W ciągu dwóch ostatnich tygodni Jarota rozegrała cztery mecze i wszystkie zremisowała. Najpierw 0:0 w Pobiedziskach z Huraganem, potem również bezbramkowo z liderem Lipnem Stęszew, następnie 1:1 w Ślesinie z rywalem w walce o utrzymanie w IV lidze, wreszcie w sobotę 3:3 z wiceliderem Polonią 1912 Leszno. Statystycznie, i biorąc pod uwagę poziom rywali, wydwać by się mogło, że to dobre rezultaty. Po meczu z Polonią trener Jaroty Paweł Kryś był jednak załamany.
- Jak dla mnie, to my w tych meczach straciliśmy sześć punktów, a nie zdobyliśmy cztery. W Pobiedziskach mieliśmy rzut karny i mogliśmy wygrać. Z liderem ze Stęszewa graliśmy długo z przewagą zawodnika i znów zmarnowaliśmy rzut karny. To też powinno być zwycięstwo. Tylko w Ślesinie mieliśmy szczęście, bo wyrównaliśmy w ostatniej minucie. A dziś, dwa razy prowadziliśmy, rywal grał długo w "dziesiątkę" i straciliśmy zwycięstwo w doliczonym czasie gry. Katastrofa - tak ocenił ostatnie zdobycze punktowej walczącej o utrzymanie w IV lidze Jaroty.
Trener jarocińskiego zespołu zaskoczył wyjściowym składem, który był całkowicie młodzieżowy. Poza pierwszą "jedenastką" pozostały klubowe legendy - Krzysztof Matuszak (kontuzja) i Jacek Pacyński. W ich miejsce pojawili się Miłosz Korzeń i Kacper Pietrzak.
Początek - marzenie
Mecz rozpoczął się w sposób wymarzony dla Jaroty. Już w 2. minucie obrońca Polonii Michał Wawrzyniak popełnił fatalny błąd. Na śliskiej murawie (mecz rozpoczął się w intensywnie padającym deszczu) bał się zbyt mocno zagrywać piłkę do swego bramkarza, w efekcie przejął ją Ivan Sukhenko, minął Macieja Webera i pewnym strzałem do pustej bramki zapewnił gospodarzom prowadzenie. W 10. minucie po raz pierwszy śliską piłkę musiał piąstkować Mikołaj Marciniak. Na szczęście wykonał to pewnie. W 20. minucie Sukhenko sprytnym, prostopadłym podaniem chciał wyprowadzić na pozycję "sam na sam" z bramkarzem Shinyę Komoto. Japończyka chwycił jednak za ramię i przytrzymał obrońca Polonii Tymon Krawiec, a że był to już ostatni zawodnik gości przed bramkarzem, to sędzia bez wahania pokazał mu czerwoną kartkę. Zatem niemal powtórzyła się sytuacja z meczu Jaroty z liderem ze Stęszewa. Wówaczas piłkarze Lipna też szybko musieli radzić sobie w osłanieniu. Z wiceliderem z Leszna podopieczni Pawła Krysia nie tylko przez co najmniej siedemdziesiąt minut mogli grać w przewadze, ale na dodatek już prowadzili!
Rywal w "dziesiątkę" przejmuje prowadzenie
Wydawało się zatem, że tym razem komplet punktów musi pozostać w Jarocinie. Tymczasem po raz kolejny po uzyskaniu przewagi liczbowej zespołowi z Jarocina trudno było ją wykorzystać. Na domiar złego w 31. minucie, po błędzie Vitalija Lysenko, który mógł wcześniej wybić piłkę, po indywidualnej akcji Borys Borowiec zdobył gola wyrównującego. Już dwie minuty później Jarota w końcu przedarła się za linię obrony Polonii, Sukhenko minął już nawet bramkarza gości, ale z ostrego kąta nie był w stanie skierować piłki do bramki i ta wylądowała jedynie na bocznej siatce. Przedziwna sprawa stała się natomiast w doliczonym czasie pierwszej połowy. Faulowany był kapitan Jaroty Mikołaj Kowalski, który długo nie podnosił się z murawy. Goście wykorzystali chwilową równowagę sił oraz dezorganizację w liniach obrony Jaroty i Kacper Robaczyński, znów po indywidualnej akcji, strzałem z prostego podbicia nie dał szans na dobrą interwencję Marciniakowi. Zatem przed przerwą, grając z przewagą jednego zawodnika, Jarota nie tylko straciła prowadzenie, ale dała sobie strzelić jeszcze jednego gola. Nic dziwnego, że do szatni na przerwę piłkarze jarocińskiego zespołu udawali się ze skwaszonymi minami.
Prezent rywali i popisowa akcja
W drugą połowę podopieczni Pawła Krysia weszli niezbyt pewnie, ale ponownie rywale "podali im rękę". W 51. minucie Michał Skrzypczak przed własnym polem karnym niespodziewanie oddał piłkę Sukhence, a ten prostopadle wyłożył ją wbiegającemu w tempo w pole karne Komoto, który pewnym strzałem przy słupku doprowadził do wyrównania. Ten gol jakby dał nowe siły piłkarzom Jaroty, którzy ruszyli energiczniej do kolejnych ataków. W 59. minucie jarociński zespół powinien na nowo prowadzić. Po świetnej akcji Szymona Komendzińskiego gracze z Leszna najpierw zablokowali jego strzał, potem dobitkę Kacpra Pietrzaka, a na końcu jeszcze uderzenie Maurycego Przybyła. Po chwili, po wrzutce z rzutu rożnego, głową pod poprzeczkę uderzał Mikołaj Kowalski, ale Weber zdołał przerzucić piłkę na kolejny korner. W końcu w 62. minucie Jarota przeprowadziła najładniejszą akcję meczu. Pietrzak zagrał piłkę do Komoto, ten piętą odegrał w pole karne do Komendzińskiego, a pomocnik Jaroty wyłożył futbolówkę na "koło" przed polem karnym Sukhence. Ukraiński najlepszy strzelec Jaroty posłał piłkę precyzyjnie przy słupku i Jarota po raz drugi w tym meczu objęła prowadzenie. W 70. minucie, po podaniu Pietrzaka, Komoto na wślizgu próbował zaskoczyć bramkarza przyjezdnych, ale został zablokowany przez obrońcę. Dwie minuty później znakomitą indywidualną akcję przeprowadził Mikołaj Kowalski, jego strzał i pierwszą dobitkę zblokowali obrońcy, ale w końcu piłka trafiła do Pietrzaka, który miał przed sobą praktycznie tylko bramkarza, ale uderzył nad poprzeczką. To powinien być czwarty gol, który z pewnością zawpewniłby gospodarzom komplet punktów.
Zmiany, zmiany, zmiany...
Tymczasem w ostatnim kwadransie trener Polonii dokonał kilku zmian, wprowadzając świeżych zawodników, którzy dali nowy impuls drużynie. Z kolei trener Paweł Kryś zdecydował się jedynie wymienić zmęczonego Komoto na Oskara Olszewskiego. W końcówce spotkania Jarociniakom jakby zabrakło sił. Coraz trudniej przychodziło zawodnikom Jaroty utrzymanie piłki na połowie przeciwnika, nie mówiąc już o stworzeniu jakiegoś zagrożenia pod bramką Polonii. Goście tymczasem, mimo iż grali w osłabieniu, atakowali. W ostatnich dziesięciu minutach trzykrotnie znakomitymi interwencjami popisał się Mikołaj Marciniak, ratując Jarotę przed stratą gola i punktów. Jednakże w doliczonym czasie gry młodzieżowiec Polonii Mateusz Królikowski wyżej wyskoczył od Olszewskiego i główką na dalszy słupek pokonał Marciniaka, doprowadzając do wyrównania. Po końcowym gwizdku sędziego kilku zawodników Jaroty padło na murawę, nie tylko ze zmęczenia, ale też z rozpoczy po tym, jak w doliczonym czasie stracili tak potrzebny komplet punktów.
Na szczęście sytuacja w tabeli wiele się nie zmieniła. Co prawda Jarotę wyprzedziła Warta Śrem, po zwycięstwie nad Centrą Ostrów, natomiast podopieczni Pawła Krysia pozostali na szesnastym (teoretycznie pierwszym bezpiecznym) miejscu, wyprzedzając o punkt LKS Ślesin. Za tydzień czeka Jarotę wyjazd do trzeciej w tabeli Victorii Września.
Jarota Jarocin - Polonia 1912 Leszno 3:3 (1:2)
1:0 - Ivan Sukhenko (2.)
1:1 - Borys Borowiec (31.)
1:2 - Kacper Robaczyński (45.+1)
2:2 - Shinya Komoto (51.)
3:2 - Ivan Sukhenko (62.)
3:3 - Mateusz Królikowski (90. +1)
Jarota: Mikołaj Marciniak - Miłosz Korzeń, Vitali Lysenko, Mikołaj Kowalski, Kacper Pierzak, Nikodem Roguszczak, Szymon Komendziński, Łukasz Tomczak, Shinya Komoto (81. Oskar Olszewski), Maurycy Przybył, Ivan Sukhenko
Trener Jaroty - Paweł Kryś:
- Musimy uczciwie powiedzieć, że to kolejny mecz, w którym tracimy dwa punkty. Zrobiliśmy dosłownie wszystko, żeby tego meczu nie wygrać. Straciliśmy wyrównującego gola po błędzie Lysenki, który przyglądał się, zamiast wybić piłkę. Potem sędzia puścił nam przywilej, a za chwilę straciliśmy piłkę i gola do szatni. Dobrze zareagowaliśmy po przerwie i znów wyszliśmy na prowadzenie i mieliśmy przynajmniej dwie, trzy sytuacje na zdobycie czwartego gola. Skończyło się się jednak jakimś paraliżem i po rzucie wolnym ze środka boiska w doliczonym czasie gry straciliśmy gola, który odebrał nam zwycięstwo. Punkty są nam bardzo mocno potrzebne, a jednak nie zdobywamy kompletu nawet przy tak korzystnu rozwoju spotkania. Grając w przewadze, ale marnując okazje na podwyższenie wyniku, straciliśmy siły, a to się zemściło w końcówce. Pachniało tym golem. Mikołaj Marciniak parę razy nas uratował, ale w doliczonym czasie zemściło się to. Odpuściliśmy krycie i ten błąd kosztował nas bardzo cenne punkty. Kacper Pietrzak, który w samej końcówce już odczuwał problemy miał dostać zmianę, ale nie zdążyliśmy jej zrobić. Ale przede wszystkim nie powinno być takiej sytuacji, że zawodnik, który wszedł z ławki, był świeży, nie skoczył przynajmniej do piłki dośrodkowanej w pole karne, nie spróbował nawet przeszkodzić rywalowi. Musimy wierzyć, że w pozostałych pięciu kolejkach jeszcze zdobędziemy punkty, które wystarczą nam do utrzymania.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.