reklama
reklama

Masaż dźwiękiem na receptę? Przeczytaj rozmowę z jarocinianką Ewą Gęściak

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie: Profil społecznościowy Ewy Gęściak

Masaż dźwiękiem na receptę? Przeczytaj rozmowę z jarocinianką Ewą Gęściak - Zdjęcie główne

Masaż dźwiękiem na receptę? Przeczytaj rozmowę z Ewą Gęściak, która się tym zajmuje | foto Profil społecznościowy Ewy Gęściak

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Kultura "Coraz więcej osób wie, czym jest muzykoterapia czy naturoterapia i chętnie korzysta z tych dobrodziejstw. Oczywiście nie wszystko jest dla każdego. Jednemu taka forma leczenia dźwiękiem bardzo się spodoba, innemu nie i to jest naturalne" - tłumaczy Ewa Gęściak, która zajmuje się m.in. masażem dźwiękiem, koncertami mis i gongów oraz tworzeniem bransoletek mocy.
reklama

Na Facebooku można znaleźć profil „ShEva Art” z bransoletkami z naturalnych kamieni, które pani tworzy, a razem z mężem prowadzicie „NatAya - Ruch i Dźwięk”. Kiedy i jak zaczęła się ta przygoda? 

Zaczęło się kilka lat temu od mis tybetańskich, muzykoterapii, terapeutycznych masaży dźwiękiem i koncertów relaksacyjnych. Tak właśnie powstała „NatAya Ruch i Dźwięk”, którą tworzę razem z mężem. Pod tą nazwą znaleźć można też zajęcia z pracy z ciałem poprzez taniec intuicyjny, męskie wyprawy czy hawajski masaż Lomi Lomi, który również wykonuję. Później doszła m.in. aromaterapia (terapia zapachami) i litoterapia (leczenie kamieniami), którą realizuję w formie bransoletek z naturalnych kamieni. Moje zainteresowania cały czas się poszerzają. W celu osiągniecia równowagi stawiam na naturalne metody oraz holistyczne podejście do życia (całościowe, według którego stan umysłu, ducha i ciała wzajemnie wpływają na siebie - przyp. red.). To chyba taki czas, że większość osób szuka właśnie takiej drogi, naturalnych metod leczenia czy wspomagania swojego organizmu metodami niekonwencjonalnymi. Szukamy mądrości w naturze, w ziołach, w tym, co proste, czyli wracamy do korzeni. 

Jak jest odbierane to, co pani robi? 

Nie było to łatwe, gdy zaczynaliśmy. Bo to coś nowego, coś nieznanego… W Poznaniu, Wrocławiu czy Warszawie, gdzie też gram koncerty relaksacyjne, takie spotkania odbywają się od kilkunastu lat i mają swoich zwolenników, którzy czują ogromną różnicę w odporności swojego organizmu czy wyciszeniu umysłu, po prostu czują się zdrowsi i spokojniejsi. Mniejsze miasta, takie jak Jarocin, potrzebowały więcej czasu, ale to wszystko w tej chwili się zmienia.. Coraz więcej osób wie, czym jest muzykoterapia czy naturoterapia i chętnie korzysta z tych dobrodziejstw. Oczywiście nie wszystko jest dla każdego. Jednemu taka forma leczenia dźwiękiem bardzo się spodoba, innemu nie i to jest naturalne. Dla wielu osób jest to nowość, ale myślę, że z biegiem czasu będziemy mieć większy dostęp i możliwości, aby każdy mógł sam na sobie doświadczyć działania leczniczej mocy dźwięku. A może i dojdziemy do takiego momentu, gdzie tak jak w Niemczech lekarze przepisują pacjentom na receptę masaż dźwiękiem.

Sporo też podróżujecie i to w egzotyczne miejsca. Który z tych wyjazdów był najbardziej wyjątkowy?

Podróż do Peru. Byliśmy tam z mężem dwa razy. To była również dla nas taka wewnętrzna podróż. Zafundowaliśmy sobie taki detoks dla ciała, duszy i umysłu. Nie było tam prądu, ciepłej wody ani zasięgu telefonów czy internetu. Każdy miał osobny domek i lekkostrawną dietę. Był szaman, dżungla, cisza i egzotyczna roślinność. To był doskonały czas, aby dowiedzieć się czegoś o sobie, o tym, co jest w nas, tak wewnętrznie. Byliśmy odcięci od tego wszystkiego, co nas „bombarduje” na co dzień - od ludzi, pracy, tv, hałasu, wszystkich bodźców. To bycie sam na sam ze sobą wcale nie było łatwe, szczególnie przez pierwsze trzy dni, dopiero później okazuje się, że bycie samemu ze sobą jest całkiem fajne. Zobaczyliśmy, jak żyje się w dżungli, jak wygląda praca szamana i jak tamtejsze plemiona bardzo szanują naturę, żyjąc w zgodzie z nią, zupełnie inaczej niż u nas.

Była pani również w Indiach czy na Bali. To też były podróże związane z duchowością? 

Mam taką intencję, aby raz w roku wyjechać gdzieś i zobaczyć kawałek świata. To ma być podróż dla samej siebie, odpoczynek od codzienności. Taka wyprawa z plecakiem. W tym roku nie udało mi się wyjechać z wiadomych powodów. Ale to mają być takie wyjazdy organizowane samodzielnie. Sama szukam lotów, noclegów i tego, co warto zobaczyć i to sprawia mi ogromną przyjemność. Ostatni wyjazd był z koleżanką do Indii. Większość znajomych odradzała mi ten wyjazd, ponieważ o Indiach mówi się, że nie są bezpiecznym krajem, zwłaszcza jak jadą dwie białe kobiety. To trochę ryzykowne wyprawy, ale właśnie chodzi o to, żeby czegoś doświadczyć, poczuć dreszczyk emocji. Marzy mi się zwiedzić cały świat. Nie planuję żadnego wyjazdu z dużym wyprzedzeniem, raczej polegam na intuicji i odnajduję perełki. I to nie są podróże, które kosztują majątek. Nie chodzi wtedy o drogie restauracje czy luksusowe hotele, a raczej o emocje, które towarzyszą w trakcie podróży.

Czy było coś, co panią zaskoczyło w czasie tych wyjazdów?

Peruwiańczycy. Oni są tak cudownym narodem, który cieszy się z tego, co ma. U nas tego brakuje. Oni się nie śpieszą. U nas każdy gdzieś biegnie, gdzieś się śpieszy, każdy musi coś zrobić. A często jest to działanie na autopilocie. Tam ci ludzie żyją chwilą. Cieszą się nią. Mają naprawdę mało, ale chętnie pomagają. Na Bali były to przepiękne, codzienne rytuały oraz zapach kadzideł na każdym kroku. Każdy mieszkaniec, każde domostwo, każdy sklep szykuje codziennie w podziękowaniu dary dla bogów. I składają je z takim oddaniem, namaszczeniem, celebracją. Przed każdym wejściem jest coś w rodzaju małego ołtarzyka - kwiaty, ryż, monety lub banknoty oraz kadzidełka włożone do ręcznie plecionych koszyczków z liści palmy. Bali jest piękne, a widoki bajkowe. Biały piasek, czyściutka woda. Puste plaże. Jednego ranka wybrałyśmy się na plażę, aby zobaczyć wschód słońca. Był to piękny widok, a przy okazji przywitało nas stado małp. Były ich setki. To naprawdę niecodzienny widok. Kolekcjonuję takie wspomnienia. 

Z powodu pandemii część waszej działalności przeniosła się do sieci. 

Tak. Zorganizowałam koncerty relaksacyjne online. Nie wiedziałam, jaki będzie odbiór, ponieważ pokazałam to znacznie szerszej publiczności. To nie jest coś, co każdy rozumie czy lubi, ale odzew był bardzo pozytywny. Jednak nie jest to to samo co spotkania na żywo. Przy misach tybetańskich czy kryształowych, gongach i dzwonkach ważny jest dźwięk, jego wibracja, oraz ich oddziaływanie na nasz organizm. Niektórzy nazywają to „muzykoterapią”, „dźwiękoterapią” czy „kąpielą w dźwiękach”. I nie jest to tylko sam moment słuchania dźwięków, ale ich działanie na organizm na poziomie komórkowym, które utrzymuje się 72 godziny. Prowadzę też indywidualne sesje masażu dźwiękiem, które polegają na tym, że dookoła osoby i na jej ciele stawiane są misy tybetańskie, które wydają dźwięki i wibrują określoną częstotliwością. I to jest wtedy przyjemne odczucie, gdy fala dźwiękowa rozchodzi się po naszym organizmie. Tego nie da się doświadczyć za pomocą internetu.

Ma pani jakiś ulubiony instrument? 

Lubię wszystkie moje instrumenty. Ale, jeśli miałabym wskazać, które najbardziej, to są nimi misy kryształowe i dzwoneczki koshi. Te pierwsze mają silny, mocny i głośny dźwięk, który wnika głęboko w układ nerwowy, w nasze organy i mięsnie, działa na metabolizm oraz regeneruje chore tkanki.  Z kolei dzwoneczki sprawiają, że robi się nam błogo. Mają delikatne brzmienie. To są cztery żywioły i każdy ma nieco inny dźwięk. Uspokajają i łagodzą, dlatego też są polecane dla dzieci. Każdy może nabyć dla siebie taki dzwonek, powiesić w domu czy na zewnątrz, żeby wiatr nim grał.

Przez pandemię coraz więcej ludzi nie radzi sobie ze stresem, emocjami. Co by pani im poradziła?

Myślę, że najlepiej skupić się na sobie. Wszyscy żyjemy teraz w stresie, niepewności, jesteśmy podenerwowani. Chodzi o to, żeby się za bardzo nie „wkręcać”, bo to na pewno odbije się na naszym zdrowiu. Trzeba w każdej sytuacji znaleźć coś pozytywnego i na tym się skupiać. Warto usiąść z dobrą książką, potańczyć, zrelaksować się, pomedytować. Żyjąc w stresie i w biegu nie zwracamy uwagi na to, że nasze ciało jest ciągle napięte. A wystarczy kilka minut dziennie spróbować zrelaksować się, rozluźnić swoje ciało. Na YouTube znajdziemy m.in. muzykę relaksacyjną czy inne podpowiedzi. Czasami też warto wpuścić do swojego życia trochę spontaniczności i luzu, zrobić coś inaczej niż zwykle, wyjść poza swój plan, bo wtedy dzieją się naprawdę fajne rzeczy. Moje myśli kiedyś też krążyły po głowie, jak na autostradzie. Ale można sobie z tym poradzić. Można wyćwiczyć mózg, tak jak mięśnie na siłowni. 

W jaki sposób? 

Wybrać się na przykład do mnie na koncert relaksacyjny w piątkowy wieczór czy umówić się na terapeutyczno- relaksacyjny masaż dźwiękiem, jogę. Można też posłuchać muzyki w częstotliwości 432 Hz czy chociażby przez medytację - bardzo prostą metodę, którą też można ćwiczyć będąc na koncercie mis i gongów. Niektórzy mówią, że to nie dla nich, nie umieją, a tymczasem każdemu z nas zdarza się medytować. Każdemu zdarza się przecież zamyślić, odpłynąć na chwilę, a później nie wiemy nawet, o czym myśleliśmy. Ale możemy też medytować zmywając naczynia czy gotując obiad. Każdy umie medytować. Można też usiąść, przymknąć oczy i skupić uwagę na oddechu. Warto przez minutę czy dwie zająć umysł wdechem i wydechem. To jest najprostsza forma medytacji oraz rozluźnienia napiętego ciała. Można też potańczyć, poćwiczyć czy pójść do lasu na długi spacer. 

Jakie ma pani plany na przyszłość?

Chcę poszerzyć jeszcze bardziej swoje kompetencje w temacie muzykoterapii, naturoterapii i pracy z ciałem, dalej będę tworzyć biżuterię z naturalnych kamieni, może powstanie sklep internetowy, aby trafić do większej ilości odbiorców. Zaczęłam także tworzyć zapachowe świece sojowe na bazie naturalnych olejków eterycznych. Podróże też są na mojej liście. Myślimy z mężem o stworzeniu w Jarocinie wyjątkowego miejsca, takiego gdzie będzie można zadbać nie tylko o ciało, ale również o umysł i duszę. Gdzie można będzie się umówić np. na masaż dźwiękiem czy koncert relaksacyjny, napić naparu ziołowego, wyciszyć się oraz porozmawiać na ciekawe tematy podczas spotkań albo warsztatów. 

Rozmawiała LIDIA SOKOWICZ

 

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ: Kobido - czyli japoński masaż twarzy. Jarocinianka jako jedna z 15 w Polsce ma certyfikat

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
reklama
reklama