reklama
reklama

Paulina Bargenda czterdziestotonową ciężarówką jeździ po całej Europie

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Motoryzacja Naleśniki smaży w kabinie czterdziestotonowej ciężarówki. Tam też się maluje. Paulina Bargenda z Jarocina nigdy nie sądziła, że usiądzie za kierownicą tira.
reklama

Od ponad 5 lat pracuje w typowo męskim zawodzie. Paulina czterdziestotonową ciężarówką jeździ po całej Europie.  

 

Na co dzień nie gotuje, choć świetnie potrafi to robić. Nie sprząta mieszkania. Jej życie przeniosło się do kabiny dafa euro 6. Paulina Bargenda z Jarocina ma 36 lat, jest kochającą żoną i matką dorastającego syna. Ze względu na pracę nie może tyle czasu, ile chciałaby, spędzać z bliskimi. Praktycznie cały tydzień nie ma jej w domu. Przyjeżdża tylko na weekendy.

Od 5,5 roku jest kierowcą ciężarówki. Od marca jeździ po całej Europie. Czy ciężarówki były jej pasją? Czy w dzieciństwie bawiła się samochodami?

 

- Nie. Nigdy nie interesowałam się motoryzacją. Prawo jazdy kategorii B zrobiłam w wieku 23 lat. Jak z dzieckiem trzeba było jeździć do szpitala do Katowic - przyznaje Paulina.

 

 



Zanim trafiła za kierownicę ciężarówki wykonywała zgoła odmienne profesje. Ukończyła liceum gastronomiczne w Jarocinie. Pięć lat pracowała w gastronomi w Środzie Wielkopolskiej. Rozpoczynała od barmanki, a później była kierownikiem ds. zaopatrzenia i administracji.

 

- Jeździłam firmowym autem - mercedesem vito. Wówczas pomyślałam sobie: fajnie byłoby się nauczyć jeździć na ciężarówce - śmieje się nasza rozmówczyni.

 

 

Miała okazję bliżej przyjrzeć się profesji, kiedy podjęła pracę w ochronie w Rabenie (przedsiębiorstwo zajmujące się krajowym i międzynarodowym transportem - przyp. red).

 

- Widziałam, jak dziewczyna jeździła ciężarówkami. I wtedy sobie pomyślałam: „Zrobię prawo jazdy na ciężarówkę”. Udało mi się, że zostało sfinansowane ze środków z Unii Europejskiej - opowiada Paulina.

 

 

Przyznaje, że egzamin był wielkim stresem. Zdała go bez problemu za pierwszym razem.

 

- Przy okazji otrzymałam ofertę pracy. Stwierdziłam, że spróbuje i najwyżej zrezygnuję, jeśli jako kobieta nie dam rady. I tak już zostało. Ciężarówki prowadzę od 5,5 roku - opowiada Paulina.

 

Przez pierwsze dwa tygodnie jeździła na przyuczeniu z innym kierowcą. Potem została „rzucona” na głęboką wodę i sama musiała sobie radzić w trasie. Po Europie wozi przesyłki kurierskie. Ostatnio transportowała je z Anglii do Polski. Teraz jeździ w dwuosobowej obsadzie.

Paulina czterdziestotonową ciężarówką jeździ po całej Europie

Co jest największą trudnością w tym typowo męskim zawodzie?

- Rozłąka z rodziną - odpowiada błyskawicznie. - Dopóki nie było pandemii, jeździłam sama po kraju. Częściej bywałam w domu. W związku z sytuacją epidemiologiczną szef zaproponował mi wyjazdy na trasy po całej Europie. Zjeżdżam tylko na weekendy. Jest ciężko… mówi jarocinianka.

 

 

Do kontaktu z najbliższą rodziną: mężem i 15-letnim synem wykorzystuje wszelkie najnowsze technologie: skype, media społecznościowe i oczywiście telefon. Jej małżonek, który jest kucharzem i pracuje w jednej z jarocińskich restauracji, robi wszystko, aby jak najlepiej znosiła rozłąkę.

 

- Jak jeździłam po kraju, to dwa razy w tygodniu mąż był u mnie w Poznaniu, Kaliszu czy Wrocławiu. Przyjeżdżał, zjedliśmy kolację, wypiliśmy kawę i wracał do domu do syna - opowiada.

 

 

Na wizytę swojej drugiej połówki może liczyć z okazji urodzin, imienin, rocznicy ślubu, Walentynek.

 

- Nawet na Mikołaja potrafił przyjechać. Zawsze dostawałam kwiaty, bombonierkę, czasami moje ulubione truskawki - dodaje Paulina i pokazuje zdjęcia bukietu białych tulipanów, czerwonych róż z poduszką w kształcie serca i napisem „Kochan Cię” oraz bombonierki.

 

Prócz kontaktu z rodziną brakuje jej bardzo łazienek dla kobiet.

 

- W większości firm i terminali są toalety tylko dla mężczyzn. Jedynie na stacjach paliw są prysznice dla kobiet. Teraz w okresie pandemii jest jeszcze gorzej. W Polsce w większości firm pozamykali nam toalety, prysznice dla kierowców. Są takie firmy, które pozamykały wszystko i wystawiły tylko tojtoje. Tak nas potraktowali. Za granicą pod tym względem jest dużo lepiej - ubolewa.

 

 

Na początku miała problem z cofaniem, było naprawdę ciężko.

 

- Podjeżdżałam aż do skutku, ponieważ wychodziłam z założenia, że jako osoba początkująca mam prawo tego nie umieć - przyznaje.



Prowadzenie kilkunastotonowej ciężarówki nie jest krótką przejażdżką. Zwykle oznacza wyjazdy w co najmniej kilkudniowe trasy. Tak trudnej, obciążającej pracy nie można wykonywać bez wsparcia najbliższych. Paulinie prócz męża z pomocą przychodzą rodzice i teściowie, którzy zajmowali się jej synem.

 

- Na początku teściowa obawiała się, czy sobie poradzę, ale wspomagała mnie. Potem już nawet chwaliła się przed koleżankami, że synowa wraca z trasy. Obiady mi gotowała i przygotowywała słoiczki na trasę - podkreśla nasza rozmówczyni.

 

 

W drodze stara się zdrowo odżywiać. Nie jada w restauracjach. Nie kupuje fast foodów. Przeważnie gotowe jedzenie zabiera z domu, ale i sama przyrządza sobie posiłki.

 

- Potrafię naleśniki usmażyć w kabinie. Nie ma problemu, zrobić ciasto, usmażyć i zjeść - dodaje.

 

Zawsze zabiera ze sobą owoce i warzywa. Syn jest dumny z mamy.

 

 

- Uczy się na mechanika samochodowego, bo stwierdził, że mamie będzie naprawiał ciężarówkę. Jak był młodszy, to jeździł nawet ze mną w trasy. Teraz za granicę nie mogę go wziąć - relacjonuje.

 



Paulina czterdziestotonową ciężarówką jeździ po całej Europie

 



Choć zawód kierowcy już dawno przestał być jedynie męską domeną, pojawienie się Paulina na drodze w kabinie dafa, czy w jakiejś bazie wzbudza duże zainteresowanie.

 

 

- Czasem, jak podjeżdżałam pod rampę, wychodzili do mnie ludzie po dokumenty, i dziwili się, gdy z kabiny wysiadała kobieta. W większości są to pozytywne reakcje, ale zdarzało się, że ktoś powiedział: „Kobiety do garów”, czy „Co tutaj robisz?” „Lepiej baw dzieci i gotuj”. Robię to, co chcę i lubię. U mnie mąż gotuje i sprząta. Więc ja mam ten męski zawód - śmieje się.

 

 

Opowiada, że za granicą nie widać płci pięknej za kierownicami ciężarówek.

 

- Przejeżdżam Eurotunelem przez Kanał La Manche między Wielką Brytanią a Francją i bardzo sporadycznie można spotkać jakąś kobietę - dodaje.

 

 

Cieszy się, że nie musi się sama zmagać z awariami pojazdu albo zmianą koła na autostradzie.

 

- Mamy serwis firmowy, dzwonię i przyjeżdżają. W tej chwili właśnie jesteśmy na serwisie. Zapaliła się kontrolka od oleju. Podjeżdżamy, dolewają i nas nic nie interesuje - opowiada.

 

 

Na długo w pamięci pozostanie awaria tira w okolicach Brzezin w łódzkim.

 

 

- W środku nocy, w środku lasu zepsuł mi się samochód. Za mechanikami trzeba było czekać do rana. Była zima, zalesiony teren, ja sama w ciężarówce, której naczepa była wypełniona towarem.

 



W czasie przerw w trasie bardzo dużo czyta. Głównie sięga po romanse i thrillery. Ogląda telewizję. Rozmawia lub pisze z synem, mężem.

 

- Czasami w jakiś dekupaż się pobawię - dodaje.

 

 

Stara się być bardzo ostrożna. Nie nawiązuje znajomości z innymi kierowcami. Starannie wybiera miejsca, w których zatrzymuje się na długie przerwy.

 

W kilkudniowej podróży trzeba być przygotowanym na wszystko. Jeden z wyjazdów zakończył się pobytem i operacją w niemieckim szpitalu. Bardzo źle się czuła. Miała boleści. Było już przesądzone, że musi mieć zabieg. Chciała go przejść w Polsce.

 

 - W lipcu mąż dostał telefon od mojego kolegi, że przyjedzie po niego bus do Kalisza i musi po mnie przyjechać do Niemiec. Miałam podejrzenie ostrego zapalenia wyrostka robaczkowego. Byli już na granicy, kiedy otrzymał informację, że jestem operowana w szpitalu w Dortmundzie. Musiał wrócić do domu i po kilku dniach odebrać mnie ze szpitala - opowiada.

 

Uważa, że radzi sobie z prowadzeniem tira nie gorzej niż mężczyźni. Do specyfiki pracy musi dostosować swój ubiór, który powinien być przede wszystkim wygodny. Przyznaje, że na co dzień brakuje jej szpilek, sukienek oraz spódnic.

 

- Ubieram się przeważnie w dresy, leginsy. Nie jeżdżę w butach, tylko w skarpetach. Codziennie się maluję. Mam swoje lusterko, kosmetyki, prostownicę do włosów i suszarkę - opowiada.

 

Paznokcie maluje u kosmetyczki, kiedy ma wolne.

 

- Jeżeli kobiety chcą, to warto spróbować. Jest to fajny zawód - mówi na zakończenie rozmowy.


 

Szanowni Internauci. Komentujcie, dyskutujcie, przedstawiajcie swoje argumenty, wymieniajcie poglądy - po to jest nasze forum i możliwość dodawania komentarzy. Prosimy jednak o merytoryczną dyskusję, o rezygnację z wzajemnego obrażania, pomawiania itp. Szanujmy się.

 

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama