reklama

Urszula Strzelczyk z Jarocina, czyli emerytowany pocztowiec w ogrodzie [ZDJĘCIA]

Opublikowano:
Autor:

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościUrszula Strzelczyk całe życie zawodowe była pocztowcem. To nie była praca, to była pasja, zapewniająca aktywność. Po przejściu na emeryturę swoją pasję włożyła w ogród działkowy. Chociaż przyznaje, że kiedyś tego nie lubiła...
reklama

Urszula Strzelczyk jako kilkuletnie dziecko wraz z mamą, tatą i rodzeństwem przychodziła na Rodzinne Ogrody Działkowe, by pomóc rodzicom w uprawie roślin. Pracowała z czwórką swojego rodzeństwa. Każdy miał przydzielone jakieś zadania. Dziś z uśmiechem wspomina te czasy, ale jako dorastające dziecko nie lubiła pracy w ogrodzie. - Kojarzył mi się z czymś brudnym - przyznaje. Zmorą było dla niej ciągłe wyrywanie chwastów, podlewanie, sianie czy grabienie rabat.

- Najbardziej utkwiło mi w pamięci, kiedy mama poprosiła, aby na alejce z kwiatami powyrywać chwasty. Spełniłam mamy i powyrywałam wszystko, co na niej rosło. Nie znałam się wtedy na roślinach. Nie potrafiłam odróżnić chwastów, od siewek kwiatów, dlatego wypieliłam wszystko z zagonka. Byłam bardzo z siebie dumna i zadowolona. Niestety radość trwała tylko do czasu, kiedy mama zobaczyła to miejsce. Takie były moje początki - wspomina dziś z uśmiechem na ustach.

reklama

Ogród czasów mojego dzieciństwa

Kilkanaście lat temu Rodzinne Ogrody Działkowe wyglądały nieco inaczej. Uprawiane były na nich tylko warzywa. Miejsca, w których rosły kwiaty były bardzo skromne w porównaniu z powierzchnią przeznaczoną pod warzywa czy zioła. - Starsi wiekiem ogrodnicy do dziś przyznają, że ogród miał wyżywić całą rodzinę. Na specjalnie wyznaczonych grządkach uprawiało się marchew, pietruszkę, seler, por, ogórki, fasolę, pomidory, dynie, kabaczki czy cukinię. Najwięcej miejsca pozostawiano na uprawę ziemniaków. Tego smacznego warzywa musiało starczyć na niemal całą zimę - wyjaśnia ogrodniczka.

Dziś spacerując po ogrodach działkowych widzimy kilka alejek przeznaczonych pod uprawę ulubionych warzyw działkowców. - Sześćdziesiąt czy pięćdziesiąt lat temu ogród aż kipiał od smacznych warzywek. Ich zapach unosił się wszędzie. Pracy było wówczas co niemiara. Od wczesnej wiosny do późnej jesieni pracowaliśmy od rana do wieczora. Na zakończenie sezonu robiliśmy ognisko, piekliśmy ziemniaki. Wtedy nikt z nas nie czuł zmęczenia. Wszyscy byli zadowoleni i szczęśliwi plonami i tym co udało się w ciągu lata czy jesieni zebrać – tłumaczy jarocinianka.

reklama

Urszula Strzelczyk. Do dzisiaj pamiętam dzień zakupu działki

Takie były początki przygody z ogrodnictwem. A jak jest dzisiaj? Czy ogród nadal daje frajdę i cieszy? Patrząc na działkę Urszuli Strzelczyk z całą pewnością można stwierdzić, że tak. Niemal codziennie także w miesiącach zimowych ogrodniczka przychodzi na swój ogród, by w nim popracować. Pasja, którą zaszczepili w niej rodzice trwa do dziś. A to czego nauczyła się będąc dzieckiem realizuje w swoim zielonym królestwie. Zakupiona w 2010 roku ziemia stała się azylem, odskocznią od codzienności i problemów. W dobie covidu była jedynym miejscem, gdzie można było spokojnie przysiąść, wyciszyć się i na łonie natury popracować.

Od 12 lat Urszula Strzelczyk uprawia swój ogród działkowy znajdujący się na ROD im. Tadeusza Kościuszki w Jarocinie. Nie jest to jednak ta sama działka, którą należała do rodziców. - Rodzice przekazali ją mojemu bratu, a ja kupiłam nieopodal. Pamiętam jak dziś, jak bardzo się cieszyłam, kiedy brat powiedział mi, że jest wolna jedna, 450 metrowa działka na naszych Ogrodach. Nie czekając skontaktowałam się z jej właścicielami i zakupiłam. Rok później odeszłam na emeryturę - wspomina. - Zawsze obiecałam sobie, że będąc na emeryturze  kupię sobie kawałek ziemi i będą uprawiała rośliny. Nawet przez myśl mi nie przeszło, aby zasiąść w czterech ścianach mieszkania i odpoczywać jak na emeryta przystało. Odpoczynek to nie dla mnie. Bardzo lubię pracować fizycznie, stąd pomysł na ogród działkowy. Nie ukrywam, że wspierał mnie w tym wszystkim mój brat i bardzo pomagał na każdym etapie prac – wyjaśnia działkowiczka.

reklama

Praca zawodowa sprawiała mi wielką frajdę. Zawodowo czułam się spełniona, ale brakowało mi kontaktu z przyrodą.

Urszula Strzelczy całe życie na poczcie. Emerytura w ogrodzie 

Zawsze pogodna, życzliwa, uśmiechnięta - tak wspominają Urszulę Strzelczyk klienci Poczty Polskiej. Od kwietnia 1975 do listopada 2011 roku była jej pracownikiem. Na poczcie przepracowała ponad 36 lat. Przez 28 lat była listonoszem, później pracowała w dziale dekretacji, a w ostatnich latach przy obsłudze klientów indywidualnych w okienku kasowym. Dziś będąc już na emeryturze Urszula wspomina jak bardzo bała się pracy przy okienku. - Nienauczona byłam pracy siedzącej. Do dnia dzisiejszego jestem osobą, która lubi być w ciągłym ruchu, ale jakoś z tym problemem sobie poradziłam - dodaje uśmiechając się.  Często obsługiwałam klientów stojąc. Lubiłam swoją robotę. Chętnie wstawałam rano i szłam do pracy. Spełniałam się w niej. Robiłam to, co lubiłam. Miałam stały kontakt z ludźmi. Teraz będąc jedenaście lat na emeryturze wiem, że praca była moją pasją. Nigdy nie traktowałam tego, jako zajęcia, które muszę wykonać. Nie robiłam nic na siłę. Mając takie podejście i fascynujące zajęcie nie męczyłam się. Nigdy nie patrzyłam na zegarek, ile zostało mi czasu, by pójść do domu. Traktowałam pracę niemal jak przygodę. Teraz wracając myślami przyznaję, że czasami tęsknię za ludźmi, z którymi pracowałam. Tworzyliśmy fajny zespół. Brakuje mi tego kontaktu, tej atmosfery. Pracując na Poczcie realizowałam się zawodowo. Można powiedzieć, że czułam się spełniona. Dlatego w ostatnim roku pracy zaczęłam poważnie zastanawiać się nad kupnem działki, by po przejściu na emeryturę nie zostać bez zajęcia – wspomina Urszula.

Po przejściu na emeryturę przyszedł czas na realizację marzeń

Zakup działki, to był strzał w dziesiątkę 

W roku 2010 Urszula Strzelczyk zakupiła działkę znajdująca się na ROD w Jarocinie. - Był to strzał w dziesiątkę, choć początkowo działka nie wyglądała tak jak dziś. Po starym ogrodzie nie zostało już nic. Brat pomógł mi wybudować domek. Początkowo była tu mała, drewniana altanka, która służyła jako domek narzędziowy i chroniła przed deszczem. Do połowy działki rosły same maliny, a z roślin ozdobnych zimozielone mahonie. Z drzew owocowych zastaliśmy gruszę i śliwę, ale niestety z biegiem czasu musieliśmy je usunąć. W pierwszym roku po zakupie obsadziłam działkę samymi warzywami. Ktoś by mógł zapytać dlaczego? Ponieważ najbardziej lubię dzielić się z ludźmi tym, co mam. Do dziś na jednej części ogrodu hoduję marchew, pietruszkę, seler, por, pomidory, cukinię, fasolkę, buraczki, ogórki po to, by móc się plonami podzielić z najbliższymi i znajomymi. Sama również dostaję nasiona. Ale największą satysfakcję dają warzywa, które same wyhoduję z nasionka – mówi z dumą właścicielka.

W ubiegłym roku otrzymałam garść nasion fasolki od kuzynki. W tym roku wiosną wysadziłam do ogrodu i zebrałam cztery wiadra strąków. Brat z kolei uprawia bób. Od niego również dostaję nasiona. Podobnie z flancami polnych pomidorów. Jestem szczęściarą, bo tego roku nie musiałam kupić żadnych nasion. Lubię obdarowywać rodzinę, czy znajomych tym co mam. Sprawia mi to przyjemność. Podobnie z kwiatami. Kilka lat temu w prezencie dostałam trzy sadzonki zawilców. Biegałam z nimi po ogrodzie, starałam się posadzić w odpowiednim miejscu. Dwie nie przetrwały. Jedna rośnie do dziś, a kępa cudownie się rozrosła. Teraz podzieliłam już sadzonki i czekają w donicach na rozdanie. Jesienią podzielę karpę na części i je również sprezentuje tym, którzy przychodzą do mnie do ogrodu. Roślinami trzeba się dzielić. To już u nas taka tradycja. Wielu działkowców wymienia się kwiatami. Po kilku latach kiedy już się rozrosną podziwiamy je wspólnie. Ciesząc się wzajemnie.

Urszula Strzelczyk. Zarządza salą ROK i gotuje najlepszy bigos 

Urszula Strzelczyk na ROD ma dodatkową pracę. Odpowiada za salę i kuchnię. To właśnie ona upoważniona przez Zarząd działkowy opiekuje się obiektem przygotowując go pod wynajem. Do dnia dzisiejszego na terenie Ogrodu organizowane są przyjęcia komunijne, małe uroczystości rodzinne czy warsztaty ogrodnicze dla uczniów szkół. - Pierwszeństwo wynajmu sali mają działkowcy. To oni w każdej chwili za dodatkową, symboliczną opłatą mogą zwrócić się do Urszuli, by ustalić termin i szczegóły wynajmu sali oraz dobrze zaopatrzonej kuchni. Nasza kuchnia jest bardzo dobrze zaopatrzona. Wynajmujący chcąc zorganizować uroczystość nie muszą martwić się o sztućce, talerze czy inne naczynia. Wszystko tu mamy. Posiłki na działkowe dożynki czy inne uroczystości, które organizujemy przygotowywane są w naszej kuchni. W Zarządzie i poza nim mamy bardzo życzliwe i oddane kobiety, które zawsze starają się dla działkowców upiec ciasta czy przygotować posiłki. Nie chwaląc się ją zawsze gotuję bigos. To taka moja tradycja. Dożynki nie mogą się odbyć bez bigosu. Większość z nas działkowców stara się coś przygotować od siebie. Podczas imprez siedzimy do późnych godzin i delektujemy się tym, co przygotowaliśmy - wyjaśnia z dumą spełniona właścicielka ogrodu działkowego.

 

 

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama