższe rejestry. Z wylosowanej piosenki jestem bardzo zadowolona! Gdybym miała wybierać sobie utwór sama, to wybrałabym też „Cóż wiemy o miłości” lub „Krajobrazy”. 

A jaka jest pani ulubiona piosenka „Trubadurów”?

Myślę, że ta wszystkim dobrze znana, czyli „Znamy się tylko z widzenia”.

Co pani najchętniej śpiewa? Jakiej muzyki słucha? Ma pani ulubionego wykonawcę? 

Na co dzień słucham raczej zupełnie innego rodzaju muzyki. Jednymi z moich ulubionych wokalistów jest już wspomniana wcześniej Lady Gaga, Sting, Katie Melua i Sławomir Uniatowski. Bardzo lubię także wracać do lat ‘80 i ‘90. Słucham, tak szczerze mówiąc, wszystkiego po trochu. 

Muzyka to jest to, czym się pani wyłącznie zajmuje? Czy jest coś jeszcze? 

Muzykuję, a raczej muzykowałam głównie w weekendy, więc raczej w ciągu tygodnia nie chodząc do pracy zanudziłabym się na śmierć. Zanim zaszłam w ciążę, pracowałam w sklepie mojej mamy przy ul. Wybudowanej, do którego oczywiście serdecznie zapraszam, bo mamy otwarte w każdą niedzielę. Po prostu jako córka pomagałam jej prowadzić interes. Teraz jestem na urlopie macierzyńskim, a co będzie dalej, to się okaże. 

Rozmawiała LIDIA SOKOWICZ

 

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama