W lipcu Adam Pawlicki, burmistrz Jarocina, poinformował, że znalazł rozwiązanie na „pieniaczy”, którzy piszą mnóstwo skarg na pracę różnych instytucji. Przy wsparciu radnej Zdzisławy Pilarczyk i prawnika Szymona Muszyńskiego chciał ich ubezwłasnowolnić. Po sesji włodarz nie wycofał się ze swoich gróźb.
Adam Pawlicki wyjaśnił, że sprawa dotyczy jedynie kilku osób. – Ich petycje, prośby są nieuzasadnione, a wręcz są śmieszne – ocenił. – Uważam, że te osoby nie powinny zabierać czasu, który jest bardzo cenny, który powinniśmy przeznaczyć dla pracy na rzecz mieszkańców i gminy, a nie na polemiki z ludźmi, którzy nie mają nic wspólnego z tym, co robimy. Po prostu przeszkadzają w pracy – dodał burmistrz Jarocina.
Włodarz tłumaczył, że alternatywą dla marnowania czasu urzędników jest jedynie złożenie wniosku o wydanie żółtych papierów. – Jeżeli ktoś nie jest uznany za człowieka niezrównoważonego, musi być obsłużony poważnie. I to nas najbardziej denerwuje. To nie są poważne rzeczy, nie da się tam nic załatwić, a zabiera ktoś nam czas. Dopóki ktoś nie będzie miał żółtych papierów, musimy go bardzo poważnie traktować, stąd albo dalej będziemy marnować czas dla tych ludzi, albo złożymy wniosek o wydanie żółtych papierów – upierał się Adam Pawlicki.
Szymon Osowski, prezes stowarzyszenia Sieć Obywatelska - Watchdog Polska, które zajmuje się walką o jawność życia publicznego, twierdził, że władza nie może ograniczać konstytucyjnego prawa obywateli do wnoszenia skarg, a wręcz – zgodnie z Kodeksem postępowania administracyjnego – musi przeciwdziałać hamowaniu krytyki i próbom ograniczenia prawa do kierowania skarg. – Jeżeli władza zamierza podejmować działania zmierzające do powstrzymania osoby składającej skargi, nawet w dużej liczbie, to oceniłbym takie działanie pod kątem karnym z artykułu 231 Kodeksu karnego, który mówi, że „funkcjonariusz publiczny, który, przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3” – przytaczał Osowski.
Wątpliwości nie miała też Ewa Głowacka-Andler, rzeczniczka Sądu Okręgowego w Kaliszu. – Burmistrz nie może takiego wniosku złożyć. Uprawnione do tego są tylko osoby najbliższe, czyli małżonek, rodzice, rodzeństwo, a kiedy nie ma tych bliskich – prokurator. (…) Na pewno burmistrz nie może obywateli ubezwłasnowolnić – potwierdzała sędzina. Przyznała, że w swojej wieloletniej karierze jeszcze nie spotkała się z podobną sytuacją i dodała, że procedura ubezwłasnowolnienia jest skomplikowana, a jej celem jest działanie dla dobra danej osoby, która nie może sobie poradzić w życiu. – Szeroko rozumiane pieniactwo nie jest przesłanką do ubezwłasnowolnienia. (…) Myślę, że to była taka emocjonalna wypowiedź – oceniła Głowacka-Andler.
Włodarz nie przejął się jednak opiniami Szymona Osowskiego i Ewy Głowackiej-Andler. – Ja mam inne orzeczenia moich radców prawnych i wiem, że takie sytuacje miały miejsce – twierdził. Jego radca prawny – Szymon Muszyński – nie chciał rozmawiać z dziennikarzem.