Rozmowa z Piotrem „Glacą” Mohamedem, liderem zespołu My Riot.
W Jarocinie podczas festiwalu (17-19 lipca) czeka nas wyjątkowy koncert My Riot, bo na scenie pojawi się Magic, z którym wykonacie także utwory Sweet Noise. Co sprawiło, że postanowiliście po latach ponownie ze sobą współpracować?
Powodem nawiązania ponownej współpracy na pewno było to, że gdzieś utknąłem ze swoim solowym materiałem. Szukałem kogoś, z kim mógłbym zrobić coś naprawdę wyjątkowego. Z każdą kolejną płytą wyznaczałem sobie wysoki poziom, a żeby ten poziom osiągnąć potrzebuję fajnych, dobrych, płodnych, nowatorskich muzyków. Próbowałem z wieloma osobami, piosenki właściwie już powstały, ale cały czas brakowało kogoś, kto mógłby to spiąć jedną klamrą. Te myśli krążyły wokół Magica już od jakiegoś czasu.
Dlaczego?
To był człowiek, który nie bał się wchodzić ze mną w różne innowacyjne sytuacje. Zawsze był otwarty i nigdy nie przestraszył się jakichkolwiek ruchów muzycznych. Nawiązałem z nim kontakt, chciałem wiedzieć, co u niego i jak się zapatruje na współpracę. Wszedł w to natychmiast. Rozmawiamy o następnym albumie zespołu Sweet Noise. Kiedy dostałem propozycję zagrania na festiwalu w Jarocinie pomyślałem, że jest to dla nas bardzo specjalnie miejsce ze względu na to, że to był jeden z tych dwóch festiwali, na których zaznaczyliśmy mocno swoją obecność jako Sweet Noise. W 1994 roku udało nam się dokonać tego przełomu. Dostaliśmy się do Węgorzewa, który wygraliśmy, zaraz potem był Jarocin, gdzie zdobyliśmy nagrodę. To było dla nas ważne. Dlatego stwierdziłem, że pojawienie się Magica podczas tegorocznego koncertu byłoby dla fanów czymś wspaniałym i wyjątkowym. Bo czekają na to wiele lat, podobnie jak na sygnał czy coś się wydarzy w świecie Sweet Noise. Ja sam też emocjonalnie dużo oczekuję po tym koncercie.
Mimo zmian trendów, mód, preferencji muzycznych, wciąż jest ogromne zapotrzebowanie na Sweet Noise. Wyobrażasz sobie, że nadejdzie moment kiedy będzie trzeba wybrać między tym zespołem, a My Riot? Czy bardziej funkcjonować w obu jednocześnie? Jaka wersja jest ci bliższa?
Myślę, że nie będę chciał robić tylko jednej rzeczy. Nauczyłem się tego w ciągu wielu ostatnich lat, że fajnie jest robić różne projekty, zajmować się nie tylko muzyką, mieć pewnego rodzaju perspektywę. Stąd też na przykład moja aktywność sportowa. My Riot jest projektem, do którego będę szukał twórców niepokornych, młodych. Czasami nawet apolitycznych wywrotowców. Widzę szanse wydawania następnych albumów. W przypadku Sweet Noise widzę prace nad stworzeniem jednej płyty i zagranie świetnych dużych koncertów. Co dalej, do czego nas to doprowadzi? Tego nie wiem. Mam jeszcze swoją solową płytę do wydania. Ale powrót funkcjonowania Sweet Noise jest dla mnie tematem otwartym. Fakt, że ludzie nadal oczekują tego zespołu nie jest wyłącznie melancholią powrotu do przeszłości. Sweet Noise miał w sobie prawdziwe emocje, przekaz, który teraz po latach jest chyba tak samo aktualny jak wtedy. Biorąc pod uwagę sytuację gospodarczą, emigrację ludzi, generalnie sytuację młodych ludzi. Zawsze było nam to bliskie. Po tylu latach ludzie słuchają Sweet Noise i ciągle jest to świeże i aktualne.
Ten festiwal w Jarocinie z 1994 roku wciąż budzi w tobie żywe wspomnienia?
Tak i to z wielu powodów. Ostatnio wspominałem historię z Pawłem Kukizem i jego pomocną dłoń. W Jarocinie się z nim spotkałem i to na pewno jest powód, że zapamiętałem ten festiwal. Przyjechaliśmy tam totalnie nakręceni sytuacją węgorzewską. Czułem się na maksa naładowany i nabuzowany, z jednej strony sukcesem zespołu, a z drugiej tym, że wtedy wytrzeźwiałem. To był dopiero drugi koncert na trzeźwo, dla mnie coś zupełnie kosmicznego. Pamiętam wielką scenę, przesłuchanie pierwszego dnia. Słońce świeciło bardzo mocno. Przed sceną podstawiony był pojazd opancerzony, po którym wybiegałem do przodu, do ludzi. Przekaz Sweet Noise trafiał na supergrunt, utwór „Godność” był podchwycony przez słuchaczy, mimo że to nigdy nie było grane przez radio. A stawało się takim undergroundowym hitem. To mnie też niosło, co sprawia, że Jarocin jest miejscem, którego nie da się zapomnieć.
A jak teraz odbierasz ten festiwal? Kiedyś to było miejsce narodzin nowych gwiazd. Dzisiaj ci młodzi artyści mają więcej możliwości, co nie oznacza, że mają łatwiej.
Tak naprawdę to nie byłem na festiwalu od czasu kiedy go wygraliśmy. Śledzę sytuację na portalach społecznościowych, na stronie jarocińskiego festiwalu i wiem, że nadal są przesłuchania młodych zespołów. Co ważne, jest spora aktywność na te eliminacje. Podoba mi się to, bo to jest dużo lepsza droga niż telewizyjne programy typu „talent show”. Dawanie kredytu zaufania młodym artystom, gdzie muszą się o to zaufanie bić muzycznie na scenie.