Jakubów pod Grójcem
Listopadowa środa jest rześka ale słoneczna, więc 275 kilometrów jazdy samochodem mija mi przyjemnie. Dzisiaj mam do nagrania (wraz z operatorem Michałem) reportaż o jabłkach grójeckich. Naszym bohaterem jest Tomasz Wojtczak. Sad pana Tomka znajduje się w Jakubowie pod Grójcem. Gdy dojeżdżamy widzimy okazały dom, z którego wychodzi pani Dorota Wojtczak informując, że mąż jest w chłodni. Idziemy zatem w wyznaczonym kierunku, mijając dom rodzinny pana Tomasza, w którym nadal mieszka jego ojciec – pan Tadeusz Wojtczak. W Jarocinie znany lepiej jako “Pan od jabłek”. Bohater naszego reportażu porusza się wózkiem widłowym po chłodni niczym baletnica po scenie. Zgrabnie ustawia skrzynię na skrzyni i spiętrza na wysokość, która przyprawia o zawrót głowy. Do tego jeszcze ten wszechobecny zapach świeżych jabłek… Gospodarz zeskakuje z wózka widłowego jak młody bóg. Podbiega do nas z uśmiechem, jakby witał starych przyjaciół. Mam wrażenie, że znamy się od zawsze. - Zaraz zabiorę was do sadu. Chcemy jechać tam platformą samojezdną? - pyta a ja cieszę się na przejażdżkę pojazdem, którego jeszcze moje oczy nie widziały. Platforma jest żółta i naprawdę jedzie bez potrzeby podczepiania jej pod ciągnik. Na urządzeniu góra pustych skrzynek. Mijamy piękny staw, u którego brzegu stoi łódka a z boku widać małą przystań. Romantyczność tego miejsca, to tylko jeden aspekt: - Często czerpiemy z niego wodę do podlewania drzew – tłumaczy sadownik a ja dedukuję, że może w tym podlewaniu tkwi soczystość jabłek pana Tomka.reklama
Ostatni dzień zbiorów
Zza zakrętu wyłaniają się drzewa owocowe. Coś mi w nich nie pasuje i przypomina surrealistyczny obraz Salwadora Dali. - Ale te drzewa nie mają liści! - wykrzykuję do naszego kierowcy a on wyjaśnia: - Tak. Dzisiaj mamy ostatni dzień zbiorów. To taka późna odmiana jabłek. Teraz dopiero zdaję sobie sprawę ze szczęścia jakiego doświadczamy – gdybyśmy przyjechali tutaj jutro, na drzewach nie byłoby nie tylko liści ale i jabłek również. Naszym oczom ukazują się długie rzędy drzew. Jedziemy między nimi, ocierając się o jabłka jak z bajki: dorodne, czerwone i zgrabne. Wiszą jedno przy drugim na uginających się pod ich ciężarem gałęziach. Na tle idealnie błękitnego nieba, mienią się w jesiennym słońcu kolorem szlachetnego rubinu. Zrywam jedno z nich, wycieram symbolicznie w rękaw i kosztuję. Odgłos ich kruchości pieści moje uszy, sok spływa obficie po brodzie, a zimny zapach kręci w nosie. Tak smakuje szczęście!reklama
10 hektarów i 20 odmian
Pan Tomek gospodaruje ogółem na 10 hektarach ale staw i obejście gospodarskie zajmują po hektarze, więc na sady zostaje równe 8 hektarów. Gdy pytam o odmiany jabłek, wymienia 20 nazw jak litanię: gala, redchief, jonagored, jonaprince, goldendelicis, elstar, koksa pomarańczowa, topaz, ligol, honeycrisp, złota reneta, eliza, lobo, cortland, florina, gloster, champion, rubin i rajka. Sadem zajmuje się od ponad 20 lat. Początkowo gospodarstwo było konwencjonalne ale od 6 lat jest ekologiczne z certyfikatem. Czy z tego można żyć? - Tak, ale w dużej mierze dlatego, że cały detal sprzedaję w Jarocinie. W tym roku w skupie za kilogram ekologicznych jabłek można dostać 1,20 – 1,30 zł ale wcześniejsze lata były makabryczne, bo ekologiczne były po 0,60 – 0,70 zł a konwencjonalne tylko o 5 groszy tańsze. Gdzie konwencjonaliści mogą zebrać ok. 60 ton z hektara a my w ekologii ok. 30 ton - wylicza pan Tomasz. W Jarocinie jabłka klasy premium sprzedaje po 2,50 a zwykłej jakości po 2 zł. Do tego jeszcze można u niego kupić sok jabłkowy, na który składają się jowoce z kilku gatunków, które są w danym dniu do dyspozycji. Worek 5-litrowy kosztuje 20 zł a jego przydatność do spożycia wynosi 6 miesięcy. Po otwarciu opakowania mamy 30 dni na jego wypicie. Jabłka składowane są w chłodniach i mogą w nich leżakować aż do czerwca. Wszystko dzięki temu, że z pomieszczeń wysysany jest tlen. Gdy wchodzimy do jednej z nich, w twarz bucha zimne powietrze o temperaturze ok. plus 1 stopnia. Unoszący się w powietrzu zapach, jest tak intensywny, że kręci mi się w głowie. Dziwne, że jeszcze nikt nie wpadł na pomysł, aby wykreować perfum o tej właśnie nucie zapachowej.
Żona Dorota i dwóch synów
Tomasz Wojtczak jest mężem pani Doroty i ojcem dwóch synów – 26-letniego Bartka i 13-letniego Filipa (który zjada 3 kg jabłek dziennie). Gdy pytam panią Dorotę, czy jest również od czasu do czasu w sadzie, odpowiada: - W sezonie jestem praktycznie od rana do wieczora. Zrywam jabłka i jeżdżę ciągnikiem równo z innymi. Małżeństwem są ponad 26 lat. Jak to jest mieć za małżonka tak zapracowanego człowieka? - Nieraz jest ciężko. Często wyjeżdża do Jarocina a wtedy dużo obowiązków przechodzi na mnie. No ale wiem, że musi wyjeżdżać do Jarocina… - mówi pani Dorota a gdy zapewniam ją, że Jarocin kocha jej męża, dodaje: - Tak, wiem. Często przywozi stamtąd smakołyki, które dostaje a wczoraj to nawet odwiedziły nas dwie mieszkanki Jarocina i mówiły, że są zachwycone naszymi jabłkami. Ludzie często dzwonią do Tomka, pytają jak się czuje, kiedy przyjedzie. Pomimo zapracowania pani Dorota zaprasza nas na obiad. Przechodzimy przez jasny i przytulny salon do jasnej i przytulnej jadalni. Na stole parują gorące dania. Siadamy i jemy aż nam się uszy trzęsą. Mało tego – na deser czeka na nas (jakże mogłoby być inaczej!) szarlotka. Dzisiaj jest środa, w którą pan Tomek planował być w Jarocinie ale ze względu na nasze nagranie przesunął wyjazd o jeden dzień, czyli na czwartek. Informację o tym rozesłał do 200 Jarociniaków, ale i tak jego telefon dzwoni niemal bez przerwy. Nasz bohater przerywa regularnie nasze nagranie i ze stoickim spokojem odpowiada: - Nie, dzisiaj mnie nie ma. Przyjadę w czwartek i piątek. To się nazywa mieć klub fanów!reklama
Rodzice pana Tomka
Sad prowadzony jest w drugim pokoleniu, choć nie w tej wielkości jak obecnie. Pana Tadeusza Wojtczaka spotykamy między szpalerem jabłoni. Kieruje ciągnikiem z przyczepą, z której młode kobiety zrywają jabłka. Na pogodnej twarzy pana Tadeusza widnieją tylko i wyłącznie delikatne zmarszczki śmiechu. Mówi, że w lipcu skończył 75 lat a ja patrząc na niego myślę, że dobrze się trzyma. Może to przez te wiszące na drzewach witaminy? Pytam, czy lubi jeść jabłka a on odpowiada: - Jabłka? Bardzo! Jem je prawie bez przerwy, bo jestem urodzony w jabłkach - odpowiada z uśmiechem. Gospodarstwo przejął po swoich rodzicach na początku lat 70-tych. Wtedy oprócz drzew owocowych były tutaj również świnie. Dzisiaj jedynymi zwierzętami jest jamniczka Lusia i jej kumpel - kundelkowaty Ferdek. Pytam pana Tadeusza, czego mogę mu życzyć a on na to z serdecznym śmiechem: - Mnie?... Tylko zdrowia! Wskakuje na siedzenie ciągnika i znika między szpalerami jabłonek. Mama pana Tomka Zofia była wyjątkowo dobrą kobietą. Zmarła 2 lata temu. Co miała, tym dzieliła się z innymi. - Niech pani zobaczy... Tu są ostatnie słoiki jej zapraw: konfitury, soki, kompoty. W sezonie ślęczała nad nimi, aby mieć czym obdarowywać innych – opowiada nasz pan od jabłek. Również my nie wyjeżdżamy z Jakubowa z pustą ręką - skrzynka jabłek ledwo mieści się do bagażnika.reklama
Bułki od Gurzyńskiego
Dzień w Jarocinie trwa często od 6.00 rano do 20.00 wieczorem. - Jarocin podtrzymuje mnie na duchu! - przyznaje pan Tomek i opowiada o początku swojej 10-letniej przyjaźni z naszym miastem: - To były ciężkie czasy dla sadowników. Wracałem z Niemiec, gdzie dostarczałem jabłka koledze na sprzedaż. Późnym wieczorem przejeżdżałem przez Jarocin i zobaczyłem piekarnię Gurzyńskiego a w niej apetyczne bułki. Kupiłem kilka i jedząc je rozglądałem się wokoło – dzisiaj wiem, że było to na skrzyżowaniu Niepodległości i Moniuszki. Pomyślałem, że fajnie tu jest i że dobrze byłoby tu wrócić. Tak się zaczęło i tak już zostało.Panie Tomku, dziękujemy za gościnność i do zobaczenia już niebawem w Jarocinie!
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.