reklama
reklama

Jarociniak Paweł Schiller uczestnikiem programu "Down the Road. Zespół w trasie"

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Kultura „Down the road” to program, w którym szóstka osób z zespołem Downa wraz z Przemysławem Kossakowskim wyrusza w podróż swojego życia. Program cieszy się dużym zainteresowaniem. Właśnie emitowane są odcinki trzeciego sezonu. Jednym z bohaterów jest jarociniak - Paweł Schiller.
reklama

45-latek był najstarszym z uczestników trzech edycji  „Down the road”. Na co dzień interesuje się historią, szczególnie średniowieczną. Jest zafascynowany rycerstwem. Uczestniczy w turniejach w Golubiu Dobrzyniu. Ma hełm, ale brakuje mu jeszcze kolczugi.

- Moja mama kiedyś powiedziała, że zabawa w rycerstwo to dziecinada. A ja jej powiedziałem, że czym innym jest zabawa, a czym innym poważnie traktowane rycerstwo. Wielu dorosłych uczestniczy w grupach rekonstrukcyjnych. Ja lubię się przebierać. Dużo czytam książek historycznych, głównie te o historii Polski. Oglądam też filmy. Bardzo lubię „Krzyżaków” - tłumaczy.

Do programu wprowadził go jego przyjaciel Michał Milka, który był uczestnikiem pierwszej edycji. Dzięki niemu trafił na przesłuchania.

- Mówił do mnie: Ciekawe, czy nie wymiękniesz? Powiedziałem mu: „Przyjacielu, to nic trudnego wejść i odpowiadać na pytania”. Byłem sobą i dostałem miejsce w programie. Poznałem fajnych przyjaciół - wspomina Paweł.

Początki nie były jednak łatwe.

- Kilku uczestników uwzięło się na mnie. Tomek na plaży powiedział mi: „dziadek idź spać”. Przezywał mnie też od „Rydzyka”. Powiedziałem mu, że powinienem mu przyrżnąć za to, że mnie obraża, ale nikogo nie uderzę, bo umiem się kontrolować. Uderzę tylko w sytuacji, gdy ktoś mnie wcześniej zaatakuje. Daria też była na początku nieznośna. Ale w końcu wszyscy sobie wybaczyliśmy. Przemek Matysiak podziękował mi na koniec za to, że się nim zaopiekowałem - dodaje. Mimo tych doświadczeń, nie żałuje udziału w „Down the road”.  


Oświadczyny z przyjaźni, zaręczyny z miłości

W programie oświadczył się Paulinie.

- To było tak tylko z przyjaźni. Pocałowałem ją w rączkę i w sukienkę. Dałem jej róży kwiat. Kodeks prawa rycerskiego mówi, że to nie dama powinna całować rycerza tylko odwrotnie. Paulina jest dwa razy bardziej dojrzała od Darii, Agnieszki i Tomka. Powiedziałem jej później, że możemy być przyjaciółmi, ale moim zdaniem przyjaźń powinna być współpracą. Trzeba się wspierać, a nie krytykować, przezywać, tak jak to robił Tomek - wyjaśnia.

Paulina była najmłodszą uczestniczką (22 lata) i różnica wieku między nią a Pawłem spowodowała żarty, że mógłby być ojcem dziewczyny.

- Atakowali mnie wszyscy oprócz właśnie Pauliny. Przy jednej z kolacji powiedziałem, że jak zjedzą, to niech wezmą noże i mnie zabiją. Powiedziałem im, że nie chcę żyć na tej obcej ziemi z nimi, bo mnie przezywają, atakują i są nachalni. Potem zrozumiałem, że mam dla kogo żyć. Pokazałem im później, jak można odrzucić złą energię. Wybaczyłem im te przykrości, bo chciałem mieć dobre wspomnienia z programu - opowiada 45-latek.

Jak sam przyznaje jego jedyną, prawdziwą miłością jest Małgosia, z którą poznali się w Ciechocinku. Jego sympatia na co dzień mieszka w Warszawie. Paweł jest na etapie szukania małego mieszkania (do 36 metrów kwadratowych) w Jarocinie, aby mogli wspólnie zamieszkać. Musi się w nim znaleźć miejsce na uzbrojenie. Znają się od 27 lat. 

- Niestety w Polsce nie możemy wziąć ślubu. W innych krajach można dostać, ale w naszym kraju są takie głupie przepisy. Chciałbym pójść do prezydenta i powiedzieć mu, że to niesprawiedliwe, że normalni ludzie mogą mieć śluby i wesela. Powinniśmy być traktowani tak, jak inni. Ja mogę mieć dzieci, ale moja dziewczyna nie. Ona ma 51 lat, a ja 45 lat. Gosia zakochała się we mnie na amen. Mówi, że mam na nią dobry wpływ i chce mieszkać tylko ze mną. Nauczyłem ją rozmawiać przez telefon, wybierać numerki. Również jej czytam. I są już pierwsze postępy. Przy mnie się uspokaja. Traktuję ją jak prawdziwą księżniczkę i damę. W Wigilię się oficjalnie zaręczę. Mam podwójne pierścionki - dla Gosi i dla siebie. Będzie wspaniale. Pójdziemy do księdza, żeby udzielił nam błogosławieństwa ślubnego, bo chcemy być połączeni na wieki, żeby nikt nas nie rozłączył - ani rodzice, ani siostry, ani aniołowie, ani Bóg, ani diabeł. Chcemy być ze sobą na tysiąc wieków - opowiada z wielką radością.


Przez chwilę był Sulejmanem Wspaniałym    

Uczestnicy trzeciej edycji „Down the road” wyjechali do Turcji. Spędzili tam 26 dni. Na początku mieli trudności techniczne, bo profesjonalne kamery zostały zarekwirowane przez tureckich urzędników. Pierwsze materiały były realizowane telefonem komórkowym.

Jakie są jego najlepsze wspomnienia z udziału w produkcji telewizyjnej?

- Trzy razy leciałem samolotem i nic mi nie było. Leciałem też balonem. Dwa razy pływałem statkiem i prowadziłem jako kapitan. Jechałem na wielbłądzie. Były też szybkie samochody - wspomina Paweł.

Wiele radości wzbudziła w nim możliwość przebrania się za Sulejmana Wspaniałego. Jest fanem serialu „Wspaniałe stulecie”.

- Byłem też wspaniałym kucharzem. Szykowałem obiady, śniadania i kolacje dla wszystkich uczestników. Kossakowski powiedział: „Pawciu, jak Ty to robisz, że mi wszystko od Ciebie smakuje? A to jest proste: parówka w wodzie, a kiełbaska na oleju i cebulce - wyjaśnia.

Dodaje, że ma zdolności bioenergoterapeutyczne, które pomogły już wielu ludziom.

- Umiem zabawiać dziewczyny i laski. Jak na rycerza przystało umiem się bronić i walczyć, ale również tańczyć. Potrafię robić masaże. Ciało mam po byku, a serce jak dzwon. Serce mam gladiatora. Nie pozwolę, żeby ktoś bił dziewczyny. Dbam o zdrowie. Ćwiczę trzy razy dziennie. Mam specjalne zestawy ćwiczeń. Chodzę też na siłownię. Nie umiem tylko dobrze pływać ani nurkować. Wcześniej skłamałem w programie, że umiem. Później wyjawiłem prawdę i Kossakowski powiedział, że jest ze mnie dumny. Mam wiele innych zdolności. Umiem strzelać z łuku i karabinu, władam mieczem i kopią, potrafię też jeździć konno i na wielbłądzie - wymienia jarociniak. 


W programie mieli do wykonania różnego rodzaju zadania np. pracowali w zakładzie fryzjerskim czy kawiarni. Czy miał w związku z tym problem z barierą językową?

- Nie, mam podstawy angielskiego. Jestem bystry i szybko łapię. Jak chodziłem do szkoły, to miałem dobre oceny - chwali się mężczyzna.

Był to jego pierwszy samodzielny wyjazd zagraniczny. Wcześniej podróżował z ojcem, który niestety zmarł 17 lutego 2020 roku.

- W Turcji była wanna młodości, to do niej wskoczyłem i się odmłodziłem. Byłem też w kąpieli błotnej i to mi się też spodobało. Byłem również w programie „Dzień dobry TVN”, żeby wraz z innymi opowiedzieć o „Down the road”. W trakcie grała orkiestra, więc poprosiłem prowadzącą do tańca. Było super. Umiem się dogadać z ludźmi. Nie pozwolę sobie na to, żeby inni traktowali mnie źle - podkreśla Paweł Schiller.

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
reklama
reklama