reklama

80 lat GS „Samopomoc Chłopska” w Jarocinie. "Największym kapitałem spółdzielni są ludzie"

Materiał promocyjny

Opublikowano:
Autor:

80 lat GS „Samopomoc Chłopska” w Jarocinie. "Największym kapitałem spółdzielni są ludzie" - Zdjęcie główne
Zobacz
galerię
26
zdjęć

reklama
Udostępnij na:
Facebook
GospodarkaGminna Spółdzielnia „Samopomoc Chłopska” w Jarocinie jest jedyną, która przetrwała na terenie powiatu jarocińskiego. W latach rozkwitu miała 45 sklepów, 4 bazy magazynowe, mieszalnie pasz, masarnie, różnego rodzaju punkty skupu. Prowadziła 3 restauracje - m.in. znany Gościniec Walcerek. Od momentu założenia w 1945 roku, jarocińska GS nieprzerwanie wspiera lokalną społeczność, łącząc tradycję z nowoczesnym podejściem do handlu i produkcji.
reklama

Gminna Spółdzielnia „Samopomoc Chłopska” w Jarocinie od 80 lat pełni istotną rolę w życiu gospodarczym i społecznym regionu. Dzięki różnorodnej działalności wspiera lokalnych producentów, rolników i konsumentów, przyczyniając się do rozwoju i integracji społeczności lokalnej. Należy do tych, która przetrwała reformy rynkowe.

reklama

- W czasie transformacji musieliśmy dokonać przekształceń, aby być konkurencyjnym na wolnym rynku. Zarząd i osoby wówczas odpowiedzialne za spółdzielnię dokonały koniecznych zmian i podjęły decyzje, które umożliwiły nam pozostanie na rynku, nie będąc już monopolistą. Należy tu zaznaczyć, że podjęte w tamtym czasie decyzje, były bardzo trudne, często niepopularne. Jednak - patrząc z perspektywy czasu - jedyne słuszne. Świadczy o tym fakt, że nadal funkcjonujemy na rynku, a klienci nam ufają - mówi Paweł Gładczak, prezes SG Jarocin.

Dziś GS Jarocin prowadzi szeroką działalność handlowo-produkcyjną. W ofercie znajdują się m.in. piekarnie świeżego pieczywa i wyrobów cukierniczych, dostępnych w sklepach firmowych.    

reklama

Początki GS "Samopomoc Chłopska" w Jarocinie    

Początki jarocińskiej spółdzielni sięgają 28 maja 1945 roku. Założyło ją wtedy 17 członków z Jarocina i okolic. Przewodniczącym założycielskiego stowarzyszenia został Maciej Koluśniewski z Witaszyc. Na początku lipca została zarejestrowana w rejestrze handlowym ówczesnego Sądu Okręgowego w Ostrowie Wielkopolskim. Pierwszą siedzibą spółdzielni było Państwowe Gospodarstwo Rolne w Witaszycach. W pierwszej połowie 1946 roku spółdzielnia przeniosła się do byłego majątku Bogusław w Jarocinie. -

Od tego momentu zapisy w kronikach odnotowują dynamiczny rozwój spółdzielni - nadmienia Stefan Osiałkowki, który prawie 30 lat był prezesem Gminnej Spółdzielni „Samopomoc Chłopska” w Jarocinie, a pracował w niej ponad 55 lat.

reklama

- Systematycznie uruchamiano cztery gorzelnie w: Mieszkowie, Golinie, Radlinie i Zakrzewie - wylicza wieloletni prezes GS Jarocin. 

Nafta i śledzie w beczkach 

Rozpoczęto też otwieranie sklepów. Pierwszy uruchomiono w Roszkowie.

- Moi rodzice prowadzili ten pierwszy sklep - w pałacu - dodaje Zdzisław Cuprych, również wieloletni pracownik GS Jarocin. - Rodzice prowadzili go tylko przez trzy lata, bo potem wyprowadzili się do Dolska. Dosyć długo był sklep w pałacu, później GS-y wybudowały własny budynek. Do dzisiaj stoi, ale już nieczynny. Pamiętam, że była w nim nafta i śledzie w beczkach. Mama sprzedawała, a ojciec był zaopatrzeniowcem.

I przypomina sobie:

- To zaopatrzenie miało inny charakter. Cukier, mąka przychodziły luzem. Wszystko trzeba było ważyć. W latach 60-tych mleko było luzem -  w dużych pojemnikach. Klient przychodził z konewką i mówił: „Proszę 2 litry mleka”.

reklama

Pod koniec 1948 roku GS miała już 10 sklepów w różnych miejscowościach gminy Jarocin. 1 lipca 1949 roku spółdzielnia przeniosła swoją siedzibę do budynków przy ul. Poznańskiej w Jarocinie - i tak pozostało po dzień dzisiejszy. Kolejne lata to dynamiczny rozwój jarocińskiej spółdzielni. Otwierano następne placówki handlowe, magazyny skupu zbóż, warsztaty usługowe. 

Podmiejska w Witaszycach była pierwsza restauracją jarocińskiej GS

1 kwietnia 1952 roku uruchomiono restaurację Podmiejska w Witaszycach. Rok później powstały trzy piekarnie - w Cielczy, Jarocinie, Mieszkowie, a później dwie - w Witaszycach i Potarzycy. Liczba osób, które przystępowały do spółdzielni, bardzo szybko i dynamicznie rosła. W 1955 roku były to 2.083 osoby, a w 1965 roku - 2.706.

Własna masarnia i 280 pracowników

W 1956 roku Gminna Spółdzielnia „Samopomoc Chłopska” w Jarocinie mogła się pochwalić już własną masarnią, która zaopatrywała sklepy „geesu”. 8 lat  później uruchomiła mieszalnie pasz w Mieszkowie. Na koniec 1965 roku spółdzielnia prowadziła 45 placówek handlowych, w tym 30 sklepów spożywczo-przemysłowych w różnych miejscowościach, 8 sklepów przemysłowych, 4 magazyny towarów masowych i 3 klubokawiarnie. Wtedy w spółdzielni pracowało 165 osób, a 10 lat później było już ich 280.

- Zmieniały się zarządy GS-u, które inwestowały w spółdzielnie i dlatego istnieje, bo posiadała ogromny majątek. Inwestowano we własne obiekty, a nie dzierżawione. Te spółdzielnie, które funkcjonowały w dzierżawionych nieruchomościach, to je straciły, bo  właściciele im poodbierali. U nas - w Jarocinie - nie było co komu oddać, bo praktycznie prawie w 90% majątku należało do nas - podkreśla Stefan Osiałkowski.

Spółdzielnia starała się być samowystarczalna. Prowadziła tucz trzody chlewnej na zaopatrzenie własnych restauracji. Hodowała 100 świń. 

Zamarznięta woda i nawóz w wagonach 

Gminna Spółdzielnia w Jarocinie wspierała rolników - prowadząc mieszalnię pasz. W czasach PRL-u była jednym z filarów zaopatrzenia rolnictwa. Początkowo w takiej mieszalni pracował Zdzisław Cuprych. Potem zajmował się organizacją transportu. Nasza spółdzielnia miała cztery magazyny towarów masowych: Mieszków, Golina, Witaszyce i Jarocin, które pełniły kluczową rolę w lokalnym łańcuchu dostaw. Do Jarocina wszystkie towary docierały koleją.

- Praca była od rana do wieczora. Dzień przy dniu, nie wyłączając niedziel. Z Lubonia przychodził superfosfat pylisty w wagonach zamkniętych. Nadmuchane z góry po sam sufit. Drzwi nie szło otworzyć - i to wszystko było na tzw. „sipkę”. Rozładunkiem 50-tonowego wagonu zajmowało się 5-6 osób przez osiem godzin. Później dopiero mieliśmy operatora ładowacza - opowiada.

Niektóre sytuacje - jak mówi - będzie pamiętał do końca życia. - Chodzi o to, że zakłady pracy, producenci niczym się nie przejmowali. Zimą przyszło w węglarce 50 ton saletrzaku - w workach 50 kg. Wagon odkryty, na pewno nawóz był ładowany gorący, jak „przyszedł” do Jarocina, to wszystko było zamarznięte od góry do dołu. Worki trzeba było we dwóch odrywać, jeden od drugiego. Każdy miał inny kształt. Takie rzeczy się zdarzały - wspomina z ogromną precyzją Zdzisław Cuprych.

Innym razem zamarzł cały wagon wody źródlanej Połczyn-Zdrój.

- Jak otworzyliśmy wagon, to tylko było słychać „bach” „bach”, „bach”. Wszystko zmarzło, ale co... Przyszło, trzeba było rozładować. Poszło na wysypisko śmieci, trzeba było kilofem kuć, ale wagon musiał być pusty. Dzisiaj nie miałby kto pracować. Nie wyobrażam sobie, żeby cement przyszedł luzem w wagonie i go ludzie musieli w worki przekładać, potem na przyczepy, przywozić do magazynu i składać - ocenia nasz rozmówca. - 600 ton cementu załadowali w niesprawne wagony. Zanim przyjechał do Jarocina, to w większości cement był sprzedany. W taki sposób odbywał się handel, bo był głód cementu, a był potrzebny - wspomina dawne czasy Zdzisław Cuprych. 

Punkty skupu złomu i skór  

W ówczesnych czasach Gminna Spółdzielnia prowadziła bardzo szeroką działalność gospodarczą. Przy Al. Niepodległości w Jarocinie znajdował się duży punkt skupu złomu, który dostarczały jarocińskie zakłady.

- Nawet zdarzały się takie sytuacje, że mieliśmy całe wahadła wagonów i odsyłaliśmy je do Składnicy Przerobu Złomu Oława - mówi Aleksandra Bryll, która była kierownikiem punktu skupu złomu.

- Wagony zamawialiśmy na stacji Jarocin. U nas ładowaczem złom ładowaliśmy na przyczepy. Na wyładowni PKP z przyczep złom ładowano na wagony. Przeważnie było nerwowo, bo było dużo ludzi. Trzeba było bardzo uważać, żeby mnie nie oszabrowali. Przyjechał facet z Leszna, załadował dwie przyczepy wiórów od tokarni. Pojechał z nim magazynier na wagę cukrowniczą do Witaszyc i facet uciekł. Zaraz została zaalarmowana policja i złapali go - przypomina sobie była kierowniczka.

Aleksandra Bryll pracowała również w punkcie skupu skór na ulicy Wojska Polskiego w Jarocinie, który znajdował się w pobliżu rzeźni. To z ubojni trafiły tam świeże skóry od krów, cieląt, świń. Suszone skóry dostarczali rolnicy, koła łowieckie, hodowcy nutrii.    

Braki towarów, kartki na wszystko     

Część pracowników GS Jarocin doskonale pamięta system kartkowy w Polsce. Był formą reglamentacji towarów, gdy kraj zmagał się z poważnymi brakami w zaopatrzeniu. Obywatele mogli nabywać określone produkty jedynie po okazaniu specjalnych kuponów. W ramach tego systemu reglamentowano m.in.: mięso i jego przetwory, cukier mąkę, kasze, masło, mleko, czekoladę, słodycze, kawę, alkohol, papierosy. Później kartkami objęto także odzież, mydło, proszki do prania, a nawet... papier toaletowy. Najbardziej charakterystycznym zjawiskiem były długie kolejki przed sklepami. Ludzie często ustawiali się w nocy, a zdarzało się, że oczekiwali godzinami tylko po to, by dowiedzieć się, że towar... skończył się.

- W tych ciężkich czasach trudno się pracowało. Kartki trzeba było wycinać, a jeszcze był taki okres, że na dzieci dostawało się masło z zagranicy. W książeczkach dzieciom odbijało się pieczątki. Trzeba było je wycinać i później kleić na karty A4, żeby to rozliczyć. Przeważnie robiło się to w domu, bo jak w niektórych sklepach byłam sama, to nie miałam czasu. To była masakra. Zdarzało się, że ludzie w tej kolejce się kłócili, bo na przykład przed klientem czegoś zabrakło - mówi Halina Głodek, która z GS Jarocin była związana całe swoje życie zawodowe, a pracę rozpoczęła w 1975 roku.

System kartkowy pogłębiał frustrację obywateli. Codzienne życie podporządkowane było zdobywaniu podstawowych produktów.
Reglamentacja została ostatecznie zniesiona w sierpniu 1989 roku, a ostatnie kartki - na mięso - przestały obowiązywać w lipcu 1990 roku. Koniec systemu kartkowego był symbolicznym znakiem transformacji ustrojowej i początkiem wolnorynkowej gospodarki. Wtedy zarządzanie GS Jarocin przejął Stefan Osiałkowski. Prezesem spółdzielni był prawie trzy dekady. To m.in. dzięki niemu spółdzielnia nie podzieliła losów pozostałych z powiatu jarocińskiego, które zniknęły z mapy gospodarczej naszego regionu.   

Okres transformacji

 Stefan Osiałkowski nie ma wątpliwości - spółdzielnia przetrwała dzięki pracownikom, którzy rozumieli, że wchodzi wolny rynek, zupełnie inna mentalność handlu. 

 - Wiedzieli, że jeżeli nie dostosujemy się do tego, co nadchodzi, to będziemy mieli problemy. Dlatego przetrwaliśmy, bo potrafiliśmy się dostosować do roli producenta i handlowca. Nie bez znaczenia jest fakt, że zostało z nami wielu klientów. Z monopolisty staliśmy się indywidualnym sprzedawcą. W poprzednich latach walczyliśmy o towar, a później - oprócz tego - trzeba było jeszcze walczyć o klienta, który odchodził do prywatnego sektora - mówi Stefan Osiałkowski.

- Zawsze w każdym jest najtrudniejsza chęć. Jeżeli ktoś ma chęć, to ten problem staje się minimalny. Pracownicy rozumieli, że dostosowanie się, to jest ich sukces, ich miejsca pracy i dlatego przetrwaliśmy. Pozostaliśmy w okrojonym zakresie, z mniejszą ilością sklepów, nie ma masarni, mieszalni, ale zostały dwie piekarnie i sklepy - dodaje wieloletni prezes.

Spółdzielnia, mimo zmian rynkowych i presji globalnych sieci handlowych, nadal pozostaje istotnym podmiotem lokalnej gospodarki. 

„Rolnik” najbardziej kojarzy się z jarocińską gminną spółdzielnią

Jednym z bardziej znanych obiektów GS Jarocin jest Dom Handlowy „Rolnik” przy ulicy Poznańskiej w Jarocinie. Przez niektórych jest określany jako pierwsza galeria handlowa w Jarocinie. W latach 80-tych „Rolnik” mieścił różnorodne sklepy i punkty usługowe. Znajdowały się w nim m.in. stoiska z odzieżą, materiałami z wyposażeniem do domu, butami. Sklep metalowy, sklep spożywczy, w którym serwowano według mieszkańców najlepsze w Jarocinie kurczaki z rożna.

- Przez 15 lat pracowałam na stoisku obuwniczym. Byłam jego kierownikiem - mówi Wiera Fajerska.

- Były takie lata, że ciężko było z butami. Ludzie kupowali takie rozmiary, jakie były. Nawet nie przymierzali. Mówili: „Niech pani da, obojętnie jaki, bo komuś zawsze się przyda”. Nie zdążyliśmy butów wykładać, tylko wszystko na bieżąco się sprzedawało - opowiada.

Do dnia dzisiejszego pamięta sytuacje, kiedy w kartonie znajdowały się dwa prawe lub lewe buty.

- Nieraz w zamieszaniu ktoś złośliwy był i wziął jeden but, chociaż mu się nie przydał. Był stres. Ludzie nieraz nas wyzywali: „Gdzie ten towar?”,  „Dlaczego nie ma butów?”- dodaje.

Dziś budynek prawie cały jest dzierżawiony. Mieszczą się tam firmy o różnym profilu działalności - w tym Autorska Szkoła Muzyczna, a także firmowy sklep piekarniczy spółdzielni.

- Chcemy dokończyć remont Domu Handlowego „Rolnik”, aby stał się naszą wizytówką, ponieważ to właśnie on, jak żaden inny, w mieście kojarzy się z Gminną Spółdzielnią w Jarocinie - mówi Paweł Gładczak, prezes GS Jarocin. 

Dziś GS Jarocin ma 18 sklepów

Jarocińska spółdzielnia podejmuje inicjatywę otwierania nowych sklepów i inwestuje w istniejące. Ich celem nie jest konkurowanie z dużymi sieciami, ale zapewnienie dostępu do codziennych zakupów i - co najważniejsze - towarów od lokalnych dostawców. W placówkach GS Jarocin możemy kupić produkty Okręgowej Spółdzielni Mleczarskiej w Jarocinie czy wyroby mięsne firmy Biegun, Bukat i Ciąder. W ostatnim czasie generalnie zmodernizowano sklep w Łuszczanowie. Placówka została przekształcona w samoobsługową. Budynek utrzymany jest w pięknych pastelowych brawach.

- Nie wyobrażam sobie, żeby tego sklepu nie było. Spokojnie mogę sobie przyjść zrobić zakupy. Nie trzeba jeździć do Jarocina. Wyroby są bardzo smaczne i świeże, a panie tam pracujące są zawsze miłe i uśmiechnięte - mówi mieszkanka Łuszczanowa.

Aktualnie GS Jarocin posiada 18 sklepów: 12 spożywczych i 6 piekarniczych.

Węgiel dostępny także przez internet

Gminna Spółdzielnia "Samopomoc Chłopska" Jarocin odnalazła się także w cyfrowej rzeczywistości. Mieszkańcy naszego regionu mogą już kupować węgiel przez internet, bez wychodzenia z domu.

- Jesteśmy podmiotem pośredniczącym pomiędzy kopalnią a klientem. Klient kupując opał w e-sklepie Polskiej Grupy Górniczej, może go osobiście odebrać lub my zawozimy pod wskazany adres. Zajmujemy się również pomocą w zakupie opału dla klientów. Zakładamy konta internetowe, gdyż zdajemy sobie sprawę że nie każdy potrafi sam to zrobić, a szczególnie starsi klienci - mówi Ewelina Karlińska, odpowiedzialna za dystrybucję węgla.

Zakupy online są szybkie.

- Praktycznie na drugi, trzeci dzień  klient ma możliwość  odbioru opału od nas ze składu  lub możliwość dostawy towaru z naszej strony - podkreśla.

Dzięki współpracy z Polską Grupą Górniczą (PGG), mieszkańcy naszego regionu zyskują dostęp do węgla w korzystnej cenie i bez pośredników. 

Potencjał pracowników jarocińskiej GS

Bez wątpienia największym kapitałem jarocińskiej GS są ludzie - doświadczeni, zaangażowani i znający potrzeby lokalnych społeczności. Pracownicy Gminnej Spółdzielni to często osoby związane z firmą od wielu lat. Wieloletni staż pracy przekłada się na znajomość lokalnych problemów klientów oraz specyfiki regionalnego rynku. Taką osobą jest Urszula Karólak, która ze spółdzielnią jest związana od 39 lat.

- Pracowałam na różnych stanowiskach, zaczynając od działu handlowego, poprzez dział kontraktacji i skupu, inwentaryzacji. Od 1990 roku zajmuję stanowisko referenta samorządu i organizacji oraz jestem sekretarką prezesa - mówi Urszula Karólak.

- Praca w sekretariacie  jest zróżnicowana i polega przede wszystkim na: nadzorowaniu  przepływu informacji  oraz dokumentów w firmie  pomiędzy pracownikami, kontrahentami a prezesem zarządu, łączenie połączeń pomiędzy poszczególnymi działami, dzwoniący klient z zapytaniem o prezesa lub ofertą handlową, wysyłanie i odbieranie poczty, listy, e-maile, organizowanie, obsługa spotkań biznesowych oraz narad i bezpośredni kontakt z klientem - wylicza Urszula Karólak.

Zaledwie o rok krótszy staż pracy ma Elżbieta Pudelska, która od 6 lat pełni jedną z ważniejszych funkcji w GS Jarocin. Jest główną księgową.

- Na przestrzeni tych 38 lat praca bardzo się zmieniła. Wszystko jest szybciej. To jest związane z systemami, bo każda firma, urzędy skarbowe, czy inne instytucje wymagają wszystkich sprawozdań internetowo. Wszystko się bardzo skomputeryzowało i zostaliśmy zmuszeni do wprowadzenia programów komputerowych - mówi Elżbieta Pudelska.

- Bardzo lubię pracować w spółdzielni, uwielbiam księgowość. To jest moje powołanie i nie wyobrażam sobie pracować w innej firmie - wyznaje. 

Wielozadaniowość to jedna z kluczowych cech pracowników Gminnej Spółdzielni w Jarocinie.

- Było się sprzedawcą, kierownikiem sklepu, sprzątaczką, księgową, bo trzeba było przygotować raporty. Nie wyobrażam sobie innej pracy. Skończyłam szkołę gastronomiczną, ale moim marzeniem zawsze było sprzedawanie w sklepie  - opowiada z satysfakcją Halina Głodek.


 Coraz częściej do pracy w GS-ach trafiają także młodsze osoby - absolwenci szkół zawodowych, branżowych i techników, którzy łączą świeże spojrzenie z gotowością do nauki od starszych kolegów. Dzięki temu możliwe jest budowanie ciągłości międzypokoleniowej i unowocześnianie działalności spółdzielni. Jedną z takich osób jest Piotr Marecki.

- Do spółdzielni przyszedłem w 2018 roku, zacząłem naukę w zawodzie piekarz. Później odszedłem na pół roku i wróciłem z powrotem. Przypasował mi ten zawód - mówi Piotr Marecki.

Dlaczego wybrał GS?

- Trochę ze względu na lokalizację, ale przede wszystkim jest bardzo dobra atmosfera w pracy. Pracujemy na dwie zmiany - od 17:00 do 1:00 i od 2:00 do 10:00. Ciężka praca jest w nocy, ale jak się widzi tyle uśmiechniętych ludzi, którzy co rano kupują świeży chleb i bułki, to jest miód na nasze serca - podkreśla młody piekarz.   

GS Jarocin to coś więcej, niż miejsca pracy 

Zaangażowanie, lojalność i więzi międzyludzkie - tak w skrócie można opisać atmosferę panującą w Gminnej Spółdzielni „Samopomoc Chłopska” w  Jarocinie. Pracownicy podkreślają, że mimo upływu lat, GS wciąż jest dla nich czymś więcej niż tylko miejscem pracy. Często zatrudnienie znajduje tu więcej niż jedno pokolenie tej samej rodziny.

- 80-lecie firmy to taki okres, kiedy zajrzałam trochę głębiej w historię. Jest ona bardzo ciekawa dla mojej całej rodziny. Mogę twierdzić, że jest to poniekąd nasza firma rodzinna - mówi Sylwia Nowakowska, samodzielny referent do spraw płac i członek zarządu ds. produkcji.

- Mój pradziadek - Ludwik Cuprych, który urodził się w 1887 roku, był jednym z założycieli gminnej spółdzielni. Jego syn, a mój dziadek - Kazimierz  Cuprych - wraz z babcią Stefką prowadzili pierwszy sklep, który był otwarty w Roszkowie w 1946 roku. Moi rodzice zaczęli tutaj pracować w latach 80. Mama zajmowała się płacami, a tata zaczynał w transporcie - mówi Sylwia Nowakowska, która z GS Jarocin jest związana od 20 lat.

Również jej córka była zatrudniona w jednym ze sklepów.

- Jestem bardzo dumna, że cztery pokolenia mojej rodziny miały swój udział w powstaniu gminnej spółdzielni, jak i w jej rozwoju - mówi Sylwia Nowakowska. 

reklama
WRÓĆ DO ARTYKUŁU
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
logo