Agnieszka i Łukasz Jankowscy - Wojtczak przeprowadzili się do Jarocina z Kruszwicy. Tam przez ostatnie 17 lat próbowali ułożyć sobie wspólnie życie. Te czasy wspominają z sentymentem.
Łukasz: Kruszwica to wyjątkowe miejsce - jezioro, Mysia Wieża, legenda itd., ale któregoś dnia popsuła nam się pralka. Kupiliśmy więc nową. Okazało się, że stara była już na tyle zużyta, że wypompowywała wodę pod tak małym ciśnieniem, iż odpływała ona sobie rurą ze spokojem. Gdy zamontowaliśmy nową pralkę i ona zaczęła odpompowywać ją wartkim strumieniem, cała woda wylała się nam zlewem na podłogę - opowiada. Szybko okazało się, że rura jest nieprawidłowo wstawiona i wymaga korekty. - Kiedy zacząłem to robić stwierdziłem, że trzeba wymienić też i syfon. Jak już kupiłem syfon okazało się, że rura jest zbudowana nie na tej wysokości, co powinna, więc muszę przewiesić sam zlew nieco wyżej - przypomina sobie. - Gdy w końcu przykręciłem go, na wydawałoby się już odpowiedniej wysokości, złamał się na pół i… roztrzaskał. Ostatecznie musiałem kupić także i nowy zlew.
Agnieszka: Kiedy ten zlew się roztrzaskał, to coś w mężu pękło, bo ciągle w naszym życiu coś się pod górkę działo. Wtedy Łukasz powiedział, że „on ma dosyć, on już tutaj mieszkać nie może i nie chce.”
W Jarocinie dają mieszkania?
O tym, że Jarocińskie Towarzystwo Budownictwa Społecznego realizuje w gminie program budowy mieszkań czynszowych Łukasz dowiedział się przypadkiem od znajomej. Zwierzył się koleżance, że myśli o wyprowadzce z Kruszwicy właśnie do rodzinnego Jarocina. Decyzja zapadła. Planował znaleźć i wynająć na miejscu mieszkanie.Tak tę rozmowę relacjonuje Łukasz,
-„Ale dlaczego wynająć mieszkanie - zdziwiła się znajoma? Przecież w Jarocinie budują osiedla „plus” dla młodych małżeństw. Trzeba tylko złożyć wniosek.
-To znaczy jak? Dają mieszkania?
- Po prostu składasz odpowiedni wniosek i jeżeli spełniasz określone warunki, możesz takie mieszkanie dostać, lub nie.
Łukasz przypomina sobie, że były to już ostatnie dni, w których można było składać dokumenty. Jeszcze wtedy nie wierzył, że to może się udać. Długo się jednak nie namyślał i zadzwonił do TBS-u w Jarocinie. Z każdą chwilą tamtej rozmowy czuł, że szansa na nowe miejsce na ziemi jest coraz większa.
- A dzieci Pan ma? – zapytał wreszcie pan w słuchawce.
- No dwójkę. 14 i 4 lata.
- To bardzo dobrze, bo potrzebujemy właśnie, aby były dzieci.
- No ale my nie jesteśmy z tego województwa, mieszkamy na Kujawach .
-To jeszcze lepiej! Niech pan szybko drukuje wnioski, a jutro przywiezie je do nas.
Kiedy Łukasz zapytał Agnieszkę o to, czy jest gotowa przeprowadzić się do Jarocina, ta była przerażona. Nie zastanawiała się jednak długo. Wiedziała, że druga taka szansa na otrzymanie własnego lokum może się już nie powtórzyć.
Agnieszka: Napisał do mnie, bo bał się zadzwonić (śmiech). To trwało dosłownie piętnaście sekund. Odpisałam - tak. Wspomina, że kiedy Łukasz drukował wszystkie potrzebne do złożenia wniosku dokumenty, siedziała w kuchni z całą stertą chusteczek. W Kruszwicy mieli przecież swoich przyjaciół, rodziców, studio fotograficzne, pracę... Z jednej strony przeprowadzka była dużą niewiadomą, z drugiej szansą i nadzieją na lesze życie.
Z domu z ogrodem na 50 metrów
Nie wszystko układało się jednak po ich myśli. Na podstawie wydanej przez TBS decyzji mieli otrzymać klucze do mieszkania już po sześciu miesiącach. Ostatecznie musieli jeszcze zaczekać 2,5 roku. To był dla nich bardzo trudny okres. Nie wiedzieli, czy mają szukać pracy tam w Kruszwicy, czy już w Jarocinie. Przenieść się z domu z ogrodem, który ma 150 metrów do 50 metrowego mieszkania było dla nich również bardzo dużym wyzwaniem. W międzyczasie Łukasz zdążył zmienić pracę. - Zostałem urzędnikiem państwowym. Byłem informatykiem od zabezpieczania danych osobowych i koordynacji świadczeń. To była stabilna praca. Przy dobrej pensji nie warto było tego tracić. Pracowałem już prawie trzy lata zanim skończyła się budowa mieszkań w Jarocinie – dodaje.Czas upływał, a oni wciąż nie byli pewni swojej przyszłości. W momencie, gdy ich życie prywatne zaczęło się powoli stabilizować, dostali swoje upragnione klucze do mieszkania. Stało się. Łukasz złożył wypowiedzenie z pracy. Musieli zostawić w Kruszwicy swoich rodziców i przyjaciół, całe siedemnaście lat wspólnego życia, by na nowym miejscu rozpocząć wszystko od zera. Z początku było im bardzo trudno.
Agnieszka: Wszystko tu było dla nas nowe. Nie znając miejscowych realiów musiałam sama poszukać szkoły dla dzieci. Wybrałam mniejszą placówkę w Roszkowie. Dzieci zaaklimatyzowały się na nowym miejscu w dwa dni - opowiada,
Mieszkania czynszowe pobudowane w Jarocinie przy ulicy Siedlemińskiej, znajdują się na peryferiach miasta. Brak jest tu tak elementarnych rzeczy jak np. chodnik, którym dzieci bezpiecznie mogły by chodzić do leżącej nieopodal szkoły. Mimo wszystkich tych niedogodności , małżeństwu bardzo podoba się lokalizacja.
Łukasz: Tylu ilu ludzi, tyle jest opinii na temat tego miejsca. Różnie mówią o tym osiedlu. Mamy tu np. sąsiadów, którzy sprowadzili się z Poznania. Myślę, że to świetne miejsce do tego by tu zamieszkać.
I tak narodził się „Jankesy House”
Pomysł na to, by z własnego mieszkania w Jarocinie zrobić przestrzeń dla artystów, przywieźli jeszcze z Kruszwicy, gdzie poznali właściciela agencji koncertowej. Ten po krótkiej rozmowie zaproponował im organizację kameralnych występów u siebie, w ich nowym miejscu zamieszkania. Pomysł bardzo przypadł im do gustu. Byli jednak pełni obaw. Nie wiedzieli jak sprawdzi się w tej roli ich nowe, nieduże przecież mieszkanie. Zupełną niewiadomą była również reakcja sąsiadów. Obawy okazały się jednak zupełnie nieuzasadnione. Sąsiedzi bardzo pozytywnie zareagowali na ich pomysł. Żartobliwie nazwali więc swoje mieszkanie „Jankesy House - cztery ściany dla artystów”. Do tej pory małżeństwo Jankowskich - Wojtczak gościło już u siebie takich artystów jak Kathię, pochodzącego z Islandii multiinstrumentalistę Ragnara Olafsona, czy też finalistę programu The Voice of Poland Maksa Łapińskiego. Agnieszka i Łukasz bardzo chcieliby, aby ich przedsięwzięcie przyczyniło się do promowania młodych artystów, będąc równocześnie ciekawą alternatywą na mapie kulturalnej miasta. Za każdym razem koncertom w kameralnym gronie przysłuchiwało się kilkanaście osób.Łukasz: Cieszę się, ze możemy to robić. Jarocin ma swoją markę, a i my sami chcielibyśmy jeszcze wnieść coś od siebie do życia kulturalnego miasta. Zawsze przez wszystkich Jarocin był kojarzony z festiwalem i różnego typu koncertami. Co ciekawe, ilekroć wspominam, że stąd pochodzę, wszyscy mnie pytają: „A byłeś kiedyś na Rytmach? A jest tam teraz tak jak kiedyś?” Nawet kiedy poznałem żonę i jej mama dowiedziała się, że jestem z Jarocina, to się chwyciła za głowę. Agnieszka! Tam w to błoto, w te namioty w te Rytmy pojechałaś? (śmiech)
Agnieszka - Tak było! Musiałam ją dopiero uspokajać i zapewniać, że ja przecież śpię w mieszkaniu i jestem bezpieczna -„Aha, bo ja już myślałam, że ty w tym kurzu tam teraz siedzisz... „(śmiech). Każdy kogo spotkałam uważa, że Jarocin jest w pewnym sensie kultowym miejscem, jednak gdyby nie to mieszkanie, nie byłoby nas tutaj.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.