reklama
reklama

Dwudniowe obchody Dnia Żołnierzy Wyklętych. W kościele i pod pomnikiem

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości W poniedziałek 1 marca obchodzony będzie Narodowy Dzień Pamięci "Żołnierzy Wyklętych". Święto zostało ustanowione w 2011 roku. Powiatowe obchody rozłożone zostały na dwa dni.
reklama

Dzień obchodów nie jest przypadkowy, w 1951 roku w mokotowskim więzieniu komuniści zamordowali strzałem w tył głowy przywódców VI Zarządu Zrzeszenia Wolności i Niezawisłości - Łukasza Cieplińskiego i jego towarzyszy: Mieczysława Kawalca, Józefa Batorego, Adama Lazarowicza, Franciszka Błażeja, Karola Chmiela i Józefa Rzepki. Zamordowani żołnierze byli ostatnimi ogólnopolskimi koordynatorami „Walki o Wolność i Niezawisłość Polski z nową sowiecką okupacją”, kontynuując od 1945 roku dzieło Armii Krajowej. Data śmierci „Żołnierzy Wyklętych” stanowi zakończenie historii konspiracji niepodległościowej, powstałej 27 września 1939 roku. Uczestnicy ruchu partyzanckiego nazywani są „żołnierzami niezłomnymi” lub „żołnierzami wyklętymi”. To określanie powstało w 1993 roku, jako tytuł wystawy „Żołnierze Wyklęci - antykomunistyczne podziemie zbrojne po 1944 roku”, organizowanej przez Ligę Republikańską na Uniwersytecie Warszawskim. Pomysłodawcą daty był prezes Instytutu Pamięci Narodowej - Janusz Kurtyka.

 

Corocznie Instytut Pamięci Narodowej i inne stowarzyszenia organizują inicjatywy upamiętniające tak bohaterską oraz tragiczną historię „Żołnierzy Wyklętych”. Ich głównym celem jest zainteresowanie młodych ludzi dziejami tych bohaterów i  zachęcenie do zdobywania wiedzy.

 

W Jarocinie obchody rozpoczną się w niedzielę 28 lutego. O godz. 12.15 w kościele Chrystusa Króla odprawiona zostanie msza św. w intencji bohaterów konspiracji niepodległościowej. W poniedziałek 1 marca, o godz. 11.30 w asyście wojska, pocztów sztandarowych i przedstawicieli organizacji kombatanckich zostaną złożone kwiaty pod pomnikiem przy jarocińskim cmentarzu komunalnym. Obelisk został odsłonięty 24 maja 2018 roku, w rocznicę wydarzeń z 1946 roku, kiedy to w lasku znajdującym się przy obecnej ulicy Niepodległości eremonia odbyła się w miejscu, gdzie kilkadziesiąt lat temu funkcjonariusze komunistycznego Urzędu Bezpieczeństwa rozstrzelali dwóch żołnierzy podziemia: ppor. Józefa Rosadzę i kpr. Stanisława Pawlaka. Pomnik upamiętnia nie tylko tych dwóch zamordowanych Żołnierzy Niezłomnych, a także członków organizacji niepodległościowych „Skrusz Kajdany” i „Biała Róża”, które działały w Jarocinie i na terenie powiatu jarocińskiego po II wojnie światowej.

Władze powiatu jarocińskiego trzy lata temu podjęły również uchwałę, aby 24 maja był co roku obchodzony jako Powiatowy Dzień Pamięci o Żołnierzach Wyklętych.

 

 

W zeszłym roku pamięć "Żołnierzy Wyklętych" uczczono organizując na terenie parku miejskiego bieg "Wilczym Tropem". W biegu wzięli udział żołnierze, przedstawiciele samorządów gminy i powiatu jarocińskiego a także przedstawiciele szkół i służb mundurowych.

 

W poniedziałek 1 marca przybyłe delegacje złożyły wiązanki kwiatów i zapaliły znicze w miejscu pamięci przy Al. Niepodległości. Gminę Jarocin reprezentowali Bartosz Walczak - zastępca burmistrza Jarocina, Mariusz Gryska – sekretarz gminy oraz Agnieszka Borkiewicz – dyrektor biblioteki i radna powiatowa oraz radni miejscy. Wartę honorową pełnili żołnierze jarocińskiego 16. jarocińskiego batalionu remontu lotnisk.

 

 

 

 

 

 

 

 

Poniższe opracowanie jest skróconą wersją artykułu naukowego Tomasza Cieślaka zamieszczonego przez autora w „Zapiskach Jarocińskich” nr 3/4 2013 r.

 

Konspiracja antykomunistyczna i podziemie zbrojne na terenie Jarocina i powiatu jarocińskiego nie doczekały się do tej pory całościowego opracowania. Poniższy artykuł jest tylko wprowadzeniem do tej tematyki. Ma on przy okazji piątego jużDnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych, przybliżyć Państwu skomplikowaną historię tych trudnych czasów oraz poszerzać wiedzę historyczną dotyczącą tej części Wielkopolski. Warto na wstępie dodać, że w Jarocinie i okolicach w latach 1945-50 nie było dogodnych warunków do rozwoju konspiracji antykomunistycznej. W samym mieście swoją siedzibę miał jeden z większych w Wielkopolsce Powiatowych Urzędów Bezpieczeństwa Publicznego, którym swoim zasięgiem obejmował Ziemię Pleszewską i dzisiejszą gminę Nowe Miasto n/Wartą. Strach przed wszechwładną bezpieką paraliżował życie konspiracyjne w mieście. Zupełnie inna atmosfera panowała na terenie powiatu i o tym jest ten artykuł.

 

Działalność polskiego podziemia niepodległościowego, będącego zbrojnym ramieniem konspiracji antykomunistycznej, była w latach 1945 – 1947 bezpośrednią kontynuacją walki prowadzonej przez polskie organizacje niepodległościowe z okresu okupacji hitlerowskiej. W większości przypadków podziemie przyjęło zasady ideowe i organizacyjne Armii Krajowej i Narodowych Sił Zbrojnych. Po przekroczeniu wschodniej granicy II RP przez Armię Czerwoną i sformowane w ZSRR Wojsko Polskie, żołnierze Polskiego Państwa Podziemnego znaleźli się w bardzo trudnej sytuacji. Wielu z nich stanęło przed dylematem, czy kontynuować walkę o pełną suwerenność kraju, czy włączyć się w jego pokojową odbudowę pod hegemonią komunistów.

 

W wyniku klęski akcji „Burza” i ujawnianiu się na przełomie 1944/1945 roku kolejnych oddziałów AK, doszło do „dekompozycji konspiracji”. Wielu żołnierzy Armii Krajowej w obliczu gwałtów NKWD i UB ponownie wybrało „leśne życie”, podejmując w ten sposób nierówną walkę o prawdziwie demokratyczną i wolną Polskę. W szeregach oddziałów poakowskich znalazło się również wielu dezerterów z „ludowego” Wojska Polskiego, Milicji Obywatelskiej i innych formacji reżimowych, nie wyłączając byłych funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa i żołnierzy Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego.

 

Do 1989 roku w wydawanych w PRL publikacjach rzetelne przedstawienie historii antykomunistycznego podziemia zbrojnego nie było możliwe. W publikacjach wówczas znajdujących się w oficjalnym obiegu, przedstawiano opór przeciwko systemowi komunistycznemu, reprezentowanemu przez Sowietów i polskich komunistów, jako działalność reakcyjną. Występujące z bronią w ręku oddziały, powszechnie nazywano „bandami leśnymi”, rabującymi okolicznych mieszkańców, a samych żołnierzy określano mianem „zaplutych karłów reakcji”. W latach 1945 – 1989 pamięć po byłych żołnierzach podziemia przetrwała jedynie w umysłach samych zainteresowanych, ich rodzin i nielicznych, niezależnych polskich historyków.

 

Dopiero dzisiaj, kiedy obchodzimy kolejny raz Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych, mają oni szansę obronić swoją godność i honor. W setkach współczesnych publikacji na temat podziemia niepodległościowego historycy coraz częściej podejmują próbę rzetelnego przedstawienia historii oddziałów, które walczyły o wolną Rzeczypospolitą. Wokół polskiego podziemia niepodległościowego narosło wiele mitów i nieporozumień. 40 tysięcy Akowców Sowieci wywieźli na Sybir, dalsze kilkadziesiąt tysięcy zabito w nierównej walce oraz zamordowano z wyroków komunistycznych sądów, setki tysięcy konspiratorów poddano represjom odbierając im godność, honor i podstawy materialnej egzystencji, a także zdrowie. Również na terenie powiatu jarocińskiego działała powojenna partyzantka i konspiracja antykomunistyczna, także i tutaj jej członkowie płacili wysoką cenę za pragnienie wolności.

 

W Wielkopolsce w interesującym nas okresie 1945-50 panowała specyficzna sytuacja polityczno – militarna W drugiej połowie stycznia 1945 roku do większości mniejszych miejscowości w Wielkopolsce, w tym i Jarocina, wkroczyła Armia Czerwona. Lokalne struktury Armii Krajowej uległy rozwiązaniu, a jej żołnierze nie podjęli otwartej walki z komunistami. Wielkopolski Okręg AK nauczony tragicznym doświadczeniem Kresowej AK, nie ujawnił się wobec wkraczających Sowietów i pozostał w głębokiej konspiracji.

 

Największą regionalną organizacją antykomunistyczną w Wielkopolsce była powołana 10 maja 1945 roku przez ppłk. Andrzeja Rzewuskiego ps. „Hańcza” Wielkopolska Samodzielna Grupa Ochotnicza „Warta”. Głównym celem „Warty” była samoobrona i ochrona przed prześladowaniami ze strony UB i NKWD. Była to organizacja o charakterze wojskowym, utworzona na kadrze rozwiązanej w styczniu 1945 roku AK. Mimo wyraźnego charakteru wojskowego organizacji sam Rzewuski przeciwny był podejmowaniu akcji zbrojnych. Jej głównym celem była samoobrona przed represjami komunistów. Liczebność organizacji ocenia się dziś na kilka tysięcy członków. Swoje placówki miała również na terenie naszego powiatu.

 

Wkraczająca w styczniu 1945 r. na teren powiatu jarocińskiego Armia Czerwona ostatecznie zniszczyła pozostałości niemieckiego oporu. Dla mieszkańców powiatu skończyła się okupacja hitlerowska, która pochłonęła 1187 ludzkich istnień. Nie był to „Marsz Wyzwolicieli”, jak powszechnie powtarzano w historiografii PRL. Szlak Sowieckiego „wyzwolenia” znaczyły grabieże, morderstwa i gwałty, nie tylko na Niemcach, ale również i na Polakach.

 

Postępy styczniowej ofensywy pozwoliły już 22 stycznia wkroczyć Sowietom do Żerkowa, 23 stycznia po krótkich walkach zdobyto Pleszew, tam intensywność starć była największa, dzień później sowieckie czołgi 33 Armii 1 Frontu Białoruskiego bez przeszkód wjechały do Jarocina. W walkach na terenie powiatu jarocińskiego zginęło 60 żołnierzy radzieckich.

 

Na tereny opanowane w Wielkopolsce przez wojska sowieckie, w krótkim czasie przybywały grupy operacyjne Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, głównie z województwa rzeszowskiego i lubelskiego. Ich głównym zadaniem było zorganizowanie bezpieki na opanowanych terenach i walka z podziemiem niepodległościowym. W rozkazie Ministra Bezpieczeństwa Publicznego Stanisława Radkiewicza na województwo poznańskie przewidzianych było 15 grup operacyjnych, które wyjechały 25 stycznia 1945 roku z Lublina. Do Jarocina dwa dni później dotarła jedna z nich. W jej skład wchodziło pięciu funkcjonariuszy bezpieki: szef grupy por. Władysław Orłowski – były funkcjonariusz NKWD, pierwszy Szef Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Jarocinie, Edmund Kania, Mieczysław Pluta, Kacper Bańka oraz późniejszy kierownik Sekcji Walki z Bandytyzmem Zygmunt Kozłowski. Była to awangarda jarocińskiej bezpieki. Grupa zajęła budynek przy ul. T. Kościuszki naprzeciwko kościoła pw. Chrystusa Króla.

 

27 stycznia do miasta przybyła również grupa inicjatywna Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego z Lublina w trzyosobowym składzie: Władysław Lis – pełnomocnik ds. reformy rolnej, (NN) Krawiec – pełnomocnik ds. przemysłu i handlu oraz (NN) Ekonowicz – pełnomocnik ds. partyjnych, a także mjr Dymitr Michalczenko – Komendant Wojenny Jarocina. W krótkim czasie w Jarocinie pojawił się również tajemniczy por. Kędzierski, pełnomocnik rządu z misją tworzenia administracji powiatowej i miejskiej. To właśnie on miał w późniejszym okresie decydujący wpływ na kształt całej administracji na terenie powiatu jarocińskiego.

 

Cztery miesiące po opisywanych wydarzeniach społeczeństwo z ulgą przyjęło kapitulację III Rzeszy Niemieckiej, głęboko wierząc, że dalsze kroki Państw Koalicyjnych doprowadzą do powstania Rządu Jedności Narodowej, a co za tym idzie, poprawie ulegnie ogólna, napięta sytuacji w kraju. Pracownicy milicji, funkcjonariusze bezpieki, jak również żołnierze Armii Czerwonej oddali z tej okazji liczne salwy na vivat. W mieście rozdzwoniły się kościelne dzwony. 9 maja 1945 r. na rynku jarocińskim zorganizowano uroczyste Święto Zwycięstwa, które zgromadziło liczne rzesze mieszkańców Jarocina.

 

Pierwsze półrocze 1945 roku w Wielkopolsce było czasem ogólnego wyczekiwania. Wraz z zakończeniem II wojny światowej okazało się jednak, że sytuacja polityczna Polski nie ulega poprawie. W kraju rządzą i umacniają się komuniści, terror sieje NKWD i UB. Widząc to uśpiona do tej pory poakowska wielkopolska konspiracja, zaczęła odbudowywać swoje podziemne struktury.

 

W samym Jarocinie z uwagi na znajdujący się tutaj Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego, stuosobowy posterunek MO oraz 4 Pułk Czołgów Ciężkich, a także słabość rozbitej jeszcze przez gestapo w 1944 r. lokalnej AK, nie działało w omawianym okresie o czym już wspomniałem podziemie zbrojne i konspiracja antykomunistyczna. Jedyną lokalną podziemną organizacją była młodzieżowa organizacja „Skrusz Kajdany” założona w 1947 roku. Nie oznacza to jednak, że władza komunistyczna na terenie powiatu z łatwością poradziła sobie z ujarzmieniem lokalnego społeczeństwa. Działało tutaj kilka oddziałów podziemia m. in. por. Jana Kempińskiego „Błyska”.

 

 

 

Odział por. Jana Kempińskiego „Błyska”

 

Oddział „Błyska” był jednym z najbardziej aktywnych oddziałów podziemia niepodległościowego w Wielkopolsce. We wrześniu 1945 roku oddział Kempińskiego liczył już około trzydziestu bardzo dobrze uzbrojonych partyzantów. Dalszych trzydziestu rozsianych było po placówkach, głównie w Korycie i Ligocie. Były to tereny ówczesnego powiatu jarocińskiego. Z szacunkowych obliczeń wynika, że na terenie Wielkopolski około 200 osób mogło być bezpośrednio zaangażowanych w pomoc i współpracę z „Błyskiem”, w tym wielu mieszkańców powiatu.

 

Do najbardziej spektakularnych akcji przeprowadzonych na terenie powiatu jarocińskiego należało zatrzymanie w miejscowości Krzywosądów w nocy z 6/7 października 1945 roku samochodu ciężarowego wiozącego prowiant dla garnizonu MO w Jarocinie oraz samochodu osobowego z trzema członkami ścisłego kierownictwa PPR z Ostrowa Wlkp., którzy zostali w okolicach Lasu Koryckiego rozstrzelani przez żołnierzy „Błyska” za przewożenie kompromitujących podziemie materiałów.

 

10 października 1945 roku będąc ponownie na kwaterze u sołtysa w Krzywosądach, oddział „Błyska” w sile 40 ludzi zatrzymał podczas zasadzki na trasie Poznań – Ostrów, jadące z Poznania do Kępna dwa z czterech samochodów „Społem”. Tego samego dnia w zabudowaniach gorzelni w Kuczkowie w ręce „Błyska” wpadli dwaj funkcjonariusze MO z Poznania Stefan Kwiatkowski i Antoni Bartkowiak, a także Stanisław Przygodzki żołnierz z 4 Pułku Czołgów Ciężkich z Jarocina oraz Szef Urzędu Bezpieczeństwa z Jarocina por. Tadeusz Palak i oficer śledczy jarocińskiego UB sierż. Kazimierz Sikorski, pełniący formalnie stanowisko zastępcy kierownika PUBP w Jarocinie. Palak i Sikorski po przesłuchaniu przez „Błyska” zostali ostatecznie rozstrzelani 11 października 1945 roku w lesie w okolicy Sośni przez grupę egzekucyjną por. „Alego”. Po tych wydarzeniach, które odbiły się głośnym echem w całej Wielkopolsce, oddział przeniósł się na teren powiatu ostrowskiego. Tam 22 października 1945 r. został rozbity przez  Grupę Operacyjną UB–NKWD. Straty partyzantów wyniosły 24 zabitych i dwóch rannych. „Błyskowi” udało się wydostać z obławy. Został zatrzymany 17 grudnia 1945 r. w Poznaniu i kilka miesięcy później, 4 maja 1946 r. skazany przez Wojskowy Sąd Rejonowy w Poznaniu na karę śmierci. Pozbawiono go praw publicznych i obywatelskich praw honorowych na zawsze oraz przepadek całego mienia na rzecz Skarbu Państwa. 21 czerwca 1946 roku w Poznaniu wyrok na Janie Kempińskim ps. „Błysk” wykonał ppor. Jan Młynarek – kat podziemia. Miejsce spoczynku ciała por. Kempińskiego pozostaje do dziś nieznane.

Jan Kempiński Błysk i NN - czasy okupacji niemieckiej, foto IPN

 

Po wycofaniu się Kempińskiego w wyniku klęski pod Odolanowem z bezpośredniej działalności zbrojnej, dowództwo nad resztkami oddziału przejął Marian Wasilewski ps. „Wilk”, który w strukturach WSGO „Warta” pełnił funkcję komendanta placówki Dobrzyca pow. Krotoszyn. Nadal opierał się na miejscowej ludności, która darzyła partyzantów niesłabnącym zaufaniem.

 

W ostatnich tygodniach życia Marianowi Wasilewskiemu towarzyszyła urodzona w Jarocinie Melania Patoka ps. „Muraś”. W sierpniu 1945 r. oddział „Wilka” odwiedził dom rodzinny Melanii we wsi Dobrzyca. Jej ojciec był kierownikiem tamtejszej gorzelni. Podczas wizyty nawiązała się nić sympatii między Wasilewskim a Melanią, która zaowocowała wstąpieniem jej w grudniu 1945 roku do oddziału. 15 stycznia 1946 r. podczas obławy, w wyniku zdrady opiekującego się nim felczera, ranny „Wilk” został zastrzelony przez Pluton Operacyjny MO z Ostrowa Wielkopolskiego. W ręce MO wpadła również opiekująca się nim już wówczas narzeczona, którą Sąd w późniejszym procesie skazał na 6 lat pozbawienia wolności i utratę praw publicznych i obywatelskich praw honorowych na okres 3 lat .

 

 

 

Odział Gedymina Rogińskiego ps. „Dzielny” oraz Mariana Rączki ps. „Kościuszko”.

 

Oddział Dzielnego. Fotografia zrobiona na terenie powiatu jarocińskiegoGeneza oddziału „Dzielnego/Kościuszki” sięga sierpnia 1945 roku. Wtedy na terenie powiatów śremskiego i gostyńskiego powstał poakowski oddział liczący początkowo 23 członków pod dowództwem Gedymina Rogińskiego, który przyjął pseudonim „Dzielny”. Członkami byli w większości dezerterzy z „ludowego” Wojska Polskiego, którzy szukali kontaktu z podziemiem zbrojnym. Momentem przełomowym dla funkcjonowania oddziału „Dzielnego”, było przystąpienie do niego byłego pracownika PUBP w Gostyniu Mariana Rączki ps. „Kościuszko”.

 

Lista dokonań oddziału „Dzielnego/Kościuszki” jest długa. Przytoczę zaledwie kilka z nich. 22 września 1945 r. w okresie dowodzenia oddziałem przez Rogińskiego, zabito w jego własnym mieszkaniu w Gołuchowie, funkcjonariusza PUBP w Jarocinie Kazimierza Manca. Manc był członkiem Związku Walki Młodych, komunistycznej organizacji młodzieżowej, która skierowała go do pracy w organach bezpieczeństwa. Objął funkcję referenta gminnego UB w Gołuchowie. Do jego głównych zadań należało właśnie rozpracowanie oddziału „Dzielnego”. Nie wiedział, że sam również jest rozpracowywany przez Jadwigę Czerniak, członkinię WSGO „Warta”.

 

 

Kazimierz Manc, w czasie pogrzebu przemawia Tadeusz Palak, szef UB w Jarocinie, foto IPN

 

Józef Kordus - zabity przez Dzielnego, foto IPN10 grudnia 1945 r. w Racendowie pododdział „Dzielnego” dowodzony przez „Małego” pobił funkcjonariusza PUBP w Jarocinie Stanisława Larka oraz szefa miejscowego PGR Antoniego Wołdyłę. 23 listopada 1945 r. uprowadził koło Zalesia w powiecie jarocińskim kolejnych dwóch funkcjonariuszy gminnych UB w Jaraczewie plut. Jana Tomaszczaka i poborowego Józefa Kordusa. 4 dni po tym wydarzeniu do PUBP w Jarocinie dotarł dotkliwie pobity Tomaszczak. Zeznał on w siedzibie jarocińskiego UB co następuje: „na skutek doniesienia o istnieniu bandy w okolicach Skoraczewa w gm. Jaraczew[o] i o mocno przesadzonej liczbie tychże, wybrał się osobiście wraz z funkcjonariuszem Kordusem w wymienioną okolicę, by stwierdzić faktyczny stan rzeczy. Przejeżdżał od miejscowości do miejscowości i wszędzie otrzymywał wiadomość, że byli kilka godzin temu. Dojechał do miejscowości Chwalęcin i tu podczas rozmowy z jakimś przygodnym człowiekiem został osaczony przez 40 do 50 bandytów. (...) Obaj byli zaopatrzeni w inne dokumenty i na skutek tego już miano ich zwolnić, gdy nagle zjawiła się jakaś postać człowieka w tej bandzie, który zwracając się do Kordusa mówił Ty Kordus ja ciebie szukam, ja za tobą dawno chodzę – Chłopcy to są z bezpieczeństwa. Wkrótce zabrano się do maltretowania (...) W toku podziału, który nastąpił przed wymarszem, zabrano Kordusa w inne miejsca tak, że drugi raz już jego Tomaszczak nie widział. Banda przejeżdżała przez Nowe Miasto, Witowo, Pięczkowo, Pogorzelicę (...). Banda widząc beznadziejny stan Tomaszczaka porzuciła na łaskę losu”. Kordus został wprowadzony do lasu w okolicach Zalesia, gdzie wykonano na nim wyrok śmierci.

 

W nocy z 9/10 kwietnia 1946 r. dowodzący wówczas oddziałem Zdzisław Zydorek ps. „Żyd” w sile 30 ludzi zaatakował posterunek MO i Urząd Pocztowy w Nowym Mieście n/Wartą. Żołnierze przyjechali do Nowego Miasta zabranym wcześniej WP w okolicach Książa Wielkopolskiego samochodem. Z posterunku zabrano pokaźny arsenał, 8 karabinów, 2 karabiny automatyczne, 1 pistolet, 10 granatów ręcznych, amunicję do kbk, a milicjantów rozebrano i pozostawiono w samej bieliźnie. Urząd Pocztowy uległ częściowemu zdemolowaniu. Do pościgu za oddziałem ruszył sformowany w Jarocinie Pluton Operacyjny Powiatowej Komendy MO i UB, który nie natrafił na ślad partyzantów. Ofiar wśród milicjantów nie było, chociaż miejscowy Komendant MO stawił opór i dopiero po wystrzeleniu całej amunicji poddał się.

 

Oddział Kościuszki, fot. IPNOddział „Dzielnego/Kościuszki” był bardzo mobilną jednostką. Rogiński początkowo poruszał się wozami oraz konno, z czasem zaczął używać transportu samochodowego, zarekwirowanego przedsiębiorstwu „Społem” lub wojsku. „Kościuszko” robił podobnie. W swoich zeznaniach podkreślał, że oddział stale zmieniał miejsce swojego pobytu, często przejeżdżając przez teren powiatu jarocińskiego. Głównie operowano na trasie Gostyń ­– Jarocin, w okolicach Jaraczewa, Grabu i Witaszyc. Często podczas akcji Rączka podawał się za Zygmunta Kozłowskiego funkcjonariusza UB z Jarocina, kierownika referatu Walki z Bandytyzmem odpowiedzialnego za walkę z podziemiem niepodległościowym na terenie powiatu. Działalność oddziału zakończyła lokalna amnestia we wrześniu 1946 r. ogłoszona przez PUBP w Gostyniu.

 

            

 

Oddział ppor. Zygmunta Borostowskiego ps. „Bora” i sierż. Kazimierza Szczepaniaka ps. „Borys”.

 

Genezy oddziału „Bora/Borysa” należy szukać na terenie powiatu jarosławieckiego w woj. lwowskim. W końcu czerwca 1945 r. do miejscowości Obra Nowa k/Koźmina w pow. krotoszyńskim przybyło pod dowództwem ppor. Zygmunta Borostowskiego czterech byłych członków Żandarmerii Armii Krajowej z rozbitego przez UPA oddziału Franciszka Dorosza ps. „Dąb”. Od pseudonimu Borostowskiego oddział przyjął swoją nazwę.

 

W pierwszym okresie swojej działalności, od 15 lipca 1945 r. do 26 maja 1946 r., a więc do śmierci ppor. Borostowskiego w bitwie pod Benicami, szlak działań jego oddziału znaczyły głównie miejscowości powiatu krotoszyńskiego. Zdarzało się również, że „Bora” ze swoimi ludźmi w celu zdobycia niezbędnych środków na bieżącą działalność, zapuszczał się na teren pow. jarocińskiego. Tak było między innymi 2 stycznia 1946 roku, kiedy 8 członków oddziału rozbroiło Straż Ochrony Cukrowni w Witaszycach, zdobywając 10 karabinów. Funkcjonariuszowi UB Ludwikowi Drzazdze z Jarocina, który przebywał poza służbą na wartowni, zabrano pistolet kal. 9 mm.

 

Głównym terenem działalności oddziału „Bory” na terenie pow. jarocińskiego były właśnie Witaszyce. Kolejnego ataku na Cukrownię oddział dokonał w nocy z 13/14 lutego 1946 r. Tym razem 12 partyzantów uzbrojonych w kbk i granaty obezwładniło ośmiu stróżów. Jeden z nich, Franciszek Grzesiak w wyniku akcji został nieszczęśliwie postrzelony w nogę. Z kasy Cukrowni zabrano ogromną, jak na ówczesne czasy sumę pieniędzy 339 580 złotych, które pod groźbą użycia broni wydali zastępca dyrektora Cukrowni Marian Reszelski i kasjer Wacław Pluta. Po otrzymaniu gotówki, zostawieniu pokwitowania z podpisem „Oddział Bora” i wystrzeleniu czerwonej racy, żołnierze udali się pieszo w kierunku Prus. Do Witaszyc oddział wrócił 16 maja 1946 r., kiedy 8 żołnierzy pod dowództwem „Borysa” dokonało ataku na Cegielnię, gdzie z kasy podjęto kolejny raz dużą partię pieniędzy – 100 000 zł. Pozostawiono pokwitowanie „Komendant AK – Bora”.

 

Oddział był bardzo dobrze uzbrojony, liczył 32 członków. Pod Benicami, gdzie doszło do jego częściowego rozbicia, organy bezpieczeństwa przejęły według swoich źródeł 4 CKM, 8 RKM, 8 kbk, 8 pistoletów, 1 granatnik/moździerz, 4 rakietnice, 75 granatów, 5 tyś. sztuk amunicji, 3 motocykle oraz 8 mundurów, co jak na trudne warunki konspiracyjne w połowie 1946 r. było liczbą niemałą.

 

Na terenie powiatu jarocińskiego ppor. Borostowski i jego ludzie prowadzili również bardziej spektakularne akcje niż akcje aprowizacyjne. W nocy z 31 stycznia na 1 lutego 1946 roku oddział pod dowództwem K. Szczepaniaka „Borysa”w sile kilkudziesięciu żołnierzy opanował na kilka godzin Jaraczewo. Atak był całkowitym zaskoczeniem dla pogrążonych we śnie mieszkańców. Zajęto gmachy użyteczności publicznej i posterunek MO. O godz. 2.50 „Borys” według sprawozdania milicjanta S. Kaźmierczaka zadzwonił do PUBP w Jarocinie, zawiadamiając go „że posterunek MO w Jaraczewie został napadnięty przez AK i że ma natychmiast przyjechać czołgami, samolotami i autami, bo oni na nich czekają. Zabrali z posterunku 10 granatów ręcznych, 2 browningi, 2 lornetki (...).” Po zatelefonowaniu do PUBP w Jarocinie „Borys” wystrzelił na rynku czerwoną rakietę. Na ten znak wszyscy żołnierze opuścili zajmowane pozycje. Posterunek MO w Jaraczewie został zaatakowany przez oddział „Bory” ponownie w nocy z 27/28 kwietnia 1946 r. W wyniku tej akcji dotkliwie pobito milicjanta Maksymiliana Zielnika oraz zabrano z posterunku broń i umundurowanie.

 

W celu likwidacji oddziału organy bezpieczeństwa w Krotoszynie i Jarocinie prowadziły od 1 września 1945 r. szeroko zakrojone akcje pacyfikacyjne. W wyniku zacieśniania się pierścienia okrążenia wokół oddziału, 26 maja 1946 r. natrafiono na jego ślady, które prowadziły do wsi Benice, gdzie w pięciu gospodarstwach kwaterowało 31 żołnierzy „Bory”. W krótkim czasie doszło do kontaktu ogniowego z funkcjonariuszami UB. W pierwszym starciu zginął „Bora”. Rozpoczęła się największa bitwa partyzancka po wojnie w Wielkopolsce.

 

Po śmierci Borostowskiego dowództwo nad całością sił partyzanckich przejął nominalny jego zastępca „Borys” . Dzięki przytomności jego umysłu i umiejętnościom przywódczym nie doszło do całkowitego rozbicia grupy partyzanckiej pod Benicami. „Borys” wyprowadził z „ubeckiej matni” większość swoich sił i mimo ścigających go kolejnych grup UB, MO i wojska przeprowadził część ze swoich podkomendnych na teren powiatu jarocińskiego. Nie wszystkim partyzantom udało się jednak wycofać bez strat. Część żołnierzy pomyliła drogę podczas odwrotu i mimo walki zginęła lub wpadła w ręce bezpieki. Ostatecznie jedynie 15 partyzantów przedostało się na teren powiatu jarocińskiego. Większość tych, którzy dostali się wtedy do niewoli, została zamordowana w późniejszym okresie z wyroków komunistycznych sądów.

 

Po bitwie pod Benicami jedynym faktycznym dowódcą został „Borys”, który za obszar działań swojego oddziału obrał powiat jarociński. 15 czerwca 1946 r. ścigany nieustannie przez bezpiekę natknął się przypadkowo w miejscowości Strzyżewo na samochodowy patrol 8 funkcjonariuszy PUBP z Jarocina. Otrzymali oni agenturalne doniesienie, że w tej miejscowości na granicy powiatów jarocińskiego i gostyńskiego ukrywają się członkowie oddziału „Bora”. Starcie z siłami bezpieczeństwa trwało godzinę. „Bezpieczniakom” zabrakło amunicji. Wykorzystał to „Borys” i pod osłoną zboża wycofał się do pobliskiego lasu zabierając ze sobą 3 rannych. W wyniku starcia stracił 1 RKM, 1 kbk, 500 sztuk amunicji do kbk oraz 4 granaty.

 

Ostateczny kres działalności oddziału miał miejsce 3 kwietnia 1947 r. przed Komisją Amnestyjną w Wojewódzkim Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego w Poznaniu. Z bronią w ręku ujawnili się wówczas ostatni czterej partyzanci „Bora/Borysa”. Byli to „Borys”, „Tarzan”, „Góral” i „Kret”. Dzień później ujawnił się „Budek”. Członkowie oddziału pod dowództwem „Borysa” postanowili nie ujawniać się, ani w Jarocinie, ani w Krotoszynie. O swojej decyzji poinformowali telefonicznie PUBP w Jarocinie. W pełnym uzbrojeniu na trasie Ostrów – Poznań we wsi Golina, wsiedli do pociągu i mimo usilnych nalegań Szefa UB w Jarocinie, by zdali broń w Jarocinie, udali się w dalszą drogę do Poznania. Tam idąc w pełnym uzbrojeniu ulicami miasta dotarli do WUBP. Z chwilą ujawnienia się wspomnianych pięciu członków oddziału, nastąpił faktyczny kres jego działalności.

 

 

 

Organizacja antykomunistyczna „Skrusz Kajdany” na terenie Jarocina w latach 1947 – 1948.

 

Jedyną antykomunistyczną organizacją działającą na terenie Jarocina była młodzieżowa organizacja „Skrusz Kajdany”, założona w grudniu 1947 roku przez czterech młodych ludzi: Ignacego Fatygę ps. „Pantera” (lat 20), Kazimierza Borkiewicza ps.  „Kozera” (lat 19), Mieczysława Hoffmana ps. „Gerwazy”(lat 18) oraz Zdzisława Gulińskigo ps. „Protazy” (lat 15).

 

Legitymacje i dokumenty znalezione u Z. Gulińskiego, foto IPNBorkiewicz, Hoffman i Guliński uczniowie jarocińskiego Gimnazjum byli dobrymi przyjaciółmi. Oprócz wzajemnej sympatii łączyła ich również niechęć do komunizmu. Jeszcze przed oficjalnym ukonstytuowaniem się organizacji Borkiewicz i Hoffman namalowali olejną farbą na murach miasta „Precz z PPR i PPS”, „Niech żyje PSL” oraz zamalowali nazwę kina „Wolność”. Było to jeszcze w 1946 roku, w okresie gorączki referendalnej i wyborczej. Kontestując komunistyczną rzeczywistość gromadzili broń (zepsuty pistolet bębenkowy, wiatrówkę, rakietnicę poniemiecką oraz granat ćwiczebny), czytali podziemną prasę i rozmawiali o zachodzących, niepokojących zmianach w Polsce. Byli już wówczas niezwykle świadomymi młodymi ludźmi, których ukształtowała II wojna światowa, partyzantka antykomunistyczna, sfałszowane Referendum w 1946 r. oraz Wybory do Sejmu Ustawodawczego w styczniu 1947 roku. Wiedzę o sytuacji międzynarodowej czerpali z prasy zagranicznej jaka za pośrednictwem krewnych z USA docierała do K. Borkiewicza. Głównym miejscem ich działalności było Gimnazjum w Jarocinie, którego cała trójka była uczniami.

 

Urząd Bezpieczeństwa z uwagą obserwował sytuację polityczną panującą w Gimnazjum. Miał tam wielu swoich agentów i informatorów, zarówno wśród nauczycieli jak i samych uczniów. Pracownik Referatu V UB w Jarocinie Stanisław Bobowicz na bieżąco w latach 1947–1948 informowany był przez inf. o pseudonimie „Słowacki” o antykomunistycznym nastawieniu Borkiewicza i Hoffmana oraz ich sporze ideologicznym z nauczycielem historii prof. Feliksem Florkowskim.

 

Pod koniec listopada 1947 roku dołączył do wymienionej trójki nowy kolega, dwudziestoletni mieszkaniec Jarocina Ignacy Fatyga, członek Związku Walki Młodych. W grudniu 1947 r. doszło do spotkania całej czwórki i jak zeznał na przesłuchaniu w UB, już po aresztowaniu I. Fatyga „od tej pory nawiązała się bliższa znajomość koleżeńska, a następnie znajomość ta przeistoczyła się w nielegalną organizację naszej czwórki pod nazwą „Skrusz Kajdany”. Fatyga z racji swojego wieku został pierwszym nieformalnym przywódcą organizacji. To on wymyślił też nazwę organizacji „Skrusz Kajdany”.

 

Pierwszą większą akcją, jaką wykonali już wspólnie, było wrzucenie ćwiczebnego granatu trzonkowego z przyczepioną ulotką antykomunistyczną do mieszkania swojego głównego prześladowcy, prof. historii i swojego wychowawcy Feliksa Florkowskiego. Wcześniej chłopcy, jeszcze bez Fatygi, wrzucili Florkowskiemu do mieszkania kamień, wybijając przy okazji szybę oraz przesłali mu pisemne ostrzeżenie. Była to zemsta za prześladowania w szkole i wystawianie niskich ocen z historii, geografii i zachowania. Granat rzucali po kolei Borkiewicz (trafił w ramę okna) oraz Guliński. W wyniku losowania padło akurat na nich dwóch. Ubezpieczali całą akcję Fatyga i Hoffman. Granat roztrzaskał szybę w oknie Florkowskiego i z hukiem wpadł do jego mieszkania. Na drugi dzień profesor według doniesienia kolegi z klasy, wspomnianego wcześniej inf. ps. „Słowacki” miał powiedzieć „Ja jako wychowawca waszej klasy przyszedłem was ostrzec, a szczególnie niektórych co ich to dotyczy ci co wiedzą, to już wiedzą o co chodzi, proszę być ostrożnym bo UB, już wie że tu jest tajna organizacja każdego dnia UB może wpaść i tych najlepszych ptaszków wyłapać”.

 

Nie zrobiło to większego wrażenia na zebranych. Spotkania młodych konspiratorów odbywały się dalej w Parku im. J. Kasprowicza w Jarocinie oraz w ich własnych mieszkaniach, gdzie słuchali zagranicznych audycji radiowych i rozmawiali otwarcie o nurtujących ich tematach politycznych. Planowali sporządzić wykaz wszystkich funkcjonariuszy MO, UB, aktywu partyjnego w Jarocinie, a także rozpocząć na szerszą skalę akcję propagandową.

 

Chcąc zdynamizować działania Hoffman, Guliński i Borkiewicz postanowili napisać kilka listów pogróżkowych, do co gorliwszych w popieraniu nowej komunistycznej władzy młodych członków Związku Młodzieży Demokratycznej. Cześć napisanych przez siebie anonimów, jako nie nadających się do wysłania, zachował Z. Guliński. Staną się one w późniejszym czasie przyczyną jego zguby. 21 lutego 1948 r. Fatyga razem z Borkiewiczem sporządzili ulotkę dotyczącą zamordowania przez Sowietów polskich oficerów w Katyniu i przykleili ją na murze budynku przy ul. gen. H. Dąbrowskiego. Była to ich odpowiedź na obchody 30 – tej rocznicy powstania Armii Czerwonej. Akcja propagandowa nabierała zatem tempa.

 

Oficjalne założenie organizacji „Skrusz Kajdany” oraz złożenie przysięgi miało odbyć się jednak w najbliższą rocznicę uchwalenia Konstytucji 3 maja. Młodzi konspiratorzy planowali, że do tego czasu otrzymają broń od podziemnej poakowskiej organizacji antykomunistycznej, z którą zamierzali nawiązać kontakt. Duże nadzieje na zdobycie broni wiązali z poznanym jesienią 1947 roku w Śremie przez Mieczysława Hoffmana, Antonim Sadowskim z Urzędowa. Sadowski mając dotarcie do organizacji „Wolność i Niezawisłość” na terenie powiatu Kraśnik, obiecał Hoffmanowi, że spróbuje zorganizować mu cztery pistolety. Warunek był jeden. Chłopcy muszą przyjechać po broń osobiście do Urzędowa. W 1947 roku do takiego wyjazdu jednak nie doszło. Dopiero w okolicy Świąt Wielkanocnych 29 marca 1948 roku Mieczysław Hoffman, zabierając ze sobą Zdzisława Gulińskiego, wyruszył w podróż pociągiem do Kraśnika, a następnie pieszo udał się do Urzędowa.

 

Po przyjeździe do Urzędowa Guliński pozostał z dala od wiejskich zabudowań. W tym czasie Hoffman poszedł szukać domu Sadowskiego. Samotnie stojący Guliński zwrócił uwagę patrolujących Urzędów milicjantów, którzy wylegitymowali go i tymczasowo zatrzymali do wyjaśnienia. Szczególną ich uwagę zwróciła zawartość jego kieszeni. Po krótkim przesłuchaniu Guliński zdradził milicjantom po co i z kim przyjechał. Dzięki tej informacji wkrótce w milicyjnej izbie zatrzymań znalazł się również Mieczysław Hoffman. Po krótkim przesłuchaniu i telefonicznym potwierdzeniu w Jarocinie jego dokumentów, Hoffman został zwolniony. Po dwóch dniach, nie otrzymawszy upragnionych pistoletów, zrezygnowany powrócił do Wielkopolski. Guliński nie miał tyle szczęścia. Był na tyle nieostrożny, że w chwili zatrzymania posiadał przy sobie niewysłane listy pogróżkowe do koleżanek z klasy oraz szereg zabranych jeszcze z Jarocina legitymacji na różne nazwiska.

 

Na posterunku MO w Kraśniku Gulińskiego poddano wstępnemu przesłuchaniu i ponownej dokładnej rewizji. Jeden ze znalezionych wówczas listów brzmiał dosyć jednoznacznie „Koleżanko!!! Z jakiego powodu koleżanka wpisała się do ZMD? Czy to było przymusowe? Jeżeli koleżanka nie wypisze się do 30 lutego to może zawrzeć znajomość z pistoletem”.Tekst ten nie pozostawiał już żadnych wątpliwości. Zatrzymany mógł być członkiem jakichś konspiracyjnych struktur. W wyniku kolejnych przesłuchań Guliński przyznał się do członkostwa w tajnej organizacji „Skrusz Kajdany” i podał nazwiska swoich kolegów. Aresztowanie pozostałej trójki było już tylko kwestią czasu.

 

Mieczysława Hoffmana z rodzinnego domu funkcjonariusze UB zabrali 6 kwietnia w godzinach wieczornych, Borkiewicza i Fatygę aresztowano dzień później o godz. 10.00 rano. Prowadzony już przez ubeków Fatyga w ostatnich słowach skierowanych do płaczącej matki miał powiedzieć „Mama się nie przejmuj bo ja wobec Boga jestem w porządku a reszta to nie ważne, mogę najwyżej zginać”. Aresztowaniami kierował Stanisław Bobowicz. Całą trójkę osadzono w piwnicach PUBP w Jarocinie, a następnie na czas śledztwa w więzieniu w Pleszewie, gdzie otoczono ich „opieką” informatorów o ps. „Mały”, „Wilczur” oraz „Bohdan”.

 

Śledztwo prowadził oficer śledczy PUBP w Jarocinie star. sierż. Edmund Góralczyk oraz referent UB Stanisław Bobowicz. Zakończyło się ono 13 czerwca 1948 r. Dwa dni później sporządzono akt oskarżenia. W trakcie prowadzonych przez funkcjonariuszy UB i MO ciężkich przesłuchań wszyscy czterej aresztowani przyznali się do członkostwa i działalności w organizacji młodzieżowej „Skrusz Kajdany”.

 

Rozprawa sądowa odbyła się 29 i 30 lipca 1948 r. przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Poznaniu na sesji wyjazdowej w Jarocinie. Ignacy Fatyga, Kazimierz Borkiewicz oraz Mieczysław Hoffman skazani zostali na 6 lat więzienia oraz utratę praw publicznych i obywatelskich praw honorowych na 3 lata. Zdzisław Guliński miał spędzić w więzieniu 2 lata z jednoczesną dwuletnią utratą ww. praw. Przeżycia podczas śledztwa oraz późniejsze losy czwórki przyjaciół opisał w przejmujący sposób Piotr Marchwiak na łamach Gazety Jarocińskiej. Hoffman, Borkiewicz i Fatyga wyszli z więzienia w 1951 r., Guliński wyszedł wcześniej.

 

 

 

Działalność organizacji młodzieżowej Armia Krajowa („Biała Róża”) na terenie Żerkowa w 1949 roku

 

W styczniu 1949 roku Czesław Maciejewski, dwudziestoletni wówczas mieszkaniec Żerkowa, wyjechał do Głogowa podjąć pracę w tamtejszej stoczni rzecznej. Tam w niedalekich Nosocicach skrzyżowały się losy jego i wspomnianego wyżej Mariana Rączki ps. „Kościuszko”, legendarnego dowódcy oddziału partyzanckiego, który po ujawnieniu oddziału w 1946 roku i odbyciu kary 7 miesięcy więzienia, został zwolniony w wyniku amnestii i wrócił do normalnego życia. Jednak konspiracyjny temperament Rączki nie dawał o sobie zapomnieć.

 

Początek 1949 roku to prowadzone przez „Kościuszkę” intensywne prace nad odbudową struktur podziemnej konspiracji na terenie południowej Wielkopolski, szczególnie powiatu gostyńskiego. Marzył jednak o rozszerzeniu W lutym tego samego roku natrafił na kontakt, którego tak usilnie szukał. Była to młodzieżowa organizacja antykomunistyczna Armia Krajowa „Zawisza” z Krobi. Rączka postanowił ją sobie podporządkować, co w krótkim czasie mu się udało.

 

Po nawiązaniu kontaktu z Rączką działalność organizacji AK „Zawisza” nabrała wyraźnego tempa. Zgromadzono pistolety „Parabellum”, „Nagan” i „Barettę”, kilkaset sztuk amunicji, wykonano bardzo dużą ilość ulotek i utworzono siec kilkunastu placówek m. in. w Pudliszkach, Żychlewie, Krobi, Bojanowie i Sułkowicach. W połowie 1949 roku liczebność organizacji sięgnęła 50 osób.

 

Znajomość Rączki z Czesławem Maciejewskim dała temu pierwszemu okazję do rozszerzenia działalności organizacji na odcinku kolportażu o teren powiatu jarocińskiego. Maciejewski po powrocie do Żerkowa w czerwcu 1949 roku skontaktował się ze swoimi kolegami z Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży Marianem Budaszem, Bronisławem Rojewskim i Edwardem Piotrowskim i zaproponował im utworzenie antykomunistycznej organizacji młodzieżowej na terenie Żerkowa, na co oni ustnie wyrazili zgodę. Jak później ustaliła bezpieka nie było żadnej zależności organizacyjnej miedzy AK „Zawisza”, a Armią Krajową w Żerkowie.

 

Jeszcze będąc w Głogowie i rozmawiając z Marianem Rączką, Maciejewski otrzymał od niego blisko 60 sztuk ulotek, które po powrocie do Żerkowa ukrył na strychu u swojej babci Katarzyny Maciejewskiej. Nosiły one tytuły: „Państwo a Kościół”, „Polacy w imię Wiary i Ojczyzny”, „Bracia Polacy” oraz „Zdrajcy Ojczyzny i mordercy Katynia”.

 

„Białą Różę”, będącą jeszcze w trakcie wstępnej organizacji tworzyli wówczas: przywódca Czesław Maciejewski (20 lat), Marian Budasz (19 lat), Edward Piotrowski (19 lat) i Bronisław Rojewski (18 lat). Współpracowali z nimi Henryk Adamczak (20 lat), Czesław Kowalczyk (32 lata) oraz Wincenty Jackowiak ( 24 lata), wszyscy mieszkańcy gminy Żerków. Byli to w większości członkowie Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży prowadzonego przez ks. Zbigniewa Polanowskiego, negatywnie ustosunkowani do przemian zachodzących w kraju. Warto na marginesie wspomnieć, że w materiałach UB, przesłuchaniach, sprawozdaniach i raportach nigdzie nie pojawia się nazwa organizacji „Biała Róża”. Posługiwali się ją byli jej członkowie w swoich późniejszych wspomnieniach i wywiadach. Według dokumentów bezpieki Cz. Maciejewski założył po prostu Armię Krajową.

 

Rysunek znaleziony u Maciejewskiego, fot. IPNGłównym zadaniem nowych członków była akcja propagandowa polegająca na rozrzucaniu i naklejaniu ulotek o treści antykomunistycznej otrzymanych od Mariana Rączki, a także zrywanie propagandowych afiszy władz. Oprócz Maciejewskiego ulotki przechowywał  również H. Adamczak (2 szt.) oraz C. Kowalczyk. Pierwsza i jak się później okazało ostatnia akcja ulotkowa rozpoczęła się w nocy z 8/9 października 1949 roku od naklejenia przez Maciejewskiego i Piotrowskiego ulotek na kasie biletowej, oraz głównej bramie łazienek miejskich w Żerkowie, a także stodołach przy drodze z Żerkowa do Ziółkowa i z Żerkowa do Bieździadowa. Rozwieszone wówczas ulotki (8 sztuk) dotyczyły relacji Państwo – Kościół.

 

Od czerwca do października 1949 roku, w Żerkowie Czesław Maciejewski werbował nowych członków i organizował „Białą Różę”. Nie przeprowadzał w tym czasie żadnych akcji o charakterze antykomunistycznym. Wtedy właśnie na trop AK „Zawisza” z Krobi wpadło UB z Gostynia. Było to już w czerwcu 1949 roku. W lipcu tego samego roku w UB zaistniała pilna konieczność zlikwidowania „Zawiszy”. Między 23 lipca a 6 sierpnia aresztowani zostali praktycznie wszyscy członkowie organizacji z Marianem Rączką na czele, u którego zarekwirowano również pokaźną ilość ulotek, tych samych które przekazał wcześniej Maciejewskiemu. Większość wówczas aresztowanych członków organizacji Wojskowy Sąd Rejonowy w Poznaniu skazał w późniejszych procesach na kary kilkuletniego więzienia.

 

W trakcie śledztwa przeciwko członkom AK „Zawisza” z Krobi uzyskano informację operacyjną tzw. wyjście operacyjne na Czesława Maciejewskiego z Żerkowa. Informację ten otrzymał WUBP w Poznaniu i przekazał ją do UB w Jarocinie, który jak wynika z akt sprawy nie zrobił za wiele by tę sprawę wyjaśnić. Dopiero kolportaż ulotek w nocy z 8/9 października 1949 roku spowodował, że PUBP w Jarocinie wszczął na tę okoliczność śledztwo.

 

19 października 1949 roku funkcjonariusze PUBP aresztowali Czesława Maciejewskiego. W wyniku przeprowadzonej u niego rewizji zarekwirowano 56 ulotek oraz 43 egzemplarze rysunków o treści antyradzieckiej. Stwierdzono w raporcie UB, że „zakwestionowany materiał propagandowy w swej treści szkalował ustrój Polski Ludowej, godził w sojusz ze Związkiem Radzieckim oraz zawierał szereg fałszywych wiadomości mogących wyrządzić istotną szkodę interesowi Państwa Polskiego, bądź obniżyć powagę jego naczelnych organów”. Tego samego dnia aresztowano kolejnych członków i współpracowników w osobach B. Rojewskiego i C. Kowalczyka. Dzień później „wpadli” H. Adamczak, W. Jackowiak, M. Budasz i E. Piotrowski.

 

Śledztwo prowadził chorąży Adam Gancarczyk młody funkcjonariusz śledczy jarocińskiej bezpieki. On przesłuchiwał wszystkich podejrzanych, doprowadzał do ich upokarzających konfrontacji w UB i sporządził akt oskarżenia, który liczył aż 8 stron. Pomagał mu funkcjonariusz UB Stanisław Bobowicz. Śledztwo przeciwko członkom „Białej Róży” trwało od 20 października 1949 roku do 21 lutego 1950 roku. Jak ustalił w 2001 roku Instytut Pamięci Narodowej w Łodzi, wówczas oskarżony Adam G., znęcał się fizycznie i moralnie nad osadzonymi w jarocińskim areszcie członkami „Białej Róży”.

 

Rozprawa przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Poznaniu odbyła się 13 kwietnia 1950 r. na sesji wyjazdowej w Jarocinie. Zważywszy na skalę popełnionych czynów (naklejenie 8 sztuk ulotek oraz wstępna faza rozwoju organizacji), zapadły bardzo surowe wyroki. Czesław Maciejewski otrzymał 9 lat pozbawienia wolności oraz utratę praw publicznych i obywatelskich na okres 5 lat. Wyszedł warunkowo na wolność 5 marca 1954 roku. Dokładnie rok po śmierci Stalina. Marian Budasz został skazany na 6 lat więzienia, Edward Piotrowski na 6 lat, Bronisław Rojewski na 5 lat, Henryk Adamczak na 5 lat, Czesław Kowalczyk na 5 lat oraz Wincenty Jackowiak na 1 rok i 8 miesięcy. Wszyscy skazani oprócz W. Jackowiaka wyszli na wolność w 1953 roku.

 

 

 

Organizacja młodzieżowa „Biały Orzeł”

 

Pierwsza strona akt dot. organizacji Orzeł Biały, fot. IPNW maju 1951 roku kilku młodzieńców z okolic Ostrowa Wielkopolskiego utworzyło młodzieżową antykomunistyczną organizację „Biały Orzeł”. W lipcu tego samego roku sprecyzowano cele organizacji polegające na działalności propagandowej, kolportowaniu ulotek, pisaniu haseł antykomunistycznych na murach, wysyłaniu anonimów z pogróżkami do co gorliwszych utrwalaczy władzy ludowej oraz gromadzeniu broni.

 

W początkowym okresie przywódcą organizacji został Kazimierz Kurzawski ps. „Wilk”, uczeń Szkoły Zawodowej w Ostrowie Wielkopolskim. Organizacja liczyła 10 członków działających na terenie Ostrowa Wielkopolskiego i Zacharzewa oraz trzech współpracowników z Zalesia w powiecie jarocińskim.

 

Członkowie organizacji dokonali kilkunastu akcji o charakterze antypaństwowym. Polegało to głównie na malowaniu na murach na terenie Ostrowa treści o charakterze antykomunistycznym oraz wysyłaniu pogróżek, m. in. do Szefa PUBP w Ostrowie Wlkp. W sierpniu 1951 r. UB w Ostrowie podjął działania zmierzające do ustalenia sprawców pojawiających się coraz częściej w mieście haseł szkalujący ustrój Polski Ludowej i podważający sojusz z ZSRR. Ze środowiska Kurzawskiego zawerbowano tajnego współpracownika o ps. „Franek”, który doskonale wiedział o istnieniu organizacji „Biały Orzeł”. W listopadzie 1951 r. rozpracowanie organizacji przejął WUBP w Poznaniu, który rozpoczął grę operacyjną z kolejnym tajnym współpracownikiem o pseudonimie „Samotny”. Agent w krótkim czasie zdobył pełne zaufanie Kurzawskiego oraz zebrał pełnowartościowe dowody na istnienie tajnej organizacji. Ustalił skład osobowy, zakres działalności oraz środki jakimi posługiwała się grupa.

 

Na podstawie uzyskanych informacji 7 grudnia 1951 roku przystąpiono do aresztowań pierwszych sześciu członków „Białego Orła”. Do aresztu w krótkim czasie trafiło również trzech domniemanych współpracowników organizacji z Zalesia pow. Jarocin. Byli to aresztowani 3 stycznia 1952 roku Jan Musielak (21 lat) i Marian Pachciarz (19 lat) oraz zatrzymany dwa dni później Kazimierz Chwiłkowski (19 lat).

 

Początki związków konspiratorów „Białego Orła” z młodzieńcami z Zalesia sięgają lipca 1951 roku, kiedy to siedemnastoletni wówczas Kazimierz Gabryszak, jeden z liderów „Białego Orła” przebywał na letnich wakacjach w Zalesiu. Doszło wtedy do spotkania między nim a Janem Musielakiem, podczas którego Gabryszak wyjawił Musielakowi członkostwo w tajnej organizacji antykomunistycznej. Zaproponował mu też wstąpienie w szeregi młodzieżowej konspiracji, na co ten wstępnie wyraził zgodę. Jego pierwszym zadaniem miało być wskazanie kandydatów do organizacji. W krótkim czasie z Gabryszakiem spotkali się również dwaj młodsi koledzy Musielaka – Marian Pachciarz oraz Kazimierz Chwiłkowski. Do kolejnego spotkania między nimi doszło we wrześniu 1951 roku. W tym czasie nie podejmowali oni żadnych działań skierowanych przeciwko władzy.

 

Śledztwo przeciwko członkom i współpracownikom „Białego Orła” prowadził Wojewódzki Urząd Bezpieczeństwa Publicznego w Poznaniu. Wkrótce zaczęły się aresztowania. Ślad w końcu zaprowadził funkcjonariuszy UB również do Zalesia. W czasie przesłuchań wszyscy trzej oskarżeni przyznali się do tego, że wiedzieli o istnieniu tajnej organizacji i nie poinformowali o tym UB, ale zaprzeczali, że brali czynny udział w jej pracach.

 

Proces J. Musielaka, M. Pachciarza i K. Chwiłkowskiego rozpoczął się 21 marca 1952 roku przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Poznaniu, dwa miesiące wcześniej niż właściwy proces członków organizacji „Biały Orzeł”. Wszyscy oskarżeni na rozprawie podtrzymywali, że wiedzieli o istnieniu konspiracji w Ostrowie Wlkp., ale nie poinformowali o tym odpowiednich władz bezpieczeństwa. Próbowali tez odwoływać swoje zeznania złożone podczas śledztwa w UB. Sąd nie dał jednak im wiary. Wyrok w ich sprawie zapadł 24 marca. Jan Musielak został skazany na 2 lata więzienia, a M. Pachciarz i K. Chwiłkowski na 8 miesięcy pozbawienia wolności. W uzasadnieniu sędzia WSR por. Antoni Cieślak uznał,„że oskarżeni od początku przyjęli taktykę osłabiania stawianych im zarzutów. Dlatego za podstawę orzekania o winie oskarżonych przyjąć należy ich wyjaśnienie ze śledztwa, jako bardziej wiarygodne i znajdujące potwierdzenie w wyjaśnieniach świadka Gabryszaka”.

 

 

 

Tajemniczy czerwony afisz W imieniu Rzeczypospolitej Polskiej ...

 

W zbiorach Muzeum Regionalnego w Jarocinie znajduje się charakterystyczny czerwony afisz informujący o wykonaniu w 1946 roku wyroku śmierci na Józefie Rosadzie oraz Stanisławie Pawlaku, a także o zamienieniu przez Bieruta orzeczonej kary śmierci wobec Henryka Janickiego na 15 lat więzienia. W ramach cyklu Zapis czasu grozy drukowanego w 1996 roku na łamach „Gazety Jarocińskiej”, zagadkę tajemniczej śmierci dwójki osób próbował rozwiązać Piotr Marchwiak. Wtedy, z uwagi na niedostępność jeszcze byłych akt Urzędu Bezpieczeństwa, nie udało się do końca tego zrobić. Dzisiaj, dzięki dotarciu do nowych źródeł możemy z całą pewnością tę zagadkę rozwiązać. Kim byli Józef Rosada, Stanisław Pawlak i Henryk Janicki, skazani przez Sąd Doraźny w Ostrowie Wielkopolskim na karę śmierci? Wyjaśniają to poniższe krótkie biogramy. Warto na marginesie tylko wspomnieć, że karę śmierci wykonano 24 maja 1946 roku, a nie jak napisano na symbolicznym nagrobku znajdującym się do dnia dzisiejszego na jarocińskim cmentarzu 14 maja 1946 r.

 

 

Kapral Stanisław Pawlak ps. „Sokół” (ur. 19.10.1923 r. w Kruczynie). 20 kwietnia 1945 r. został powołany przez Rejonową Komendę Uzupełnień w Kaliszu do wojska do 28 pułku piechoty w Łańcucie, z którego w listopadzie 1945 r. zdezerterował. Od listopada do grudnia 1945 r. był żołnierzem oddziału Gedymina Rogińskiego ps. „Dzielny”. Brał m. in. udział w ataku na posterunek MO w Szymanowicach 18 grudnia 1945 r., był przy porwaniu referentów UB z Jarocina Kordusa i Tomaszczaka . W grudniu 1945 r. razem z Henrykiem Janickim ps. „Wilk” odłączył się z niewiadomych powodów od oddziału w okolicach Zalesia i zaczął ukrywać się w Miłoszycach pow. Oleśnica i Kruczynie gm. Nowe Miasto pow. Jarocin. (Powodem opuszczenia oddziału mógł być m. in. okres zimowy).

 

Protokół wykonania kary śmierci na Stanisławie Pawlaku, fot. IPNZostał aresztowany w miejscu zamieszkania w Kruczynie 20 kwietnia 1946 r. na podstawie doniesienia tajnego współpracownika UB o ps. „Czarny”. W wyniku przeprowadzonej akcji został ujęty przez pięciu funkcjonariuszy MO w Nowym Mieście i doprowadzony do PUBP w Jarocinie. Wyrokiem Sądu Okręgowego w Ostrowie Wielkopolskim Wydział do Spraw Doraźnych, na Sesji Wyjazdowej w Jarocinie z dnia 29 kwietnia 1946 r. został skazany na karę śmierci. Wyrok wykonano przez rozstrzelanie w Jarocinie 24 maja 1946 r. o godz. 12.15 w sąsiedztwie cmentarza katolickiego.

 

 

 

Henryk Janicki ps. „Kuczer”, „Wilk” (ur. 07.07.1925 r. w Rogusku). W miesiącach listopad – grudzień był członkiem oddziału Gedymina Rogińskiego ps. „Dzielny” z którym brał udział w wielu akcjach, m. in. w ataku na posterunek MO w Pyzdrach oraz w Dolsku oraz był obecny przy śmierci Józefa Kordusa, funkcjonariusza UB z Jarocina. W grudniu 1945 roku razem ze Stanisławem Pawlakiem odłączył się od oddziału i zaczął ukrywać się u swoich rodziców w Rogusku, przechowując tam zakopany i dobrze zakonserwowany karabin Mauser. Aresztowany, dzięki doniesieniom agentów przez MO w Nowym Mieście 26 marca 1946 roku. Skazany wyrokiem Sądu Okręgowego w Ostrowie Wielkopolskim Wydział do Spraw Doraźnych, na Sesji Wyjazdowej w Jarocinie z dnia 29 kwietnia 1946 r. na karę śmierci. Bierut skorzystał z prawa łaski, zamieniając karę śmierci na 15 lat więzienia. Wypuszczony na wolność w 1954 roku. Po wyjściu z więzienia inwigilowany w ramach sprawy ewidencyjno – obserwacyjnej krypt. „Rolnik”.

 

Józef Rosada ps. „Sokół” (ur. 08.02.1924 r. w Szkudli). Był członkiem i nieformalnym przywódcą od grudnia 1945 r. do lutego 1946 r. grupy o nazwie „Partyzanci”, która dokonała kilku napadów na terenie pow. jarocińskiego. Członkami oddziału w początkowym okresie byli również bracia Dolatowie Walerian i Tadeusz oraz pochodzący z Lenartowic Leon Ciupak. Rosada został zatrzymany przypadkowo 3 lutego 1946 roku w Szkudli, przez patrolujących okolice milicjantów z Pleszewa. Dowiedziawszy się o tym, na teren województwa lubelskiego uciekli pozostali członkowie grupy, wstępując do oddziałów mjr. Hieronima Dekutowskiego „Zapory”. Sprawę Józefa Rosady prowadził Prokurator Sądu Doraźnego. W trakcie śledztwa przyznał się podczas jednego z przesłuchań, że był żołnierzem bliżej nieznanego „Huragana”. Ta informacja wymaga jednak pogłębionej kwerendy źródłowej, ponieważ nie ma oparcia w innych zeznaniach. Przynależność do oddziału „Huragana” była głównym powodem skazania go na karę śmierci. Została ona wykonana w Jarocinie 24 maja 1946 roku. Zwłoki J. Rosady i S. Pawlaka zostały przerzucone przez płot cmentarza w Jarocinie i tam pozostawione.

 

Powyższy artykuł nie wyczerpuje tak szerokiego zagadnienia jakim jest konspiracja niepodległościowa na terenie powiatu jarocińskiego. Mieszkańcy Jarocina, Witaszyc, a także Jaraczewa oraz innych wsi i miejscowości angażowali się w szereg inicjatyw niepodległościowych na terenie całej Polski. Często robili to w zaciszu swojego własnego domu. Każdy walczył o wolną Polskę na tyle na ile umiał, na tyle na ile starczało mu odwagi. Strach o najbliższych, o siebie był w tych czasach czymś zupełnie naturalnym. Warto tym bardziej w tym miejscu wspomnieć o odważnych młodych członkach Polskiej Podziemnej Organizacji Wojskowej z Witaszyc, o szeregu cichych konspiratorach w osobach Majerowicza, Hebanowskiego, Świerkowskiego, członkach Polskiego Stronnictwa Ludowego, młodych harcerzach, członkach Katolickich Stowarzyszeń Młodzieży, mieszkańcach wsi opierających się wobec obowiązkowym świadczeniom rzeczowym i 80% zwykłych mieszkańców powiatu, którzy w referendum w 1946 r. wrzucili do urn kartki z zakreślonym „NIE”.

 

 

 

 

 

 

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama