Co robi słynny "Pan z Jabłkami"? Odwiedziliśmy jego niezwykły sad! [ZOBACZ ZDJĘCIA]

Opublikowano:
Autor: Anna Malinowski

Co robi słynny "Pan z Jabłkami"? Odwiedziliśmy jego niezwykły sad! [ZOBACZ ZDJĘCIA] - Zdjęcie główne
Autor: Anna Malinowski | Opis: Co robi słynny "Pan z Jabłkami"? Odwiedziliśmy jego niezwykły sad! [ZOBACZ ZDJĘCIA]
Zobacz
galerię
8
zdjęć

reklama
Udostępnij na:
Facebook
WiadomościPan od jabłek to Tomasz Wojtczak. Nie jest jarociniakiem, ale znany jest lepiej niż niejeden z mieszkańców naszego miasta. Jest u nas stałym i wyczekiwanym gościem. Dlaczego upodobał sobie Jarocin? Z czym przyjeżdża do nas? Gdzie mieszka na stałe i gdzie rosną jabłka, którymi zachwycają się nasi mieszkańcy?... Gdy pojechałam do niego na nagranie reportażu, miałam poczucie, że odwiedzam rodzinę.
reklama

Jakubów pod Grójcem

Listopadowa środa jest rześka ale słoneczna, więc 275 kilometrów jazdy samochodem mija mi przyjemnie. Dzisiaj mam do nagrania (wraz z operatorem Michałem) reportaż o jabłkach grójeckich. Naszym bohaterem jest Tomasz Wojtczak.  Sad pana Tomka znajduje się w Jakubowie pod Grójcem. Gdy dojeżdżamy widzimy okazały dom, z którego wychodzi pani Dorota Wojtczak informując, że mąż jest w chłodni. Idziemy zatem w wyznaczonym kierunku, mijając dom rodzinny pana Tomasza, w którym nadal mieszka jego ojciec – pan Tadeusz Wojtczak. W Jarocinie znany lepiej jako “Pan od jabłek”.  Bohater naszego reportażu porusza się wózkiem widłowym po chłodni niczym baletnica po scenie. Zgrabnie ustawia skrzynię na skrzyni i spiętrza na wysokość, która przyprawia o zawrót głowy. Do tego jeszcze ten wszechobecny zapach świeżych jabłek… Gospodarz zeskakuje z wózka widłowego jak młody bóg. Podbiega do nas z uśmiechem, jakby witał starych przyjaciół. Mam wrażenie, że znamy się od zawsze. - Zaraz zabiorę was do sadu. Chcemy jechać tam platformą samojezdną? - pyta a ja cieszę się na przejażdżkę pojazdem, którego jeszcze moje oczy nie widziały. Platforma jest żółta i naprawdę jedzie bez potrzeby podczepiania jej pod ciągnik. Na urządzeniu góra pustych skrzynek. Mijamy piękny staw, u którego brzegu stoi łódka a z boku widać małą przystań. Romantyczność tego miejsca, to tylko jeden aspekt: - Często czerpiemy z niego wodę do podlewania drzew – tłumaczy sadownik a ja dedukuję, że może w tym podlewaniu tkwi soczystość jabłek pana Tomka.

reklama

Ostatni dzień zbiorów

Zza zakrętu wyłaniają się drzewa owocowe. Coś mi w nich nie pasuje i przypomina surrealistyczny obraz Salwadora Dali. - Ale te drzewa nie mają liści! - wykrzykuję do naszego kierowcy a on wyjaśnia: - Tak. Dzisiaj mamy ostatni dzień zbiorów. To taka późna odmiana jabłek. Teraz dopiero zdaję sobie sprawę ze szczęścia jakiego doświadczamy – gdybyśmy przyjechali tutaj jutro, na drzewach nie byłoby nie tylko liści ale i jabłek również. Naszym oczom ukazują się długie rzędy drzew. Jedziemy między nimi, ocierając się o jabłka jak z bajki: dorodne, czerwone i zgrabne. Wiszą jedno przy drugim na uginających się pod ich ciężarem gałęziach. Na tle idealnie błękitnego nieba, mienią się w jesiennym słońcu kolorem szlachetnego rubinu. Zrywam jedno z nich, wycieram symbolicznie w rękaw i kosztuję. Odgłos ich kruchości pieści moje uszy, sok spływa obficie po brodzie, a zimny zapach kręci w nosie. Tak smakuje szczęście!

reklama

10 hektarów i 20 odmian

Pan Tomek gospodaruje ogółem na 10 hektarach ale staw i obejście gospodarskie zajmują po hektarze, więc na sady zostaje równe 8 hektarów. Gdy pytam o odmiany jabłek, wymienia 20 nazw jak litanię: gala, redchief, jonagored, jonaprince, goldendelicis, elstar, koksa pomarańczowa, topaz, ligol, honeycrisp, złota reneta, eliza, lobo, cortland, florina, gloster, champion, rubin i rajka. Sadem zajmuje się od ponad 20 lat. Początkowo gospodarstwo było konwencjonalne ale od 6 lat jest ekologiczne z certyfikatem. Czy z tego można żyć? - Tak, ale w dużej mierze dlatego, że cały detal sprzedaję w Jarocinie. W tym roku w skupie za kilogram ekologicznych jabłek można dostać 1,20 – 1,30 zł ale wcześniejsze lata były makabryczne, bo ekologiczne były po 0,60 – 0,70 zł a konwencjonalne tylko o 5 groszy tańsze. Gdzie konwencjonaliści mogą zebrać ok. 60 ton z hektara a my w ekologii ok. 30 ton - wylicza pan Tomasz. W Jarocinie jabłka klasy premium sprzedaje po 2,50 a zwykłej jakości po 2 zł. Do tego jeszcze można u niego kupić sok jabłkowy, na który składają się jowoce z kilku gatunków, które są w danym dniu do dyspozycji. Worek 5-litrowy kosztuje 20 zł a jego przydatność do spożycia wynosi 6 miesięcy. Po otwarciu opakowania mamy 30 dni na jego wypicie. Jabłka składowane są w chłodniach i mogą w nich leżakować aż do czerwca. Wszystko dzięki temu, że z pomieszczeń wysysany jest tlen. Gdy wchodzimy do jednej z nich, w twarz bucha zimne powietrze o temperaturze ok. plus 1 stopnia. Unoszący się w powietrzu zapach, jest tak intensywny, że kręci mi się w głowie. Dziwne, że jeszcze nikt nie wpadł na pomysł, aby wykreować perfum o tej właśnie nucie zapachowej.

Żona Dorota i dwóch synów

Tomasz Wojtczak jest mężem pani Doroty i ojcem dwóch synów – 26-letniego Bartka i 13-letniego Filipa (który zjada 3 kg jabłek dziennie). Gdy pytam panią Dorotę, czy jest również od czasu do czasu w sadzie, odpowiada: - W sezonie jestem praktycznie od rana do wieczora. Zrywam jabłka i jeżdżę ciągnikiem równo z innymi.  Małżeństwem są ponad 26 lat. Jak to jest mieć za małżonka tak zapracowanego człowieka? - Nieraz jest ciężko. Często wyjeżdża do Jarocina a wtedy dużo obowiązków przechodzi na mnie. No ale wiem, że musi wyjeżdżać do Jarocina… - mówi pani Dorota a gdy zapewniam ją, że Jarocin kocha jej męża, dodaje: - Tak, wiem. Często przywozi stamtąd smakołyki, które dostaje a wczoraj to nawet odwiedziły nas dwie mieszkanki Jarocina i mówiły, że są zachwycone naszymi jabłkami. Ludzie często dzwonią do Tomka, pytają jak się czuje, kiedy przyjedzie. Pomimo zapracowania pani Dorota zaprasza nas na obiad. Przechodzimy przez jasny i przytulny salon do jasnej i przytulnej jadalni. Na stole parują gorące dania. Siadamy i jemy aż nam się uszy trzęsą. Mało tego – na deser czeka na nas (jakże mogłoby być inaczej!) szarlotka. Dzisiaj jest środa, w którą pan Tomek planował być w Jarocinie ale ze względu na nasze nagranie przesunął wyjazd o jeden dzień, czyli na czwartek. Informację o tym rozesłał do 200 Jarociniaków, ale i tak jego telefon dzwoni niemal bez przerwy. Nasz bohater przerywa regularnie nasze nagranie i ze stoickim spokojem odpowiada: - Nie, dzisiaj mnie nie ma. Przyjadę w czwartek i piątek. To się nazywa mieć klub fanów!

reklama

Rodzice pana Tomka

Sad prowadzony jest w drugim pokoleniu, choć nie w tej wielkości jak obecnie. Pana Tadeusza Wojtczaka spotykamy między szpalerem jabłoni. Kieruje ciągnikiem z przyczepą, z której młode kobiety zrywają jabłka. Na pogodnej twarzy pana Tadeusza widnieją tylko i wyłącznie delikatne zmarszczki śmiechu. Mówi, że w lipcu skończył 75 lat a ja patrząc na niego myślę, że dobrze się trzyma. Może to przez te wiszące na drzewach witaminy? Pytam, czy lubi jeść jabłka a on odpowiada: - Jabłka? Bardzo! Jem je prawie bez przerwy, bo jestem urodzony w jabłkach - odpowiada z uśmiechem. Gospodarstwo przejął po swoich rodzicach na początku lat 70-tych. Wtedy oprócz drzew owocowych były tutaj również świnie. Dzisiaj jedynymi zwierzętami jest jamniczka Lusia i jej kumpel - kundelkowaty Ferdek. Pytam pana Tadeusza, czego mogę mu życzyć a on na to z serdecznym śmiechem: - Mnie?... Tylko zdrowia! Wskakuje na siedzenie ciągnika i znika między szpalerami jabłonek. Mama pana Tomka Zofia była wyjątkowo dobrą kobietą. Zmarła 2 lata temu. Co miała, tym dzieliła się z innymi. - Niech pani zobaczy... Tu są ostatnie słoiki jej zapraw: konfitury, soki, kompoty. W sezonie ślęczała nad nimi, aby mieć czym obdarowywać innych – opowiada nasz pan od jabłek. Również my nie wyjeżdżamy z Jakubowa z pustą ręką - skrzynka jabłek ledwo mieści się do bagażnika.

reklama

Bułki od Gurzyńskiego

Dzień w Jarocinie trwa często od 6.00 rano do 20.00 wieczorem. - Jarocin podtrzymuje mnie na duchu! - przyznaje pan Tomek i opowiada o początku swojej 10-letniej przyjaźni z naszym miastem: - To były ciężkie czasy dla sadowników. Wracałem z Niemiec, gdzie dostarczałem jabłka koledze na sprzedaż. Późnym wieczorem przejeżdżałem przez Jarocin i zobaczyłem piekarnię Gurzyńskiego a w niej apetyczne bułki. Kupiłem kilka i jedząc je rozglądałem się wokoło – dzisiaj wiem, że było to na skrzyżowaniu Niepodległości i Moniuszki. Pomyślałem, że fajnie tu jest i że dobrze byłoby tu wrócić. Tak się zaczęło i tak już zostało.Panie Tomku, dziękujemy za gościnność i do zobaczenia już niebawem w Jarocinie!

WRÓĆ DO ARTYKUŁU
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
logo