Dziś rocznica wybuchu powstania warszawskiego.
O godzinie 17.00 uruchomione zostaną syreny alarmowe na terenie miast i powiatów województwa wielkopolskiego. W ten sposób mają zostać upamiętnieni polegli w powstaniu warszawskim, które wybuchło 1 sierpnia 1944 o godz. 17.00.
Starosta jarociński Bartosz Walczak, burmistrz Jarocina Adam Pawlicki i członek Zarządu Powiatu Jarocińskiego Mirosław Drzazga oddali hołd uczestnikom powstania już wczoraj. Złożyli kwiaty pod tablicą pamiątkową w Zespole Szkół Ogólnokształcących w Jarocinie.
„Walczyli mężczyźni i kobiety, dziewczyny i chłopcy. Często zakochane pary i małżeństwa. Walczyła też ludność cywilna. Zdecydowana większość żołnierzy AK biorących udział w powstaniu miała około 20 lat. Warszawa była regularnie bombardowana, palona i niszczona. Brakowało wszystkiego: broni, amunicji, sprzętu, łączności, wody, lekarstw, jedzenia, opatrunków…” – tak powstanie opisywał Andrzej Gogulski. Historyk przypominał, że w trwających 63 dni walkach poległo w sumie ok. 170 tys. osób.
„Powinniśmy pamiętać, że w tym heroicznym zrywie młodego pokolenia lat 20., tzw. Kolumbów, brali udział też jarociniacy. W oddziałach powstańczych walczyli m.in. Józef Gołaś i Antoni Binkowski” – podsumowywał Gogulski.
Wciąż żywe są spory dotyczące m.in. zasadności wybuchu powstania. Krytycy zrywu zarzucają mu przede wszystkim złe przygotowanie, zniszczenie Warszawy spowodowane jego wybuchem i brak osiągnięcia jakiegokolwiek zamierzonego celu.
W opublikowanym wczoraj przez „Gazetę Wyborczą” wywiadzie Sylwia Chutnik, pisarka i varsavianistka zwraca uwagę, że gdy mowa o powstaniu warszawskim, często pomija się udział kobiet i nie wspomina o pomordowanych dzieciach. – Pamiętanie jest zawsze okropnie niesprawiedliwe. Jest Korczak, nie Wilczyńska, rok 44, a nie 43. Są dzielne młokosy i morowe panny, a nie ma trupów dzieciaków. Silniejsi zawsze dopchają się do naszej pamięci – mówi w rozmowie z Emilią Dłużewską.
Kilka lat temu Sylwia Chutnik współtworzyła film „Powstanie w bluzce w kwiatki”, w którym powstanki opowiadają nie tylko o walkach, ale też swojej codzienności.
– Większość z nich wiele razy opowiadała o powstaniu, ale w rodzaju: "Tu walczyliśmy, potem skręciliśmy tam, a potem szliśmy dalej". A my je nagle pytamy, co robiły, jak miały okres. Za pierwszym razem, kiedy miałam zadać to pytanie, myślałam, że się obleję rumieńcem. Bo jak tu pytać o coś takiego bohaterkę, starszą panią? A ona najnormalniej w świecie: "Nie miałam okresu, koleżanki też nie. Byłyśmy takie zdenerwowane, że nie miałyśmy". W tym nie było szukania sensacji, tylko próba opowiedzenia, co się działo z ciałami. Przecież tam kobiety walczyły, ginęły, ale też rodziły w piwnicach, były w ciąży – wspomina pisarka.