Derbowy mecz piłkarski w klasie okręgowej pomiędzy LZS-em Cielcza a GKS-em Jaraczewo zakończył się zwycięstwem gospodarzy 3:1 (1:0). Jednakże na boiskowe zmagania cieniem położyły się wydarzenia, jakie miały miejsce za ogrodzeniem boiska w Cielczy. Doszło tam do bijatyki między kibicami obu drużyn.
Przez około godzinę kibice obu ekip, zgromadzeni poza boiskiem (ze względu na zagrożenie epidemiczne sympatycy obu drużyn nie mogli zasiąść na trybunach), dopingowali swoich ulubieńców. Kibice GKS-u dwukrotnie odpalili świece dymne, ale nie zakłóciło to przebiegu spotkania. Sympatycy drużyny z Cielczy czasami, po niektórych przyśpiewkach, zaczepiali gości, np. wtedy, gdy zamiast dopingować swój zespół zaintonowali: "Jarota Jarocin".
- Ha, ha, może Legia Warszawa - padło wówczas w odpowiedzi ze strony miejscowych.
Jednakże po godzinie gry, chwilę po strzeleniu przez zespół LZS-u Cielcza trzeciego gola, nagle grupa kibiców gospodarzy znalazła się w okolicy, w której mecz obserwowali sympatycy GKS-u Jaraczewo i rozpoczęła się bójka. Sędzia musiał przerwać na około pięć minut mecz. Wezwana została policja. Do ogrodzenia podbiegli także niektórzy piłkarze. Głównie rezerwowi, ale nie tylko. Mateusz Zięciak, zdobywca pierwszego gola dla LZS-u Cielcza, za opuszczenie boiska otrzymał czerwoną kartkę.
- Nasz zawodnik widząc, że biją jego ojca, zszedł z boiska i wywołał taką, a nie inną sytuację - tłumaczył swojego piłkarza trener LZS-u Cielcza Aleksander Matuszewski.
Jeszcze przed przyjazdem policji obie grupy kibiców oddaliły się od siebie na większą odległość i do końca meczu dopingowały swoje zespoły. Po spotkaniu obie drużyny podziękowały im za doping.
- Zbyt dużo emocji wywołały te derby. Szkoda. Tym bardziej, że jesteśmy na swoim podwórku. Znamy się z większością piłkarzy przeciwnej drużyny. Trudno mi się odnieść, bo nie wiem, od czego wszystko się zaczęło. Jako trener nie pochwalam jednak takich sytuacji, jakie miały dziś miejsce - ostrożnie oceniał wydarzenia grający trener GKS-u Jaraczewo Kamil Stefaniak.
- Powiem otwarcie i nie będę się tego bał. Trudno nazwać takie osoby kibicami. Ja się za to wstydzę, że takie zachowania mają miejsce w tak niskich ligach. Dzisiaj mecz fajnie wyglądał. Można było zobaczyć kawał dobrej piłki, obie drużyny pokazały się z dobrej strony, a za chwilę taka sytuacja. Dla mnie tacy ludzie nie powinni przychodzić na mecze. Lepiej gdyby siedzieli w domu albo powinni jechać na KSW i tam wyładowywać swoje emocje. Brzydko to wyglądało i szkoda, że zepsuli takie widowisko - nie krył wzburzenia trener LZS-u Cielcza Aleksander Matuszewski.
O ustaleniach policji, która interweniowała podczas meczu, napiszemy niebawem.
[AKTUALIZACJA, poniedziałek 19 października, godz. 10.20]
st. asp. Agnieszka Zaworska, oficer prasowy KPP w Jarocinie
Wezwanie do Cielczy otrzymaliśmy z dwóch różnych źródeł. Jedno wpłynęło z Wojewódzkiego Centrum Powiadamiania Ratunkowego z Poznania, a drugie od anonimowej osoby. Jedno otrzymaliśmy o 17.00 a drugie o 17.05 Wynikało z nich, że kibice biją się na boisku.
W zajściu miało uczestniczyć do 10 do 20 osób. Oficer dyżurny wysłał na miejsce patrole policji. Po dojeździe okazało się, że na trybunach nie ma kibiców. Znajdowali się poza boiskiem. Nie było żadnej bójki ani osób poszkodowanych. Nikt też nie zgłaszał żadnego pobicia.
Na chwilę obecną nie wykonujemy w tej sprawie żadnych czynności.
[AKTUALIZACJA 14.20]
Poza stadionowy incydent wywołał mnóstwo komentarzy w internecie. Kibice obu drużyn przerzucają się odpowiedzialnością za to, kto de facto miał być prowodyrem zajścia. W poniedziałek zarząd LZS informował Gazetę, że ze strony klubu zostały dopełnione wszelkie formalności, bowiem jak zaznaczał wiceprezes Maciej Stamierowski, do zdarzenia doszło poza terenem stadionu. - Niepotrzebnie przysłoniło to wydarzenie sportowe, jakimi były nasze derby - podkreśla. Z kolei kibice GKS zapowiadają ujawnienie nagrania, na którym - jak informowali naszych dziennikarzy - widać dokładnie, kto kogo atakuje.
Nie ma informacji, by sprawą bijatyki kibiców miał zajmować się OZPN.