reklama
reklama

Urszula i Edmund Majsnerowscy z Jaraczewa razem od 70 lat

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

Urszula i Edmund Majsnerowscy z Jaraczewa razem od 70 lat - Zdjęcie główne
Zobacz
galerię
7
zdjęć

reklama
Udostępnij na:
Facebook
Wiadomości Od 70 lat Edmund Majsnerowski z Jaraczewa mówi do swojej żony „Kochanie”. To nie bajka, ale prawdziwa historia miłości państwa Urszuli i Edmunda Majsnerowskich. W przyszłym tygodniu będą celebrowali kamienną rocznicę ślubu.
reklama

 - Żona dba o mnie, a ja żonę - mówi 92-letni Edmund Majsnerowski, spoglądając jednocześnie na swoją małżonkę, kiedy wchodzę do ich mieszkania.

Para świętuje w tym roku wspaniały jubileusz - 70-lecie ślubu.

Urszula i Edmund Majsnerowscy z Jaraczewa obchodzą 70-lecie małżeństwa         

Dostojni jubilaci przygotowali się na naszą wizytę. Pan Edmund Majsnerowski ubrał się w białą koszulę, a do pani Urszuli przyszła fryzjerka. Szczęśliwi małżonkowie na ślubnym kobiercu stanęli w styczniu 1954 roku. Ślub cywilny brali na początku 1954 roku. 18 stycznia przysięgę małżeńską składali przed urzędnikiem Urzędu Stanu Cywilnego, a dzień później przed księdzem. Do ślubu jechali bryczką. Oboje urodzili się w 1932 roku, pochodzą z Jaraczewa. Ich dzieciństwo przypadło na lata okupacji.

- W 1940 roku wywieźli do Niemiec ojca. Dwa, trzy lata później, taki sam los spotkał mnie, mamę i brata. O 5 rano ładowali nas na furmanki. Jechaliśmy do Jarocina, a potem pociągami. Dwa dni albo i dłużej trwała podróż do Niemiec. Potem zgromadzili nas w barakach. Pracowaliśmy przy rozładunku i cięciu drewna. Jako dziecko napracowałem się, ale nie mogę narzekać, Niemcy dobrze nas traktowali. Po wojnie wróciliśmy do Jaraczewa - przywołuje trudne wspomnienia pan Edmund.

Z kolei pani Urszula jako nastolatka pomagała w prowadzeniu domu jednej z Niemek w Jaraczewie.

Jubilaci poznali się w pracy   

Ich miłosna historia rozpoczęła się w miejscowej Gminnej Spółdzielni Samopomoc Chłopska.

- Pamiętam jak dzisiaj. Wracałam z Goli. Po drodze spotkałam prezesa GS-u. Zapytał mnie, czy nie chciałabym pracować w GS-ie. Od razu się zgodziłam. I tak się poznaliśmy - przypomina sobie 92-letnia jaraczewianka.

Pani Urszula w GS-ie była kadrową, pan Edmund prowadził skup jajek i drobiu. Czy to była miłość od pierwszego wejrzenia?

- Chyba tak. Miałem ją na oku już dawno - odpowiada z uśmiechem na twarzy mężczyzna.

- Innych nie było - dodaje pani Urszula.

Para zbliżyła się do siebie w czasie naliczania wypłat dla innych pracowników spółdzielni.

- Kiedyś wszystko liczyło się „na pieszo”. Do pomocy było liczydło, a on potrafił szybko wszystko policzyć w głowie. Przychodził do mnie. I tak do siebie się zbliżyliśmy - wspomina seniorka.

- Wtedy pierwszy raz powiedziała mi: - Kocham Cię  - wtrąca pan Edmund, chwytając żonę za rękę.

Po niespełna dwóch latach znajomości para zdecydowała się na ślub. W tym czasie Edmund Majsnerowski był w wojsku. Dostojni jubilaci doczekali się czworga dzieci. Kobieta urodziła dwie córki i dwóch synów. Niestety jeden z nich już nie żyje. Seniorzy ubolewają, że dwójce ich dzieci nie ułożyło się tak w życiu osobistym jak im. Córka i syn stracili wcześnie swoich małżonków. Zmarli jeszcze przed 25. rocznicą ślubu. Pani Urszula po urodzeniu pierwszego dziecka nie wróciła już do pracy zawodowej. Zajmowała się wychowywaniem potomstwa i prowadzeniem małego gospodarstwa rolnego.

- Mieliśmy dwa hektary ziemi. Jak ktoś nam koniem zaorał pole, to ja chodziłam na odrobki. Rozpoczynałam od przebierania ziemniaków do sadzenia wiosną, to kończyłam na zbieraniu buraków w listopadzie - opowiada seniorka.

Pan Edmund pracował w GS-ie. Pod koniec lat siedemdziesiątych był kierownikiem restauracji w Jaraczewie. Potem miał ją w ajencji. Syn Edmund potrzymał tradycję rodziców i też był zatrudniony w Gminnej Spółdzielni w Jaraczewie. 

- Ciężko prowadziło się ten lokal. Wszystko było na kartki. Reglamentacja żywności i alkoholu była. Trudno na tym było się dorobić – zaznacza jubilatka.

Jednocześnie podkreśla, że jest zadowolona ze swojego życia. W swoim związku jest szczęśliwa.                    

Od 70 lat do żony mówi „ Kochanie”  

Jak w każdym małżeństwie czasem zdarzały się drobne kryzysy, ale trwały zazwyczaj kilka godzin.

- Mąż jest spokojny i bardzo ugodowy. Mój przepis na zgodne małżeństwo jest taki: kochać się, być tolerancyjnym, wybaczać  - zdradza tajemnicę pani Urszula.

- Tata nigdy się nie kłócił. Był bardzo ustępliwy. Kasą zawsze rządziła mama. Tata przychodził do domu wypłatę kładł na stół i mama ją przejmowała - potwierdza córka Krystyna. - Ojciec rzadko zwraca się do mamy po imieniu. Przeważnie mówi do niej: „Kochanie”. A do nas „Dziecko kochane” lub „Córunia”.

          
Dostojni jubilaci bardzo lubili się bawić.

- W czasie karnawału, co drugi tydzień byliśmy na jakimś wieczorku. Na każdy wieczorek miałam nową suknie. Jednego razu wchodzę na salę i patrzę jedna pani ma taką suknię jak ja. Wróciłam się do domu przebrać - śmieje się pani Urszula.

- Żadnego wieczorku w Jaraczewie nie opuściliśmy - podkreśla pan Edmund.

Kiedy rodzice wychodzili na zabawę to zawsze zapewniali dzieciom opiekę i przygotowywali dla nich niespodziankę.

- Dostawaliśmy po oranżadzie i po 20 dkg cukierków czekoladowych. Siadaliśmy przy stole i graliśmy w karty - wspomina Krystyna Jakrzewska, córka jubilatów.      

Rodzinne szczęście w grach losowych   
 

Kilkadziesiąt lat temu do jubilatów uśmiechnęło się szczęście. W grudniu 1986 roku Edmund Majsnerowski wygrał fiata 126p w Totalizatorze Sportowym z okazji Dnia Barbórka. Niebieskiego malucha odbierał w Poznaniu.

- Tatuś był bardzo szczęśliwy. Z radości nam wszystkim zafundował sylwestra i wtedy siostra ze szwagrem wygrali telewizor - przypomina sobie pani Krystyna.

Nowe auto rodzinnie służyło bardzo długo.

- Tym samochodem jeździli wszyscy kierowcy w domu - zaznacza córka.

Senior jeszcze do dnia dzisiejszego pamięta wyjazdy wygranym maluchem do Koszalina, gdzie mieszkał najstarszy, niestety nieżyjący już syn. Co dwa lata wyjeżdżali do sanatorium w Kołobrzegu lub słynnego uzdrowiska Polańczyk Zdrój. Szczęście w grach losowych uśmiechnęło się także do jednej z córek seniorów. W 1998 roku Krystyna Jakrzewska z nieżyjącym już mężem w „Gazecie Poznańskiej” wygrała poloneza.
 Co jeszcze z siedmiu dekad życia szczęśliwym jubilatom zapadło w pamięci?

- Zaginięcie najmłodszej córki na weselu najstarszego syna. On był wojskowym i wesele odbywało się na terenie jednostki wojskowej. Nad kasynem były pokoje hotelowe, które mieliśmy wynajęte. Paulinka była wtedy nastolatką poszła się położyć spać, ale nikomu nic nie powiedziała. Po pewnym czasie zorientowaliśmy się, że jej nie ma. Boże co się wtedy działo. Nawet wojsko ją szukało. Byliśmy przestraszeni, bo w pobliżu był las. Wartownicy twierdzili, że nikt nie wychodził - relacjonuje seniorka.

Na szczęście finał poszukiwań był szczęśliwy. Jedna z ciotek znalazła dziewczynkę w pokoju hotelowym.
 

Limuzyna na 60. rocznicę ślubu

Para nie spodziewała się, że doczeka kamiennej rocznicy ślubu. Od kilkunastu lat co pięć lat dzieci organizują im imprezę z okazji jubileuszu małżeństwa.

- 60-lecie wyprawiliśmy im w Młynie. Szwagier zorganizował długą białą limuzynę. Objechaliśmy Jaraczewo, po czym pojechaliśmy na mszę do kościoła - opowiada Krystyna Jakrzewska.

W tym roku impreza odbędzie się w domu. Pan Edmund porusza się o balkoniku i miałby kłopot, aby zejść z mieszkania na piętrze, które zajmują w jednej z kamienic w Jaraczewie.

- Mama na każdą rocznicę ślubu zawsze piekła pączki. A teraz tę tradycję przejęłam ja z wnuczką – mówi Paulina Nawrocka, córka jubilatów.                                                
 

Dostojni jubilaci doczekali się dziesięcioro wnucząt i dwanaścioro  prawnucząt. Para pomimo swojego podeszłego wieku jest w dobrej formie. Pan Edmund jest najstarszym członkiem OSP Jaraczewo. W ubiegłym roku otrzymał Medal 70-lat w służnie OSP.       Pani Urszula sama jeszcze przygotowuje śniadania i kolację. Obiady gotuje córka. Seniorzy interesują się tym, co się dzieje w Polsce i na świecie. Oglądają telewizję, słuchają radia. Obowiązkową lekturą jest „Gazeta Jarocińska”.

- Mama pamięta o urodzinach, imieninach wnuków i prawnuków. Zawsze jest czekolada i koperta przewiązana wstążeczką - mówi córka Paulina Nawrocka.

- Mam wszystko zapisane w kalendarzu - podkreśla seniorka.

Jubilaci śledzą walkę o zdrowie swojej prawnuczki Stefani Pawlak z Góry. (Dziewczynka urodziła się 22 stycznia 2021 roku. Krótko przed przyjściem na świat okazało się, że ma wrodzone pokrwotoczne wodogłowie. Przeszła więc zabieg wszczepienia zbiornika Rickhmana. Niestety, spowodował on liczne powikłania, przez co życie Stefanii zawisło na włosku. Wymagała kilku operacji. Cały czas jest rehabilitowana – przyp. red.)

W ubiegłym roku mama myła okna. Jeszcze firany chciała zakładać - opowiada córka. Od czasu do czasu dostojni jubilaci wypiją sobie lampkę koniaku.

- Jak tym masz dobrze przy mnie, że my tyle lat wytrzymaliśmy razem -  mówi pan Edmund w kierunku żony na zakończenie naszej wizyty.

Szanowni Internauci. Komentujcie, dyskutujcie, przedstawiajcie swoje argumenty, wymieniajcie poglądy - po to jest nasze forum i możliwość dodawania komentarzy. Prosimy jednak o merytoryczną dyskusję, o rezygnację z wzajemnego obrażania, pomawiania itp. Szanujmy się.
 
 
 

 

WRÓĆ DO ARTYKUŁU
reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama