Pochodzący z Jarocina ojciec Leonard Piotr Bielecki pracuje w Poznaniu, gdzie prowadzi m.in. duszpasterstwo akademickie, w ramach którego działa profesjonalny teatr i drużyna sportowa. Co roku organizowane są wyjątkowe nabożeństwa "Gorzkich Żali" we franciszkańskim kościele przy Placu Bernardyńskim. Studentom potrzebny jest środek transportu. Zakup busa to koszt 50 tys. zł. Do tej pory udało się zebrać nieco ponad 23 tysiące.
Jest w Poznaniu takie miejsce, które na co dzień nie narzeka na nadmiar odwiedzających, ale 6 razy do roku wypełnia się do granic możliwości ludźmi młodymi, starymi i tymi w średnim wieku. Tłumy przychodzą ze swoimi krzesełkami, szukając najmniejszego skrawka wolnej przestrzeni, żeby tylko zmieścić się i przeżyć spotkanie z dźwiękiem i Słowem, które porusza tak głęboko, jak się tylko da. Wyobrażasz sobie sporej wielkości kościół pękający w szwach w niedzielny wieczór podczas “nudnego” nabożeństwa Gorzkich Żali? To właśnie zasługa studentów działających przy klasztorze franciszkanów na pl. Bernardyńskim.
Trwa to już od ładnych paru lat. Ci, którzy rozpoczynali Akademickie Gorzkie Żale, dzisiaj są już dobrze po trzydziestce. Poszli do pracy, mają swoje pieniądze, pozakładali rodziny. W ich miejsce przyszli inni, młodsi, wciąż jeszcze na dorobku, ale tak samo zainspirowani i chętni do działania, jak ich poprzednicy. Ludzie, którym się chce. Ludzie, którzy w dzisiejszym zabieganym świecie potrzebują czegoś więcej. Nie wystarcza im pływanie po powierzchni, bo wiedzą, że tego, co najcenniejsze, trzeba poszukać głębiej…
Potrafią śpiewać i chcą się tym śpiewem dzielić, a to się wiąże z wyjazdami. Odnajdują się w teatrze. Spędzają godziny na próbach, żeby dopracować najdrobniejsze szczegóły, a potem dać radość oglądającym - to też się wiąże z wyjazdami. Grają w siatkówkę, żeby rozruszać starzejące się kości i zmierzyć się z rówieśnikami w sportowej rywalizacji. I znowu trzeba dojechać, czasami na drugi koniec Polski... Nie wszędzie dociera pociąg, to jeszcze nie ten wiek, że dysponują własnymi autami. Robi się problem.
Student nie śpi na pieniądzach. Przypomnij sobie, jak trzeba było przeżyć tydzień na pasztecie wielkopolskim, albo słoikach przywiezionych od mamy. Harowałeś na promocjach w markecie za 5 zł na godzinę brutto i każdą złotówkę oglądałeś 3 razy przed wyciągnięciem z portfela. Student nie uzbiera sam na auto, studentowi trzeba pomóc.
Ile osób skorzysta z tego auta? Przez najbliższe kilka lat pewnie kilkaset. Młodzi ludzie będą robić dobre rzeczy i będzie im łatwiej dzięki Tobie i Twojemu wsparciu. Czy kiedyś się spotkacie? Być może nie. Czy odczujesz ich wdzięczność na własnej skórze? Z pewnością. Może to ich “Zdrowaśka” kiedyś wyciągnie Cię z kłopotów, a może po prostu dobro do Ciebie wróci. Tak zwyczajnie, po ludzku. Bo to dobrych ludzi wspierasz swoim portfelem.