Trener Piotr Garbarek tym razem, zamiast na ławce rezerwowych, usiadł na trybunach. To efekt kary nałożonej za czerwoną kartkę, jaką szkoleniowiec Jaroty zobaczył w poprzednim pojedynku w Gołuchowie. Co ciekawe, w czasie gdy Garbarek obserwował poczynania swoich podopiecznych z trybun, Jarota odrobiła straty i zwyciężyła w Gołuchowie, a tym razem efektownie rozbiła Kotwicę Kórnik. Zdobyła zatem w tych dwóch meczach komplet punktów!
- Półtora meczu na trybunach i mamy dwa zwycięstwa. Jeśli to ma być jakiś talizman, to mogę już zawsze siedzieć na trybunach. A tak na poważnie, to moje gwałtowne reakcje nie wynikają z tego, że komuś coś nie wyszło. Jeśli robimy coś na treningach, a potem w meczu to nie wychodzi, to trudno. Taka jest piłka nożna. Ale jeśli zdarzają nam się takie "farfocle" jak stracony gol w Gołuchowie, czy kilka w poprzednich meczach, to nie mogę przejść obok tego obojętnie - tłumaczy powody swoich nerwowych reakcji trener Jaroty.
Cierpliwa Jarota w końcu trafia w meczu z Kotwicą Kórnik
W pojedynku przeciwko Kotwicy Garbarek mógł od początku do końca spotkania spokojnie siedzieć na trybumach i niemal w ogóle nie reagować. Jarota bowiem od pierwszego gwizdka sędziego narzuciła rywalom swój styl gry i zdominowała boiskowe wydarzenia. Co prawda, Kotwica już w 2. minucie postraszyła gospodarzy, ale mimo iż jednemu z piłkarzy z Kórnika udało się minąć bramkarza Jaroty, to obrońcy byli czujni i nie dopuścili nawet do oddania strzału na pustą bramkę.Po chwili jednak już tylko zawodnicy z Jarocina tworzyli zagrożenie pod bramką Kotwicy. Dość długo nie udawało się pokonać bramkarza gości, mimo iż dobre sytuacje ku temu mieli Miłosz Kowalski (dwukrotnie), Maciej Sanocki i Yuto Taira. W końcu w 36. minucie Patryk Pech miał dużo czasu i miejsca przed polem karnym na to, aby zrobić z piłką kółeczko i w końcu dośrodkować ją w pole karne wprost na głowę Macieja Sanockiego. Napastnik Jaroty wyskoczył do piłki wyżej niż obrońca rywali i pewnym strzałem zapewnił Jarocie zasłużone prowadzenie.
Piękne podwyższenie prowadzenia Jaroty
Po otwarciu wyniku, Jarota nie odpuściła, lecz jeszcze podkręciła tempo i co chwilę nękała bramkarza rywali. Już minutę po pierwszym golu bardzo groźny strzał oddał Miłosz Kowalski, a piłka o kilka centymetrów minęła słupek. W 41. minucie podopieczni Piotra Garbarka przeprowadzili piękną akcję. Yuto Taira delikatnym odegraniem piłki stworzył Piotrowi Stachowiakowi na prawym skrzydle miejsce do dośrodkowania w pole karne, tam najwyżej wyskoczył Miłosz Kowalski, ale zamiast uderzać na bramkę, wycofał głową futbolówkę przed pole karne do Piotra Skokowskiego. Kapitan Jaroty lewą nogą posłał piłkę tuż przy dalszym słupku do bramki. Bramkarz Kotwicy był bezradny. Wspaniała akcja i piękny gol.
Stoperzy bronią i strzelają
W przerwie zadowoleni dotychczasowym przebiegiem meczu kibice zastanawiali się, czy piłkarze Jaroty po zmianie stron "wyjdą na boisko" i będą kontynuować swoją dobrą grę, czy "zostaną w szatni", jak w przegranym pojedynku z Ostrovią. Już pierwsze akcje pokazały, że zawodnicy Jaroty nie zadowolą się jedynie dwubramkowym prowadzeniem.Na początku drugiej połowy najbliżej zdobycia trzeciego gola był ukraiński obrońca Jaroty - Vitalii Lysenko. W krótkim odstępie czasu dwukrotnie stanął przed szansą skierowania piłki do bramki, ale w pierwszym przypadku posłał piłkę tuż nad poprzeczką, a w drugim jego uderzenie zablokowali obrońcy. W 61. minucie Jarota podwyższyła prowadzenie, a strzelcem pięknego gola został drugi ze stoperów Dawid Idzikowski. Swoją bardzo dobrą grę w tym meczu ukoronował wbiegnięciem "na bliższy słupek" i pewnym uderzeniem głową, po dośrodkowaniu Piotra Skokowskiego z rzutu rożnego. Był to element wyćwiczony na treningach, bo w podobny sposób obaj zawodnicy próbowali zaskoczyć obronę i bramkarza gości już w pierwszej połowie.
- To, na czym najmocniej mi zależało i dzisiaj wreszcie było to widać, to gra pary stoperów. Dawid nie jest nominalnym środkowym obrońcą, ale mamy taką kadrę, jaką mamy i Idzikowski na dzień dzisiejszy jest moim pierwszym wyborem. Chciałbym, aby był zawsze takim liderem jak dzisiaj, tak na boisku, jak w szatni, w podpowiedziach innym zawodnikom. Jestem bardzo zadowolony z dzisiejszego występu "Gasia". Nie chodzi nawet o zdobytą bramkę, tylko o to jak dyrygował całą obroną - nie krył zadowolenia z postawy swoich obrońców, a zwłaszcza Dawida Idzikowskiego, trener Piotr Garbarek.
Polsko-japoński luz
Przy tak pewnym prowadzeniu gra Jaroty stawała się z każdą minutą coraz bardziej swobodna i pełna polotu. Tę prezentowali nie tylko doświadczeni gracze, ale także młodzieżowcy - Patryk Pech, czy Łukasz Tomczak. Końcówka spotkania była jednak szczególnym popisem japońsko-polskiego duetu Kaito Imai i Miłosz Kowalski. Dwa ostatnie gole były głównie dziełem ich współpracy. Najpierw w 65. minucie kolejna płynnie rozegrana akcja Jaroty zakończyła się przerzutem piłki przez Patryka Pecha na prawą stronę do Yuto Tairy. Japończyk nie mógł minąć obrońcy gości, ale na obiegnięciu pojawił się jego rodak Imai. Kaito dostał piłkę i dośrodkował ją w pole karne tak idealnie, że Miłosz Kowalski tylko przyłożył głowę, aby skierować piłkę do bramki. W rewanżu, w 86. minucie Miłosz Kowalski genialnym podaniem za obrońców, a przed bramkarza, obdarował Japończyka, a Kaito Imai minął golkipera i posłał piłkę do pustej bramki. Po tej akcji obaj zawodnicy opuścili boisko, a dochodząc pod trybuny otrzymali zasłużoną owację od najmłodszych sympatyków czerwono-żółto-niebieskich.Goście mieli dwie, może trzy okazje na zdobycie gola honorowego, ale w tym dniu zostali stłamszeni przez świetnie grający zespół Jaroty i nie zdołali ani razu pokonać Szymona Nowackiego.
Kibicu wróć!
Jarota zagrała najlepszy mecz w tym sezonie. W trzecim spotkaniu z rzędu zdobyła punkty i wygląda na to, że kryzys ma już za sobą. Przeciwko dość silnej drużynie z Kórnika podopieczni Piotra Garbarka przez całe spotkanie mieli przewagę i kontrolowali sytuację na boisku. Widać ogromną różnicę, w porównaniu do pierwszych ligowych spotkań, w przygotowaniu motorycznym i dynamice piłkarzy. Zawodnicy Jaroty wyprzedzali rywali, często odbierając piłką już na połowie Kotwicy. Przy tym o wiele szybciej i składniej rozgrywali akcje. Dzięki temu stwarzali wiele sytuacji, z których pięć wykorzystali. Zdecydowanej poprawie uległa również gra obronna. Nadal niektórym zawodnikom zdarzają się proste błędy, ale partnerzy są na to przygotowani i natychmiast pojawia się asekuracja. Jarota wreszcie też przypomina drużynę, w której jeden za drugiego walczy.Zatem kibice Jaroty, pora wracać na stadion w Jarocinie, bo znów naprawdę warto!
Jarota Jarocin - Kotwica Kórnik 5:0 (2:0)
1:0 - Maciej Sanocki - głową po dośrodkowaniu Patryka Pecha (36.)
2:0 - Piotr Skokowski - strzałem z dystansu po zgraniu piłki przez Miłosza Kowalskiego (41.)
3:0 - Dawid Idzikowski - głową po dośrodkowaniu Piotra Skokowskiego z rzutu roznego (61.)
4:0 - Miłosz Kowalski - głową po dośrodkowaniu Kaito Imai (65.)
5:0 - Kaito Imai - po podaniu Miłosza Kowalskiego (86.)
Jarota: Szymon Nowacki - Piotr Skokowski, Dawid Idzikowski, Vitalij Lysenko, Piotr Stachowiak, Yuto Taira (84. Mikołaj Kowalski), Łukasz Tomczak, Kaito Imai (87. Kamil Baranowski), Patryk Pech (78. Krzysztof Matuszak), Miłosz Kowalski (87. Mateusz Rosiak), Maciej Sanocki (69. Ivan Sukhenko)
Dzisiaj zagraliśmy bardzo dobry mecz. Nie chcę nic ujmować moim chłopakom, ale jestem in minus zaskoczony Kotwicą. Analizowałem ich mecze, może zrobiłem to tak dobrze, że dziś zneutralizowaliśmy ich wszystkie silne strony, ale zagrali słabiej niż w tych spotkaniach, które widziałem. Byliśmy wreszcie dzisiaj kolektywem. Cieszę się też bardzo z tego, że u naszych młodych chłopaków, Patryka Pecha, czy Łukasza Tomczaka, z meczu na mecz widać postęp. Wiadomo, że zdarzają się błędy, ale po to są starsi zawodnicy, aby mieli się od kogo uczyć. Bardzo mnie też cieszy to, że rzeczy, które wykonujemy na treningu, przenosimy na mecz i one wychodzą. Dziś wyszło zagranie Skokiego z Idzikowskim. Jeszcze jak Paca był zdrowy, to wiele razy on wbiegał na bliższy słupek i z tych stałych fragmentów mieliśmy mnóstwo sytuacji, ale piłka nie chciała wpaść do bramki. Dziś wpadła i to cieszy. Gdy ma się taką sytuację jak dzisiaj, że te gole wpadają, to trzeba to wykorzystać, bo to daje wiele radości - także później, na treningach - komentuje trener Jaroty - Piotr Garbarek.
I podkreśla:
Te wcześniejsze porażki to nie był kryzys, tylko deficyt w przygotowaniu. Jeśli chodzi o dynamikę, to my nie mieliśmy w zasadzie okresu przygotowawczego. Po spadku wszystko się rozleciało. Trzeba było to na nowo lepić. Oczywiście były sygnały, że to Garbarek jest taki, czy owaki. Ja naprawdę nie muszę być trenerem. Może przyjść ktoś inny i wykonywać tę robotę. Dla mnie nie ma najmniejszego problemu. Ale ja wiem, jaki był stan na początku sezonu i jaką pracę wykonujemy obecnie. Od początku mówiłem, że nie będziemy walczyć o awans, ale pierwszą piątkę, może środek tabeli. To nawet po tych pierwszych trzech porażkach postawiłbym każde pieniądze, że to osiągniemy. A dzisiejsze zwycięstwo dedykujemy Pacy [kontuzjowanemu Jackowi Pacyńskiemu], który 20 września przejdzie operację.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.