Podcastu posłuchasz w materiale wideo powyżej. Poniżej prezentujemy najciekawsze fragmenty rozmowy.
Jaki to był dla was sezon?
Mateusz Gościniak: Rok wyjątkowy. Igor zakwalifikował się na igrzyska olimpijskie dzięki kwalifikacjom na Bahama, gdzie także wystartował. Później mistrzostwa Polski – drugie miejsca w seniorach, pierwsze w młodzieżowcach. Zwieńczeniem miały być te igrzyska olimpijskie - upragnione dla nas, upragnione myślę, że dla całego Jarocina, bo tak naprawdę pierwszy olimpijczyk z klubu jarocińskiego, a skończyło się jak się skończyło.
A jakie ty Igor masz odczucia?
Igor Bogaczyński: Dla mnie to był chyba najcięższy sezon, jaki miałem jak razie pod względem psychicznym i fizycznym. Nie powiem, że w kość trochę dostałem w tym sezonie - nie chce mówić od kogo (śmiech). Psychicznie też nie był to na pewno łatwy sezon. Bardzo wcześnie trzeba było zacząć starty i trzeba było być parę razy w formie. Nie powiem - były pewne komplikacje, spiny, dobre momenty, ale uważam, że ciężki sezon, taki najlepiej zapracowany - no można powiedzieć, udany.
Kiedy Wasze drogi się przecięły? W którym momencie trafiliście siebie i jak w ogóle do tego doszło, że zaczęliście ze sobą współpracować?
MG: Tak, jak powiedział Igor - tata go przysłał. Jego brat, Damian u nas trenował wcześniej, Igora przysłał tata i po nim było widać, że to jest indywidualista. Nie mówię, że on nie byłby dobrym piłkarzem, ale to jest człowiek stworzony do sportów indywidualnych. Tak to się zaczęło. Po nim było od razu widać, że ma to coś w sobie. Nie ukrywajmy, jednak te geny ma. Można powiedzieć, że u nich w rodzinie sport królował zawsze, więc myślę, że te geny są też bardzo ważne.
Jak odkryć talent, jakim jest Igor Bogaczyński?
MG: Dobry nos trenera (śmiech), ale tak naprawdę wiele czynników się na to składa. Mnie się wydaje, że tak naprawdę chodzi o taką synergię na linii zawodnik-trener. My spędzamy ze sobą bardzo długi okres – na obozach to tak naprawdę dwadzieścia cztery godziny na dobę, bo akurat na obozach staram się być perfekcjonistą, więc bardzo pilnuję tego wszystkiego. Myślę, że spędzamy czasami nawet za dużo czasu ze sobą. Czasami nie ukrywamy, że są zgrzyty między nami, ale to jest jak w starym dobrym małżeństwie - mówią, że jak nie ma zgrzytów, to już nie ma miłości, więc myślę, że te zgrzyty do czegoś służą. Moim zdaniem służą temu, żeby osiągnąć sukces, jakim w tym roku były igrzyska. Rok temu planowaliśmy, że na ten rok naszym głównym celem są igrzyska i zrealizowaliśmy to. Z roku na rok te nasze cele większe, mniejsze zawsze realizujemy. Tak naprawdę odpukać jakieś większe kontuzje się nie przytrafiły i w tym roku jakiś etap zakończyliśmy, bo ostatnie trzy lata były stricte podporządkowane pod te igrzyska - wszystkie starty, obozy, inne mikro-makro cykle treningowe. Wracając do pytania. Myślę, że naprawdę taki talent można znaleźć raz na jakiś czas. U nas w klubie jest wiele talentów, tylko trzeba mieć te swoje pięć minut i po prostu to wykorzystać. Igor miał w tym roku to swoje pięć minut i to w 100% wykorzystał. Ja jestem po to, żeby mu pomóc w tym wszystkim, no ale chyba tak jak już będę się powtarzał, żeby był ten sukces, no to musi być ta synergia.
Jak ta współpraca między wami wygląda? Kiedy poczuliście tak pierwszy raz, że możecie stworzyć ten udany tandem?
IB: Nie wiem, w sumie. Chyba dopiero jak u nas w klubie zaczęło być coraz mniej osób, to wtedy trener zwracał uwagę na niektóre szczegóły. Nie wiem w sumie jak to powiedzieć, czy dopiero jak takie większe sukcesy, po prostu jakiś wspólny język razem załapaliśmy, można tak powiedzieć.
MG: Chociaż często się kłócimy, to trzeba przyznać.
IB: Myślę, że każdy trener z zawodnikiem się pokłócił. Takie kłótnie czasami bardziej łączą niż te, jakieś wygrane.
Jest oczywiście Igor, jest także Roksana Jędraszak, która daje o sobie znać na arenie ogólnopolskiej. A jak wygląda to dalsze zaplecze? Tam głębiej w MKL-u jest coraz więcej talentów?
MG: Jeszcze kilka lat temu mieliśmy olbrzymie zaplecze. Po jakimś czasie to zaplecze zaczęło kruszeć, ale tak naprawdę to było związane z finansami. Nie ukrywamy, że poprzednie lata finansowo było nieciekawie w klubie. My jesteśmy klubem lekkoatletycznym, czyli tak naprawdę u nas zawodnicy nie płacą za uprawianie sportu, nie płacą za zgrupowania. Taka była nasza w ogóle idea - moja, prezesów klubu, wiceprezesów, żebyśmy tak naprawdę stworzyli klub, w którym zawodnicy będą doceniani, że my coś będziemy dawać, a zawodnicy mają skupić się tylko na treningu. Zaczęło to powoli upadać. Po igrzyskach miałem moment, żeby tak naprawdę to wszystko rzucić i w ogóle zamknąć klub. Można powiedzieć, że była taka decyzja. Jakoś dwa tygodnie temu jakaś lampka się zapaliła i tak naprawdę myślę, że za chwilę na nowo usłyszycie o klubie, bo zaczynamy robić nabory, ale szczegółów nie chcę jeszcze dzisiaj zdradzać. Będziemy mieli dwóch nowych, bardzo dobrych trenerów, więc myślę, że na nowo się rozwiniemy. Tak jak powiedział Igor, żeby odnosić sukcesy, trzeba w stu procentach skupić się na zawodniku. Tak samo z Roksaną. Oni uprawiają w ogóle dwie inne konkurencje i tak naprawdę Roksana jest z dojazdu, ja jeszcze też zawodowo pracuję w kilku miejscach. To tak naprawdę ciężko było pogodzić, ale też wielki ukłon w stronę zawodników, że oni też byli wyrozumiali i tak w miarę potrafiliśmy to wszystko poukładać. Zaplecze było olbrzymie jakiś czas temu. Później tak naprawdę była chwila przestoju, bo wybiły się takie gwiazdy jak Igor i Roksana, ale powoli będziecie z powrotem słyszeć o nas. Klubu nie zamykamy, kwestia Igora, czy zostaje z nami. Jutro (rozmowa była nagrywana w piątek, 5 października – red.) siadamy akurat przy kawie - mamy rozmowę na temat przyszłego sezonu, jak to wygląda. Już podjęliśmy decyzję, że Igor zostaje ze mną i to już możemy oficjalnie powiedzieć, ale w klubie no zobaczymy jak to będzie. Tu kwestia finansów gra największą rolę, ale nie chcę nic tam więcej mówić. Myślę, że akurat nasz samorząd jest bardzo ostatnimi czasy przychylny, jeżeli chodzi o lekką atletykę i sport jarociński, więc myślę, że będą chcieli taką gwiazdę zatrzymać w Jarocinie i się dogadamy.
Paryż. Jak dwa miesiące po igrzyskach reagujesz na to słowo?
IB: Na Paryż czy igrzyska?
Może być Paryż, mogą być igrzyska – jak wolisz.
IB: Ciężko powiedzieć, ale bardziej nie reaguję ani pozytywnie, ani negatywnie. Już jakby nie odczuwam takich emocji, ale wspominam tak średnio. Wyjazd naprawdę fajny, fajny klimat i tak dalej. To na pewno będę dobrze wspominał, ale no to, że nie udało mi się pobiec, to akurat niestety zawadziło bardzo.
Masz za sobą chyba najlepszy sezon w życiu, nawet przed nominacjami byłeś pewny, że pojedziesz na igrzyska?
IB: Jestem takim człowiekiem, że jak sobie obiorę jakiś cel, to albo go wykonam, albo zginę. Wierzyłem w to bardzo od samego początku już rok temu nawet miałem w głowie, że „Kurczę - może zostanę olimpijczykiem tak wcześnie w takim wieku”. To, co sobie obieram za cel to się udaje, więc teraz za cel mam, żeby na następnych igrzyskach pobiec indywidualnie i mam nadzieję, że to też się uda.
W pana przypadku, panie Mateuszu, była jakakolwiek mowa, by pojechał pan razem z Igorem?
MG: Sztafeta ma swojego trenera i tak naprawdę nie było w ogóle myślę szans żebym pojechał. Tym bardziej że Igor jechał ze sztafetą, nie indywidualnie, więc akurat ta przyjemność bycia trenerem na miejscu, nie była mi pisana. Co do samych igrzysk - pierwsze tygodnie były bardzo ciężkie, to wiem, że rodzina bardzo na tym ucierpiała, myślę, że wszyscy ucierpieli. Byłem bardzo...Wściekły to może złe słowo. Zniesmaczony, taki jakiś oszukany, może bym powiedział bardziej. Tak naprawdę nikt nam nie wyjaśnił, dlaczego Igor nie wystartował. Myślę, że przyjdzie niedługo jakiś czas, że ktoś nam naprawdę powie, dlaczego Igor nie pobiegł. Mam jakieś swoje teorie, ale nie chce o tym mówić, wolałbym, żeby ktoś się wypowiedział. To, co my mogliśmy zrobić zrealizowaliśmy w 100%. Wszystkie jakieś wytyczne związkowe, regulaminowe myślę, że wypełniliśmy, bo Igor został wicemistrzem Polski, zdobył drugi wynik w kraju - w ogóle kosmiczne wyniki na mistrzostwa Polski były - dwa tygodnie później wygrał Mistrzostwa Polski Młodzieżowe. Dla mnie był pewniakiem do jednej i do drugiej sztafety, a może to dlatego, że jest z jakiegoś nie wiem, mniejszego klubu? Ciężko mi stwierdzić. Ja sobie nie mam nic do zarzucenia, od zawodnika uważam, że też wykonał plan w 110%, miał być wisienką na torcie, no ale niestety, ktoś za nas podjął jakąś decyzję. Za tym idą olbrzymie konsekwencje, no bo Igor nie wystartował i tak naprawdę ta karuzela się rozpędziła.
Jakie jest to przeżycie w ogóle dostać nam nominację olimpijską, pojechać na igrzyska, zamieszkać w wiosce olimpijskiej?
IB: Najpierw w ogóle informacja, że pojadę na te igrzyska, to chyba się potwierdziła wtedy po starcie w Bydgoszczy. Myślę, że to był pewniaczek, że jednak pojadę na te igrzyska i no wtedy ciężko określić - taki szczęśliwy byłem, że nie wiem. Było też w tym sezonie tak dużo komplikacji, że no gdzieś tam z tyłu głowy nie do końca byłem pewien czy na tych Mistrzostwach Polski pokaże to, co powinienem pokazać, ale udało się. Było to ślubowanie, podpis na fladze. Wtedy to o Jezus Maria - wzruszenie - no szczęście, masakra po prostu w głowie, że jesteś olimpijczykiem. Coś naprawdę wspaniałego. Byłem też w wiosce olimpijskiej. Właśnie ten klimat to będę wspominał to wszystko te jakieś pamiątki nie pamiątki co tam podostawałem. Jakieś wyjścia właśnie z drużyną, wspólne mieszkanie razem - to akurat będę naprawdę dobrze wspominał.
Kiedy przyjechałaś do Paryża, minął ten pierwszy efekt wow, to zacząłeś coś podejrzewać, że możesz nie wystartować?
IB: Nie. Cały czas byłem przekonany, że wystartuje. Nie wiedziałem kiedy, ale byłem pewien, że po prostu wystartuje. Już po pierwszym zebraniu - to było zebranie do eliminacji sztafety mix - powiem szczerze, że jak usłyszałem wtedy skład, to dopiero zapaliła mi się lampka, że mogę rzeczywiście nie wystartować.
Przyszła sztafeta mieszana i nie było cię w eliminacjach. To jeszcze można wytłumaczyć chęcią oszczędzania tych najlepszych. A jak wytłumaczono ci brak powołania na finał?
IB: Nie został mi wytłumaczony. Po tej rozmowie po eliminacjach trener mi mówił, że byłem szykowany na finał i żebym na to się nastawiał, a taka rzecz się nie wydarzyła. Nie wiem co mam powiedzieć, po prostu trochę oszukany się czuję, nie powiem, że nie.
Kiedy pan się dowiedział o tym, że Igora nie ma w finale miksta, zaczął mieć pan podejrzenia, że Igor może zostać mówiąc kolokwialnie wykiwany?
MG: Ja się od Igora dowiedziałem. Uważam, że trener powinien wiedzieć o takich rzeczach od trenera kadrowego, ale niestety nie dostałem takiej informacji. To od Igora się dowiedziałem, że nie pobiegnie jednak w finale. Myśleliśmy, że wystartuje. Nie oszukujmy się - patrząc na wyniki - to w finale racjonalna była walka o szóste-ósme miejsce. Tak naprawdę wystawienie Igora nic by nie zmieniło, chodziło to, że dodatkowy zawodnik byłby finalistą olimpijskim. Byłoby inne szkolenie, inne finansowanie, ale okej, no nie wystartował w tym finale. No i właśnie też od zawodnika się dowiedziałem, że trener wymyślił dla niego sprawdzian na drugi dzień po tym finale, gdzie zawodnik był do 23 na stadionie i tylko siedział, a na drugi dzień rano miał jechać, biegać. Nie wiem po co ten sprawdzian był wymyślony. Tak naprawdę uważam, że na igrzyskach olimpijskich zawodnicy jadą ścigać się z rywalami, a nie ze sobą. Rywalizacja to była na Mistrzostwach Polski, można było to zrobić po mistrzostwach Polski w Polsce, a nie wymyślanie cztery dni przed eliminacjami męskiej sztafety sprawdzianu, który nie wszyscy biegali i na który osobiście zadzwoniłem do trenera kadrowego i nie zgodziłem się, ale oczywiście, żeby zawodnik nie czuł się jakoś pokrzywdzony powiedziałem mu, żeby na spokojnie go pobiegł. Na sprawdzianie wyszło, że Igor pobiegł troszeczkę gorzej od dwóch innych zawodników i nic więcej nie zostało nam powiedziane. O samych wynikach poinformował mnie zawodnik, a z trenerem kadry oprócz tego telefonu, gdzie powiedziałem, że się nie zgadzam na żaden sprawdzian, no to nie było żadnej informacji. Igor dzień przed eliminacjami, czy w dniu eliminacji dowiedziałeś się, że nie pobiegniesz?
IB: Chyba dzień przed.
Ty Igor możesz powiedzieć coś więcej na temat tego sprawdzianu? Czułeś od początku, że on był zrobiony w taki sposób, żebyś nie wystartował w tych eliminacjach?
IB: Do momentu przyjazdu do Paryża i do sztafety myślałem, że tego sprawdzianu nie będę musiał biegać. Trzy osoby były brane pod uwagę do sztafety mix i było mówione, że te trzy osoby nie będą biegać tego sprawdzianu, bo są w najlepszej dyspozycji. Dzień przed dowiedziałem się, że jednak muszę biegać ten sprawdzian. Dla mnie to jest jakieś chore, bo po tym, jak nie zostałem wystawiony w sztafecie mix, to ja już miałem w głowie, sam nie pamiętam co. To było beznadziejne przeżycie. Byłem zdezorientowany. Nie wiedziałem co w ogóle o tym myśleć. Nie byłem w ogóle zmotywowany nic. Czułem się jakbym dwa miesiące nic nie robił. Miałem ciężkie nogi, ciężki umysł - czułem się po prostu beznadziejny, a jeszcze się okazało, że muszę jakieś sprawdzian biegać i tak to wyszło, niestety.
Czyli w momencie, w którym trener nie wyczytał twojego nazwiska, to to jeszcze bardziej siadło na twojej głowie?
IB: Siadło i to bardzo. Wtedy naprawdę zwątpiłem w cokolwiek i przestałem coraz bardziej wierzyć ludziom. Nie wiem, czy komukolwiek mogę zaufać.
Czy bezpośrednio po tej decyzji rozmawialiście ze sobą? Co pan czuł jako szkoleniowiec jednego z najlepszych 400-metrowców?
MG: Nie rozmawialiśmy w ogóle przez kilka dni. Tylko pisaliśmy, czy wszystko okej. Nie wiem co mogłem takiemu zawodnikowi powiedzieć. Pocieszanie było zbędne, bo jak można zawodnika pocieszać, choć pocieszają nas troszkę ludzie cały czas, że za cztery lata. Ja uważam, że trzeba brać tu, teraz - nie wiadomo co się wydarzy za 4 lata. On był przygotowany, żeby w tym roku biegać i tak naprawdę zrobiliśmy wszystko, żeby wystartował. Gdyby Igor był piątym-szóstym zawodnikiem na mistrzostwach Polski, miałby któryś tam wynik, to oczywiście bralibyśmy tą to powołanie naprawdę w ciemno, ale on był pewniakiem. To jest zawodnik, który nigdy na docelowej imprezie nie zawiódł, co roku ma progresję, biega najlepsze wyniki, czyli tak naprawdę można na niego zawsze postawić. To nie jest zawodnik sprawdzianowy. Ja też powtarzałem to wszystkim trenerom. Notabene ten sprawdzian się odbył pojedynczo, oni nie biegali wszyscy razem. Każdy pojedynczo biegał w wietrznych warunkach, więc bieganie pojedynczego sprawdzianu, no to jak ktoś się interesuje sportem, no to wiemy, o co chodzi. On był nastawiony, żeby wystartować w sztafecie i tak naprawdę rola trenera jest taka, żeby zmotywować zawodników, nie różnić, a jak raz się podkłada kłody zawodnikowi, drugi raz, trzeci raz, no to, czego się dziwić. To jest 21-latek. Tak naprawdę to jest jeszcze młody chłopak i potrzebował wsparcia mentalnego, bo fizycznie pokazałby, na co go stać. Robiliśmy sprawdzian przed igrzyskami i wiedzieliśmy, na co Igora stać. A samą decyzję mogę określić jednym słowem – cisza. Teraz już wracamy do normalności, ale przez miesiąc nasze takie jakieś spotkania były bardzo ograniczone. Myślę, że nie wiedzieliśmy co sobie powiedzieć, czy spojrzeć. To jest tak, jak jak ktoś jest oszukany. Człowiek przez trzy lata się szykuje do docelowej imprezy i tak naprawdę ma już tę wisienkę na torcie, i nagle ktoś to zabiera. Nie chcę używać jakichś mocnych słów, bo to myślę, że już teraz to nie ma sensu, ale no ktoś jak gdyby zabiera cząstkę tego młodego zawodnika, bo naprawdę bardzo to przeżył. Ja to widziałem, najbliżsi to widzieli, bo ja jako dorosła osoba jeszcze myślę, że się otrząsnę z tego, a on nie wiem, czy mu nie zabrali tego czegoś, co dla Igora było najważniejsze, czyli pewność siebie i aspekt psychologiczny. To jest facet, który potrafił na docelową imprezę w 100% się skoncentrować, sfokusować i zrobić to, co ma zrobić. Boję się, że ktoś mu coś zabrał, i tego mi jest najbardziej w tym wszystkim szkoda.
Ty czujesz Igor, że tobie coś zabrano?
IB: Czułem się tak, jakby ktoś zabrał jakąś część mnie w Paryżu, ktoś mi właśnie odebrał to to, że byłem taki pewny siebie, nastawiony na to wszystko. Powiem szczerze, że tak dwa-trzy tygodnie, może nawet dłużej po igrzyskach, to po prostu miałem taką niechęć do tego sportu. Wychodziłem na treningi z takim załamaniem, że naprawdę w ogóle jestem w szoku, że jeszcze przez jakiś czas udawało mi się na nie przychodzić, bo nie mogłem nawet na tartan patrzeć. Teraz już myślę, że jest okej. Czy rzeczywiście coś utraciłem, to zobaczymy dopiero.
Drużyna z tobą rozmawiała już po decyzji trenera?
IB: Niektórzy chłopacy rozmawiali ze mną i nie tylko oni, tylko dużo więcej innych osób. Nawet z kadry sztafety dziewczyn, czy tam z innych konkurencji też ze mną rozmawiali i mówili, dosłownie to samo, że zostałem potraktowany niesprawiedliwie i że po prostu też im szkoda.
Twój tata napisał, że przez brak startu na igrzyskach nie masz dwóch rodzajów stypendium (stypendium olimpijskie i od marszałka województwa – przyp. Red.). O jakich tutaj mowa kwotach?
IB: Do tej pory miałem stypendium, od samego PZLA około 1600 złotych, od marszałka miałem od czasu uzyskania kwalifikacji olimpijskiej na Bahamach - pięć tysięcy. Gdybym wystartował w finale igrzysk olimpijskich to miałbym stypendium jeszcze wyższe: od PZLA około cztery i pół tysiąca i przedłużyłoby mi się to od marszałka. Miałbym w sumie zaokrąglając 10.000 na miesiąc, a przez to niewystawienie mam zero.
Jak taki brak finansowania przekłada się na wasze przygotowania do kolejnego sezonu? Musicie jakoś ograniczyć obozy albo treningi?
MG: Myślę, że treningów nie ograniczamy, bo ja tak naprawdę można powiedzieć, że w klubie pracuje wolontariacko, nie pobieram pensji. Zgrupowania Igor będzie miał na pewno ze związku finansowane. Tylko nie oszukujmy się - nie wszystkie zgrupowania akurat idą w parze z naszym tokiem przygotowań, więc kilka razy w roku Igor jeździł na klubowe obozy. Dżentelmeni nie rozmawiają o pieniądzach, ale chodzi o stypendia dla Igora. On jest w takim wieku, że albo pracuje trenując i jakieś tam zarobki ma, albo musi pracować, a nie da się na tym poziomie pogodzić profesjonalnego treningu z wykonywaniem pracy. Nad tym najbardziej musimy usiąść i zastanowić się. Cały czas liczę, że miasto wesprze Igora w jakiś sposób i pozwoli mu stanąć na nogi, przygotować się do kolejnych igrzysk. Myślę, że jutro padnie takie słowo, czy się szykujemy za 4 lata do Los Angeles, czy nie. Uważam, że to jest tylko jedyna opcja, gdzie ta współpraca może być. Igor jest na takim etapie że już mistrzostwa Polski. Wiadomo, że cel musi być czteroletni, a do tego są potrzebne finanse. Ja akurat pracuję zawodowo więc u mnie nie ma problemu, ale Igor nie będzie miał stypendium żadnego więc albo pójdzie do pracy, albo skończy trenować, bo też jest taka możliwość. Nie wyobrażam sobie, żeby zawodnik trenując na takim poziomie, był cały czas na utrzymaniu rodziców, bo to nie o to chodzi. Pod względem finansowym upadliśmy na samo dno. Nas jako klubu nie stać na finansowanie Igora. Co możemy to oczywiście wspieramy ale liczymy na dobre serce włodarzy naszej gminy, a widać, że są za sportem, więc może ich ukłon w naszą stronę pozwoli utrzymać nam Igora, no bo jeżeli nie otrzyma jakiegoś stypendium, to niestety będziemy musieli szukać klubów w Polsce. Mam jednak nadzieję, że będzie o nas głośno.
Będzie szukali prywatnych sponsorów?
MG: Myślę, że będziemy szukać, ale akurat w tej kwestii, zostawię to prezesowi, wiceprezesowi w klubie, myślę że oni się za to zabiorą. Myślę, że ten pana podcast też pozwoli nam wypłynąć troszeczkę powierzchnię i żeby więcej ludzi zobaczyło Igora. Myślę, że już dzięki tym billboardom jest bardziej rozpoznawalny, bo nie ukrywajmy, nie jest królem internetu. On jest taki…
IB: Cichociemny
MG: O! (śmiech)
Jakie macie plany na przyszły sezon?
MG: Jutro zaczynamy od rozmowy. Siadamy i planujemy przyszły sezon. Od poniedziałku zaczynamy przygotowania. Czekam jeszcze na informacje od PZLA, jakie zgrupowania i kiedy są nam w stanie zaoferować. Na pewno wystartujemy na hali, ale jeszcze nie wiem, czy na 200, czy na 400 metrów. Jeśli udałoby nam się uzyskać kwalifikacje na Halowe Mistrzostwa Świata, to je odpuścimy. Docelową imprezą będą Młodzieżowe Mistrzostwa Europy w Norwegii, a Igor będzie optymalnym rocznikiem. Cały czas tak naprawdę chcieliśmy wspierać sztafety, cały czas szykowaliśmy się, żeby Igor pomógł sztafetą zdobywać jak najwyższe wyniki, ale w tym roku stawiamy na bieg indywidualny, czyli Mistrzostwa Europy. On musi coś zrobić dla siebie, więc Mistrzostwa Europy Młodzieżowe indywidualnie na 400 metrów, chyba że czymś mnie zaskoczy i wystartujemy na 200 metrów, bo Igor ma również drugi wynik w kraju na 200 metrów, celujemy w jedno kółko. Oczywiście Mistrzostwa Polski seniorów i później Mistrzostwa Świata w Tokio we wrześniu. Nie chcę nic mówić o tych mistrzostwach świata – zobaczymy. Nastawialiśmy się cały czas na biegi sztafetowe. W tym roku główny cel to Mistrzostwa Europy Młodzieżowe, a co co dalej będzie, to wyjdzie w praniu.
Igor, ty sobie jakieś dodatkowe indywidualne cele zakładasz?
IB: Nie. Cele z trenerem mamy takie same, więc nic tutaj nie mogę dodać – wszystko powiedział, bardzo ładnie.
Kończąc naszą rozmowę, czego wam życzyć?
MG: Zdrowia
IB: Szybkości, wytrzymałości, cierpliwości (śmiech)
MG: Myślę, że zdrowie najważniejsze i spokoju. Jak będziemy mieli spokój, w trenowaniu, nie będziemy musieli myśleć o rzeczach okołosportowych, jak tak naprawdę ostatnimi czasy się to zdarzyło, to myślę, że będzie głośno o Igorze. Mam jeszcze asa w rękawie i nie chce o nim mówić, ale są jeszcze duże rezerwy. Ważna będzie też wyrozumiałość naszych naszych rodzin, bo jesteśmy wiele dni poza poza miejscem zamieszkania. Jeśli to wszystko będzie to spotkamy się tutaj w lipcu przyszłego roku, ale przyjdziemy z medalem Mistrzostw Europy. Taki jest nasz cel i nasze marzenia.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.