Oświata. Szkolnictwo. Żerków. Szkoły w Żerkowie. Powiat jarociński.
Żerkowski samorząd o sytuacji w miejscowej oświacie. Na ten temat dyskutowano przy okazji posiedzenia połączonych komisji Rady Miejskiej.
Henryk Marciniak, dyrektor żerkowskiego gimnazjum stwierdził, że wyniki uzyskiwane przez uczniów są zadowalające, ale zwrócił uwagę na ogromną przepaść dzielącą najlepszą i najgorszą klasę, która była widoczna po egzaminie kończącym trzeci rok nauki. Wyniosła ona aż 23% w matematyce, a nawet 25% w języku angielskim. - To jest chyba odzwierciedlenie coraz mniejszej wiary niektórych środowisk w potrzebę uczenia się - stwierdził odchodzący na emeryturę dyrektor. W żerkowskim gimnazjum dwie osoby nie były promowane, a dwunastu miało poprawki. - To jest i tak mało, bo zwykle poprawek mieliśmy koło dwudziestu, a nawet więcej. W tym roku mieliśmy sytuację nadzwyczajną, kiedy uczeń, dla którego trzeba było specjalnie zorganizować dwa egzaminy kwalifikacyjne, nie raczył przyjść do szkoły. Zaniedbania są daleko idące. Zostawmy to między nami, ale był taki moment, gdy potrafił poszczuć psem nauczyciela, który chciał mu podać rękę. Ja też goniłem go kiedyś po lesie, kiedy do niego pojechałem - wyjaśniał Henryk Marciniak.
Burmistrz Jacek Jędraszczyk stwierdził, że wśród uczniów obserwuje się „tumiwisizm”. Dodał, że wszystkie problemy będą składane teraz na karb zmian związanych z wygaszaniem gimnazjów. - Nie będzie też tego całego sprawdzianu. Zostaniemy pozbawieni narzędzia, które w pewnym momencie otwierało nam oczy na to, jak wygląda poziom edukacji po sześciu i trzech klasach - stwierdził Jędraszczyk. - My możemy pomóc jako samorząd. (…) Na następnej radzie pedagogicznej należałoby się zastanowić nad tym, dlaczego dana klasa, która wyszła spod tej czy innej ręki, na następnym etapie edukacji zawiodła lub sobie odpuściła. Nie wiem, z czego to wynika. Może rzeczywiście ma wpływ na to rynek pracy i to, że każdy jakąś pracę sobie znajdzie. Może ja wyciągam złe wnioski, ale nigdy nie było aż tak źle. Wiem, że nie rodzą się sami „einsteini”, ale z drugiej strony, żeby tak odpuścić sobie pewne tematy, to już jest naganne. Trzeba tak pokierować młodym człowiekiem, żeby coś z niego wykrzesać - analizował problem włodarz.
Dyrektor gimnazjum wyjaśnił, że każda klasa miała w tygodniu dodatkowe siedem, a nawet osiem godzin z przedmiotów objętych egzaminem. - Gdyby tego nie było, byłoby odrobinę gorzej - stwierdził Henryk Marciniak. Do rozmowy włączyła się przewodnicząca rady Barbara Urbańska, która jest emerytowaną nauczycielką. - Podejście jest takie, a nie inne. Rodziców też. Dopiero współpraca pomiędzy szkołą, dzieckiem i rodzicem, daje jakieś efekty - podsumowała.