- Jak co rano, przed szóstą wyszedłem z moim psem Asterixem na spacer. Przechodziłem obok jednej z firm i zobaczyłem, że pracownicy otwierają bramę. Zawsze robili tak, że otwierali na chwilę i zamykali ją od razu, żeby psy nie uciekły. A dziś cała brama otworzyła się na oścież - mówi Kuba. - Nawet nie zauważyłem, jak te owczarki znalazły się za mną. Pies zaczął szczekać, wtedy zobaczyłem trzy bestie. Nie rzuciły się od razu z zębami, zaczęły najpierw atakować łapami, przygniatać do ziemi mojego psa. Oparłem Asterixa o drzewo, zasłoniłem go własnym ciałem. Byłem pewien, że źle się to skończy - opowiada Kuba, wciąż wyraźnie wstrząśnięty.
Psy niczym wataha wilków
Według relacji świadka, wołanie o pomoc usłyszeli pracownicy firmy, którzy próbowali odciągnąć psy kijami i konarami, ale zwierzęta nie reagowały.
- Te psy zachowywały się jak wataha dzikich wilków, nie do opanowania - mówi mieszkanka Witaszyc, a jednocześnie świadek zdarzenia. - Tam było sześć osób i one nie mogły sobie poradzić z owczarkami - dodaje Kuba.
Dopiero przypadkowy kierowca powstrzymał atak zwierząt.
- Jakaś pani gwałtownie podjechała autem, a ja zdołałem się za nim schować. Krzyczała, że mam wsiadać do auta - opowiada mężczyzna.
Policja ostatecznie przyjęła zgłoszenie
Na miejsce wezwano policję.
- Zadzwoniłem na policję, a oni odpowiedzieli, że skoro owczarki są już złapane to nie mają podstawy przyjąć zgłoszenia - dziwi się poszkodowany.
Ostatecznie jednak policja przyjęła zgłoszenie.
- Powiedziałem że tak tego nie zostawię, dlatego podjechałem na komisariat i opowiedziałem o tym, co się wydarzyło - mówi mężczyzna.
Asp. sztab. Agnieszka Zaworska, oficer prasowa Komendy Powiatowej Policji w Jarocinie potwierdza przyjęcie zgłoszenia.
- Wczoraj (we wtorek– 15 lipca – przyp. red.) o 15:25 zgłosił się do nas mężczyzna, mieszkaniec gminy Jarocin, że na ulicy Ceglanej, podczas otwierania bramy z posesji na jezdnię miały wybiec psy rasy owczarek niemiecki. Podrapały zgłaszającego i zaatakowały należącego do niego psa. Prowadzone są czynności w kierunku wykroczenia w związku z niezachowaniem należytej i nakazanych ostrożności podczas trzymania zwierząt - mówi asp. sztab. Agnieszka Zaworska.
Postępowanie wyjaśni, czy nie doszło do naruszenia art. 77 Kodeksu wykroczeń, który mówi: „kto nie zachowuje zwykłych lub nakazanych środków ostrożności przy trzymaniu zwierzęcia, podlega karze grzywny do 1000 złotych albo karze nagany". Jeśli zachowanie zwierzęcia stwarzało niebezpieczeństwo dla życia lub zdrowia człowieka, kara może być surowsza, np. ograniczenie wolności.
Kroplówka, trauma i strach
Asterix po ataku był w fatalnym stanie.
- Pies się trząsł, nie mógł chodzić. Weterynarz potwierdził, że jest cały obolały, zestresowany, z głową przechyloną na bok, źrenice ma nierówne - mówi Wiktoria, właścicielka Asterixa i narzeczona Kuby.
W trakcie wizyty psu założono venflon, wykonano wlew dożylni, podano leki przeciwbólowe i przeciwzapalne.
- W pewnym momencie pies dostał drgawek, a weterynarz nam powiedział, że „puszcza” adrenalina - dodaje kobieta.
Po powrocie do domu pies położył się w jednym miejscu i tak przez kilka godzin leżał w bezruchu.
- Piszczał, gdy go dotykaliśmy, a do tego strasznie się bał. Gdy uderzyłam łyżeczką o talerzyk zaczął nawet uciekać - podkreśla Wiktoria.
Kobietę najbardziej przeraża fakt, że jej pupil nie rusza głową.
- Musimy go obserwować i boję się, czy nie będziemy musieli jechać na rezonans - dodaje.
Wizyta u rodzinnego i skierowanie na szczepienie
Po zdarzeniu poszkodowany pojechał też do miejscowego ośrodka zdrowia.
- By wszcząć postępowanie i sprawdzić, czy psy były szczepione - mówi Kuba.
Lekarz obejrzał także jego rany – zadrapania na nogach, dłoniach, plecy.
- Psy na mnie naskakiwały z impetem, ból do teraz jest tkliwy - mówi mężczyzna. Od lekarza rodzinnego otrzymał profilaktycznie skierowanie do Kalisza na szczepienie przeciw wściekliźnie. - Dobrze, że psy nie rozdarły mi skóry. Bo co by było, gdyby poczuły krew? - zastanawia się poszkodowany.
Właściciel pokrył koszty leczenia
Jeszcze tego samego dnia Kuba wraz ze swoją narzeczoną Wiktorią udali się do właściciela firmy, przy której doszło do dramatycznych wydarzeń.
- Pan przeprosił nas za tę sytuację i niezwłocznie pokrył koszty leczenia Asterixa. Zobowiązał się, że jeśli będzie potrzeba dalszego leczenia psa, to on nam pomoże. Najważniejsze, że psy były szczepione, a ich szczepienie ważne jest do 25 lipca tego roku - mówi dziewczyna.
Właściciel podkreślił, że w firmie są trzy osoby odpowiedzialne za wyprowadzanie psów, ale w dniu zdarzenia jeden z pracowników zaspał a inny - nieświadomy zagrożenia - otworzył bramę zdalnie.
- To nie powinno się zdarzyć - mówi Wiktoria.
Psy uciekały już wcześniej
Sąsiedzi od dawna ostrzegali o agresywnych psach. Sąsiadka Wiktorii i Kuby i zarazem świadek wtorkowego zdarzenia, nie kryje strachu i frustracji. Jak twierdzi, problem z psami z tej firmy ciągnie się od dawna, ale nikt nie traktował go poważnie.
- Te psy wielokrotnie uciekały. Ja sama mam psa i jestem przerażona. Kiedyś zgłaszałam właścicielce firmy, że boję się wychodzić z psem na spacer. Wtedy zapewniano mnie, że wszystko jest pod kontrolą, że brama się nie będzie otwierać. A prawda jest taka, że bramy notorycznie się nie domykają, Nawet w sobotę, czy niedzielę, gdy psy są dokarmiane brama się nie domyka – mówi wystraszona kobieta.
Jak dodaje, w dniu ataku owczarków ze swoim psem miała wyjść 10 minut później.
- Przecież ja nie miałabym szans tak jak ten pan podnieść swojego psa na ręce - mój waży 14 kilogramów, a ja zaledwie 45. Nie wiem, co by się wtedy stało - zastanawia się.
Kobieta opowiada również, co widziała z okna w dniu dramatycznego ataku:
- Ten pan był naprawdę przerażony, widziałam go przez okno. Trzymał swojego psa niemalże na drzewie, a trzy owczarki próbowały doskoczyć do czworonoga, drapały go po plecach. On krzyczał: "Zabierzcie te psy!", a pracownicy machali jakimiś wielkimi kołkami, żeby odciągnąć zwierzęta. Ale psy były zdeterminowane. Moi znajomi, którzy znają się na psach, mówili później, że jeśli one miały obroże, to można było je po prostu odciągnąć, a nie wdawać się z nimi w szarpaninę. Ale wyglądało to tak jakby pracownicy nie wiedzieli, co robić.
Jak dodaje kobieta, przez lata przyzwyczaiła się wychodzić z psem tylko wtedy, gdy przez okno upewni się, że brama firmy jest rzeczywiście zamknięta.
- Ja się boję wychodzić, bo nigdy nie wiem, kiedy znowu uciekną. Tak nie da się żyć. Tu są małe dzieci, są małe psy i dzieci z tymi pieskami spacerują. Ja naprawdę myślę o przeprowadzce – opowiada wystraszona.
Mieszkanka Witaszyc zastanawia się, czy nie powinna poprzednich incydentów zgłosić na policję.
- Nie jestem osobą która chodzi i coś zgłasza, ale teraz tak sobie myślę, że dopóki nie stanie się tragedia, nikt z tym nic nie zrobi. A kiedyś może dojść do sytuacji, że właściciel psa stanie w jego obronie i wtedy kogoś te psy naprawdę pogryzą. Zresztą, po co im (firmie – przyp.red.) te psy? Mają kamery, firmę ochroniarską do pilnowania terenu – mówi kobieta.
Błąd popełnił człowiek
Głos w sprawie zabrał również szef firmy z Witaszyc, przy terenie której doszło do zdarzenia.
- Uważam, że psy były i są odpowiednio zabezpieczone. Błąd popełnił człowiek – pracownik, który nigdy wcześniej nie wchodził na teren firmy samodzielnie. Nie powinien był tego robić bez osoby uprawnionej, która zawsze otwierała i zamykała bramę. Ten człowiek dokonał wręcz wtargnięcia. To wyłącznie jego odpowiedzialność, a nie osób, które na co dzień zajmują się psami. Same zwierzęta nie są w stanie opuścić posesji – musiał ktoś otworzyć bramę lub furtkę - podkreśla właściciel zakładu.
Jak tłumaczy, psy wybiegły na chwilę, jednak szybko wróciły na teren firmy.
- Doszło do niefortunnej sytuacji. Ktoś przechodził z psem, nasze psy podbiegły i było dużo strachu. Jestem pewien, że gdyby pan szedł bez psa, taka sytuacja nie miałaby miejsca - przekonuje.
Nikt wcześniej nam nie zgłaszał, że psy uciekały
Właściciel firmy zaprzecza również pogłoskom, jakoby psy regularnie uciekały.
– Nie ma mowy o dziurach w płocie czy zaniedbaniach. Jeżeli psy wychodzą, to wyłącznie dlatego, że ktoś nieprawidłowo otworzył bramę. Nikt wcześniej nam tego nie zgłaszał. Nie powiem żeby one nam nie wybiegły, ale nigdy nie było zdarzenia, żeby one do kogoś podbiegły. Nikt nam tego nigdy nie zgłaszał - mówi mężczyzna.
Przedsiębiorca zapewnia, że podjął już działania, by podobna sytuacja się nie powtórzyła.
- Zmieniamy system otwierania bramy. Teraz wyłącznik będzie znajdował się na terenie firmy, przy ścianie budynku, aby nikt nie mógł jej otworzyć z zewnątrz bez wcześniejszego zabezpieczenia psów - deklaruje.
Właściciel podkreślił, że owczarki niemieckie nie są agresywne.
- W okolicy są inne psy, też owczarki niemieckie. Trzeba mieć świadomość, że te biegające luzem, to nie zawsze muszą być od nas. Mój pracownik dostał kiedyś telefon, że biega owczarek, a okazało się że to nie był nasz pies. To były psy, które biegają od sąsiadów, bo obok są trzy posesje i też mają tam owczarki - tłumaczy.
Mężczyzna apeluje, by nie generalizować i nie przypisywać każdego błąkającego się owczarka do niego.
- Proszę zwrócić uwagę, że jeśli jakieś zwierzę biega to powinno znaleźć = się właściciela, nie można od razu generalizować, że to nasze - zaznacza.
Mężczyzna zaznaczył, że spotkał się z poszkodowanym i obiecał pomoc.
- Nie odwracamy się od ludzi, rozumiem emocje. Sam mam dzieci, psa, rodzinę. To nie wina zwierząt, tylko człowieka. Błędu ludzkiego nie da się całkowicie wyeliminować - mówi właściciel firmy.
Obowiązki właścicieli psów
Właściciel psa ma szereg obowiązków wynikających nie tylko z ogólnych zasad współżycia społecznego, ale także z przepisów prawa. W szczególności obowiązek zachowania ostrożności. Zgodnie z art. 77 Kodeksu wykroczeń, właściciel psa ma obowiązek zapewnić, aby jego zwierzę nie stwarzało zagrożenia dla ludzi, zwierząt, ani mienia. W praktyce oznacza to m.in.: wyprowadzanie psa na smyczy, a w przypadku ras uznawanych za niebezpieczne, również w kagańcu (jeśli wymagają tego lokalne przepisy), zabezpieczenie terenu prywatnego w taki sposób, aby pies nie mógł się z niego wydostać samodzielnie, nadzór nad psem w miejscach publicznych.Do tego dochodzi obowiązek humanitarnego traktowania zwierząt oraz dbania o ich potrzeby w sposób nienarażający ich samych oraz osób trzecich na niebezpieczeństwo. Właściciel powinien znać i stosować się do regulaminów porządkowych obowiązujących na terenie gminy lub miasta, które mogą dodatkowo określać: obowiązek sprzątania po psie, zakaz wprowadzania zwierząt do określonych miejsc (np. placów zabaw), wymagania dotyczące smyczy i kagańca.
Na podstawie art. 431 Kodeksu cywilnego właściciel ponosi odpowiedzialność za szkody wyrządzone przez swojego psa, niezależnie od tego, czy był pod jego nadzorem, czy też zabłąkał się lub uciekł, chyba że ani on, ani osoba, za którą ponosi odpowiedzialność, nie ponoszą winy. Obejmuje to zarówno szkody na osobie (pogryzienie), jak i na mieniu (np. zniszczenie rzeczy sąsiada).
„Tak zwane zło” Lorenz o agresywnym zachowaniu zwierząt w grupie
Konrad Lorenz twórca nowoczesnej etologii, czyli nauki o zachowaniu się zwierząt w książce „Tak zwane zło” analizuje agresję u zwierząt, w tym zachowania agresywne w grupie. Zwraca uwagę, że agresja, mimo że może być destrukcyjna, jest popędem wrodzonym, niezbędnym do przetrwania i funkcjonowania gatunku.Lorenz opisuje, jak hierarchia w grupie i związane z nią zachowania agresywne, takie jak walka o dominację, pozwalają na utrzymanie porządku i stabilności w grupie, a także na selekcję osobników silniejszych i zdrowszych. Agresja może być skierowana na obronę terytorium, pożywienia i innych zasobów, co zapewnia przetrwanie osobnikom .
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.