reklama
reklama

Wyszła z alkoholizmu dzięki nieżyjącej już mamie. Rozmowa z Anną Skrzypską z Jarocina

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie: materiały TVP1

Wyszła z alkoholizmu dzięki nieżyjącej już mamie. Rozmowa z Anną Skrzypską z Jarocina - Zdjęcie główne
Zobacz
galerię
10
zdjęć

Wyszła z alkoholizmu, dzięki nieżyjącej mamie. Rozmowa z Anną Skrzypską z Jarocina | foto materiały TVP1

reklama
Udostępnij na:
Facebook
Wiadomości Anna Skrzypska w zeszłym roku była jednym z gości programu "Ocaleni", w którym zaproszone osoby opowiadają swoje historie wychodzenia z różnych nałogów. Później została bohaterkę odcinka. Nie pije od 7 lat. I liczy na to, że jej świadectwo pomoże innym w walce z uzależnieniami. "Nieważne z jakiego punktu startujesz, ważne dokąd zmierzasz" - podkreśla jarocinianka. [ZOBACZ WYWIAD]
reklama

Kiedy picie alkoholu staje się problemem?

Uzależnienie od alkoholu jest zaburzeniem psychicznym, którego podstawowym objawem jest koncentracja na spożywaniu tej używki i potrzeba picia. Rzeczywistość pokazuje, że mimo problemowego picia, wiele osób długo zachowuje pozory prawidłowego funkcjonowania, utrzymując pracę i relacje towarzyskie… Uzależnienie doprowadza do destrukcji kolejnych aspektów życia. Picie zastępuje stopniowo inne potrzeby i staje się jedynym celem życia. Alkohol staje się regulatorem uczuć! Jest źle - zapijasz smutki. Cieszysz się z czegoś, to też celebrujesz to alkoholem. Jest bardzo cienka linia między tym świętowaniem, a tak naprawdę piciem. Przekroczenie tej granicy powoduje, że picie kontrolowane przestaje być bezpieczne.

A od czego zaczęły się pani problemy z alkoholem.

W moim życiu tych sytuacji, na które alkohol stawał się „lekarstwem” było sporo. Rozwód, śmierć mamy w święta Bożego Narodzenia… W rocznicę śmierci mamy zmarł ojciec. Po sześciu latach zmarła siostra. Strata mieszkania… Alkohol wówczas był sposobem radzenia sobie z emocjami - żalem, bólem, pustką i samotnością - a tak naprawdę nie radzenia sobie.

Nie miała pani obaw związanych z tym, że po tych dwóch występach w telewizji więcej osób może panią zacząć kojarzyć, poznawać?

Nie chodzi tutaj o rozpoznawalność, o kojarzenie mnie jako osoby, ale głównie chodzi o to, aby dostrzec problem, o którym mówię. Alkoholizm zatacza coraz szersze kręgi. Statystyki są przerażające. Dotyka ludzi z różnych środowisk. Nie ma znaczenia, czy pijesz w parku, na ulicy czy w luksusowej willi. Nie ważne jakiej jakości alkohol pijesz – problem jest ten sam.

Uważam, że wstydzić się powinnam co najwyżej w tamtym okresie picia. Ludzie wtedy wiedzieli o mnie więcej niż ja sama. Idąc do programu „Ocaleni” w ubiegłym roku jako gość i w tym roku jako główna bohaterka odcinka, nie zastanawiałam się nad tym, jak zostanę odebrana przez otoczenie, chodziło głównie o przekaz. O to, co jako osoba uzależniona chcę przekazać drugiej osobie. Pewnie jest jakieś grono osób, które odebrały mnie negatywnie, ale wielu ludzi nie rozumie tego, co to jest choroba alkoholowa. Tłumaczę sobie te osoby właśnie w ten sposób, że chyba nie znają problemu, nigdy się z nim nie spotkały albo nie otarły się o tę chorobę. Życzę im, abym nigdy ten problem ich nie dotknął. Dostałam masę pozytywnych komentarzy, sms-ów, telefonów. Messenger został zasypany wiadomościami i prośbami o kontakt. Obiecuję, że do wszystkich się odezwę. Odbiór był pozytywny i myślę, że gro osób akceptuje mnie jako osobę uzależnioną. Najważniejsze jest jednak to, że osoba uzależniona musi przede wszystkim zaakceptować samą siebie.

Jak się pani to udało?

Mnie wystarczyła jedna terapia w ośrodku w Murowańcu. Już w drugim dniu pobytu na terapii zdałam sobie sprawę, że jestem we właściwym miejscu i we właściwym czasie. Tutaj podjęłam pierwszy krok Anonimowych Alkoholików, zaakceptowałam siebie jako osobę uzależnioną i uznałam swoją bezsilność wobec alkoholu. Niektórzy decydują się na terapię dla świętego spokoju, bo otoczenie tego od niego oczekuje. Twierdzą, że robią to dla żony, dla dzieci, a inni z powodu nakazów sądowych. A tak naprawdę musimy to zrobić sami dla siebie.

Co w takim razie stało się momentem przełomowym? Takim, po którym nie było już kolejnego razu...

Momentem, który emocjonalnie mną wstrząsnął był sen. Przyśniła mi się mama, która trzymała w rękach obraz Jezusa Miłosiernego. Ja chciałam go od niej wziąć, ale między nami była przepaść. Mama powiedziała do mnie: „przestań pić”... Kiedy się obudziłam, to po prostu pierwszy raz w życiu wylałam alkohol. Mojej mamie na pewno się nie podobało to moje uzależnienie, ale nigdy nie czułam z jej strony, żeby mnie po prostu skreśliła. Myślę, że to moje wyjście z uzależnienia to z góry było wymodlone, wypłakane przez nią. Ten sen dał m mi bodziec do umysłu, że po prostu muszę coś z sobą zrobić.

Decyzję o ratowaniu siebie tak naprawdę to podjęła pani. I to pani musiała w sobie znaleźć siłę.

Każda słabość, która była we mnie dziś jest dla mnie siłą. Przebaczenie, zadośćuczynienie to nieodzowne elementy w budowaniu trzeźwości. Ja przebaczenie zaczęłam od samej siebie, od zbudowania dobrej relacji z sobą i z Bogiem. Bez przebaczenie pielęgnowałabym w sobie gniew, żal, zamiast pokoju w sercu. Było to trudne, ale fundamentalne do zbudowania zdrowych relacji.

Alkoholizm to jedno, ale później w pani życiu pojawiła się jeszcze rak. Ale nie załamała się pani i nie sięgnęła po butelkę.

Kiedy wracasz na dobre tory po kilkunastu latach błądzenia i życie nabiera kolorów, to trudno sobie wytłumaczyć diagnozę, którą słyszysz: „nowotwór złośliwy”. Jest to powód, usprawiedliwienie i bodziec, z którym trzeba sobie poradzić. Prosiłam Boga, aby nie dopuścił, żebym odkręciła butelkę. Potraktowałam chorobę jako łaskę od Boga.

Jak pani patrzy na tamten okres picia, to czego pani najbardziej żałuje? Jest coś takiego, co chciałaby pani koniecznie zmienić?

Najbardziej żałuję czasu. Czasu, którego brakowało mi dla najbliższych, których już nie ma. Żałuję, że nie dorosłam do tej decyzji wcześniej. Nauczyłam się jednak nie żyć „do tyłu”. Czasu nie cofnę, sytuacji już zaistniałych nie zmienię, więc chcę zadbać o to, aby do takich sytuacji nie doszło w przyszłości.

O czym pani teraz marzy? Jak u każdej osoby pewnie tych marzeń kilka jest..

Moim największym marzeniem jest wytrwać w trzeźwości do końca swojego życia, niosąc przy tym swoje świadectwo i przesłanie dla wszystkich osób zmagających się z tym problemem. Chciałabym chociaż w najmniejszym stopniu pomóc osobom, które znajdują się po „tamtej stronie”.

Jakie wrażenia ma pani po dwóch pobytach w telewizji i udziale w programie „Ocaleni”?

„Ocalonych” oglądam od początku wejścia tego programu na antenę TVP1. Jest to dla mnie rodzaj terapii w grupie. Do udziału w odcinku, w którym byłam jako gość, zaprosiła mnie moja terapeutka z Murowańca, która zasiadała w loży ekspertów. Do drugiego udziału w roli głównego bohatera zaprosił mnie sam autor programu i prowadzący Rafał Porzeziński. Dla mnie to człowiek - inspiracja. Atmosfera w studio była niezwykle serdeczna. Przygotowuje go wspaniały zespół ludzi, który jest jak jedna, wielka rodzina. Cofnięcie się do swojej przeszłości nie było łatwe. To wciąż są emocje. Zresztą to było widać podczas mojej wypowiedzi, gestykulacji rąk… Wspomnienia cały czas bolą. Bolą tym bardziej, że teraz ma się trzeźwą świadomość, że do wielu sytuacji mogło nie dojść. Mimo wszystko cieszę się, że mogłam być na antenie i dać swoje świadectwo.

Kto najbardziej pani pomógł oprócz najbliższej rodziny?

Ważną rolę w moim wyjściu z terapii odegrał mój pierwszy pracodawca - Ryszard, do którego poszłam zapytać się o pracę. Znał mnie tylko tak powierzchownie. Powiedziałam mu, że jestem osobą uzależnioną i krótko po terapii, a on po prostu dał mi to, czego na ten czas potrzebowałam najbardziej, czyli 100% zaufanie. Dał mi również pracę i mieszkanie. Jest dla mnie osobą bardzo ważną w życiu, autorytetem. Osobą, którą do końca życia będę szanować. I po prostu wiem, że to było tymi fundamentami, które zbudowały mnie właśnie na drodze do trzeźwości, którą właśnie teraz kroczę. Zacząć nowe życie wcale nie jest tak łatwo, chociażby ze względu na otoczenie. No to ja praktycznie zostałam bez niczego i zaczynałam od zera. Ta akceptacja jest bardzo ważna, a nie zawsze można na nią liczyć. Może właśnie dlatego wiele osób o tym nie mówi, nawet jeżeli żyją w trzeźwości. Nie chcą o tym mówić właśnie ze względu na na to, że jest to różnie odbierane i niekoniecznie pozytywnie.

Czego jeszcze nauczyła panią terapia?

Przede wszystkim cierpliwości i pokory oraz bycia wdzięcznym. Pokora i wdzięczność są kluczem do przepracowania wszystkich 12 kroków AA. Terapia nauczyła mnie cieszyć się z tego, czym dzielę się z drugą osobą. Doszukuję się w każdej osobie dobra i sama tym dobrem staram się dzielić. Nieważne z jakiego punktu startujesz, ważne dokąd zmierzasz.

ZOBACZ RÓWNIEŻ

Szanowni Internauci. Komentujcie, dyskutujcie, przedstawiajcie swoje argumenty, wymieniajcie poglądy - po to jest nasze forum i możliwość dodawania komentarzy. Prosimy jednak o merytoryczną dyskusję, o rezygnację z wzajemnego obrażania, pomawiania itp. Szanujmy się.

 

 

WRÓĆ DO ARTYKUŁU
reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama